Zapach szarlotki
Od kuzynki mieszkającej na drugim końcu Polski otrzymałem list, którego fragment wklejam niżej – oczywiście za jej zgodą.
Dlaczego?
Dla urody tego tekstu. Dla zapachu ciasta, dla odczuwanego w tym fragmencie ciepła jej domu i ciepła jej kobiecości.
"Jest sobotni wieczór. Siedzę w kuchni, czystej, posprzątanej, z książką na kolanach. Siedzę bokiem na krześle, oparta o ścianę a nogi wyciągnęłam na drugie krzesło. Czytam. Jednak co chwilę podnoszę znad książki głowę i patrzę. Patrzę na to moje królestwo, na miejsce, w którym spędzam tyle czasu., które dwa lata temu zaprojektowałam sobie, żeby było ładne, funkcjonalne i MOJE. I jest. Oto ono: Na wielkim, pustym teraz blacie roboczym po prawej stronie stoi w kącie ciemnozielona dracena. Kupiona, gdy po remoncie urządzałam kuchnię, w jakimś markecie, za psie pieniądze. Nie myślałam, że będzie jej tak dobrze w tym miejscu. Ma mnóstwo zdrowych, sztywnych, wąskich liści, z wywiniętymi ku dołowi końcówkami. Jest coraz większa i dziś zastanawiałam się, gdzie ją przestawić, gdy zacznie mi zasłaniać światło. Obok małe, czerwone jabłko, które Olek dostał wczoraj od babci. Trochę krzywe. U wierzchołka ma wypukłość, która zasłania ogonek, widzę tylko sam jego czubek. Dalej stoi słoik. Litrowy, po marynowanych pieczarkach, a w nim wiśnie wyjęte ze spirytusu, z nalewki o pięknym kolorze, nie za mocnej, nie za słodkiej, takiej w sam raz. Kawałeczek dalej - butelka coca-coli i już zlewozmywak. Obok pojemnik na ociekające sztućce, jak zwykle pełniutki. Wystaje z niego drewniana łopatka, której używałam wczoraj smażąc na obiad dorsza i wielki nóż, z drewnianym uchwytem i szerokim ostrzem, którym niedawno siekałam margarynę, kiedy robiłam ciasto na szarlotkę. Z suszarki nad zlewem smutno zwisają pozbawione życia palce gumowych rękawiczek. Obok zlewu stoi miseczka z winogronami. Jest żółta, ma namalowane oczy, usta i łapki a nos ma guziczkowaty, wypukły. Nad blatem, na relingu wiszą szklane baniaczki na przyprawy, a każda z nich jest innej barwy i faktury. Biała, miałka sól, pylisty, rdzawy cynamon, kulki pieprzu w czterech kolorach, ciemnozielone płatki bazylii i żółtawa przyprawa jarzynowa, która od wilgoci wiąże się w bryłki. W piekarniku złoci się coraz bardziej szarlotka, z prawej strony bardziej brązowa, niż złota. W całym mieszkaniu pachnie, pachnie ciastem, pieczonymi jabłkami i cynamonem. Zapach jest trochę słodkawy, trochę kwaskowaty, trochę korzenny - pyszny. Szarlotka, gdy trochę przestygnie, będzie świetnie smakowała z kubkiem chłodnego mleka. Zapach ciasta to zapach domu, zapach porządków, poukładania, bezpieczeństwa, bliskości, poczucia przynależności do tego miejsca, do tych ludzi - zapach jedyny taki na świecie, zapach, który przychodzi na myśl, kiedy w wilgotny albo mroźny czas wraca się do domu i widzi się oświetlone okna innych domów i przyspiesza się kroku, bo tam, za rogiem i jeszcze kawałek, może dwieście, może trzysta metrów jest moje takie oświetlone okno, z moim domem, z moim ciepłem; już za chwilę włożę moje papućki i napiję się herbaty z kubka z moim imieniem. Zapach zapamiętany z domu rodziców, gdy w sobotnie popołudnia mama piekła ciasta, przyniesiony tutaj, by innym tworzył domową, ciepłą, cynamonową atmosferę. Nie mam córek, które mogłyby ponieść go dalej, ku kolejnym mężczyznom i dzieciom, ale może gdzieś żyją takie dwie dziewczyny, które moim synom dadzą cosobotni zapach pieczonego ciasta?"
Ech, Kuzynko! Mój cioteczny brat a Twój mąż to szczęściarz.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.