Do gniazda, do domu, do języka
Opór językowej materii. Poezja gęsta, wyszukana, skomplikowana. Jeden wers wydaje się nie mieć związku z następnym, a cały wiersz z własnym tytułem. Słowa nowe, wymyślone przez autorkę, sąsiadują z bardzo starymi, słowiańskimi, których znaczenia można się tylko domyślać. Wiersze Joanny Mueller skrzą się od wymyślnych środków poetyckich: przetwarzania związków frazeologicznych, neologizmów, paronomazji (ten chwyt – pozorna figura etymologiczna, sfingowane spokrewnienie słów – jest najczęstszy i najważniejszy w tym tomiku), a także graficznego formowania tekstu. Cała ta wielopoziomowa komplikacja nie służy łatwości odbioru: wiersze nie dają się scalić, trzeba czytać je kilkakrotnie, aby w ogóle wpaść na jakiś interpretacyjny pomysł. Pojedyncze językowe koncepty potrafią zachwycić, ale czytanie kolejnego niemal niezrozumiałego wiersza wywołuje niechęć wobec tomiku i całej tego typu poezji.
Jeśli jednak wytrwale brnie się dalej poprzez kolejne wiersze „Zagniazdowników/Gniazdowników” – przy uważnej lekturze zaczyna się dostrzegać pewne prawidłowości. Wiersze łączą się w serie, zrozumienie głównego pomysłu jednego wiersza pozwala rzucić światło na inne, a cały cykl objawia swoją zaskakująco spójną, precyzyjną, symetryczną konstrukcję. I oto tomik poezji skrajnie lingwistycznej, wyszukanej formalnie do granic zrozumienia, zbudowanej głównie z zabaw językiem – okazuje się w istocie autobiograficzną opowieścią o najbardziej kluczowych wydarzeniach życia. Nabiera sensu podwójny tytuł, podwójna („odwrócona”) okładka, odmienne (ale na swój sposób symetryczne) motta i dedykacje zarówno na początku, jak i na końcu cyklu. Tomik jest rozpięty na osi pomiędzy dwoma punktami w życiu: „zagniazdowniki” to wiersze dotyczące okresu przed uwiciem gniazda (czyli założeniem rodziny), które to wydarzenie stanowi centralny punkt tej literackiej konstrukcji. „Gniazdowniki” – analogicznie - to utwory pisane po tym przełomie, mówiące o miłości, tworzeniu domu, macierzyństwie. Jednocześnie te wiersze dotykają spraw trudnych i bolesnych: niejednoznacznej religijności, niełatwego wejścia w seksualność, obaw o przyszłość miłości, domu i dziecka, lęku przed śmiercią.
„Zagniazdowniki/Gniazdowniki” są zatem literacką grą o wysoką stawkę: ryzykowną i bezkompromisową próbą języka. Joanna Mueller posyła swoją zawiłą, eksperymentalną poezję na rekonesans w rejony najważniejszych spraw ludzkiej egzystencji i sprawdza, czy ten język może być tam skuteczny. I sama jest świadoma tego ryzyka, wyraża wątpliwości, uwidacznia nieusuwalny dystans między poezją a życiem. Kaligram o domu („niedomówka. nutka biograficzna”) kończy się tak: „nie da się pisać wiersza w kształcie domu/ nie da się pisać domu w kształcie wiersza/ (teraz pokaż różnice między obrazkami)”[1].
Pytanie jednak pozostaje: czy ta próba języka jest udana? Czy wiersze Mueller mają szansę brzmieć autentycznie, czy raczej odrzucają swoim udziwnieniem, zniechęcają do uważniejszego czytania i interpretacji? Nie będę się dziwił czytelnikom, którzy tego języka nie przyjmą i nie ocenią jako udany – ja sam byłem tego bliski. Ciągle zresztą mam wątpliwości: część wierszy pomimo wielokrotnej lektury dalej pozostaje dla mnie mało czytelna. Świetny koncept czasem gubi się w nagromadzeniu językowych zawiłości. Nie jestem też całkiem przekonany do (wspomnianego już) wątku słowiańskiego, dokładanie do tej i tak już hermetycznej poezji słów i znaczeń tak archaicznych, że prawie zapomnianych to dla mnie o krok za daleko. Jednak w „Zagniazdownikach/Gniazdownikach” dostrzegam wiele miejsc o niesamowitej sile poetyckiej, zdolności do wzruszenia (jak seria o macierzyństwie), a zatem nowatorski sposób mówienia okazuje się odkrywczy i odpowiedni do poruszania spraw ważnych. Językowa wirtuozeria Joanny Mueller – szczególnie na poziomie środków leksykalnych, tworzenia neologizmów, zaskakujących paronomazji - jest trudna do zakwestionowania i może równać się z osiągnięciami wielkich mistrzów, jak Leśmian, Białoszewski czy Barańczak.
„Zagniazdowniki/Gniazdowniki” to poezja trudna, wymagająca i nieprzystępna. Nie każdemu się spodoba. Uważam jednak, że warto podjąć chociaż próbę wejścia w ten wyjątkowy język. Nie ma tu gwarancji, ale mnie wiersze Joanny Mueller odpłaciły dużą część trudu włożonego w ich rozumienie. Ktoś jeszcze chce podjąć ryzyko?
---
[1] Joanna Mueller, „Zagniazdowniki/Gniazdowniki”, wyd. Zielona Sowa, Kraków 2007, s. 27.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.