Dodany: 14.08.2008 14:04|Autor: moreni
"Toy Wars" Andrzeja Ziemiańskiego
Zuzanna „Toy” Iceberg jest prywatnym detektywem. Niestety, do słynnych kolegów po fachu, jak Herkules Poirot czy Sherlock Holmes, wiele jej brakuje. No, w zasadzie to wszystkim się od nich różni. Po pierwsze, żaden klient nie traktuje jej poważnie. Nic w tym dziwnego: trudno wymagać, aby uznał malutką dziewczynę o twarzy aniołka i urodzie licealistki za pogromczynię wszelakiej maści złoczyńców. Poza tym Toy bez okularów nie byłaby w stanie trafić człowieka z odległości pięciu metrów. Jedynym powodem, dla którego nie zmieniła jeszcze zawodu, jest testament jej przybranego ojca. Mianowicie czeka na nią 6 mln dolarów, pod warunkiem, że przez dziesięć lat utrzyma się z prowadzenia rodzinnego interesu. Raz już wyciągnął ją z rynsztoka i widocznie nie chciał, żeby tam wróciła. Nie przewidział tylko, że Toy z braku innych środków będzie musiała jeść kocią karmę, żeby utrzymać się przy życiu... Jednak pewnego wieczoru w jej biurze zjawia się słynny najemnik z bardzo ciekawą propozycją...
„Toy wars” to zbiór trzech dłuższych opowiadań („Toy Toy Song”, „Toytrek” i „Toy Wars - Wojownik ostatecznej zagłady”), których akcja się zazębia, tworząc rodzaj powieści. Akcja toczy się wartko przez ponad 500 stron książki, ukazując nam świat w niedalekiej przyszłości. Postacie są pełnokrwiste, chociaż trzeba zaznaczyć, że nie zawsze inteligentne i nigdy krystalicznie czyste. Świat „Toy Wars” wypełniają najemni żołnierze z niezbyt niekiedy wysokim ilorazem inteligencji, byłe i obecne prostytutki, eksnarkomani, wredni prezesi korporacji... Sama Toy jest raczej typem antybohatera: pije, pali, klnie jak szewc i robi jeszcze wiele rzeczy, które można podsumować napisem: „nie róbcie tego w domu”. Mimo wszystko można bohaterów „Toy Wars” polubić (ba, trudno ich nawet nie lubić). Trzeba jednak ostrzec co wrażliwszych czytelników. Jeśli kogoś razi nagromadzenie „pań lekkich obyczajów” w dialogach, książka mu się z pewnością nie spodoba.
Podsumowując: książka ta, przynajmniej moim skromnym zdaniem, wyszła panu Ziemiańskiemu lepiej niż „Achaja”, chociaż obie bohaterki mają wiele wspólnych cech charakteru i życiorysu. Nie jest to co prawda arcydzieło światowej literatury, zmuszające czytelnika do głębokich przemyśleń na temat problematyki utworu, jednakże jako miła rozrywka na długi wieczór czy nudny weekend sprawdzi się znakomicie.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.