Przedstawiam
KONKURS nr 70 pt.
"KRASNOLUDKI SĄ NA ŚWIECIE" który przygotowała
Krasnal:
Witam wszystkich w konkursie cokolwiek egocentrycznym;) Zapraszam do Szuflandii, czyli świata krasnali, krasnoludków, krasnoludów i skrzatów, które oprócz tego, że na świecie, są też w literaturze:)
Jak wspomniałam przy okazji wyników ostatniego konkursu – krasnale żyć nie mogą bez herbatki. Teraz macie okazję dowiedzieć się o krasnalach także innych ciekawych rzeczy. Niektóre warto wziąć sobie do serca, ku przestrodze;)
Regulamin:
1. Maksymalnie można uzyskać 60 punktów, po jednym za autora i za tytuł każdego z fragmentów.
2. Dodatkowy punkt przewiduję za zrozumienie fragmentu nr 4;)
3. W przypadku fragmentów pochodzących ze zbiorków wymagania będą różne – jeśli nie wystarczy mi tytuł całości, będę się dopominać o tytuł konkretnego opowiadania.
4. Po odgadnięciu autora można jeszcze tylko 3 razy strzelać w tytuł.
5. Mataczyć można, bo cóż byłby to za konkurs bez mataczeń:) Ale proszę o podpowiedzi raczej subtelne, z wyłączeniem podpowiadania kto co czytał. Takie informacje dostaniecie mailowo, jeśli sobie zażyczycie.
6. Nie korzystamy z google’a ani nie przeszukujemy ebooków hurtowo. Jeśli natomiast macie pomysł, skąd się wziął dany krasnal, możecie to sprawdzić równie dobrze w książce papierowej, jak i elektronicznej.
7. Odpowiedzi wysyłajcie na adres:
maly.krasnal@wp.pl
W tytule poproszę o wpisanie nicka i numeru kolejnego maila.
8.
Termin nadsyłania odpowiedzi minie
13 listopada (czwartek) o północy.
Mam nadzieję, że wśród fragmentów każdy znajdzie coś dla siebie:)
A zatem – EJKUM KEJKUM! – i zaczynamy:)
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE
1. Na początek musimy się dowiedzieć, co to jest krasnoludek:
– Wierzę. – Zielarz obrócił się do niej i uśmiechnął szeroko. – A to dom starego Malloya. Mieszkał tu krasnoludek. Mówiono, że Malloyowie sprowadzili go z Irlandii razem z meblami. Przypuszczam, że to prawda. Nigdy nie słyszałem o żadnych miejscowych krasnoludkach na Z.
– Co to jest krasnoludek? – zapytała Iksa, która zadrżała, kiedy usłyszała tę nazwę.
– Mała czarodziejska karłowata istota w spiczastej czapeczce, ubrana na czerwono. Jeśli uda ci się go spotkać, zaprowadzi cię do miejsca, gdzie zakopany jest garniec ze złotem. Jimmy Malloy zobaczył kiedyś jednego, ale spuścił z niego wzrok na sekundę i malec zniknął. Od tego czasu Jimmy potrafi ruszać uszami. Tyle tylko mu zostało…
2. Jak wynika z powyższej definicji, czapeczka krasnoludka jest spiczasta (tak, Mamucie, spiczasta!). Podchwyćmy ten wątek:
Skrzat rodzaju męskiego nosi spiczastą czerwoną czapkę.
(...)
Czapka skrzata zasługuje na osobny rozdział. Wykrojona z filcu [sierść albo wełna długo młotkiem wyklepywana], jest sztywna aż po sam czubek. Skrzat zdejmuje ją tylko w mroku alkowy, gdy kładzie się spać, i pewnie gdy się kąpie, choć tego nie udało nam się sprawdzić. Ale natychmiast zakłada ją z powrotem, bo skrzat bez czapki nie jest skrzatem i dobrze o tym wie.
(...)
Poza tym skrzat uważa, że czapka charakteryzuje go jako jednostkę, podobnie jak na przykład kształt nosa. Skrzacie dzieci zaraz po urodzeniu dostają czapkę i noszą ją przez całe życie. Czapka "rośnie" razem z nimi. Od środka wyciera się, a z zewnątrz co roku skrzaty zakładają nową taśmę filcową odpowiedniej długości. Tę odpowiedzialną pracę wykonują skrzaty z niezwykłą starannością na formie w kształcie głowy. (...) Praca, której [skrzat] nie cierpi!!! Woli pokazać się bez spodni niż bez czapki.
3. Oprócz ogólnej, istnieją także lokalne definicje:
– Nadal nie rozumiem – spytał Iks – co to jest ten skrzat?
– Och, to typowe dla Devonu – powiedział Igrek. – W Sheepstor na wrzosowiskach jest również Pieczara Skrzata. Należy tam zostawić szpilkę jako prezent dla skrzata. Skrzat jest takim duszkiem wrzosowisk.
– Ach, to bardzo interesujące! – powiedział Iks.
Igrek ciągnął:
– W Dartmoor nadal wiele się opowiada o skrzatach. Są tam wzgórza podobno nawiedzane przez nie, a przypuszczam, że chłopi powracający do domu ciemną nocą nadal skarżą się, że skrzat wywiódł ich na manowce.
– Tacy, którzy łyknęli za wiele? To pan chciał powiedzieć? – zapytał Zet.
Igrek odparł z uśmiechem:
– Tak podpowiada zdrowy rozsądek. Zet spojrzał na zegarek.
– Idę na kolację. Na ogół, Igrek, piraci są moimi faworytami, nie skrzaty.
Kiedy wyszedł, Igrek powiedział śmiejąc się: – Na Boga, sam bym chciał zobaczyć, jak skrzat prowadzi tego starego na manowce!
4. Jak również definicje bardziej naukowe. Choć niekoniecznie zrozumiałe...
– Otwórzmy teraz na chybił trafił wielką Księgę Substancji i poszukajmy jakiejkolwiek... Mam, Krasnal. Nim zajmiemy się nim subtelniej, pomyślmy, co potrafimy o nim powiedzieć?
–
Que es pequeño, tyci,
petit – oświadczył Igrek –
y que es feo, e infeliz, y ridiculo...
– No właśnie – przyznał Iks – ale nie wiem, co mam wybrać, & czyż mogę choć ufać, że gdybym miał mówić nie o Krasnalu, ale, powiedzmy, o Koralach, umiałbym od razu wydobyć cechy równie ważkie? A zresztą Małość dotyczy Ilości, Brzydkość – Jakości & od czego tu zacząć? Nie, lepiej zawierzyć Fortunie, której Plenipotentami są moje Walce. Wprawiam je teraz w Ruch & otrzymuję, jak zrządził przypadek, triadę BBB. B na pierwszym Miejscu to Ilość, na drugim Miejscu nakazuje mi, bym w rzędzie Ilość szukał w szufladce Masy, & tam, na samym początku Rzeczy B znajduję Mały. A na arkuszu poświęconym określeniu Mały znajduję, że mały jest Anioł, który mieści się w punkciku, & Biegun, który jest nieruchomym punktem Sfery, & wśród rzeczy elementarnych Skra, Kropelka wody &
Scruplus Kamienia & Atom, z którego wedle Demokryta składa się wszelka rzecz. Jeśli chodzi o Rzeczy Ludzkie, mamy Embriona, Źrenicę, Kostkę u Nogi; o Zwierzęta – Mrówkę & Pchłę; o Rośliny – Gałązkę, Ziarnko Gorczycy & Okruszyna Chleba; o nauki Matematyczne – Minimum Quod Sic, Litera I, księga formatu szesnastkowego, Szczypta Korzeni; o Architekturze – szkatułka albo zwrotnik; o Bajki – Psychopax powszechny Myszy przeciwko Żabom & Myrmidonowie zrodzeni z mrówek... Poprzestańmy jednak na tym, jak bowiem mógłbym nazwać naszego Krasnala Szkatułką Natury, Smoczkiem dla Dzieci, Okruszyną Człowieka. A zważcie, panowie, że gdybyśmy jeszcze raz zakręcili walcami i otrzymalibyśmy, o jest, CBF, litera C odesłałaby mnie do Jakości, B nakazała szukać moich Członków o tym, co dotyczy Widzenia & wtedy litera F podałaby mi jako Członka istotę Niewidzialną. A wśród Rzeczy Niewidzialnych znalazłbym – cóż za dziwny traf! – Atom & Punkt, co pozwoliłoby mi opisać mojego Krasnala jako Atom Człowieka lub Punkt Cielesny.
(...)
Obracam jeszcze raz Walcami i otrzymuję triadę BDK. (...) I oto potrafię już ułożyć definicję nader zręczną, na przykład: w celu zmierzenia tego Smoczka, tego Atomu Człowieka, Palec Geometryczny jest Miarą Niewspółmierną, a to dodając do Metafory Hiperbole, niejedno mi mówi, o Niedoli & Śmieszności Krasnala.
(...)
Machnął arkusikiem i jął odczytywać serię definicji, przytłaczając nimi biedaczynę krasnala, człeczka krótszego niż swe miano, embrion, fragmencik homunkulusa, postać taką, że nawet korpuskuły, co wraz ze światłem wdzierają się przez okno, wydają się większymi, ciało, które z milionami sobie podobnych mogłoby zaznaczać godziny wzdłuż szyjki klepsydry, kompleksja, która zbliża stopy do głowy, cielesny segment, który kończy się tam, gdzie ma początek, ostrze igły, przedmiot, do którego przemawiać trzeba ostrożnie, by go nie zdmuchnąć, substancja tak maleńka, że nie da się jej przypisać żadnego zabarwienia, ziarnko gorczycy, ciałko, które nie ma nic mniej, ni więcej niźli to, co w ogóle istnieje, materia bez formy, forma bez materii, ciało bez ciała, byt wytworzony przez czysty rozum, wynalazek umysłu zbrojny swą maleńkością, gdyż żaden cios nie może być tak wymierzony, by go zranić, potrafiący umknąć przez lada jaką szparę i żywić się przez cały rok jednym ziarnem jęczmiennym, istota tak dalece sprowadzona do epitomy, że nigdy nie wiadomo, czy siedzi, leży czy stoi, zagrożona utopieniem w skorupce ślimaka, nasionko, ziarnko, pestka, kropka nad „i”, jednostka matematyczna, arytmetyczne zero...
