Dodany: 11.01.2010 22:15|Autor: moreni

Książki i okolice> Pomoc

Pomóżcie wybrać coś z SF:)


Sprawa ma się tak: chciałabym memu lubemu polecić coś ciekawego do czytania, a ponieważ na wymienionym w temacie gatunku nie znam się kompletnie, proszę o pomoc biblionetkowiczów.:)

Dla ułatwienia dodam, że luby zna prawie całego Lema, tak samo cykl "Diuna". Szczególnie podoba mu się twórczość Bova Ben, zwłaszcza cykl "Droga przez Układ Słoneczny", oraz cykl "Starfire", napisany w lwiej części przez spółkę Webera i White'a. Za to już tego samego (pierwszego ze spółki) autora "Honor Harrington" kompletnie do gustu mu nie przypadła. Poza tym nie bardzo podobał się też "Cykl marsjański" Robinsona. Miał też styczność z cyklem "Stalowy Szczur" Harrisona.

Polecicie coś?:)
Wyświetleń: 2460
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: Aquilla 12.01.2010 01:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawa ma się tak: chciał... | moreni
Świat Endera - z trzykrotnym podkreśleniem i wykrzyknikiem.
Gniazdo światów
Może też Limes Inferior Zajdla
Blade Runner
Piknik na skraju drogi
Odyseja kosmiczna 2001

Można też 451 stopni Fahrenheita, ale tylko jeśli lubi klimaty Orwella i książki wymagające głębszego zastanowienia się.

To tak z lepszych rzeczy, które ja czytałam.
Użytkownik: moreni 12.01.2010 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Świat Endera - z trzykrot... | Aquilla
Endera zna, osobiście mu w łapki wepchnęłam.:) Na dwie kolejne z wymienionych przez Ciebie poluję i ja, to może zapolujemy teraz razem.;) Pozostałe też czytał, w tym "Odysei kosmicznej" wszystkie części.
Użytkownik: Sznajper 12.01.2010 07:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawa ma się tak: chciał... | moreni
Dukaj
Na początek najlepiej zbiór opowiadań W kraju niewiernych (Dukaj Jacek).
Użytkownik: hburdon 12.01.2010 15:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Dukaj Na początek najlep... | Sznajper
A potem wszystko inne. :)
Użytkownik: WBrzoskwinia 12.01.2010 13:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawa ma się tak: chciał... | moreni
Proponuję Ci przemyśleć sugestię taką: zaproponuj nie książkę, tylko długofalowy program pod hasłem „Polacy nie gęsi i swą fantastykę naukową mają” do dowolnej realizacji. Twój luby wie, że Lem to klasa światowa, skoro czytał. Tym samym trudno, żeby Lemowi ktoś dorównał, ale mamy mocną ekipę różnym zagranicznikom dorównującą, a na pewno przekraczającą poziomem to, co zwykle.

O listę nazwisk i kolejność można się pewnie spierać, bo najnowszej polskiej SF nie śledzę. Na razie z mego doświadczenia wynika, że starocie są średnio jakościowo lepsze i ciekawsze, tym niemniej oczywiście jest to „SF w starym stylu”, tj. powiedziałbym „czysta”, klasyczna, tj. bez dzisiejszych zagranicznych udziwnień – ale w tej ocenie jest sporo mojej prywatnej preferencji (ja lubię i cenię starocie), co nie znaczy, że całkiem nieobiektywnej (owe starocie na ogół mają większą głębię problematyki i większą oryginalność pomysłów; oczywiście mam na myśli średnio ogółem). Inaczej to ujmując: to jest polska literatura wedle szkoły Lema (choć to nie naśladownictwa), najwyraźniej zgrubnie bardziej niezależna od wpływów zachodnich, niż późniejsza. Co nie znaczy, że mniej przygodowa, ale np. bardziej psychologiczna; bardziej „science”, gdy obecnie jest bardziej „fiction”. To uznaję w niej za cenne, sama musisz zdecydować, czy Twemu lubemu będzie taka pasować (skoro Lem mu pasuje, to powinna, boż przecie Lem to też stara szkoła, tyle że on jest ponadczasowy).

