Dodany: 29.12.2008 01:37|Autor: oyumi

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Dobre kobiety z Chin: Głosy z ukrycia
Xinran Xue

Płacz, płacz, płacz...


Książka Xue Xinran nie spełnia żadnej z obietnic, jakimi autorka, wydawca i recenzenci kuszą na okładce. Nie jest "wyrazem buntu", nie udowadnia, że w Chinach nie ma równości między mężczyznami a kobietami[1]. Trudno się w niej doszukać analizy wpływów kultury i historii na współczesne Chinki. "Dobre kobiety z Chin" to prawie trzysta stron emocjonalnego szantażu, próba zmuszenia cię nie do myślenia, lecz do przyłączenia się do babskiego kręgu bezsilności, łez, rozpaczy nad losem. I ty jesteś kobietą i wszystko rozumiesz, więc płacz, płacz, płacz...

Te reportaże są przyparciem do muru. Jak możesz się nie wzruszyć, skoro sama dziennikarka ciągle podkreśla, że nie wie, czy da radę relacjonować historie swoich bohaterek i płacze nad nimi przez cały czas? Być może to najbardziej mnie zniechęca. Opisy łez dziennikarza. Komentarze do sytuacji, w których każdy komentarz wydaje się głupi i niepotrzebny. Całkowicie zbędny. Czy gdyby pani Xinran nie podkreśliła tego dziesięć razy, to kobiety z Zachodu nie zrozumiałyby, że gwałt na uczennicy podstawówki jest okropnym przeżyciem?

Dlaczego taki dobór tematów? Nie wiem. Wydaje mi się, że kluczem nie była ich reprezentatywność, oryginalność ani nawet powaga - jedynym kluczem jest tragedia. Im tragiczniej, tym lepiej. Mamy tu opisy gwałtów i molestowania seksualnego w rodzinie. Jest to bardzo przykre, lecz takie przypadki mają miejsce i w Szwecji, i w Austrii. Może w Chinach zdarzają się częściej? Nie wiem, bo dziennikarka nie przytacza żadnych statystyk. Rozumiem, że kraje pozbawione luksusu demokracji statystyk nie prowadzą, lecz autorka żyje spokojnie w Anglii. Żadnych szacunków międzynarodowych organizacji? Głosu ekspertów? Opozycjonistów? Nie przepadam za zbyt nachalnym dziennikarstwem, lecz dyskrecja Xue Xinran wydaje mi się jakaś nienormalna.

Mam takie samo odczucie w stosunku do kilku innych kwestii. Ubolewam, że władze nie dopuściły do zjazdu homoseksualistów - ale przecież do domu odesłane zostały nie tylko lesbijki, lecz i wszyscy geje. To samo dotyczy trzęsienia ziemi. To prawdziwy skandal, że chińska partia zignorowała ludzi uwięzionych pod gruzami. Tylko że ruchy tektoniczne naszej planety nie są żadnym męskim spiskiem, a bez pomocy, w męczarniach, umierały nie tylko kobiety. Rewolucyjne zawieruchy rozdzielały kochanków, lecz relacje dowodzą, że przysporzyło to cierpień obu płciom. Nie wiem, dlaczego Xinran punktuje to frazesami w stylu "Mężczyźni są jak góry, kobiety są jak woda"[2]. Trzy czwarte tematów w tej książce nie pokazuje wcale, że urodzić się kobietą w Chinach było przekleństwem. Pokazuje, po prostu, że urodzić się w XX wieku Chinach - to była fatalna wróżba.

Jest tu kilka poruszających historii i wiele pytań, które domagają się odpowiedzi. Współczesnych, politycznych, feministycznych. Lecz dziennikarka ich nie rozwija, idzie w stronę dramatu, szuka tragedii.

Wszystko to jest opisane jakimś sztywnym, napuszonym językiem. To trochę tak, jakby zrobić miks z dziesięciu najbardziej pełnych kobiecych łez odcinków "Rozmów w toku", a potem puścić go w Anglii z komentarzem, że urodzić się w XX wieku Polką to było przekleństwo. Taka demagogia szkodzi sprawie, prawdziwe problemy umykają, nie ma miejsca na głębszą myśl, nie ma miejsca na bunt, jest tylko płacz.

Bo część opisanych przez Xinran spraw nie ma nic wspólnego ani z ustrojem, ani z płcią. Kto ma odpowiadać za to, że opisanym kobietom nie wyszło z mężczyznami? Że dorośli synowie poświęcają im za mało uwagi i wolą się zajmować własnym życiem? Że z wychowywania dzieci uczyniły jedyny sens swojego istnienia? I w demokracjach ludzie się zdradzają. Polityczny gwałt na tle klasowym to jednak nie jest to samo co fakt, że mąż znalazł sobie bardziej chętną do eksperymentów kochankę. Zmuszenie kogoś do małżeństwa to jednak coś zupełnie innego niż sytuacja, gdy rzuca cię chłopak albo gdy syn nie chce z tobą mieszkać. To też smutne, jednak zestawianie tych spraw ze sobą - jest chyba jeszcze smutniejsze.



---
[1] Xue Xinran, "Dobre kobiety z Chin: Głosy z ukrycia", tłum. Katarzyna Kulpa, wyd. W.A.B, 2008, tekst z okładki.
[2] Tamże, s. 186.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4825
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: lirael 06.01.2009 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka Xue Xinran nie sp... | oyumi
Jedyny zarzut, z którym się zgadzam, to patetyczny, chwilami ckliwy styl, który mnie też momentami irytował.
Książka ma charakter bardzo emocjonalny i nie rości sobie pretensji do dzieła naukowego. Dziwi mnie fakt, że domagasz się od autorki statystyk. Tytuł książki brzmi "Dobre kobiety z Chin". Sięgając po tak zatytułowany zbiór reportaży nie spodziewałam się dogłębnych analiz socjologicznych. Czy z "Medalionów" Zofii Nałkowskiej pamiętasz jakieś liczby?
Porównanie książki Xue Xinran do "Rozmów w toku" uważam za krzywdzące dla chińskiej pisarki. Wiele opowiedzianych przez nią historii kojarzy mi się bardziej z tragedią grecką niż z maglem.
"Dobre kobiety z Chin" przepełnia smutek, dominuje nastrój smutku i bezsilności. Nie jestem sinologiem, ale biorąc do ręki tę książkę byłam przygotowana na pozycję dość trudną emocjonalnie.
W moim odczuciu autorka nie manipuluje chłodno uczuciami czytelnika ("Im tragiczniej, tym lepiej"). Zwraca uwagę na problemy, o których wiele osób na świecie nie ma pojęcia, oddaje też hołd cierpiącym i pokrzywdzonym. Może ma też poczucie winy wynikające z tego, że - jak piszesz - ona "żyje spokojnie w Anglii".
Nad "spokojnie" postawiłabym zresztą znak zapytania.
Książkę polecam, jestem nadal pod jej wrażeniem, choć od lektury minęło już kilka miesięcy.
Użytkownik: oyumi 06.01.2009 23:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Jedyny zarzut, z którym s... | lirael
Liralel, nie domagałam się dzieła naukowego, chciałam się dowiedzieć czegoś o współczesnych Chinkach. Nie chodzi mi nawet o szczegółowe statystyki, ale naszkicowanie jakiegoś tła. Nie uważam, że program Ewy Drzyzgi to magiel, przeciwnie - jeśli wyznacznikiem ma być jakaś rzetelność w podejściu do tematu, wydaje mi się o wiele lepszy niż książka Xinran. Nie miałam na myśli informacji: 66,8% Chinek było molestowanych w dzieciństwie. Ale jeden przykład, jak tragiczny by nie był, nie daje mi żadnego obrazu rzeczywistości. Sprawa Fritzla jest dla mnie niewyobrażalnym bestialstwem i naprawdę trudno mi znależć słowa oburzenia czy współczucia by ją komentować- ale nie sądzę, żeby wiele mówiła o tym, jak się dziś żyje kobietom w Austrii.

To mój największy zarzut. Nie wiem czy czytam o dewiacji, czy o normie. Nie wiem dlaczego dziennikarka zestawia (zapewne powszechne) okrucieństwo czasów Rewolucji Kulturalnej, z jakimiś tragicznymi wypadkami, a to wszystko jeszcze z z raczej zwyczajnymi problemami obyczajowymi współczesnych kobiet.

A liczb brakuje mi dlatego, że to chyba taki typ reportażu, który domaga się czegoś więcej niż jednostkowe przykłady. W każdym razie nie potraktowałam "Dobrych kobiet" jak reportaży literackich, bo, moim zdaniem, Xinran nie ma talentu literackiego. Większość z tych tematów, ma zadatki na reportaże interwencyjne, a problem polega na tym, że dziennikarka nie interweniuje. Po lekturze tej książki mam takie wrażenie, że głównym problemem jest całkowita niewrażliwość władz na problemy ludzi, a brak reakcji urzędników jest skandaliczny. Ale autorka nie ciągnie tego wątku, brak tu jakiś konkretnych zarzutów pod adresem konkretnych ludzi, mechanizmów, lini partii. Wiem, że nie mogła robić tego w Chinach, ale w Anglii ma chyba większe pole do popisu.

