Dokąd prowadzą rury?
Wydawnictwo WAB dokonało kolejnej odsłony twórczości znanego już polskim czytelnikom izraelskiego pisarza, który w swoich krótkich formach zawiera skondensowany, nasycony znaczeniami przekaz semantyczny i ideologiczny, tworząc go jednocześnie w białych rękawiczkach groteski i autoironii. „Rury” są kolejnym dowodem na to, że Keret potrafi zapełnić tylko jedną stronę tekstem, a przy okazji świadomość czytelniczą niepewnością, jakiej nie sposób szybko się pozbyć.
Niepewność przy lekturze opowiadań składających się na „Rury” polega głównie na tym, że trudno jednoznacznie określić, na ile osobiste, ojczyźniane i lokalne są w swym przekazie te teksty. Bo Keret próbuje zwrócić uwagę na problemy uniwersalne, bolączki współczesnego świata i zagubionego w nim człowieka. Gubimy się i my – czytelnicy w tej literackiej plątaninie rur, niemniej jednak mistrzostwo autora polega na umiejętnym sygnalizowaniu zagadnień, których rozwinięcia wymaga nasza wyobraźnia i zdolność percepcyjna.
Izraelskość tekstów ujawnia się prawie w każdym z nich. Bohaterami są często zastraszeni przez wojskowy reżim obywatele, nękani psychicznie przez podwładnych żołnierze, pałający dziką nienawiścią do Arabów autochtoni przekonani o tym, iż w państwie nie ma miejsca dla „nie-ludzi”. Liczne nazwy własne i imiona (ważna jest ich powtarzalność, która może być kluczem poszukiwacza wzajemnych powiązań między pozornie autonomicznymi tekstami) oraz częste i dokładne opisy regionalnych zwyczajów i obyczajów – to wszystko każe nam spojrzeć na opowiadania Kereta jako opowiadania o własnej ojczyźnie.
Tyle tylko, że w bardzo wysublimowany sposób, gładko i finezyjnie autor prowadzi nas zupełnie gdzie indziej. To bowiem proza inicjacyjna (często poznające brutalny świat dziecko jest narratorem) i eksploracyjna zarazem. Nowatorska w formie i wtórna w swej semantyce opowieść o niesprawiedliwym świecie pomieszanych wartości wywołuje bardzo często śmiech, albowiem sarkazm i groteska są tutaj nieodłącznym elementem świata przedstawionego. Bohaterowie w kilku opowieściach znajdują się w piekle. To piekło życia na ziemi, ale i metafora służąca podkreśleniu bolesnego fatalizmu, z jakim na kartach swojej prozy i w codziennym życiu mierzy się sam autor.
Keret potrafi także sam siebie demaskować i ośmieszać. W jednym z tekstów niejaki Kochi czyta… właśnie „Rury”, wystawiając im nie najlepszą opinię. Autor wskrzesi także postaci Maxa Frischa i Adolfa Hitlera, zapozna nas z krasnoludkami – alkoholikami, przeniesie do szkoły, z której wszyscy po kolei znikają i ukaże dramat masowego umierania… autobusów.
Czarny humor to jedna z mocniejszych stron „Rur”. A także umiejętność wychodzenia od lokalnych bolączek do rozważań natury ogólnoludzkiej. Awangardowa i frapująca proza, obok której nie sposób przejść obojętnie.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.