Drugi jest Janusz Andrzej Zajdel. Była o nim wyżej mowa; dodam, że ma swój nie-Lemowy styl, niemniej względnie zbliżone podejście i różnorakość tematyki: od raczej luźno rozrywkowych form krótkich (chwilami zabawnych) – np. zbiory „Przejście przez lustro”, „Iluzyt” – po poważne rzeczy, jak właściwie społeczno-polityczna pod maską SF powieść „Limes inferior”. Na ogół są to rzeczy i dobre, i cenne, ale, jak każdy, nie zawsze trzyma dobry poziom (takie sobie „Prawo do powrotu”, jeśli dobrze pamiętam, że to jego, ale ta wpadka jest wyjątkiem od reguły, a i czytać się da).
Trzeci jest Bohdan Petecki, ale tu uwaga: jego późniejsze rzeczy są dla dzieci starszych (np. „Sola z nieba północnego”), zaś to, co mam na myśli, to publikacje wcześniejsze, jak np. "Tylko cisza", „Operacja Wieczność”, „Messier 13”, „Ludzie z gwiazdy Feriego”, „Kogga z czarnego słońca”. Jest to poniekąd „pisarz jednej książki”, gdyż z reguły model bohatera jest ten sam (pilot kosmiczny do zadań specjalnych) i zwykle chodzi o kontakt z obcą cywilizacją (akurat nie w „Operacji...”, a ta jest chyba najlepsza, to raz, a dwa: niemało ma inwencji w konstruowaniu owych obcych cywilizacji, przy czym rzecz nigdy nie sprowadza się do spłycenia do dwugłowych potworów podbijających Kosmos).
Konrad Fiałkowski, równorzędne trzecie miejsce, o ile nie lepszy od Peteckiego. Jak sam powiadał, interesuje go człowiek: człowiek dzisiejszy postawiony w realiach, które przyszłość stworzy, w warunkach trudnych, specyficznych, czasami krańcowych. Najlepsza jego rzecz to „Biohazard”, gdy ów człowiek staje w nieznanej wcześniej sytuacji etycznego wyboru w nowych warunkach stworzonych przez technikę („odwieczny” temat SF, a i jak widzisz, oni naprawdę w takim czy innym stopniu są uczniami czy kontynuatorami Lema, co nie znaczy, że go kopiują). Jeśli dobrze pamiętam, zbiór obejmujący prawie wszystko, co Fiałkowski napisał (w przeciwieństwie do Peteckiego on operuje krótką formą) był dwutomowy pt. „Kosmodrom” (oczywiście zawierał też „Biohazard”, zresztą swego czasu przeniesiony na ekran Teatru TV). Ale i tu bywają zabawne rzeczy (np. nowela o ściąganiu na egzaminie na studiach w przyszłości).

Oczywiście podaję tylko czołówkę, prócz tej „wielkiej trójki” jest niemało dalszych, ot, jeśli Twój luby chce, żeby go zatkało, to Witold Żwikiewicz, a jeśli chce się pośmiać, to spółka Danak + Dworak (jeśli dobrze pamiętam nazwiska).

Ale to nie koniec, lecz środek. Jw. nie znam końca, czyli dzisiejszej SF. Do rozważenia, zależnie od chęci i woli, jest sięgnięcie do początku. Ponieważ zaś początek przypada sto lat temu, w porywach z okładem, to rzecz zawiera barierę już choćby wynikającą ze stylistyki; język innej epoki (mnie to ciągnęło elektromagnetycznie, ale bywają tacy, którzy nie lubią; sama się zorientujesz). Bardziej mnie ciągnęła konfrontacja: co i jak oni wtedy myśleli o przyszłości, czyli tak lub inaczej o naszej teraźniejszości (w pewnym uproszczeniu: czy i co przewidzieli). Jeszcze bardziej konfrontacja literacka: czy, na ile, gdzie i jak późniejsza SF jest kontynuacją, a na ile zrywa z pierwotną (na ile jest nowocześniejsza). Nie twierdzę, że wszystkich musi pociągać to samo i akurat to, sama zdecydujesz. Dla mnie była to lekcja nie z tej Ziemi (dosłownie i w przenośni, patrz dalej), a odkrywanie tego, odkrywanie owej najdawniejszej SF było fascynujące (jw. nie znaczy to, że dla każdego ona taka być musi; cenna jest ogromnie, ale z podobaniem się może być zupełnie inaczej).

Od kogo Lem się nauczył myśleć o rzeczywistości za pomocą SF? Tj. tak poniekąd parabolicznie czy hiperbolicznie, w sensie: niby SF-przyszłość i nasza teraźniejszość są odległe, na przeciwnych końcach długiej linii – ale ta linia tak jest zagięta, że naprawdę są sobie bliskie, gdy mierzyć ich odległość w drugim wymiarze. Od kogo nauczył się takiego ujęcia, w którym owa SF-przyszłość jest zwierciadłem teraźniejszości? Skąd wziął metodę, formułę ogarnięcia szerokiej i różnorodnej problematyki za pomocą SF? Owszem, Lem nie kopiuje ani nie zrzyna, niemniej on też spod ogona nie wyleciał, lecz jest uczniem i kontynuatorem, o czym zresztą sam mówił wprost.
Odpowiedź: Jerzy Żuławski, tzw. „Trylogia księżycowa”, początek XX wieku. Żuławski, który np. nie zna jeszcze słowa „śmigło”, bo wymyślono je ciut później. Owszem, i on nie wymyślił sam owego ujęcia, ewidentnie inspirował się ciut wcześniejszymi książkami Wellsa i spółki. Ale tak szeroko, najogólniej mówiąc: kulturowo-ewolucyjnie, poprzez SF rzeczywistości nikt przed nim nie ujął (szerokość i charakter ujęcia idą od dawniejszych utopii, od Platona poczynając, bo „Trylogia...” jest bardzo charakterystyczną dla epoki antyutopią, i tu element następnej zbieżności z Lemem i nie tylko: sceptycyzm czy wręcz pesymizm...). Ale uwaga: klasą literacką Żuławski nie dorasta nie to, że do Lema, ale nawet Wellsa i wielu innych, niestety... A z innej beczki: czy Twój luby wie, że niewidzialnego człowieka wcale nie Wells wymyślił pierwszy? Taka postać jako oś noweli jest ze 20 lat wcześniej właśnie w polskiej literaturze.
O czym by można jeszcze długo, ale kończę na podkreśleniu, że – jak z tego widać – polska SF nie jest i nigdy nie była izolowana od światowej. Toteż zaraz rysuje się następny program dla Twego lubego: „Miłe oku i duchowi starocie światowej SF”: od Wellsa i spółki poczynając...

Tylko że to może być niebezpieczne... Kto z kim przestaje, takim się staje. Ja jestem człowiek XIX wieku, więc mnie takie książki nic nie zrobiły (tak naprawdę: miały niejaki udział w kształtowaniu owej XIX-wieczności). Z tego, co napisałaś, wynika że Twój luby jest raczej człowiekiem dzisiejszym. A przestając programowo i długotrwale z takimi starymi książkami a nuż, a widelec przestanie być mniej lub bardziej dzisiejszy...? One naprawdę mają sporą siłę oddziaływania; wbrew wszelkim pozorom z literaturą nie ma żartów; a kiedy jeszcze zadziałają takimi blokami jw., a nie pojedynczo, to... Chcesz zaryzykować?
Użytkownik: moreni 12.01.2010 17:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Proponuję Ci przemyśleć s... | WBrzoskwinia
WBrzoskwinio, jestem pod wrażeniem Twojego posta (luby, który dostał go do przeczytania, też).:) W zasadzie można by było go czytać jako osobny esej.:)

"Biohazard" jest mu znany (i nawet lubiany), jak też niektóre z wymienionych przez Ciebie tytułów. Generalnie jednak woli pozycje nowsze, z językiem współczesnym - lepiej się je czyta.:)
Użytkownik: Natii 12.01.2010 14:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawa ma się tak: chciał... | moreni
Lewa ręka ciemności (Le Guin Ursula K. (Le Guin Ursula Kroeber)) - jestem świeżo po i uważam, że warto. :-)
Użytkownik: aleutka 12.01.2010 16:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawa ma się tak: chciał... | moreni
Z polskich polecam Grzedowicza "Pan Lodowego Ogrodu"
Użytkownik: olhi 13.01.2010 13:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawa ma się tak: chciał... | moreni
Ray Bradbury - zdecydowanie "Kroniki Marsjańskie", w zasadzie to polecałabym wszystko, choć nie wszystko to "czysta" sf :)
Może coś z Asimova? Klasyka, ale dobrze się czyta.
Jak wyżej - Strugaccy.
Fritz Leiber "Wędrowiec"
A z nowszych - "Zamieć" Neala Stephensona
Użytkownik: musta 22.02.2010 16:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawa ma się tak: chciał... | moreni
Miałem bardzo podobne doświadczenie z pewnym moim znajomym. Mogę wiec powiedzieć że, bazując na dotychczasowych preferencjach, literatura z gatunku dojrzałej social-fiction będzie na pewno dobra.
Szczególnie polecam te klasyczne pozycje:
Limes inferior (Zajdel Janusz A. (Zajdel Janusz Andrzej))
Lewa ręka ciemności (Le Guin Ursula K. (Le Guin Ursula Kroeber))
Gra Endera (Card Orson Scott)
Kantyczka dla Leibowitza (Miller Walter M.)

Musta
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: