Przedstawiam Wam konkurs nr 111: "WAMPIRIADA, czyli WAMPIRY w LITERATURZE", który przygotowała Krasnal:
Witajcie Kochani!
Nie ma lekko tej jesieni, same nieszczęścia w konkursach – pająki, sieroctwo, trucizny (że nie wspomnę Sherlocka Holmesa... ;). Pora na coś jeszcze straszniejszego...
Literatura kocha wampiry. Temat jest wdzięczny – może być subtelnie mroczny, krwawo brutalny, a i świetnie nadaje się do zabawy z konwencją. Będzie więc chwilami groźnie, ale osoby o słabszych nerwach znajdą również coś dla siebie. Zwróćcie uwagę – nie wszystkie wampiry są złem wcielonym, więc proszę o ostrożne obchodzenie się z kołkami. ;)
Zasady:
Punktacja najzupełniej tradycyjna – po jednym punkcie za autora i tytuł każdego z fragmentów. W sumie więc – 60 punktów do zdobycia.
W przypadku zbiorów poproszę także o tytuł opowiadania. Będzie jeden wyjątek, ale to już wyjdzie w praniu.
Gwiazdkę zwycięzcy dostanie osoba, która jako pierwsza przyśle komplet poprawnych odpowiedzi. Z małym zastrzeżeniem – gdyby, powiedzmy, dwie osoby zebrały komplet tego samego dnia, o gwiazdce zadecyduje mniejsza liczba niecelnych strzałów.
Poza tym strzelać do wampirów można bez ograniczeń – jeśli kula nie będzie srebrna, to wampir na takiej strzelaninie bardzo nie ucierpi. :)
Mataczenia dozwolone, ale za czołgi będzie pobierany podatek posoczny. ;)
Na odpowiedzi czekam do
28 listopada, do północy, pod adresem
[...]. W tytule proszę o wpisanie nicka i numeru kolejnego maila.
Przy okazji tego tematu pozwolę sobie na małą akcję promocyjną pod hasłem WAMPIRIADA. Niektórzy z Was pewnie znają – to kampania honorowego krwiodawstwa organizowana cyklicznie na uczelniach całego kraju. Zachęcam Was do wzięcia udziału – niekoniecznie na uczelni, do regionalnej stacji krwiodawstwa możecie udać się w każdej chwili.
A tymczasem zapraszam – czosnek w garść i można śmiało czytać. :)
Słyszeliście o wampirach, prawda?
1.
Słyszeliście niewątpliwie o przerażających przesądach rozpowszechnionych szeroko w Górnej i Dolnej Styrii, na Morawach, na Śląsku, w tureckiej Serbii, w Polsce, a nawet w Rosji. Mam tu na myśli przesądną wiarę w istnienie upiorów.(...)
Żadna znana mi teoria, prócz tej właśnie, opartej na prastarych, przez licznych świadków potwierdzanych wierzeniach ludu, nie potrafi wyjaśnić tego, co przeżyłam i czego doświadczyłam.
Nazajutrz dopełniono w kaplicy Karnsteinów urzędowego aktu. Grobowiec hrabianki M. został otwarty. Gdy generał i mój ojciec ujrzeli jej twarz, obaj rozpoznali w niej piękną i podstępną młodą dziewczynę, którą gościli. Choć od pogrzebu M. minęło sto pięćdziesiąt lat, oblicze jej zachowało kolory życia. Leżała z otwartymi oczyma, z trumny nie wydobywał się trupi odór. Dwaj medycy, jeden urzędowy, drugi z ramienia generała, który wszczął dochodzenie, potwierdzili fakt niezwykły, a mianowicie, że wyczuć się dało słaby, niemniej wyraźny oddech i równie słabą, lecz wyraźną pracę serca. (...)
