"Prawiek i inne czasy": czyli moje zmagania z panią Olgą T.
No tak, zmagania. Nie wiem, jak ja mam "to" ocenić. Jak można ocenić książkę, której się nie rozumie?
Moim szóstym zmysłem wyczuwam, że jest to dobra literatura. Dobra książka. Na pewno coś chciała mi powiedzieć, tylko co?
Nie uważam siebie za jakąś szczególnie głupią osobę. Ale po przeczytaniu takiej książki czuję się jak ostatni dureń, który wyskoczył z miejsca, gdzie mak rośnie, a diabeł mówi dobranoc, i nie ma pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Bo interpretacje poszczególnych, pojedynczych rozdziałów - proszę bardzo. Jak bym się uparła, to mogłabym napisać. Trochę wysiłku i myślę, że dałabym radę. Ale całości?
Książka opisywała życie Misi. Niemalże od poczęcia do śmierci i dalej - nie jakieś egzystowanie w postaci ducha, lecz w bliskich, dzieciach, wnukach. Wszystko się będzie toczyć dalej. W końcu Adelka wzięła młynek i zaczęła nim kręcić...
Ale co ja mam z tym zrobić?
Nie wiem, jak mam tą książkę rozumieć. Domyślam się, że Prawiek to taka alegoria naszego świata. Tylko co dalej? Przedstawione różne typy ludzkie? Nie, oni w swojej różnorodności byli do siebie podobni. Więc co? Egzystencjonalizm? Historiozofia? Nie wiem.
A może to jest tak, że każdy wybiera sobie z tej książki co chce? Parę rozdziałów, które go zaciekawią, i tyle? Nie. Nie wiem.
Nie chcę, nie oczekuję gotowych odpowiedzi. Nie lubię tego. Wolę sama, jak Zosia. Jednak chyba potrzebuję jakiejś wskazówki. Inaczej chyba nie dam rady.
Chyba, że jest to opowieść o samotności w świecie pełnym ludzi. Przecież tam nie było miłości spełnionej!
Plus perełki w każdym czasie...
PS: Dla wszystkich zainteresowanych moimi zmaganiami z Proustem: Porzuciłam go na rzecz Tokarczuk, gdyż "Prawiek..." musi zostać oddany do 13 czerwca do szkolnej biblioteki, a Marcelka nikt mi zabierać nie chce :-). Ale od dzisiaj do niego wracam!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.