Dodany: 07.12.2008 18:08|Autor: villena
Ludzie Gubernatora
Czy książka o polityce, w dodatku rozgrywająca się w którymś z południowych stanów Ameryki w latach 30. XX wieku, może być ciekawa? Wiedząc o "Gubernatorze" tylko tyle, pewnie nigdy bym po niego nie sięgnęła bez specjalnego polecenia - a tym samym zrobiłabym bardzo, bardzo duży błąd.
Will Stark - samouk z nizin społecznych, bez majątku, bez nazwiska, bez poparcia wpływowych osób. Ale za to z niezachwianą wiarą w to, że może się wybić ponad przeciętność, może zostać kimś i robić coś dla innych, dla tych, który są w jeszcze gorszej sytuacji niż on sam. Mija parę lat, i oto proszę - Will Stark, gubernator stanu, człowiek, którego uwielbiają tłumy, którego nie znoszą, ale i obawiają się elity. Realizuje swoje dawne cele, buduje drogi, zmienia system podatkowy, planuje otwarcie nowoczesnego szpitala z darmową opieką dla wszystkich. Ale czy to wciąż ten sam człowiek? Tamten Will, w tanim garniturku i krawacie, który żona podarowała mu na gwiazdkę - i Szef rozparty wygodnie w pędzącej przez noc limuzynie? Will zamawiający tylko oranżadę, bo żona nie pochwala mocniejszych trunków - i pijany Will spędzający noce w towarzystwie tancerek z nocnych klubów? Marny mówca, na którego wyborcze zebrania przychodzi garstka osób - i charyzmatyczny przywódca tłumów?
Jest to więc książka o zmianie naiwnego, początkującego polityka w tytułowego gubernatora, o mozolnym dochodzeniu do władzy i utrzymywaniu jej. Czyli wydaje się, że można powiedzieć w skrócie - o polityce. Czy raczej o ludziach zaplątanych w politykę. Bo Will nie zdobywa przecież władzy sam, niemal od początku towarzyszy mu kilka osób - Lucy Stark, Sadie Burke, Tiny Duffy, Jack Burden. Polski tytuł kreuje na główną postać Szefa, ale oryginalny - "All the King's Men" - wyróżnia raczej jego ludzi. I ta interpretacja wydaje mi się bardziej prawdziwa. Właściwymi bohaterami są tu osoby, których los splątał się z losem Szefa. Zarówno Ci, którzy są z nim na dobre i na złe, jak i jego przeciwnicy. Zresztą czasem trudno odróżnić jednych od drugich... Każda, nawet najbardziej poboczna postać jest tu warta uwagi, żadna nie jest papierowa, płaska ani czarno-biała. Szefa zazwyczaj widzimy przez pryzmat innych osób i ciekawie jest obserwować, jak różnie wygląda w zależności od tego, kto na niego patrzy.
Niejednoznaczność postaci i całego świata jest jedną z największych zalet powieści. Naprawdę trudno odpowiedzieć na pytanie, czy lepszy jest idealista, który żyje tak bardzo zatopiony w swoim sterylnym, czystym świecie, że ze strachu przed jego utratą cofa się przed działaniem, czy może człowiek, który własnymi rękami z brudu i błota tworzy rzeczy dobre.
Wydarzenia obserwujemy oczyma Jacka Burdena, byłego dziennikarza, obecnie prawej ręki gubernatora, człowieka od zadań specjalnych. Jack jest świetnym obserwatorem, może dlatego, że zawsze stoi raczej z boku i chłodno patrzy na rzeczywistość. Nie tylko obiektywnie potrafi pokazać wydarzenia i ludzi, ale w dodatku jest świetnym gawędziarzem. Nie opowiada sucho i monotonnie kolejnych faktów, lecz wybiega myślą w przyszłość, sugerując zakończenie historii, cofa się do szczęśliwych lat dzieciństwa i dorastania, a nawet wplata na pozór zupełnie niezwiązaną z fabułą opowieść sprzed kilkudziesięciu lat. Niezwiązaną pozornie - bo tak naprawdę, mimo wielości wątków tu występujących, wszystkie są ze sobą związane i tworzą spójną całość, pozwalając z różnych stron spojrzeć na poruszane tematy.
Podobnych problemów i materiału do przemyśleń jest tu sporo. Kolejną ważną zaletą powieści jest właśnie wielowątkowość, rozległość i zróżnicowanie. Oprócz świata polityki są tu świetne obserwacje uczuć - piękny opis pierwszej miłości, ale i miłości, która umiera, kiedy ludzie zaczynają iść innymi drogami, realizując inne cele. Jest też dobrze pokazane przemijanie świata tradycyjnego amerykańskiego "Południa", świata dżentelmenów z wielkimi majątkami, spędzających dni na interesach i polowaniach, na rzecz świata prostych robotników i farmerów. Najważniejsze, że te wszystkie obserwacje pozostają aktualne, mimo że dotyczą zupełnie innego czasu i obcej nam rzeczywistości. Choć może to i nie jest dziwne, przecież ludzie tak naprawdę zawsze i wszędzie są tacy sami.
Zabierając się do lektury, dobrze jest mieć karteczkę i długopis, bo aż chce się wypisywać cytaty i pojawiające się pytania. Czy fakty są tym samym co prawda, a jeśli nie - co jest ważniejsze? Czy znajomość prawdy zawsze jest dobra? Czy pojedynczy człowiek ma szanse choć trochę zmienić świat, czy też zawsze ostatecznie świat zmieni jego?
Nie wspomniałam jeszcze o stylu, a to też jedna z niewątpliwych zalet powieści. Potoczyste zdania, długie opisy, których nie ma się ochoty omijać, wręcz przeciwnie - chce się zatopić się w lekturze i smakować powoli każde zdanie. Przez tę plastyczność opisów, przez styl, który sprawia, że stoimy z boku i jak widzowie przyglądamy się wydarzeniom pomyślałam, że to świetny materiał na film. Sprawdziłam, czy taki powstał i rzeczywiście, nie tylko ja dostrzegłam ten filmowy potencjał. Po raz pierwszy książka została sfilmowana w 1949 roku, po raz drugi w 2006. Tą nowszą wersję od razu obejrzałam, ciekawa, czy choć trochę udało się oddać urok i moc książki. Jednak ilość materiału, mnogość wątków, zróżnicowanie bohaterów zdecydowanie przerosły możliwy czas trwania filmu. Tak że oglądania nie polecam, jeśli ktoś nie czytał książki, pewnie pogubi się w skrótowym przedstawieniu wydarzeń, jeśli czytał - lepiej niech przeczyta jeszcze raz :-).
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.