Choć może to było dla mnie w tej książce najbardziej przejmujące. Jej dziwaczny warsztat. Większość tekstów wygląda przecież tak, że Xinran przypadkowo natrafia na jakąś historię, relacjonuje ją i z niczym jej nie konfrontuje, nie zadaje żadnych dodatkowych pytań, z niczym nie zestawia, nie szuka winnych, nie szuka dodatkowych materiałów. Za to za każdym razem podaje tyle nieistotnych detali (jak trafiła na każdy temat, z kim go omawiała, jak się meldowała w hotelu), jakby wątpiła, czy czytelnicy jej uwierzą. Kto wie, może to własnie mówi więcej niż życiorysy jej bohaterek. Chiny - kraj, w którym dziennikarki nie zadają żadnych pytań. Nie wiem, co we mnie zostatnie po lekturze "Dobrych kobiet" za pół roku, ale podejrzewam, że najbardziej będzie mi żal samej Xinran.

Użytkownik: bogna 07.01.2009 08:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Liralel, nie domagałam si... | oyumi
Polecam Ci Dzikie łabędzie: Trzy córy Chin.
Autorka w 1978 znalazła się w Londynie, po dziesięciu latach zdecydowała się na opisanie dziejów swojej rodziny. Książka, wydana w 1991 roku w Wielkiej Brytanii, została w Chinach zakazana.
Ze wstępu z kolejnego angielskiego wydania [2003]: "Jakkolwiek "Dzikie łabędzie" są książką zakazaną, nikogo nie karze się za jej czytanie albo rozmowę o niej na gruncie prywatnym. Ja mogę całkiem swobodnie podróżować po Chinach, bez dostrzegalnego nadzoru. Najwyraźniej podczas gdy książkę uznano za zagrożenie, mnie nie, ponieważ nie urządzam zebrań, nie wygłaszam przemowień ani nie prowadzę żadnej potajemnej działalności. W mediach obowiązuje zakaz dotyczący mojej osoby, jestem więc tylko indywiduum bez publicznego głosu."
Przeczytaj! Warto :-)
Użytkownik: oyumi 07.01.2009 19:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Polecam Ci Dzikie łabędz... | bogna
Dziękuję, przeczytałam recenzję i wygląda bardzo zachęcająco. Poszukam :-).
Użytkownik: lena_14 11.08.2013 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka Xue Xinran nie sp... | oyumi
Zgadzam się w pełni z krytycznymi uwagami zawartymi w recenzji tej książki. Poczynając od ckliwego prologu po ostatni rozdział, reportaż utrzymany jest w jednej, często męczącej stylistyce. Nie ma jasnych wniosków autorki co do opisanych sytuacji, brakuje historycznego tła, bardziej szczegółowej analizy socjologicznej. Na pierwszy plan wysuwa się zawsze to jak reporterka dotarła do rozmówczyń (co przy każdej historii naprawdę nie jest konieczne) oraz nacisk na tragizm i okrucieństwo losów bohaterek. Reakcja dziennikarka zwykle ogranicza się albo do płaczu rzewnymi łzami albo zamierania ze zdumienia. Zamiast merytorycznego komentarza czy refleksji do danej historii przywołuje w to miejsce jakieś chińskie przysłowie zwykle utrzymanew tonie: "Męźczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus", które nijak ma się do wcześniejszej treści i chyba spełnia funkcję tzw. "zapchaj dziurę".
Zawiodłam się na tej książce, bo moim zdaniem nie przedstawia specyfiki sytuacji chińskich kobiet, a jest tylko zbiorem opowieści o losach kobiet, które mogłyby się dziać nie tylko w Państwie Środka.
Użytkownik: jakislogin 03.04.2014 00:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka Xue Xinran nie sp... | oyumi
Mnie z kolei książka się bardzo podobała i za nic nie uzupełniałabym jej statystykami (które zainteresowany czytelnik zapewne sobie sam wygogluje). Dla mnie książka zarówno w swojej formie i treści jest wspaniałym i zaskakującym w swojej skromności dokumentem. Pozwala nam zerknąć na naród, który sam siebie nie zna i w konfrontacji samego ze sobą odkrywa że jest przerażony (ja osobiście czytałam niewiele równie szczerych książek o wolnej Europie, zwłaszcza tej postkomunistycznej).
Posiadam bardzo umiarkowaną wiedzę na temat chińskiej mentalności, ale np po pobieżnym zapoznaniu się z chińską księgą przemian jestem przekonana, że Europejczyk nie jest w stanie w pełni zrozumieć Chińczyka. Co nie zmienia faktu, że szanuję ich odmienność i niezmiennie ciekawa jestem tych dziwnych z naszej perspektywy azjatyckich stanów umysłu.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: