Dodany: 09.02.2009 23:46|Autor: aerien

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Woda różana i chleb na sodzie
Mehran Marsha

Trochę inny smak


"Posadzę własne dłonie w ogrodzie
przyjmą się wiem wiem wiem"*


Ostatnia strona "Wody różanej" sprawia mi przedziwny i przedokuczliwy ból, chociaż jest pełna wyczuwalnego (pod palcami, pod oczyma) ciepła; nie potrafię tak po prostu wstać, w bladoróżowych, rozczłapanych kapciach przemieścić się do kuchni, aby nastawić czajnik na jakąś kawę czy jakąś herbatę. Nie mam wcale ochoty na rozstanie z tą książką, jeszcze nie: jeśli to zrobię, jeśli ją teraz zamknę, zatrzasnę tym samym symboliczne, wymyślone wrota do Ballinacroagh, miasteczka, w którym już się zadomowiłam, tak na dobre.

Oto stałam się bardzo ciężka, nasiąkłam "Wodą różaną". Mój absolutnie prywatny egzemplarz nosi niechlubny ślad czekolady i ołówka. Znowu dałam się uwieść.

"Woda różana i chleb na sodzie" stanowi kontynuację pierwszej powieści Mehran - "Zupy z granatów". Ten, kto "Zupy" nie czytał, niech oczywiście bardzo żałuje, ale też i się nie zraża - Mehran zaznajamia tu czytelników z fabułą poprzedniej książki, cierpliwie przedstawia wszystkich wspomnianych w niej bohaterów, przytacza to, co w "Zupie" najistotniejsze. Rozwija też, naturalnie, nowe wątki, wprowadza nowe postacie. Naprawdę, nie sposób się pogubić. Każdą z tych książek śmiało można czytać jako odrębną, samodzielną powieść, choć razem stanowią zdecydowanie smakowitszą, dopełniającą się całość.

Jako ta, która "Zupę z granatów" przeczytała, cała w zachwytach zresztą, myślę sobie teraz: jak dobrze jest wrócić do Ballinacroagh, tej maleńkiej, uroczej irlandzkiej mieściny. Cafe Babilon, kawiarnia prowadzona przez trzy irańskie siostry: Mardżan, Bahar i Lejlę Aminpour, funkcjonuje już od przeszło roku, lecz nieprzerwanie budzi silne emocje w lokalnej społeczności. Jedni są pełni zachwytu i uwielbienia dla perskiej kuchni, urody i osobistego uroku młodych Iranek, drudzy nadal nie mogą znieść powiewu egzotyki w spokojnym dotąd miasteczku. Faktem jest jednak, że siostry Aminpour czują się w Ballinacroagh zupełnie dobrze: nareszcie odnalazły swoje miejsce na ziemi, choć ich wewnętrzne poszukiwania nie ustają. Każda pragnie teraz wsłuchać się w swoje prywatne potrzeby - wspomnienia z Iranu, choć nadal bolesne, choć pewnie nie ma przed nimi ucieczki nawet tutaj, zostają zdecydowanie przytłumione potrzebami innej natury, takimi na "tu i teraz", kiedy dziewczęta wreszcie poczuły się pewne i bezpieczne. Lejla, najmłodsza z sióstr, poznaje smak fizycznej miłości. Bahar, ta średnia, znajduje ukojenie w modlitwie, otwiera się na Boga. Mardżan, jako najstarsza, jako wiecznie strapiona matka dla swoich sióstr, zaczyna myśleć także o własnym szczęściu, które, być może, ukrywa się pod postacią pewnego powieściopisarza, klienta Cafe Babilon. Każda z tych kwestii: seks, wiara, miłość, jak również kwestie aborcji, kłamstwa, prawdy, poruszone w tej książce przez Mehran, przybliża "Wodę różaną" do powieści z gatunku obyczajowych - tym się różni od "Zupy", tego w "Zupie" nie było. Była za to szczypta realizmu magicznego, który pojawia się i tutaj, pod postacią "syrenki", tajemniczej Irlandki o zrośniętych palcach u rąk, pod postacią smakowitgo, cukrowego potu jednej z mieszkanek Ballinacroagh. A jednak, co przyznaję z żalem, brakuje mi tej naprawdę magicznej atmosfery z "Zupy", tej baśniowości, do której przyzwyczaiła mnie Autorka. Baśniowość przytłumiła tematyka. To nie magia, cuda i dziwy, nawet nie smaki i zapachy perskich potraw, które wciąż się pojawiają, stanowiąc trzon powieści, ale kwestia moralności, obyczajowości jest w "Wodzie różanej" najistotniejsza.

Styl pisania Mehran, wciąż miękki i łagodny, wydaje się jednak nierówny: były w powieści takie momenty, które pisała Autorka w ogromnym natchnieniu, zachwycałam się wówczas słownym dowcipem, bajecznymi, gładkimi zdaniami. Zakończenie jednak, ostatnie rozdziały, rozczarowały mnie bardzo - jakby Mehran goniły terminy, skończyły się też pomysły, niemal namacalne jest tutaj poczucie pośpiechu. Nie czuję się nasycona, pewnie dlatego nie chcę kończyć lektury, brakuje mi tej magii, już tęsknię za Ballinacroagh. Mimo tych kilku rozczarowań, narracyjnych niedociągnięć, powieść podobała mi się bardzo. Zanurzyłam się w "Wodzie różanej" i ciężko mi z niej teraz wypłynąć: do banalnej kuchni, do zwykłej herbaty ze zwykłego czajnika. W Cafe Babilon używa się przepięknego samowara, tam wszystko pachnie bergamotką i jaśminem, tam chciałabym teraz być.



---
* F. Farrochzad, "Kolejny dzień", w: M. Mehran, "Woda różana i chleb na sodzie", tłum. T. Tyszowiecka-Tarkowska, wyd. W.A.B., Warszawa 2009, s. 6.


[tekst pojawił się także na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4919
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: mazalova 10.02.2009 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: "Posadzę własne dłonie w ... | aerien
Niemalże zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki;
kiedy jednak zjechałam na sam dół, przekonałam się, że wprowadzający cytat, który tak mnie ujął,akurat nie jest autorstwa Mehran ;-)
Użytkownik: aerien 10.02.2009 20:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Niemalże zachęciłaś mnie ... | mazalova
Ha ha :) Mimo to - przeczytaj. Przecież sam fakt, że znalazł się w tej książce, dobrze o Autorce świadczy ;)
Użytkownik: KrzysiekJoy 10.02.2009 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: "Posadzę własne dłonie w ... | aerien
Wiedz, że z niecierpliwością będę czekał na kolejne Twoje recenzje.:)
Najpierw chcę przeczytać "Zupę z granatów". Niepokojące jest to Twoje wrażenie pośpiechu w pisaniu przez Mehran tej powieści, ale sądzę, że na pewno nowa książka Mehran nie rozczaruje mnie. Pozdrawiam.
Użytkownik: aerien 11.02.2009 19:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiedz, że z niecierpliwoś... | KrzysiekJoy
Dziękuję za miłe słowo :)
A książka, myślę, nie rozczaruje, bo mimo tych kilku zastrzeżeń, moje ostateczne wrażenie jak najbardziej pozytywne.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.02.2009 08:50 napisał(a):
Odpowiedź na: "Posadzę własne dłonie w ... | aerien
Zachęcająco to brzmi - prędzej czy później muszę przeczytać obie te powieści.
Użytkownik: Bacia 15.02.2009 10:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Zachęcająco to brzmi - pr... | dot59Opiekun BiblioNETki
"Zupę z granatów" czytałam ponad rok temu. Do dzisiaj czuję opisywane smaki potraw, zapachy, przyprawy. To była bardzo smakowita książka. Z przyjemnością przeczytam następną książkę tej autorki ciekawa losów sióstr.
Użytkownik: Bacia 26.02.2009 10:13 napisał(a):
Odpowiedź na: "Zupę z granatów&quo... | Bacia
Już przeczytałam tę książkę. Oceniłam na 5.Jest to jednak ocena na wyrost. Górę wzięła sympatia do autorki i poprzedniej jej książki.Losy sióstr ciekawe. Jest tajemnica związana ze znalezieniem dziewczyny, najstarsza i najmłodsza siostry znalazły swoje miłości, średnia znalazła uspokojenie w wierze. I nagle szybkie zakończenie. Tak jakby urwał się film. Najbardziej jednak rozczarowało mnie to, że autorka prawie całkowicie zrezygnowała z czarowania czytelnika smakami, zapachami. Owszem one są, ale takie ledwo wyczuwalne.
Użytkownik: aerien 26.02.2009 21:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Już przeczytałam tę książ... | Bacia
Dokładnie. Jak dobrze, że to wrażenie pośpiechu, zbyt szybkiego zakończenia, nie jest tylko moje własne. I rzeczywiście, potrawy pachną jakby mniej - samo zepchnięcie przepisów na koniec książki świadczy o ich drugoplanowej roli. Szkoda. Też dałam 5.
Użytkownik: tilia8 05.09.2011 12:33 napisał(a):
Odpowiedź na: "Posadzę własne dłonie w ... | aerien
Ja mam takie wrażenie po lekturze, jakby autorka gotowała się do dalszego ciągu - wiele wątków jest otwartych. Czytało się przyjemnie, szczególnie drugą połowę, kiedy okazało się, że sekutnice z miasteczka jednak nie mają środków, by wyrządzić siostrom krzywdę. Lubię taką literaturę kobiecą, skupioną na smakach, zapachach, uczuciach. nie przeszkadza mi też, gdy wątki nie pozostają zamknięte, pozwalają na domysły.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: