Dodany: 08.02.2008 19:11|Autor: verdiana
Zwierzę w ludzkiej skórze
To najbardziej przerażająca ze wszystkich książek Jelinek i pierwsza, przy której nie umiem uspokoić nerwów – nie wyobrażam sobie nawet, w jakim napięciu Jelinek musiała tę książkę pisać, i jak to potem odchorowała.
Bohaterem książki jest Kurt Janisch, teoretycznie przeciętny żandarm. Ale jeśli tacy są przeciętni żandarmi, a co gorsza – przeciętni mężczyźni, to chyba zacznę się bać bycia kobietą. Janisch z człowieka ma tylko wygląd i po ludzku brzmiące nazwisko. W rzeczywistości nie jest mężczyzną, tylko samcem, obrzydliwą szowinistyczną kreaturą traktującą kobiety przedmiotowo. Dla niego kobieta to mięso. Nic więcej.
„Z kobietami można zasadniczo robić wszystko, tak jakby coś przeskrobały i chciały zostać ukarane. A czego nigdy z nimi nie robiono, zrobią tym chętniej”*, myśli sobie Janisch. Z takich i podobnych myśli składa się cały światopogląd Janischa i prawie cała książka. Nie sposób tej książki czytać spokojnie. Nie sposób Janischa polubić – cienia sympatii! To i tak jeden z łagodniejszych cytatów, inne nie są tak „wyważone”. Ta książka jest dosadna, dosłowna i obrazoburcza. Czy pornograficzna? Nie. To nie jest pornografia, bo nie w celu uzyskania pobudzenia seksualnego czytelnika została napisana i nie ku jego rozkoszy. Wręcz przeciwnie.
„Żądza” napisana jest w trzeciej osobie, narrator jest wszechwiedzący. Całość to właściwie projekcja narratora na temat tego, co myślą i czują bohaterowie, wszyscy, choć głównie Janisch. To jeden wielki pseudomonolog wewnętrzny. „Pseudo”, bo w trzeciej osobie. Treść podana jest w jednolitym ciągu, z rzadka przerywanym wcięciami akapitowymi – to już lekkie przekombinowanie: tego rodzaju treści same w sobie czyta się ciężko, nawet bez utrudnień formalnych. Ale zabawa formą stała się już znakiem rozpoznawczym Jelinek – możemy albo ją odrzucić, albo przyjąć z całym inwentarzem.
Narrator przeskakuje od osoby do osoby, ale je wszystkie łączy rozczarowanie życiem i niewiara w miłość.
Nie sposób tej książki przeczytać jednym tchem – to proza zbyt gęsta. Potrzeba czasu na uspokojenie emocji, żeby znowu zanurzyć się w chorą psychikę Janischa. A emocje są większe niż przy czytaniu „American Psycho”! Bo jednak psychopatyczny morderca nie jest nam aż tak bliski, jak statystyczny mężczyzna, który też okazuje się karykaturą mężczyzny, pseudoczłowiekiem, zwierzęciem w najgorszym znaczeniu tego słowa (prawdę mówiąc, porównując Janischa do zwierzęcia, zwierzę obrażam).
Ta książka to koszmar każdej kobiety.
PS. Jeszcze słówko uznania dla tłumaczki: tłumaczenie bardzo udane!
---
* Elfriede Jelinek, „Żądza”, tłum. Agnieszka Kowaluk, wyd. WAB, 2007, s. 38.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.