5. Są tacy, którzy kwestionują istnienie krasnoludków:
Ale – chwileczkę, niech się zastanowię. Iksie! – czy ty aby wiesz, co to jest krasnoludek? Czy ja ci kiedykolwiek wspominałam o krasnoludkach? Boże. Nie wspominałam. Oto moment bolesnej autorefleksji. Biedny synu. Mówiono ci już o kodzie genetycznym, poinformowano cię także o dziurze ozonowej. A nikt ci nie powiedział prawdy o krasnoludkach, nawet twoja rodzona matka. Otóż, Iksie, prawda o krasnoludkach jest taka, że krasnoludków nie ma. I tu wchodzimy prościutko w interesujący problem: skoro ich nie ma, to dlaczego wszyscy o nich tyle gadają, zupełnie jakby je kiedyś widzieli? Dlaczego życie krasnoludka jest tematem baśni, filmów, oper i nawet powieści? Nawiasem mówiąc, rzuciło mi się w oczy arcyciekawe zjawisko: odkąd ojczyzna nasza odzyskała wolność, co objawiło się odejściem wojsk radzieckich z naszego terytorium, zaczęło się ono w zastraszającym tempie pokrywać gipsowymi pomniczkami krasnoludków! Szalenie to interesująca i oryginalna reakcja społeczna nie uważasz? To chyba niezły temat na pracę magisterską jakiegoś młodego socjologa. Spójrz, nawet tu, w tym nieciekawym skądinąd ogródku, jak na urągowisko stoi gipsowy pomniczek istoty, której nikt nigdy nie widział. A wygląda jak żywy! Tak, tak jest, to jest to, pośród tych czerwonych kwiatków, widzisz? To jest krasnoludek, Iksie. Tylko pamiętaj, co ci mówiłam: krasnoludków nie ma.
6. Jeśli jednak podejść do sprawy naukowo, to się nawet da co nieco policzyć:
Zastosowali oni po raz pierwszy w tej dziedzinie rachunek prawdopodobieństwa i tym samym stworzyli smokologię probabilistyczną, z której wynika, że smok jest termodynamicznie niemożliwy tylko w sensie statystycznym, podobnie jak elfy, skrzaty, krasnale, gnomy, wróżki itp. Z ogólnej formuły nieprawdopodobieństwa wyliczyli obaj teoretycy współczynniki krasnalizacji, rozelfiania się itp.
7. Nie jest również prawdą, że nie ma kobiet krasnoludków. Choć bywają drażliwą kwestią...
– Czego oni od nas chcą? – wrzasnęła Iksa. – Dlaczego oni się na nas uwzięli? Dlaczego nie zostawią nas w spokoju, nie dadzą żyć i pracować? Czego oni chcą, ci Zeci?
– Chcą naszej krwi! – ryknął komes Igrek.
– I naszej ziemi! – zawył ktoś z tłumu chłopów.
– I naszych bab! – zawtórował Ziet, groźnie łypiąc oczami.
Kilka osób parsknęło śmiechem, ale cicho i ukradkiem. Bo choć wielce zabawną była sugestia, by ktokolwiek poza krasnoludami mógł pożądać wyjątkowo nieatrakcyjnych krasnoludek, nie był to bezpieczny temat do kpin i żartów, zwłaszcza w obecności niskich, krępych i brodatych jegomościów, których topory i kordy miały brzydki zwyczaj niesamowicie szybko wyskakiwać zza pasów. A krasnoludy, z niewiadomych powodów święcie przekonane, że cały świat czyha lubieżnie na ich żony i córki, były pod tym względem niebywale drażliwe.
8. Być może zresztą płeć krasnoludków jest kwestią geograficzną:
Wywiad w "Świerszczyku" doskonały, zdjęcie bardzo dobre. Powieść czytamy wszyscy, ale jedna rzecz nas dziwi. Czy jest rzeczą pewną, że wśród polskich krasnoludków są osoby obojga płci? Pamiętam, że Pasek widział takie krasnoludki w Danii. Ale czy w Polsce na pewno są?
9. Są też takie rejony, gdzie nie ma już żadnych krasnoludków, ani męskich, ani żeńskich:
– Osiem lat! Twardo się pani trzyma życia. Myślałem, że połowa tego czasu wystarczyłaby, by zniszczyć najsilniejszy organizm! Nic dziwnego, że pani wygląda po trosze jak nie z tego świata. Zadawałem sobie pytanie, skąd pani wzięła taką twarz. Gdy mi się pani ukazała wczoraj wieczór na Z., przyszły mi nagle na myśl bajki o wróżkach i krasnoludkach i prawie miałem ochotę zapytać, czy to pani urzekła mi konia; jeszcze teraz nie jestem pewien. Kim są pani rodzice?
– Nie mam rodziców.
– I zapewne nigdy ich pani nie miała; czy pani ich pamięta?
– Nie.
– Tak też przypuszczałem. A więc czekała pani na swoich pobratymców siedząc tam na przełazie?
– Na kogo, proszę pana?
– Na tych ludków zielono ubranych; był to przecież odpowiedni dla nich wieczór księżycowy. Czy ja może przerwałem który z waszych tanecznych kręgów, że pani rozpostarła ten przeklęty lód na mojej ścieżce?