Dwoista egzystencja wampira jest możliwa dzięki codziennej drzemce w grobie. Sił do życia wśród ludzi dostarcza mu straszliwa żądza ludzkiej krwi. Wampir potrafi czuć do kogoś gwałtowny pociąg przypominający miłosną namiętność. Jeśli dostęp do takiej osoby ma utrudniony, zdobywa się na niezwykłą cierpliwość i najbardziej wyszukane fortele. Nie spocznie, zanim nie zaspokoi swej żądzy i nie wyssie całego życia ze swej ofiary. Zdolny jest wtedy przedłużać swą morderczą rozkosz i delektować się nią niczym epikurejczyk, potęgując ją nadto wyszukanymi zalotami. W takich przypadkach zdaje się pożądać objawów sympatii i wzajemności.
2.
»Och, wiem, że brzmi to zabawnie – hrabia Dracula i te rzeczy – ale jeśli się temu lepiej przyjrzeć, jest to zadziwiający temat. Dracula to postać historyczna, choć naturalnie żadnym wampirem nie był, ale mnie zafrapował problem, czy dzieje jego życia mają jakikolwiek związek z ludowymi podaniami o wampirze. (...) A tak mówiąc między nami, w greckim folklorze do dziś pokutuje mit wampirów«.
»Wiem – mruknąłem –
Vrykolaksy«.
Tym razem Igrek popatrzył na mnie ze zdumieniem. Jego wyłupiaste, orzechowe oczy jeszcze bardziej wyszły z orbit.
»Skąd pan zna tę nazwę? – wysapał. – Znaczy się... przepraszam... jestem zdumiony spotkaniem z kimś...«
»Kto interesuje się wampirami? – przerwałem mu sucho. – Tak, mnie to również zaskoczyło, ale ostatnio zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Profesorze Igrek, skąd wzięło się pańskie zainteresowanie tym tematem?« (...)
»To coś wprost nie mieści się w głowie, więc nikomu nie mówię o...«
Nie mogłem dłużej zwlekać.
»A może znalazłeś starą książkę z wizerunkiem smoka w środku?«
Jego oczy jeszcze bardziej się rozszerzyły, a z twarzy odpłynęła cała krew.
»Tak. Znalazłem taką książkę. – Zacisnął palce na krawędzi stolika, aż pobielały mu kłykcie. – Kim jesteś?«
»Ja też znalazłem taką samą.«
A co robi wampir? Oczywiście pije krew!
3.
Spałem tylko kilka godzin; wstałem, czując, że sen już nie przyjdzie. Zawiesiłem koło okna swoje lusterko i właśnie zaczynałem się golić, kiedy nagle poczułem na ramieniu czyjąś rękę i usłyszałem głos hrabiego, mówiący mi: „Dzień dobry!". Przestraszyłem się; zdumiało mnie, że nie zauważyłem go w lusterku, w którym odbijał się wszak cały pokój! Drgnęła mi przy tym ręka i nieznacznie się zaciąłem, choć nie od razu to zauważyłem. Odpowiedziałem na pozdrowienie hrabiego i znów spojrzałem w lustro, żeby sprawdzić, jak to się mogło stać. Tym razem nie mogło być już żadnych wątpliwości! Ten człowiek stał zaraz za mną – widziałem go kątem oka – a jednak w lustrze nie było jego odbicia! Widać było cały pokój za moimi plecami, ale nie było w nim ani śladu człowieka – oczywiście poza mną samym. To zdumiewające odkrycie, wieńczące długą serię innych niesamowitych zdarzeń, zwiększyło jeszcze to niejasne uczucie niepokoju, które opanowuje mnie zawsze, ilekroć hrabia znajduje się gdzieś w pobliżu. W tym momencie zauważyłem, że krwawię, a krew spływa mi po brodzie. Odłożyłem brzytwę i odwróciłem się, szukając plastra. Kiedy hrabia ujrzał moją twarz, w jego oczach zapłonął jakiś demoniczny szał i niespodziewanie złapał mnie za gardło. Odsunąłem się, a jego dłoń dotknęła różańca, na którym zawieszony był krucyfiks. To go natychmiast odmieniło i furia minęła tak błyskawicznie, że miałem wrażenie, jakby w ogóle nic nie zaszło.
„Proszę uważać – powiedział – proszę bardzo uważać na skaleczenia. W tym kraju są bardziej niebezpieczne, niż mogłoby się to panu wydawać".
4.
B o j ę _ s i ę.
