Dodany: 18.07.2010 14:45|Autor: adas
Rushdie "Czarodziejka z Florencji", Díaz "Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao"
Cokolwiek ryzykanckie, brawurowe i ogólnie szaleńcze jest pisanie o jakiejkolwiek książce, iż to świetna lektura na lato, jeśli lato to ma oblicze 38 stopni w cieniu, z rzadka urozmaicane bliznami błyskawic, ale co mi tam: "Czarodziejka z Florencji" to idealna lektura na lato.
Ładnie skrojona błyskotka, baśniowa opowieść o przenikaniu kultur, a jeszcze bardziej opowieści. Nic wielkiego, i na szczęście Rushdie o tym wie, nie próbując ze swojej książki robić jeden bóg (Bóg, Allah, Budda) wie czego. Bawi się, że błysnę erudycją nieprzeczytanych nigdy dzieł kanonicznych, w Szeherezadę zamkniętą w domu bohaterów "Dekameronu". Wiem, pewnie należałoby przeczytać coś normalnego, tego całego Rushdiego w końcu, ale nie potrafię. Się zmusić. Ale fajnie, że ta powieść, cokolwiek przypadkowo, wpadła mi w łapy. W lipcu.
Díaz to przedstawiciel pokolenia "idzie nowe" w literaturze... no właśnie... Amerykańskiej czy latynoskiej? Jako że w Stanach Zjednoczonych jest wszystko co sobie można wymarzyć, a nawet więcej, to mamy i coraz większą grupę pisarzy latynoskich z ducha, ale piszących po angielsku. Z drugiego pokolenia imigrantów, wychowanych już w Nowym Jorku czy innym Los Angeles, nadal mocno uwikłanych w rodzinne historie. To chyba to słowo. Historie.
Junot Díaz, Dominikańczyk, robi w tym towarzystwie za gwiazdę, tak wnoszę po cytatach z okładek. Co nawet nie dziwi, bo całkiem zgrabnie w amerykańskie schematy narracyjne i fabularne wplata dziwność Latynoameryki. Mnie nie przekonuje. "Oscar Wao" jest ciekawszy od "Topieli", drugiej z jego książek w państwie polskim, to na pewno. Jeśli jednak "Topiel" była zbiorem opowiadań, z których dałoby się w sumie uzbierać powieść, tak "Oscar Wao" jest powieścią poszatkowaną na quasi opowiadania. Nie składa mi się to wszystko w całość, pozostaje jakieś takie wymuszone, rwane, bez błysku. Pewności siebie.
Podstawowy problem leży jednak w narratorach Diazowych. Są skrajnie antypatyczni. I nie jest to antypatyczność wywołująca dreszcz emocji, nie mamy do czynienia z charyzmatycznymi bydlakami, cynicznie wyrafinowanymi intelektualistami czy brutalnymi outsiderami o złotym sercu. To taka antypatyczność... no ja wiem, zwyczajna? Chodzi mi po głowie, że to właśnie może być odświeżający wkład Seniora Junota Juniora w literaturę, jakkolwiek nie jestem jeszcze gotów na przyjęcie takiej formy ukazywania rzeczywistości. Przyjemniej wysłuchiwać bajań na dworze cesarza Mogołów.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.