Potrząsnęłam głową.
– Wszystkie krasnoludki opuściły Anglię już sto lat temu – rzekłam, mówiąc równie poważnie jak on. – I nawet na drodze ku Z., nawet na sąsiednich polach nie znalazłby pan śladu po nich. Sądzę, że już żaden księżyc, ani letni, ani jesienny, ani zimowy, nie oświeci więcej ich harców i tanów.
10. Gdzie zatem występują? Oczywiście tam, gdzie ciepło. Wystarczy cierpliwie poczekać:
Działo się to w małym, szaroperłowym saloniku. W rogu pokoju, tuż za drzwiami, stał duży piec kaflowy. Drzwiczki od paleniska zastawione były sztachetkami pokrytymi brązem. Złota brama, wiodąca do nieznanego. Umiałam już sama przydźwigać podnóżek od fotela, malutki, kryty amarantowym jedwabiem. Siadałam przy piecu, czekałam, śledziłam, czatowałam od samego początku, od pierwszego momentu, kiedy zdolna byłam zauważyć "złotą bramę", i wiedziałam, na pewno wiedziałam, że wiedzie do państwa krasnoludków. Siadywałam z kizią, chytrze szmuglowaną z kuchni (w tej chwili przypomniałam sobie jej pełne nazwisko, zwała się Kizia-Mizia Mruczysława, tak ją przedstawiałam swoim lalkom). I stało się. Drzwiczki leciuteńko, powoli uchyliły się i wyszedł z nich maluteńki człowieczek w pięknym białym fraczku, w trójgraniastym kapeluszu z piórami – ukłoniwszy się głęboko, wyszeptał:
– Zaproszona jesteś na ślub twego brata, Iksa, z naszą królewną. Chodź.
11. W wypadku braku pieca można po prostu rozpalić ognisko:
Tymczasem Iks do ogniska podszedł i wyjąwszy fajkę z zębów, przemówił grzecznie:
– Witajcie, dzieci!
Na co pastuszkowie odrzekli z powagą:
– Witajcie, Krasnoludku!
Ale dziewczynki skuliły się tylko i naciągnąwszy chuściny na czoła, tak że im ledwo czubki nosów było widać, wytrzeszczyły na przybysza niebieskie oczęta.
Iks popatrzył na nie z uśmiechem i zapytał:
– Czy mogę się ogrzać przy waszym ognisku? Bo zimno!
– Juści, że mogą! – odpowiedział rezolutnie J.
– My ta nie takie zazdrościwe! – dorzucił S.
A J2:
– Niech se Krasnoludek siędą! Godne miejsce!
I namykał poły od siwej sukmanki, czyniąc mu miejsce przy ogniu.
– A dopieką się ziemniaki to se i pojeść mogą, jeśli wola – dorzucił gościnnie K.
Tak insi:
– Pewnie, że mogą! Ino patrzeć, jak się dopieką, bo już duch idzie od nich.
Siadł tedy Iks i poglądając mile po rumianych twarzyczkach pastuszków, mówił z rozrzewnieniem:
– A mojeż wy dzieci kochane! A czymże ja wam odsłużę!
Zaledwie to jednak powiedział, kiedy Z., zakrywszy wierzchem ręki oczy, zawołała prędko:
– A to nam bajkę powiedzą...
– Iiii... Co tam bajka – rzekł na to S. z powagą. – Zawszeć prawda je lepsza niż bajka.
– Pewnie, pewnie, że lepsza! – rzekł Iks. – Prawda jest ze wszystkiego najlepsza.
– Ano, jak tak – zawołał wesoło J2 – to niechże nam powiedzą, skąd się wzięły Krasnoludki na tym tu światu?
12. Skąd się wzięły? To trudna sprawa. Wiadomo za to z całą pewnością, skąd się nie wzięły:
Kiedy natomiast bogowie stanęli przed trzecią, ostatnią szansą, zniżyli się do tego, że zwrócili się o pomoc do krasnoludów. Ci nie zawiedli i wykonali prawdziwie niezniszczalny łańcuch – z głosu ryb i tupotu kocich stóp...
– Głosu ryby i tupotu kocich stóp?!
– Tak. Ani jednego, ani drugiego nie ma – już nie ma – ponieważ wszystko, co na tym świecie było, poszło na wykucie Łańcucha. Ale, jak mi się wydaje, zużyto nań jeszcze kilka innych rzeczy, których teraz również nie można znaleźć, na przykład wdzięczność władców... A przy okazji. Jak, według pana, bogowie zapłacili krasnoludom?
– Należy sądzić, że zlikwidowali ich. Nie widzę innego wyjścia.
– Właśnie tak! Dokładniej mówiąc – zamierzali zlikwidować, ale krasnoludy też nie wypadły sroce spod ogona.
13. Słówko o strukturze społecznej. Można by napisać wiele, ale i tak najważniejszy jest król. A król musi odznaczać się niezwykłymi przymiotami. Fizycznymi...
– Kto to był? – spytał Iks, zjeżdżając ze zgrzytem biegów po pochylni.
– Tak, jak powiedział, Zet, syn Zieta, król krasnali. Największy, najsilniejszy, najpotężniejszy z nich.
– Ale to przecież nie krasnal – zauważył Iks. – Ma... ile to? Metr siedemdziesiąt pięć? Metr osiemdziesiąt?
– Co czyni go olbrzymem wśród krasnali – odparł z tyłu Igrek. – Najwyższym krasnalem w Z.
14. ... i duchowymi:
Wychwyciwszy dziwną nutę w jego głosie, Iksa przyglądała mu się przez chwilę; a potem, z rozmysłem zaczerpując tchu, zamknęła oczy i milczała długo. Kiedy odezwała się, jej głos brzmiał obco.
– Wśród gór – rzekła – bardzo wysoko jest położone. Śnieg topniejący latem spływa do jeziora. Powietrze jest rzadkie i czyste. Krążą orły. Słońce zmienia jezioro w złoty ogień. Napić się tej wody to spróbować smaku światła, jakie pada na nią, czy to słońca, księżyca, czy gwiazd. A przy pełni księżyca Z. jest śmiertelnie groźne, bowiem wizja nigdy nie gaśnie i nigdy nie przestaje wołać. Siła przypływu w sercu. Tylko prawdziwy król krasnoludów potrafi wytrzymać to nocne czuwanie i nie wpaść w obłęd, a musi to uczynić dla Diamentowej Korony. Musi poślubić Królową Wód, leżąc przez całą noc nad jej brzegiem przy pełni księżyca. Wtedy do końca swych dni będzie związany z Z., jak musi być każdy król.
15. Mimo to niektórzy błędnie sądzą, że są to mało skomplikowane istoty:
– Tak więc, Iks, skończyliśmy na tobie. Zostało pięć tematów: "Życie i struktura społeczna krasnoludów", "Metafizyczne poglądy duchów", "Analiza porównawcza psychologii skrzatów domowych i stajennych", "Rola rusałek w ekologii akwenów słodkowodnych" i... A nie, P. znowu skreślił. Czyli cztery tematy. Czemu się krzywisz?
Jak zwykle zostały dla mnie kompletne bzdury. Duchy są nudnymi moralistami i po pięciu minutach w ich towarzystwie człowiek zaczyna przysypiać. Pluskanie się w jeziorku z rusałkami pociąga za sobą skutki uboczne – w zestawie "ekologicznym" mamy też pijawki, katar i komary. Krasnoludy są istotami skrytymi i podejrzliwymi, tak że materiału do pracy od nich zębami nie wydrzesz. A psychologia skrzatów domowych i stajennych może zostać wyrażona dwoma słowami: "drobne szkodniki".
16. Mniemanie to prawdopodobnie wynika z braku wiedzy o tym, jak należycie obchodzić się ze skrzatami.
– Powiadali to samo Igrek – ozwała się Iksa.
– A jakże! Prawił ci i mnie o tym w drodze – dodał Zet. – No, nie dziwota. Przecie i u nas, choć kraj dawno krześcijański, czasem się coś po bajorach śmieje, a i w domu, choć księża o to krzyczą, lepiej zawsze skrzatom miskę z jadłem na noc ostawić, bo inaczej tak ci skrobią w ściany, że i oka nie zmrużysz... Iksa!... postaw, córuchno, pod progiem miskę!
Iksa wzięła glinianą miskę pełną klusków z serem i postawiła ją pod progiem. Zet zaś rzekł:
– Księża krzyczą, pomstują! Panu Jezusowi przecie przez trochę klusków chwały nie ubędzie, a skrzat byle był syt i życzliwy, to i od ognia, i od złodzieja ustrzeże.
17. Cóż, musimy jednak przyznać, że niekiedy krasnoludy bywają proste do bólu. Ale poczciwe, prawda?
– Oo – odparł Igrek, pocierając raz jeszcze osmolone miejsce. W tej samej chwili krasnolud zwrócił uwagę na zdobienia murów i zapomniał o całym świecie. Uszczęśliwiony podszedł, aby się im przyjrzeć.
– Ktoś chciał, coby my tu nie weszli – skonstatował Iks. – Jego zaklęcie ognia nieźle łopaliło mego brata poniży pleców!
Zet zgodził się z jego wnioskami i czuł, że powinien wiedzieć kto założył gliry, bo przecież widział kogoś w pomieszczeniu z butelką, ale...
Ale nie mógł sobie przypomnieć, a obecnie nie miał czasu na medytację i zgłębianie własnych podejrzeń. Co ważniejsze, żaden z krasnoludów nie odniósł poważniejszych obrażeń – wskutek wybuchu zaopatrzony w jelenie rogi hełm Iksa tylko się trochę oczyścił.
– Jak daleko do ty przeklenty flaszki? – spytał Iks. – Myślisz, co my możem się natknunć na inny magiczny bariery? – Twarz Iksa pojaśniała. – Jeżeli myślisz co tak, musisz pierwy puścić krasnoludy, wisz. – Walnął się pięścią w napierśnik, aż zagrzmiało. – Krasnolud wytrzymie. A tego, co to zrobił, zji, a potym wyplui! Myźlisz, co my spotkamy tego ktusia? Tego co założył przy wchodzie to zaklęcie? Bym se z niem pogadał. Poparzył mię brata! Nie pozwolę, co by łon tak robił i parzył mię brata!
18. Skrzaty bywają ze to do bólu lojalne. Dosłownie...
– Chyba nie spotkałeś wielu przyzwoitych czarodziejów – powiedział Iks, próbując dodać mu otuchy.
Igrek potrząsnął głową. A potem, bez ostrzeżenia, zeskoczył z łóżka i zaczął walić głową w szybę, wrzeszcząc:
– Zły Igrek! Niedobry Igrek!
– Przestań... co ty wyprawiasz! – syknął Iks, podbiegając do niego i zaciągając go z powrotem na łóżko. Zeta obudziła się z wyjątkowo donośnym skrzekiem i zaczęła tłuc skrzydłami w pręty klatki.
– Igrek musi się sam ukarać – oznajmił duszek mający już lekkiego zeza. – Igrek o mały włos nie wyraziłby się źle o swojej rodzinie...
– O swojej rodzinie?
– O rodzinie czarodziejów, której Igrek służy, sir... Igrek jest domowym skrzatem... zobowiązanym służyć na wieki jednemu domowi i jednej rodzinie...
– Oni wiedzą, że tutaj jesteś? – zapytał z zaciekawieniem Iks.
– Och, nie, sir, nie... Igrek będzie musiał ukarać się surowo za to, że tu przyszedł, żeby się zobaczyć z wielmożnym panem, sir. Za karę Igrek przytrzaśnie sobie uszy drzwiczkami piekarnika. Gdyby się dowiedzieli... och, sir...
– Ale przecież się połapią, jak sobie przytrzaśniesz uszy drzwiczkami piekarnika...
– Nie sądzę, sir. Igrek wciąż musi się za coś karać. Pozwalają mi na to. Czasami nawet mi przypominają...
– Ale dlaczego po prostu nie odejdziesz? Nie uciekniesz?
– Och, nie, domowy skrzat nie może sam odejść. Trzeba go odprawić. A ta rodzina nigdy Igreka nie odprawi... Igrek będzie służył tej rodzinie aż do śmierci, sir...
19. Pełnią na wyraz odpowiedzialne funkcje w ludzkim świecie:
– Właśnie po to są skrzaty. To takie pomocniki duszy. One po śmierci człowieka jego duszę zabierają i przechowują, aż drzewo jej przynależne umrze i swoją cząstkę wyda. Różnie o tym opowiadają. Że skrzaty pod filcowymi czapeczkami te duszyczki przenoszą. Albo w workach, na plecach. Nieraz widziano, jak z chaty zmarłego wysuwał się mały skrzat i w trawie znikał. Ponoć każda rodzina ma swego skrzata, co wie, które drzewo któremu człekowi odpowiada. Taki skrzat pod podłogą mieszka i czeka. Nie pokazuje się też często, chyba że przez przypadek. Zresztą, skrzaty znikać na życzenie swoje potrafią, to i w oczy się nie za bardzo rzucają. A ci, co udało im się skrzata podpatrzeć, mówią, że taki i w obejściu pomaga.
20. Krasnoludki bywają też nieodłącznymi towarzyszami dzieciństwa:
Potem rozpoczynały się baje: o Marysi sierotce — dyżurna baja, wieczna baja, którą sobie kazały opowiadać na sen, jeszcze przygotowując się do matury — o krasnoludkach. Wreszcie przychodził sam Baj:
Chodzi Baj po świecie
W czerwonym kaftanie,
Baj, Baj, Baj małe butki ma,
Baj, Baj, Baj na skrzypeczkach gra...
Jak tu spać? Senek już jest tuż, tuż.
Chodzi Senek koło płotka; Cicho, bo już śpi Dorotka...
I znów Senek płoszy się Baja w czerwonym kaftanie. I znów Mama śpiewa cichym głosem, nie ma pęknięcia świata na ten — na brzegu i na ten — na prześwietlonym dnie, jest przecudna lekkość chodzenia z krasnoludkami, z aniołkami.
21. Zaś w dorosłym życiu przestają niekiedy spełniać wymagania ludzi...
– Nie jestem wykształcony, proszę pana – powiedział, daremnie usiłując uwolnić swój guzik. Byłem od niego około pięćdziesiąt razy większy. – Może pan i ma rację, ale wie pan – tyle jest różnych kierunków. Jedno, co człowiekowi zostaje, to brać życie po prostu.
– Jakże – po prostu?! – krzyknąłem. Oto miałem przed sobą kogoś, kto przez sam fakt swojego istnienia był dla mnie ogromnym krokiem naprzód. Musiałem to wykorzystać. – A co pan sądzi, na przykład – żeby się nie rozdrabniać – o odpowiedzi na pytanie: czym jest życie?
– Proszę pana – perswadował łagodnie. – Powiedziałem już przecież, że my jesteśmy proste krasnoludki, skąd mamy to wszystko wiedzieć? Ot, życie mija, dzień idzie za dniem, każdy z nich trzeba jakoś przeżyć. Przecież pan jest dorosły.
– Właśnie: życie mija! Nigdy nie uwierzę, że mija tak sobie, przecież muszą być jakieś subtelności, podwójne dna, złote ziarno, prawda?
– Panie, spójrz pan na mnie – powiedział krasnoludek mniej zniecierpliwiony, niż można się było spodziewać. – Czy ja wyglądam jakoś tak, że pan mnie o to pyta? Czy ja jestem ksiądz albo profesor? Dziwności życia, proszę pana, to dobre w książkach, ale nie dla nas, zwykłych krasnoludków, którym z nieba nic nie spadnie.
