Dodany: 12.09.2008 18:04|Autor: adas

Ojcobójca?*


Wyjątkowość tej książki nie polega na jej formie. Traktujących o Europie Środkowej książek będących ni to reportażem, ni to esejem, ni to podróżą po zakamarkach pamięci powstało ostatnio sporo. Pollack jednak pisze o swoim ojcu-gestapowcu. Którego nie znał, i którego nazwiska nawet nie nosi. Zbrodniarzu wojennym. Jak chce jego babcia: "człowieku uczciwym i przyzwoitym", wychowywanym w ciężkich warunkach "pogranicza językowego".

Termin "pogranicze językowe" powraca co kilkanaście/dziesiąt stron. Praktycznie w każdym punkcie zapalnym, przy każdym wydarzeniu, w którym dochodzi do użycia siły. Albo kiedy bohaterowie muszą tłumaczyć swoje postępowanie. Przed sądami i różnymi komisjami, zaskakująco wyrozumiałymi dla tego typu argumentacji. Powraca jak mantra opowieść o dorastaniu w nieustannym zagrożeniu żywiołem słowiańskim, tylko czyhającym, aż niemiecki olbrzym na chwilę się zdrzemnie i nam, Niemcom, zostanie odebrane wszystko, stracimy swą tożsamość. Swojsko i strasznie.

Familia Bastów osiadła w kilku miastach dzisiejszej Słowenii. Schemat był identyczny - mieszczanie byli niemieckiego pochodzenia, na wsiach mieszkali głównie tuziemcy. Niektórzy Niemcy z własnej woli stawali się Słoweńcami, zmieniali nazwiska na bardziej słowiańskie, jednak większość trwała przy niemieckości. Bastowie należeli do odłamu najbardziej radykalnego. Tak bardzo, że nawet przeszli z katolicyzmu na protestantyzm, religię "prawdziwie niemiecką".

Dr. Gerhard Bast, rocznik 1910 czy 11, wychowywał się już w Austrii międzywojennej. Małej, obdartej z mocarstwowych złudzeń. Czy tym bardziej dyszącej chęcią rewanżu? W środowiskach, w których się wychowywał - tak. Korporacja studencka w Grazu; małe miasteczka, w których składał papiery aplikanckie. Warstwa inteligencji, w której nacjonalizm miał się świetnie i tylko czekał na Hitlera.

Młodszy - bo jest także dziadek, może i postać bardziej niepokojąca od syna - z Bastów zrobił w nowej Rzeszy karierę. Od nielegalnej NSDAP po wysoki stopień oficerski w gestapo. Tak jakby bez wysiłku, bez większych starań i - po prawdzie - zdolności. Ot, przeciętniak. Tak się wydaje - Pollack stawia znak zapytania i przyznaje, że w znacznej mierze dysponuje tylko domysłami, snutymi w oparciu o pożółkłe papiery. Jak to się stało? Jak to możliwe, że jako tako wykształceni ludzie, niemal elita, nie tylko dali się uwieść ideologii i jej - często - jawnej głupocie, ale osobiście mordowali ludzi? To znaczy, wydawali rozkazy... Pollack nie umie odpowiedzieć. Kiedyś bał się zapytać, a dziś jest za późno.

Książka ma jeden poważny mankament. Brakuje w niej matki. Niby pojawia się często, ale autor nie analizuje motywów jej postępowania nazbyt wnikliwie. Jej genealogia została ograniczona do minimum. Dlaczego? Pokazanie tych, którzy "tylko dołączyli do pochodu" byłoby przecież idealnym dopełnieniem historii jego ojca. Rodzi się też pytanie, co urzekło matkę pisarza? Co sprawiło, że odeszła od męża? Miała dosyć małżeństwa z mężczyzną o 20 lat starszym? Miłość? Czy zadziałała fascynacja siłą, władzą, mundurem? Kto kogo tu uwiódł? Odpowiedź na to pytanie mogłaby być kluczowa dla zrozumienia. Nie tylko tego związku...



---
* Tytuł recenzji nawiązuje to tytułu innej książki Pollacka: "Ojcobójca. Sprawa Filipa Halsmanna". Tekst powstał w oparciu o: Martin Pollack, "Śmierć w bunkrze. Opowieść o moim ojcu", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2006.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2273
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Laila 13.09.2008 14:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyjątkowość tej książki n... | adas
Bardzo ciekawa recenzja, książkę wrzucam do schowka.
Zaintrygował mnie ten ostatni akapit. ;)
Użytkownik: domus1 30.01.2009 13:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyjątkowość tej książki n... | adas
Ja bym jednak bronił autora, bo wielokrotnie podkreśla, że "o tych sprawch się w domu nie mówiło". Temat przeszłości faszystowskiej członków rodziny był całkowitym tabu.

Książkę czytało mi się świetnie. Najciekawsze jest to, czego się nie da opisać - czyli ton w jakim autor wypowiada się o ojcu. Z jednej strony z szacunkiem - w końcu to ojciec, z drugiej z kolei z pewnym napiętnowaniem - w końcu to faszystowski kat. Polecam każdemu
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: