Dodany: 15.05.2008 17:41|Autor: Laila
"Bóg urojony" Dawkinsa
Swego czasu toczyły się na Biblionetce intensywne dyskusje na temat tej książki. Nic w tym dziwnego, bo podejmowany temat jest bardzo delikatny. Nie chcę tu wywoływać kolejnych sporów, czy trzeba wierzyć, czy nie, kto jest lepszy - wierzący czy ateiści itd. Nie mam zamiaru polemizować z poglądami Dawkinsa, nie jest tutaj ważne, czy się z nimi zgadzam, czy nie. Pomijam też kwestię, czy sama jestem wierząca. Skupię się wyłącznie na ocenie "formalnej" książki.
Zacznę może od tego, co mi się w książce Dawkinsa podobało. Przede wszystkim bardzo przystępne, ciekawe i wciągające ujęcie niektórych naukowych "zjawisk". Znajdziemy tu wiele interesujących faktów i ciekawostek z zakresu biologii, fizyki, matematyki, historii. Znajdziemy też poezję, do tego mnóstwo odniesień do wydarzeń politycznych. Zadziwiająca jest rozległość wiedzy autora i polot, z jaką potrafi przekazać jej cząstki. Nie mówię tu oczywiście o rzetelnej, usystematyzowanej wiedzy z którejkolwiek z powyższych dziedzin, bo wtedy oczywiście książka nie byłaby tak króciutka, a jej lektura względnie łatwa. Przywoływane przez Dawkinsa fakty są jedynie pewną "powierzchnią" wiedzy, którą on sam posiada, mającą zainteresować czytelnika. Trzeba przyznać, że cel ten został w pełni osiągnięty - przynajmniej w moim przypadku.
Kolejną zaletą, automatycznie wynikającą z powyższej, jest to, że "Bóg urojony" podsycił we mnie chęć poznawania tych "draśniętych" zaledwie tematów. Wiem teraz, że chcę poznać więcej fragmentów Biblii. Utwierdziłam się w przekonaniu, że wiedza ma ogromną wartość, że czas poświęcony na jej zdobywanie nie jest nigdy czasem straconym.
Wspominałam już wyżej o łatwości czytania. Pomimo, że chwilami książka wymaga bardziej intensywnego myślenia, i tak wciąż jest przystępna i czyta się ją szybko, z zaciekawieniem. Jest to niewątpliwie zaleta stylu. I tutaj muszę przyznać się, że wpadam w pewną sprzeczność - z jednej strony styl ułatwia czytanie, a z drugiej ujmuje książce wartości. Trudno mi to wytłumaczyć.
Dawkins oczywiście napisał "Boga urojonego" w określonym celu. Jak sam przyznaje, jego ambicją jest przekonanie ludzi, że Bóg nie istnieje. Z przytaczanymi przez niego argumentami można się zgadzać lub nie. Oczywiście są to argumenty poparte rozumowaniem filozoficznym, logicznym, związanym z poszczególnymi dziedzinami nauki. Jednak chwilami wydaje się, że w wywodzie nad treścią dominuje retoryka. Tu kolejny paradoks - Dawkins wyraża swoje poglądy w lekkim, przekonującym stylu, jednocześnie inteligentnym, niepozbawionym ciętej ironii, zależnie od potrzeb poważnym, humorystycznym lub nawet chwilami nastawionym na wzruszenie czytelnika. I te ostatnie fragmenty, choć tak udatnie wplecione w tok wywodu, i z pozoru całkiem na swoim miejscu, strasznie mi zgrzytały. Moim zdaniem granie na emocjach czytelnika w książce tego rodzaju jest poważnym minusem - gdyż, wg mnie przynajmniej, obnaża pewną pobłażliwość autora dla jego czytelników. To coś takiego, jakby Dawkins mówił sobie w duchu: "Dla każdego coś miłego... opiszę te historyjkę w taki wzruszający sposób, to na pewno przekona do moich poglądów tych mniej inteligentnych/gorzej wykształconych/bardziej uczuciowych. Będzie łatwiej ich "przekabacić"." Może Dawkins nie użyłby wprost słowa "przekabacić", a może niesprawiedliwie przypisuję mu pewne wyrachowanie.
Nie podobała mi się też dość wyraźna protekcjonalność, z jaką Dawkins traktuje swoich oponentów. Nieważne, ile razy podkreśla swój szacunek dla niektórych z nich. I tak gdzieś w tle pobrzmiewa leciutkie politowanie i niestety nie da się tego ukryć pod warstewką eleganckiego stylu.
Jest to, moim zdaniem, dobra książka. Nie wiem, na ile Dawkinsowi udało się zrealizować swój cel - choć w kilku fragmentach podkreśla, że niejednokrotnie dostawał listy od wdzięcznych czytelników, którzy dzięki niemu zmienili swoje życie. Zgadzam się, że "Bóg urojony" może skłonić do przyznania się do ateizmu, bądź przekonać tych, którzy są "pomiędzy" do wybrania opcji "bez wiary". Jednocześnie autor dla poparcia swoich tez nierzadko używa bardzo mocnych argumentów i mocnych słów, które niejednokrotnie mogą być uznane za pewną przesadę, i w efekcie wywołać reakcję odwrotną - czyli jeszcze gorętszą obronę swoich poglądów przez ludzi wierzących. Można powiedzieć, że w zasadzie to po prostu kolejny "kij w mrowisko". Jednak zgrabny to kij, i dla mnie ma tę niezaprzeczalną zaletę, że dał mi pewne wytchnienie intelektualne od studiów, przywracając wiarę w to, że zdobywanie wiedzy nie musi być procesem tak żmudnym i niewdzięcznym, jak ostatnio jest dla mnie.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.