22. Nie oznacza to jednak, że nie mają wyższych aspiracji. Generalnie - nasi:
Sala ta przypominała mu las. Szeregi wdzięcznych kolumn wznosiły się i rozszczepiały, podtrzymując żebrowane sklepienie pięć pięter wyżej. Między nimi ustawiono regały z czarnego marmuru. Na półkach ułożono stosy zwojów. Trzy wąskie pomosty okalały górne poziomy, połączone trzema szeregami krętych schodów. Pod ścianami ustawiono w regularnych odstępach kamienne ławy, a między nimi niewielkie stoły, których podstawy zdawały się wyrastać z posadzki.
W sali zgromadzono niezliczone księgi i zwoje.
– Oto prawdziwe dziedzictwo naszego ludu – oznajmił Iks. – Spoczywają tu pisma naszych największych królów i uczonych od czasów starożytności aż do dzisiaj. Zapisano tu też pieśni i historie naszych poetów. Ta biblioteka to najcenniejszy krasnoludzki skarb. Są tu też dzieła innych ras - głównie ludzi. Wasz lud, choć żyje krótko, jest bardzo płodny. Elfich pism mamy zaledwie kilka, zazdrośnie strzegą swych sekretów.
23. Również dlatego, że są stworzeniami zdecydowanie nocnymi:
Ledwie zaczęto nakazaną przez Iksa pracę, ledwie uderzyła pierwsza siekiera i zaskrzypiała piła, sójka strażniczka zatrąbiła na alarm. Rusałki, ogniste ludy i skrzaty, które żyły w lesie, usłyszały sygnał. Zbiegły się na polanę i zaczęły naradę, co mają robić.
Ale nie była to dla nich odpowiednia pora. Rusałki nie mają w dzień lekkich i wytrwałych nóżek, żeby otoczyć Iksa i najemników i wygnać ich z lasu; ogniste ludy na słońcu ledwo się tlą; skrzaty z rozespania nie widzą na oczy.
24. A kiedy się je obudzi w środku dnia, potrafią być naprawdę wredne:
– Boże święty, ależ to musi boleć.
– Nie tak bardzo. – Mowa! Po obu stronach mojego ramienia siedziała para krasnoludków, która na akord piłowała mi kość z takim zapałem, jakby od tego zależało ich życie. W ustach też doznawałem tego samego uczucia: wyłamany ząb pozostawił po sobie odkryty korzeń, całą twarz i głowę co sekundę szarpały gwałtowne skurcze bólu. W innej sytuacji właziłbym z bólu na ścianę, ale nie były to warunki normalne.
(...)
Kiedy wlałem w siebie solidną porcję szkockiej, dwa krasnoludki piłujące moje ramię porzuciły akordową pracę i zatrudniały się teraz już tylko na dniówkę, tak że odechciało mi się nawet tłuc łbem o ścianę.
25. Dbają zresztą o to, aby zawsze móc się skutecznie bronić. Mają swoje własne, unikalne metody walki:
– Świetnie, Iks, świetnie – warknęła. – A teraz bądź łaskaw wziąć to, po co przyszedłeś, i spłynąć.
Ale Iks jakoś nie spływał. Stał jak kołek przy drzwiach, miętosił w łapach jakiś skrypt i gapił się na nią. Igreka z furią rąbnęła lewym sierpowym, poprawiła prawym prostym, a potem wyprowadziła tylne kopnięcie okrężne. Ze złości całkiem nieźle jej wyszło, uznała. Usłyszała, że Iks znów coś ględzi.
– Nie wiedziałem, że trenujesz boks.
– Boks krasnoludzki – uzupełniła.
– Eeee… myślałem, że oni używają ten, no… toporów, a nie rękawic…
Igreka wydała pogardliwe "fff".
– W wersji ofensywnej używają. W sportowej nie, za dużo sprzątania – wyjaśniła ozięble.
– Aaaa… aha.
26. Unikalna jest także ich broń:
W Muzeum Chleba Krasnoludów w Zaułku Bąkowym pan Iks, kustosz, był nieco podekscytowany. Pomijając wszelkie inne względy, właśnie został zamordowany. W tej chwili jednak uważał to jedynie za irytujący i niezbyt istotny szczegół.
Został zatłuczony na śmierć bochenkiem chleba. Jest to wydarzenie rzadkie, nawet w najgorszych ludzkich piekarniach, jednakże chleb krasnoludów ma niezwykłe właściwości jako broń zaczepna. Krasnoludy uważają piekarstwo za element sztuki wojennej. Kiedy wypiekają kamienne ciasteczka, nie jest to metafora.
27. Zawsze są zresztą świetnie przygotowane do wszystkiego, co robią:
Nagle, z hukiem i w kłębach dymu, w gabinecie zmaterializowało się komando. Zrobiło się bardzo ciasno. Iks wlazł z nogami na krzesło, Igrek na biurko, o mało nie zrzucając przy tym miednicy, w której wciąż moczyła się księga. Zet i Zieta cofnęli się pod samą ścianę.
Najwięcej miejsca zajmowały dwa trolle. Żująca zapamiętale gumę strzyga rzucała się w oczy głównie za sprawą czerwonego irokeza. Mały skrzat nie wpadał w oko i desperacko walczył, żeby nie wpaść też pod czyjeś obuwie.
– Oto nasze komando. – Iks otworzył okno, żeby pozbyć się dymu. – Czy wy tak zawsze musicie? – zapytał z wyrzutem. – Jeszcze mi meble nie wywietrzały po ostatnim razie.
Strzyga lekceważąco nadmuchała różowego balona, który pękł, oblepiając jej całą twarz gumą. Nie zraziło jej to i nadal żuła zapamiętale, a nawet z pasją. Trolle patrzyły się tępo w sufit. Skrzat wspiął się po kablu od komputera na biurko. Do ust przystawił sobie miniaturowy megafon.
– Nie zwracajcie na nich uwagi – powiedział, wyciągając zatyczki z uszu. – Ostatnio całkiem ogłuchli. To przez to przybywanie z hukiem i w oparach. Dwóch naszych jest już na zwolnieniu lekarskim. Dowódca ma uczulenie na dym, a mój brat, cóż, miał nieszczęśliwy wypadek. Chłopcy go nie zauważyli. – Kiwnął głową w stronę trolli. – Za tydzień mamy zabukowany pobyt w sanatorium dla ukojenia nerwów i bębenków słuchowych. Mamy to w kontrakcie. – Wyciągnął z kieszeni karteczkę nikczemnych rozmiarów.
Iks bez słowa sięgnął po nią, wygrzebał z szuflady lupę i zaczął studiować warunki kontraktu.
Strzyga puściła oko do Igreka i zrobiła następnego balona.
– I jeszcze na samym dole, drobnym druczkiem – podpowiedział skrzat. – Stoi jak byk: nie wolno narażać na szwank naszej psychiki ani fizyki.
– Przecież jesteście komando? – zdziwił się Zet. – Wasza praca to narażanie się! W komandach niemieckich i angielskich...
– My nie jesteśmy komando niemieckie ani angielskie – przerwał mu twardo skrzat. – Jesteśmy komando czysto polskie i mamy na to papiery! – Zaprezentował naszywkę "Właśnie Polska", którą miał na ramieniu.
28. Jeszcze co do specyfiki...
Krasnoludki rosną w lesie. Mają specyficzny zapach i
białe brody. Występują pojedynczo. Gdyby się dało zebrać
ich garść, ususzyć i powiesić nad drzwiami - może mielibyśmy spokój.
29. Cóż, chyba nie do końca... W każdym razie doświadczenie pokazuje, że w większej liczbie krasnoludki potrafią namieszać w każdej bajce:
– Ona też? – zapytałem.
– Też. Siedzi w pierdlu – odpowiedziałeś i zabrzmiało to wulgarnie, poraziło mnie.
– Za co? – spytałem znowu.
– Widzi pan, dwie królowe w jednym kraju, to trochę za dużo. Monarchini Bajlandu od dawna chciała wykończyć rywalkę, czekała tylko na okazję. No i okazja się zdarzyła. Obyczajówka nakryła Śnieżkę w leśnym domku z siedmioma krasnoludkami. Ćwiczyli seks grupowy.
Czułem, że kręci mi się w głowie, od wina, albo od tego, co powiedziałeś, albo od wszystkiego naraz.
– O...obyczajówka?! Jaka znowu obyczajówka?
– Świnki trzy. Wyrosły z nich knury trzy i po ukończeniu studiów uniwersyteckich wstąpiły do policji.
– Studiów uniwersyteckich?!... To tam jest uczelnia?
– Owszem. Rektorem jest Koziołek Matołek.
– Chwileczkę, a co z księciem? W tej bajce był jeszcze książę...
– Książę rozwiódł się ze Śnieżką, bo zadawała się z krasnoludkami i pokochał Kopciuszka. Ale źle na tym wyszedł, bo Kopciuszek bez przerwy gubił bucik i każdemu znalazcy namiętnie dziękował. A w ogóle to ten Kopciuszek był macochą przebraną za Kopciuszka. Prawdziwy Kopciuszek był Dziewczynką z Zapałkami. Zapałki porwał zły wicher, więc dziewczynka biegała wte i wewte i łapała zapałki, aż nabawiła się AIDS i umarła.
30. Ale nawet jeśli nie jest się w bajce, spotkanie z bandą bojowych krasnoludków może być niebezpieczne...
– Teraś?
– Nie.
– Teraś?
– Nie, cichaj!
Nastąpiła długa chwila milczenia.
– Teraś?
– Teraś! Na gliebe go, siukinsina! – krzyknął Iks i chwilę potem był już między stopami mężczyzny, oplątując mu kostki liną. Reszta krasnoludków nie pozostała w tyle. W kilka sekund oblepiły nieszczęśnika grubą warstwą czerwonych kubraczków, drobnych rączek i nóżek.
– Na gliebe! – rozbrzmiało ponownie, a chwilę potem człowiek został obalony na chodnik.
– Podsyskowniku – zasalutował Iksowi karzeł tak zarośnięty, że mógłby robić za świnkę morską – cel lezy! Cio teraś?
– Psyniescie bzitwę!
================================
Dodane 21 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu