Niegramatyczny dzień Agnieszki
Nigdy bym nie przypuszczał, że przyjdzie mi recenzować książkę dla dzieci. Jednak po lekturze "Niezwykłego dnia Agnieszki" uznaję to za swój polonistyczny obowiązek.
Nie dlatego, że jest to taka absolutna rewelacja, po którą powinni sięgnąć wszyscy rodzice, krewni i znajomi królika, aby przeczytać swoim dzieciom-wnukom-prawnukom-siostrzeńcom-bratankom-siostrzenicom-bratanicom-kuzynom-chrześniakom-chrześnicom i innej dzieciarni.
O nie. Z przykrością muszę stwierdzić, że "Niezwykły dzień Agnieszki" na lekturę dla kilkulatka ani żadnego innego -latka się nie nadaje. Nie, żeby książka była z gruntu zła. To kwestia tłumaczenia. Tak spartaczonego przekładu nie widziałem od czasu sławetnej "Fredzi Phi-Phi". O ile powiastka pani Borg w oryginale może być nawet ciekawa, o tyle w polskiej wersji traci wszystkie atuty.
Tytułowa Agnieszka jest kilkuletnią dziewczynką, która przeżywa niezwykłe przygody w pozornie zwykłym dniu. A wszystko zaczyna się od sroczki, która co rusz pojawia się na kartach opowieści, po to chyba tylko, żeby być tam sobie a muzom. A i bez tego kraczącego elementu "Niezwykły dzień Agnieszki" bajką niewątpliwie jest. No bo która matka wysłałaby swoje paroletnie dziecko na samodzielne zakupy do ogromnego domu towarowego? Która właścicielka psa oddałaby swojego pupila pod opiekę kilkuletniej (zupełnie obcej, dodajmy) dziewczynce, aby ta się z nim przespacerowała hen, hen, gdzie ją oczy poniosą, a potem go zwróciła? Któremu małemu chłopczykowi wolno otwierać obcym? Widzicie, bajka jak ta lala.
Inną sprawą jest już kreacja samej tytułowej bohaterki. Gdzie tam jej do prawdy psychologicznej, która cechuje Sieriożę z powieści Panowej, Mikołajka, Alicję biegnącą za królikiem, najmłodsze Borejkówny czy rodzeństwo przekraczające progi Narnii... Zresztą mniejsza z tym. Wszystko i tak się gubi w obliczu, a raczej w gąszczu, błędów językowych.
A teraz z wielką przyjemnością popastwię się nad translatorskimi zdolnościami tłumaczki. Wiecie, co mówi mamusia, kiedy widzi małą Agnieszkę po dniu pełnym wrażeń? "Agnieszko, idź już spać. Jest strasznie późno. Wyglądasz BARDZO ZMĘCZONA [podkr. moje - Misiak]"[1]. Co następnie robi mamusia? "Powiedziała dobranoc i wróciła do telewizji"[2]. Nie, mamusia nie jest prezenterką na jedynce, chociaż z tego zdania tak by wynikało. Nie jest też jakąś imaginacją prosto ze szklanego okienka. Po prostu ogląda telewizję wpatrując się w tzw. w tej książeczce "aparat telewizyjny". Agnieszka zresztą nie ma nic przeciwko tej maminej rozrywce. Bo "Agnieszka tak właśnie lubi, żeby było"[3] (kochani, ten potwór składniowy, to naprawdę cytat! Zapraszam na stronę 62).
W każdym razie pod koniec książki Agnieszka zasypia, ciesząc się na jutrzejsze spotkanie z nowo poznanym przyjacielem. Bo Kjell co prawda kupił puszkę ryby mielonej dla kotki, ale, jak stwierdza mamusia Agnieszki: "Zapomniał ją tutaj"[4] (teraz ja się zabawię w tłumacza z polskiego na polski. Chodzi o to, że Kjell po prostu zostawił puszkę z kocim żarciem w domu Agnieszki - i trzeba jedzonko odnieść).
Dziewczynka zasypia po dniu pełnym wrażeń. A działo się, oj działo! Agnieszka nieraz potknęła się na drodze trudnej gramatyki podczas swojej godnej Ulissesa wędrówki. Tyle ciekawych rzeczy widziała! Tyle pięknych ozdób "na froncie"[5] (Agnieszka nie jest dzielnym wojakiem, chodzi o frontową stronę domu przyjaciela), spotkała nawet wilka (tłumaczka nie odróżnia wilka od wilczura, jak mniemam. Nie sądzę, aby ktoś wyprowadzał wilka na smyczy - a Mougli w tej bajce nie występuje).
Podczas wędrówki Agnieszki po lesie "wiatr szemrze w koronach, lecz dołem jest zupełnie cicho"[6] (osobiście wymiękłem przy tym zdaniu i miałem ochotę z każdej kartki zrobić origami, mimo bajecznych ilustracji).
Nie wiem, co wzbudza moją większą irytację. Czy konstrukcje pokroju: "Pani Persson wygląda zadowolona"[7] (i nie chodzi tu wcale o wyglądanie przez okno, tylko o ogólny wygląd osoby), czy brak zdecydowania na konkretny czas. Tłumaczka skacze sobie z czasu na czas jak pszczółka z kwiatka na kwiatek. A potem czytamy takie np. kwiatki (a raczej chwasty do wyplewienia): "Za drzwiami wejściowymi jest zupełnie inaczej niż w zwykłym przedpokoju. Weszli na staroświecką werandę i tam Agnieszka zdejmuje kurtkę i buty"[8].
Jeśli będziecie kiedyś chcieli mimo wszystko przeczytać "Niezwykły dzień Agnieszki" swoim milusińskim, zalecam wcześniejszą samodzielną lekturę, najlepiej z długopisem w ręku. Można wtedy dokonać korekty, o której chyba zapomniano. Zresztą uzbrójcie się nie tylko w długopis - potrzebna będzie duża doza cierpliwości!
---
[1] Inga Borg, "Niezwykły dzień Agnieszki", tłumaczenie (które woła o pomstę do literackiego nieba): Teresa Chłapowska, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1969, s. 62.
[2] Tamże.
[3] Tamże.
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 24.
[6] Tamże, s. 22.
[7] Tamże, s. 12.
[8] Tamże, s. 27.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.