Dodany: 28.02.2008 16:18|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

Czytatka-dylematka


Po długim wyczekiwaniu udało mi się zdobyć w bibliotece część 2(„Trufle) i 3 („Cudze pole”) cyklu „Przypadki księdza Grosera” Jana Grzegorczyka.
Jeśli chodzi o pomysł i sposób jego ujęcia, nie odbiegają od części pierwszej.Treściwe, wzruszające, dające do myślenia. Pełne realnego życia, ze wszystkimi jego głupstwami i przyziemnościami, a jednocześnie nasycone duchowością, ale taką wypływającą organicznie z tego życia, a nie oderwaną od niego. Dobre kreacje psychologiczne bohaterów: sam Wacław, oprócz niego Krystian, Paweł, biskup Florian, Zuzanna; także na drugim planie sporo postaci wyrazistych, niezależnie od tego, czy są one systematycznie zaangażowane w akcję(Zbiniu, Franek, Agatka), czy pojawiają się w pojedynczych scenach (Norbert, siostra Weronika, pani Adela).

Wspólną cechą całego cyklu jest zwrócenie uwagi na kwestie ważne dla Kościoła katolickiego – jak „być księdzem w kraju, który pogodził się albo raczej zadekretował śmierć Kościoła?” ; czy mają jeszcze rację bytu zakony kontemplacyjne? dlaczego nawet po wielu latach służby Bogu zdarza się, że kapłan czy zakonnica zrzuca duchowną szatę? – i na grzechy, albo, jak kto woli, przywary plamiące wiernych tak samo, jak niewierzących: pijaństwo, chciwość, lizusostwo, obłudę, korupcję, „mówienie fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”, pogardę dla słabszych i biedniejszych, bezmyślność.

Tutaj, jak nigdzie, widać jak na dłoni, że powołanie kapłańskie czy zakonne to niekoniecznie bilet do świętości; a jednak, choć Grzegorczyk nie stroni od problemów drastycznych, choć pozwala się czytelnikowi zetknąć z wikarym dającym w zęby proboszczowi, z biskupem bardzo subtelnie molestującym podwładnego, z księdzem-alkoholikiem i zakonnicą w ciąży – w żaden sposób nie można powiedzieć, że ośmiesza Kościół czy podważa jego autorytet. Nie, bo ten autorytet, ta siła uwidacznia się w zupełnie innych scenach: w zdarzeniach z hospicyjnej posługi siostry Łucji i księdza Pawła, w historii małżeństwa Olafa i Patrycji, w cudownym przeistoczeniu miejscowych lumpów w gorliwych budowniczych i obrońców nowego kościoła. Za tę wymowę, za to wzruszenie zmuszające do ocierania łez po kilka razy przy lekturze każdego z tomów „Przypadków…”, gotowa byłabym ocenić cały cykl znacznie wyżej, niż to zrobiłam.

A jednak jest coś, co mi w tym przeszkadza. Nawet nie oczywisty dydaktyzm wielu scen, nie rozwiązanie rodzinnej tajemnicy Krystiana, sprawiające wrażenie zaczerpniętego żywcem z telenoweli, i także nie cokolwiek chaotyczne rozmieszczenie wątków w obrębie poszczególnych rozdziałów (np.”Anioł” składa się z 5 części, z których tylko jedna jest mini-opowiadaniem pasującym do tytułu, pozostałe zaś dotyczą zupełnie innych wydarzeń i mają innego bohatera; są i rozdziały-monolity, i takie, w których równocześnie dzieją się rzeczy na trzech różnych planach).

Zastrzeżenia mam, niestety, do stylu, który miejscami jest bardzo „czytankowy”, przypominający dydaktyczne opowiadania z czasopism dla młodszych nastolatków, a miejscami zwyczajnie nieporadny („Całe zresztą dziwactwo polegało na tym, że miał ogorzałą, spaloną przez jazdę rowerem w słońcu twarz, a skóra w miejscu zgolonych włosów i brody była biała.”[T,33]; „Ciśnienie zeszło.”[T, 47]; „Miał bladą pergaminową skórę, lecz gdy uśmiechnął się, nabierała koloru, z powodu żółtej szczęki.”[T, 63]; „Efekt nieszczęśliwie okazanej wczoraj radości na wiadomość o przyjeździe do Męczenników prezydentowej.”[T,182]) i nawet zawierający błędy gramatyczne („wyszarpują mu z rąk trufla”[T,58]; „niczym z wymiona krowy”[T,47]). Co ja zrobię, że psuje mi to wrażenie ogólne?

Gdybym czytała „Przypadki…” 30 lat temu, pewnie byłabym bezgranicznie zachwycona i bez namysłu uhonorowałabym cykl trzema szóstkami. A teraz mam dylemat: czy dobrze robię, oceniając powieść pełną wartości, lecz słabszą stylistycznie, niżej, niż świetnie się czytającą „przygodówkę” fantasy? Czy zasługuje ona na mniej, czy na więcej, niż dzieło noblisty, napisane perfekcyjnym stylem i doskonałym językiem, lecz pozbawione „tego czegoś”, co sprawia, że książkę chce się czytać po raz wtóry i następny?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1155
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: carrie 09.05.2008 21:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Po długim wyczekiwaniu ud... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ja na razie przeczytałam tylko pierwszą część tego cyklu i podobała mi się w takim stopniu, że albo nie dostrzegłam opisanych przez Ciebie niedociągnięć, albo szybko o nich zapomniałam :) Teraz się rozglądam, skąd by tu ściągnąć kolejne dwa tomy.
Co do dylematu dotyczącego oceny, myślę, że skoro można ocenę wystawić tylko jedną, to należy to zrobić całkowicie subiektywnie. W swoich ocenach mam książki, które uważam za dobre, ale na przykład niezbyt wciągające - "wciągnięcia" nie da się ocenić obiektywnie, bo jeden czytelnik wsiąknie w książkę bez pamięci, a inny będzie nad nią zasypiał z nudów... Toteż oceniam subiektywnie i dokładnie tak należy moje oceny odczytywać: 6 znaczy, że *mnie* się podobało bardzo, niezależnie od niedoróbek stylistycznych, banalnego tematu czy zbyt błahych problemów opisanych w treści. A niskie noty - że *mnie* książka nie pociąga, mimo całej swej powagi, wielkiej ilości informacji, powszechnego uznania dla autora, napchania dowcipami [które najwyraźniej bawią wszystkich, tylko nie mnie ;>] i tak dalej. Zresztą za mało wiem o literaturze, żeby móc być obiektywnym krytykiem :)
Użytkownik: 00761 09.05.2008 21:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Po długim wyczekiwaniu ud... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, przeczytałam, podobnie jak Ty, cały cykl i przyznam, z chęcią przeczytałabym więcej. :) I podobnie jak Tobie tu i ówdzie mi stylistycznie "zgrzytało". Niemniej fabuła cyklu jest taka, że nad niedoskonałościami języka przechodzi się nieomal bezboleśnie. Uważam, że to książki ważne, często pokazujące sprawy kontrowersyjne czy wręcz bulwersujące opinię publiczną, ale w taki sposób, że ta "sensacyjność" gdzieś się gubi. To, że Grzegorczyk podejmuje tematy, które nadal są uznawane za swoiste tabu i pisze o nich otwarcie, jest bardzo ważne. Czasy się zmieniły i zmienili się księża, zmienił się także Kościół i po prostu powinno się mieć tego świadomość. Tak samo jak świadomość tego, że ten Kościół to także Zbiniu czy degustatorzy "patykiem pisanego", czy dewotka w wiadomym berecie. I to świetnie, moim zdaniem, Grzegorczyk pokazuje. Zatem... ego absolvo stylistyczne wpadki. :)

Hmmm, 30 lat temu ta książka miałaby inny wymiar, sądzę, że niekonieczie adekwatny do zamiarów Grzegorczyka.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: