Dodany: 25.08.2008 03:35|Autor: Aquilla
Dzikie dziecię cz. 1.
W lesie panowała cisza. Ptaki, zmęczone upałem, schowały się między liśćmi drzew, drobne zwierzęta szukały chłodu w swych norach i jamach. Na środku niewielkiej polany stał samotny jeleń i leniwie przeżuwał zerwane przed chwilą młode pędy ziół. Był spokojny i zrelaksowany - wiedział, że w taką pogodę nawet wilki tracą ochotę na polowania, a jego pokaźne rogi i ostre kopyta stanowiły doskonałą ochronę przed mniejszymi drapieżnikami. Zwierzę powoli opuściło głowę i zaczęło skubać kolejną kępę trawy. Naraz poderwało się i nerwowo zastrzygło uszami. Z pobliskich krzaków dochodziły dziwne odgłosy. Zaniepokojony jeleń grzebał kopytem w ziemi, spoglądając w zieloną gęstwinę. Wtem z krzewów wyskoczyła paszcza pełna ostrych zębów i ujadając donośnie popędziła w stronę zwierzęcia. Jeleń zakwiczał i stanął na tylnych nogach. Ostry bełt musnął sierść na jego piersiach i zagłębił się w drzewie po drugiej stronie łąki. Po kilku sekundach słychać było jedynie oddalający się tętent kopyt.
Dinah niezgrabnie wyczołgał się z krzaków i klnąc przeraźliwe stanął na środku polany. Do jego lekkiego, myśliwskiego stroju przyczepiło się mnóstwo gałązek i liści, a bezużyteczna teraz kusza zwisała na pasku przełożonym przez ramię. Łowczy ponownie zaklął i zaczął gwałtownie szarpać się za krótką, posiwiałą brodę.
- Reg, durny pchlarzu!!! Ile jeszcze mam cię uczyć, żebyś na polowaniu siedział cicho!!!
Wielki szary kundel podbiegł do swego pana i zaczął wesoło merdać ogonem.
- Głupie bydlę, powinienem kazać cię wypchać i postawić przed kominkiem! Może wtedy byłby z ciebie jakiś pożytek!
Pies przypadł do ziemi, zaskomlał żałośnie i spojrzał na Dinaha wielkimi, smutnymi oczami. Stary myśliwy zmierzył go morderczym wzrokiem, po czym machnął ręką i wszedł między drzewa.
- Chodź tu wariacie. Złapmy dziś chociaż zająca albo lisa. A jeśli znowu spłoszysz mi zwierzynę, wezmę rzemień i zwiążę ci ten przeklęty pysk.
Reg poderwał się i wesoło poszczekując pobiegł za swym panem.
Słońce zaczęło już chylić się ku zachodowi, Dinah wracał do domu markotny. Nie schwytał nawet najmniejszego królika, a nienawidził wracać do chaty z pustymi rękami. Reg szedł za nim ze spuszczonym łbem. Wiedział, że lepiej nie wchodzić teraz swemu panu w drogę. Naraz pies zastrzygł uszami, wciągnął głęboko powietrze i szczeknął krótko. Dinah obrócił się zdziwiony.
- Co jest Reg? - Kundel zaczął intensywnie węszyć i nerwowo przebierać łapami. - Wytropiłeś coś? Zająca, kunę? - zwierzę ponownie zaszczekało - Prowadź mały, szukaj, szukaj!
Pies ruszył pędem przez las, myśliwy biegł tuż za nim. Po dwustu metrach gwałtownie stanął i zaczął z zapałem obwąchiwać coś w krzewach. Dinah zbliżył się powoli.
- Odsuń się kundlu, daj spojrz... Och!
Między gałęziami, na mchu, leżała na oko pięcioletnia dziewczynka. Była przeraźliwie chuda i zaniedbana. Zmierzwione, brudne, kasztanowe włosy okalały wynędzniałą twarzyczkę, a ciało okrywały resztki różowej niegdyś sukienki. W pierwszej chwili wydawało się, że dziecko jest martwe, po chwili jednak Dinah usłyszał płytki, nieregularny oddech. Zdezorientowany myśliwy rozejrzał się wokół.
- Halo! Jest tu ktoś?!
W duchu skarcił się za głupotę. Było jasne, że dziewczynka jest sama, i to od dawna. Starzec spoglądał na małe, śpiące stworzonko. Co tu robić, co robić? Mężczyzna zaczął nerwowo myśleć. Wziąć, zostawić, iść do wioski po pomoc, zostać i posłać Rega? Nie, nie, nie! Potrząsnął gwałtownie głową. Nagle rozpromienił się. Odejdzie, uda, że nic się nie stało, nie jego problem, właściwie nie powinno go tu być! Poderwał się i szybko odszedł kilka kroków. Dziecko zakwiliło przez sen, a Dinah cicho zaklął. Nie, nie może, znienawidziłby się za to, nie był aż tak bez serca. Wrócił. Delikatnie dotknął głowy dziewczynki. Była rozpalona. Myśliwy rozejrzał się jeszcze raz z rozpaczliwą nadzieją, że ktoś wybawi go z kłopotu. Las był jednak pusty. Łowczy szarpał się jeszcze chwilę ze swoim sumieniem, po czym jęknął boleśnie, jakby przegrał walkę z samym sobą, i wziął dziecko na ręce. Była lekka, przerażająco lekka, Dinahowi jednak ciążyła, jakby była odlana z ołowiu. Starzec ponownie zajęczał i odwrócił się w kierunku znanej sobie ścieżki.
- Chodź Reg, wracajmy do domu...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.