To nie był strach, tylko przerażenie. Zaczął gorączkowo myśleć o prastarych zabezpieczeniach przed nie nazywanym po imieniu niebezpieczeństwem: czosnek, woda święcona, hostia, bieżąca woda. Nie miał żadnych świętych przedmiotów, był nie praktykującym metodystą, w duchu zaś uważał, że John Groggins jest największym durniem w całym zachodnim świecie.
Jedynym przedmiotem związanym z religią, jaki znajdował się w domu, był...
W śmiertelnej ciszy rozległ się spokojny, wyraźny głos M.:
– Tak. Wejdź, proszę.
Iks wstrzymał na chwilę oddech, a potem wypuścił go z płuc w bezdźwięcznym wrzasku przerażenia. Miał wrażenie, że za chwilę zemdleje ze strachu i że żołądek zamienił mu się w ołowianą kulę. Posłuszne podświadomemu rozkazowi jądra skurczyły się w ułamku sekundy. Na Boga, kto został zaproszony do jego domu?
Kolejny odgłos, tym razem przekręcanej klamki w oknie, a następnie przeciągłe skrzypienie.
Mógł jeszcze zbiec na dół, wyciągnąć biblię z szuflady w salonie, wrócić na górę, otworzyć drzwi gościnnego pokoju i wejść, trzymając ją przed sobą w wyciągniętych rękach. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, rozkazuję ci, odejdź!
Ale kto tam był?
Zawołaj mnie, gdybyś czegokolwiek potrzebował.
Nie mogę, M. Jestem starym człowiekiem. Boję się.
Noc ogarnęła nagle jego umysł, zaludniając go niewyraźnymi, tańczącymi w szaleńczym tempie postaciami. Białe twarze clownów, wielkie oczy, ostre zęby, cienie wyciągające z mroku ręce...
Jęknął rozpaczliwie i zasłonił rękami twarz.
Nie mogę. Boję się.
Nie wstałby nawet wtedy, gdyby zobaczył, jak porusza się klamka u drzwi jego pokoju. Był sparaliżowany strachem i myślał tylko o tym, że nie powinien był w ogóle jechać wieczorem do D.
Boję się.
A potem, w śmiertelnej ciszy spowijającej dom, siedząc bezradnie na brzegu łóżka z twarzą schowaną w dłoniach, usłyszał wysoki, słodki, złowrogi śmiech dziecka...
...a potem odgłosy ssania...
5.
To zły człowiek; to nawet nie człowiek. To wampir; drapieżne monstrum, wybryk natury. Wampir. Nie wiesz? Krew wysysa. Wbija zęby, o, i wysysa. – Przekrzywiając nieludzko głowę i naprężając szyję, pokazał, jak. – Nieśmiertelny. Iks; za niego się podawał, gdy go pochwycono. Należało go od razu zlikwidować. Ale żywy wampir... taki fenomenalny metabolizm – miałby się zmarnować? Wykorzystali, a jakże. Dwustuletni lot „A.”, dwustuletni nasz sen – nieśmiertelny to wszak wymarzony pilot nadzorca; poza tym w ten sposób na zawsze się go pozbywali, nie mordując. Humaniści, myślałby kto... I oto gdzie trafiliśmy! (...) Przemierzaliśmy mrok z szybkością myśli przez czas tak długi, iż musiano nas pogrążyć w sztucznym śnie, abyśmy nie pomarli w drodze. Jedynie on, nieśmiertelny... i jego krwiodawcze świnie. To potwór, jak mogliśmy... Tak. Tak. I teraz jesteśmy tu. Bagno. Czy wiesz, że trzymał nas tam na orbicie, uśpionych, przez dziesiątki lat, w nieświadomości katastrofy... i dopiero gdy dosięgła „A.” przeklęta moc Bagna i zaczęło się wszystko sypać... Wiesz, ilu zginęło, zanim D., jako pierwszy przetrwawszy awarię swego anabiozera, zbudził resztę? Iks to morderca; on ma mord w swojej naturze; to potwór. Jest tu. Trupy go kryją. Na nas pasożytuje; nie zabija – pasożytuje...
6.
– Ta bladość nie jest naturalna, Jadwigo. Skąd ona pochodzi?
– Gdybym ci powiedziała, pomyślałbyś, że to szaleństwo.
– Nie, nie, powiedz, Jadwigo, błagam cię! Jesteśmy w kraju niepodobnym do żadnego innego, w rodzinie niepodobnej do innych. Powiedz, powiedz wszystko, błagam!
Opowiedziałam mu wszystko – o dziwnej halucynacji, jaka mnie nawiedzała w domniemanej godzinie śmierci Kostaki, o grozie, odrętwieniu, lodowatych dreszczach i wyczerpaniu ścinającym mnie z nóg, o szmerach kroków, jakie słyszałam; o tym, jak otwierały się drzwi, a wreszcie o dojmującym bólu, a potem bladości i coraz to większym osłabieniu.
Sądziłam, że moja opowieść wyda się Gregorisce początkiem szaleństwa i kończyłam ją trochę onieśmielona. Tymczasem zaś przeciwnie, spostrzegłam, że słuchał jej z głęboką uwagą. Gdy przestałam mówić, zastanowił się przez chwilę. (...)
– Słuchaj więc – powiedział – a przede wszystkim, nie trwóż się. W twoim kraju, tak jak na Węgrzech, jak w naszej Rumunii istnieje zabobon.
Zadrżałam, gdyż przypomniał mi się ów zabobon.
– Ach – rzekł – wiesz, o czym chcę mówić?
– Tak – odparłam. – Widziałam w Polsce ludzi ulegających wpływowi tego straszliwego zjawiska.
– Masz na myśli wampiry?
– Tak. Widziałam w dzieciństwie, jak w jednej z wiosek mojego ojca odkopano na cmentarzu czterdzieści osób... Zmarły one w ciągu dwóch tygodni, ale nie można było odgadnąć przyczyny ich śmierci. Siedemnaście spośród nich posiadało wszelkie oznaki zdradzające, iż są wampirami, to znaczy – zachowały świeżość i rumieńce, jak żywe. Reszta – były to ich ofiary.
7.
Pieśń ma była już w grobie, już chłodna, –
Krew poczuła – spod ziemi wygląda –
I jak upiór powstaje krwi głodna:
I krwi żąda, krwi żąda, krwi żąda.
Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga,
Z Bogiem i choćby mimo Boga!
I Pieśń mówi: ja pójdę wieczorem,
Naprzód braci rodaków gryźć muszę,
Komu tylko zapuszczę kły w duszę,
Ten jak ja musi zostać upiorem.
Tak! zemsta, zemsta, etc. etc.
Potem pójdziem, krew wroga wypijem,
Ciało jego rozrąbiem toporem:
Ręce, nogi gwoździami przybijem,
By nie powstał i nie był upiorem.
Z duszą jego do piekła iść musim,
Wszyscy razem na duszy usiędziem,
Póki z niej nieśmiertelność wydusim,
Póki ona czuć będzie, gryźć będziem.
Tak! zemsta, zemsta, etc. etc.
Niekiedy jednak wampir pija krew w sposób cywilizowany:
8.
Od starcia Iksa z Igrekiem, które obserwowała z boku, Zeta była zafascynowana przywódcą Pragnieniowic. C. opowiedziała jej wszystko, co chciała wiedzieć na ten temat: o strukturze politycznej okręgu, o plutonie wampirów wykonujących rozkazy Igreka i o podatku posocznym.
– Jest to jedna z nielicznych okazji, przy których się go spotyka – powiedziała C. Usiłowała mówić rzeczowym tonem, ale Zeta dosłuchała się w jej głosie trwogi. – Czasem w roli poborcy występuje któryś z jego podwładnych. Nacinają cię tutaj, tutaj albo tutaj. – Pokazała na udo, pierś i nadgarstek. – Smarują krew antykoagulantem i zamykają próżniowo w słoju.
– Ile pobierają? – spytała wstrząśnięta Zeta.
– Litr. Tylko Igrek wypija krew w formie nie rozcieńczonej, jego podwładni muszą dolewać wody. Podobno im więcej wypiją, tym są silniejsi, a chociaż Igrek starannie ich dobiera, nie można wykluczyć, że któryś zachoruje na władzę. Gdyby pili krew tradycyjnie, prosto z żyły, mogliby stracić panowanie nad sobą, a nie chcą zabijać. Poza tym istnieje ryzyko zarażenia się wampiryzmem przez ślinę, dlatego gdyby wypili czyjąś krew prosto z żyły i zostawili tę osobę przy życiu, mogliby wyhodować sobie rywala.
9.
Długi bankietowy stół ciągnął się aż pod ścianę. Był nakryty damaszkowymi obrusami, na których rozłożono piękną porcelanę, rżnięte szkło i lśniące srebrne sztućce. Jednak nakrycia leżały tylko po jednej stronie.
Po tej stronie ustawiali się donorzy. Zatrzymywali się przy krzesłach i stali nieruchomo, czekając, wciąż przy dźwiękach hipnotycznej muzyki. Wzdłuż osi stołu stała długa linia migoczących świec. Nikt się nie odzywał.
Po chwili przybyły wampiry. Każdy z nich, jak wyjaśnił jej Igrek., był przypisany do jednego donora i teraz szukali swoich towarzyszy. A kiedy ich znajdowali, stawali naprzeciw, kłaniali się uprzejmie i siadali po dwóch stronach stołu.
Iksa patrzyła, jak wchodzi panna F., która szybko odszukała mężczyznę będącego jej donorem. Dygnęła nisko i uśmiechnęła się słodko, nim zajęła miejsce naprzeciwko.(...)
I tak to trwało. Każdy z wampirów przebiegał wzrokiem szereg przy stole i powtarzał ten – właściwie pełen gracji – rytuał. (...)
Wreszcie pojawiły się ostatnie dwa wampiry. S. maszerował z typową dla siebie arogancją, kilka kroków przed kapitanem. Pozostały im tylko dwa wolne miejsca – naprzeciw Iksy i jej sąsiada. Z narastającym poczuciem grozy Iksa czekała, aż S. się zbliży. I gdy uniosła głowę, stał już przed nią. Nie uśmiechnął się i nie ukłonił, skinął tylko niedbale głową. U innych wampirów dało się dostrzec uprzejmość i szacunek dla donorów – być może w uznaniu dla nadchodzącej ofiary – ale S. niczego takiego nie okazywał. Odsunął tylko krzesło i już miał usiąść, kiedy stanął obok niego kapitan.
– Nie, poruczniku. Może usiądzie pan obok?
Iksa z ulgą usłyszała znajomy szept.
– Tutaj mi dobrze, kapitanie. Już wybrałem mojego nowego donora. – S. nie wypuszczał krzesła ze swoich rąk.
– Nie, poruczniku. Nalegam. Proszę zamienić się ze mną miejscami. (...)
Kapitan skłonił się nisko, odsunął poły płaszcza i zajął miejsce przed nią. Iksa nie była pewna, czy została uratowana, czy też czeka ją inny, ale równie straszny los.
A niekiedy nie pija jej wcale...
10.
– Problem – podjął po chwili – w gruncie rzeczy pojawił się i nabrał złych cech iście podręcznikowo. Już w młodych latach lubiłem... hmmm... zabawić się w dobrej kompanii, nie różniłem się zresztą pod tym względem od większości moich rówieśników. (...) Nie napijesz się? To co z ciebie za wampir? Nie pije? To nie zapraszać go, psuje zabawę! Nie chciałem psuć zabawy, a możliwość utraty akceptacji towarzyskiej przerażała mnie. No i była zabawa. Hulanka i swawola, biba i popijawa, w każdą pełnię księżyca latało się do wsi i piło, z kogo popadło. Najpaskudniejszą, najgorszego gatunku... hmm... ciecz. Nie czyniło nam różnicy, z kogo, byle... hmmm... hemoglobina... Bez krwi nie ma wszak zabawy! Do wampirek też jakoś śmiałości się nie miało, nim się nie łyknęło.
Iks zamilkł, zadumał się. Nikt nie komentował. Igrek czuł, że ma straszną ochotę się napić.
– Robiło się coraz huczniej – podjął wampir. – I w miarę upływu czasu coraz gorzej. Niekiedy jak się poszło w cug, to trzy, cztery noce nie wracałem do krypty. Śmieszna dawniej ilość... płynu pozbawiała mnie kontroli, co nie przeszkadzało w kontynuowaniu imprezy. (...)
– Później – ciągnął Iks – wystąpiły alarmujące objawy. Zabawa i towarzystwo zaczęły pełnić rolę absolutnie drugorzędną. Zauważyłem, że mogę się bez nich obyć. Wystarczająca i naprawdę ważna stała się krew, nawet pita...
– Do lustra? – wtrącił Zet.
– Gorzej – odrzekł spokojnie Iks. – Ja nie odbijam się w lustrach.
Milczał czas jakiś.
– Poznałem pewną... wampirkę. Mogło to być, i chyba było, coś poważnego. Przestałem szaleć. Ale nie na długo. Odeszła ode mnie. A ja zacząłem pić w dwójnasób. (...) Którejś nocy chłopaki posłali mnie do wsi po krew, a ja chybiłem dziewczyny idącej ku studni, z rozpędu wyrżnąłem w cembrowinę... Chłopi mało mnie nie zatłukli, na szczęście nie wiedzieli, jak się do tego zabrać... Podziurawili mnie kołkami, odrąbali głowę, oblali wodą święconą i zakopali. (...)
– W grobie miałem dość czasu na zastanowienie się nad sobą...
– Dość? – spytał Igrek. – Jak wiele?
Iks spojrzał na niego.
– Ciekawość profesjonalna? Około pięćdziesięciu lat. Gdy zregenerowałem się, postanowiłem wziąć się w garść. Łatwo nie było, ale poradziłem sobie. Od tamtego czasu nie piję.
Niektóre wampiry robią to, acz z niechęcią:
11.
Opiekuje się nią stara niemowa, która dba o to, by jej pani nigdy nie oglądała słońca, żeby cały dzień pozostawała w trumnie, żeby w pobliżu nie było lustra ani żadnej odbijającej powierzchni – krótko mówiąc, wypełnia wszelkie obowiązki sługi wampirów. Wszystko, co dotyczy tej pięknej i potwornej damy, jest takie, jak być powinno, królowa nocy, królowa grozy – z jednym wyjątkiem: jej straszliwej niechęci do tej roli. (...)
Cały dzień leży w trumnie w koronkowym negliżu poplamionym krwią. Kiedy słońce chowa się za górami, ziewa, wstaje i wkłada swoją jedyną suknię, ślubną suknię matki, po czym siada, wróży sobie z kart, aż zgłodnieje. Nienawidzi jedzenia, które spożywa, tak by chciała zabrać króliki do domu, karmić je sałatą, pieścić i wymościć im kryjówkę w czerwono-czarnej sekreterze z chińskiej laki, ale głód zawsze bierze górę. Zatapia zęby w karku, tam gdzie arteria pulsuje strachem; sflaczałą skórę, z której wydobyła całe pożywienie, odrzuci z cichym okrzykiem zarówno bólu, jak wstrętu.
Inne mają znów dylematy moralne (a wręcz teologiczne!):
12.
Nadeszła pora, by podjąć decyzję. Od wielu miesięcy odkładała ją na później. Wie, co się z nią dzieje. Wie od dwu lat, gdy poczuła pierwszy raz, jak pod językiem nabrzmiewa jej ssawka. Jest wampirem. W jej rodzinie czasem się to zdarzało. Nieczęsto, raz na pokolenie mniej więcej.
Jest wampirem i musi napić się końskiej krwi, zanim zwariuje. Jej kuzynka Mira dawno już ją podejrzewała i wyjaśniła, co ma robić. Skąd Iksowie czerpią tę wiedzę? Dlaczego akurat konie? Nie wiadomo. Początki jej rodu nikną gdzieś we mgle spowijającej świt dziejów.
Uklękła i pomodliła się. Napije się końskiej krwi. To zmieni ją ostatecznie. Czy będzie potępiona? Wedle miejscowych teologów – tak. Ale z drugiej strony, czy Bóg będzie ją karał za to, co jest częścią jej natury? Nie da się wykluczyć. Religia to właśnie wyzwanie rzucone naturze i prymitywnym popędom.
Zawahała się. Miała sztylet, mogła podciąć sobie nadgarstki i położyć się w ciepłej wodzie jak uczniowie Epikura... Tylko że samobójstwo jest grzechem. Za to idzie się do piekła. Czy picie końskiej krwi też jest grzechem? Nie wiedziała. A zatem wybór był prosty. Mogła pozostać człowiekiem, tyle że martwym i potępionym, albo wampirem, żywym i nie wiadomo, czy potępionym. Jeśli się zabije, pójdzie do piekła. Natychmiast. Jeśli zostanie przy życiu, nie wiadomo. Może kiedyś tak, ale przecież jeszcze nie teraz. Głupia. Do tak prostych wniosków dochodziła tyle czasu... (...)
Dziewczyna wtuliła twarz w skórę zwierzęcia. Drobne włoski łaskotały ją w nos, powieki zamkniętych oczu, piersi, brzuch. Poczuła, jak sutki twardnieją, stają się wrażliwe na dotyk. Rozchyliła usta. Już czas. Ssawka bez udziału jej woli wślizgnęła się w sierść. Gdy przylgnęła do skóry, klacz drgnęła. Jeden raz, zespolenie było prawie bezbolesne.
Rozum się wyłączył. Tylko instynkt. Poczuła ciepło rozchodzące się w żyłach, mrowienie w dole brzucha i dziwną błogość ogarniającą całe ciało. Pragnienie ustąpiło. Odczepiła ssawkę i jeszcze długą chwilę trwała przytulona do ciepłego, końskiego boku. Spojrzała, czy nie trzeba założyć opatrunku. Nie. Na skórze zwierzęcia została tylko niewielka, przysychająca, brązowa plama.
Smak krwi w ustach był bardzo nieprzyjemny, ale domyślała się tego już wcześniej. Zabrała z domu woreczek daktyli. Żucie owoców pomogło. Dała też całą garść konikowi. Zasłużył.
Wampir jest postrzegany jako istota przeklęta:
13.
Lecz wprzód zostaniesz na ziemi upiorem
I trup twój, z grobu wyłażąc wieczorem,
Pójdzie nawiedzać krainę rodzinną,
Powinowatych spijać krew niewinną.
Tam, na rodzeństwo własne zajuszony,
Wyssiesz krew swojej siostry, córki, żony;
Ścierw twój zasilisz cudzym życia zdrojem,
Chciwie pić będziesz, brzydząc się napojem.
A twe ofiary rozstając się z światem
Poznają, że ich ojciec był ich katem;
Przeklną cię, twoje usłyszą przeklęstwa;
I na pniu wyschnie szczep twego rodzeństwa.
Ostatnia twoja ofiara na świecie
Będzie twa córka, najmilsze twe dziecię,
Ona konając, krzyknie na cię – «Ojcze!» –
I krzyk ten ściśnie usta dzieciobojcze,
Ale ssać muszą, dopóki się żarzy
Ogień w źrenicach, rumieniec na twarzy;
Aż ujrzysz w końcu, jak szklana powłoka
Zamrozi, zaćmi ostatni blask oka.(...)
Krwią twoją własną, najmilszą ociekły,
Gryząc twe usta i zgrzytając wściekły,
Wrócisz się znowu pomiędzy grobowce;
A tam upiory, twoi współwędrowce,
Gule, Afryty, spotkają cię w mroku.
I oni twego zlękną się widoku,
I do podziemnych skryją się otworów,
Spotkawszy widmo, brzydsze od upiorów.
Niektóre wszakże próbują zachować ludzkie cechy:
14.
– Wiem, że kiedy odejdę od ciebie, będę próbował dowiedzieć się tego. Zmierzę świat wszerz i wzdłuż, jeśli będę musiał, aby odszukać inne wampiry. Wiem, że muszą gdzieś być. Nie widzę powodów, dlaczego nie mieliby być liczni. Jestem przekonany, że odszukam wampira, z którym będę miał więcej wspólnego niż z tobą. Wampira, który rozumie wiedzę tak samo jak ja i używa swojej wyższej natury, aby poznać tajemnice, o których tobie nawet się nie śniło. Jeśli nie powiedziałeś mi wszystkiego, dowiem się tego od nich, kiedy tylko ich odszukam.
Potrząsnął głową.
– Iks – powiedział – jesteś zakochany w swojej śmiertelnej ludzkiej naturze. Gonisz za widmami twojej wcześniejszej świadomości. F., jego siostra... to są dla ciebie obrazy tego, czym byłeś i czym nadal pragnąłbyś pozostać. (...)
– Nie znasz swojej natury wampira. Jesteś jak dorosły człowiek, który spoglądając wstecz na swoje dzieciństwo, dochodzi do wniosku, że nigdy go nie doceniał. Nie możesz, jako mężczyzna, powrócić do żłobka i bawić się swoimi zabawkami, dopraszając się miłości i opieki tylko dlatego, że znasz ich wartość. Podobnie jest z twoją śmiertelną naturą. Zrezygnowałeś z niej, prawda. Ale nie potrafisz zrezygnować ze świata ludzkich uczuć, nawet teraz, gdy patrzysz nań nowymi oczyma.
Inne marzą wręcz o wyzwoleniu:
15.
Wszyscy zgodnie przekazali mi legendę o zbudowanym przez nas mieście, olbrzymiej metropolii nocy wzniesionej z czarnego marmuru i żelaza, gdzieś w mrocznych jaskiniach w samym sercu Azji, nad brzegiem podziemnej rzeki i morza, którego nigdy nie dotknęły promienie słońca. Nasze miasto było wielkie na długo przed Rzymem czy nawet Ur, jak twierdzili, co stanowiło jednak rażącą sprzeczność z treścią wcześniejszych relacji, jakoby dawno temu cała nasza rasa biegała nago wśród puszcz skąpanych w blasku księżyca. Legenda głosi, że zostaliśmy wygnani z naszego miasta za karę, za jakąś zbrodnię i odtąd byliśmy skazani na nie kończącą się tułaczkę. A jednak miasto wciąż tam było i któregoś dnia wśród nas narodzi się król, mistrz krwi potężniejszy niż wszyscy jego poprzednicy, ten, który zbierze i zjednoczy naszą rasę rozproszoną po całym świecie i na powrót zaprowadzi do miasta nocy, nad brzegami czarnego morza.
Spośród wszystkich historii, które poznałem, właśnie ta wywarła na mnie największy wpływ. Wątpię, aby istniało wielkie podziemne miasto, wątpię, aby kiedykolwiek mogło istnieć, ale sama ta historia pozwoliła mi uwierzyć, że przedstawiciele mego ludu nie byli złymi, plugawymi wampirami z ludowych podań. Nie mieliśmy własnej sztuki, literatury ani nawet języka, ale ta opowieść świadczyła, że potrafiliśmy marzyć, że nie brakło nam wyobraźni. Nigdy nie budowaliśmy ani nie tworzyliśmy, kradliśmy wasze ubrania, żyliśmy w waszych miastach i syciliśmy się waszym życiem, witalnością, waszą krwią... ale gdyby dać nam szansę, potrafilibyśmy dokonać czegoś sami, mieliśmy w sobie tę zdolność, a objawiała się ona w przekazywanej od tysiącleci historii o naszym mieście. Czerwone pragnienie było przekleństwem, uczyniło nasze rasy wrogami, odarło mój lud z wszelkich szlachetnych inspiracji. Piętno Kaina, ni mniej, ni więcej.
Mieliśmy w przeszłości naszych wielkich przywódców, Iksie, mistrzów krwi, prawdziwych i wyimaginowanych. Mieliśmy naszych Cezarów, Salomonów i Johnów Presterów.
Mimo to wciąż czekaliśmy na zbawiciela, na naszego Chrystusa.
Stłoczeni w ruinach posępnego zamczyska, nasłuchując zawodzenia wiatru na zewnątrz, S. i inni pili mój trunek, opowiadali kolejne historie i obserwowali mnie błyszczącymi, hipnotyzującymi oczami, ja zaś zdałem sobie sprawę, o czym musieli myśleć. Każdy z nich był setki lat starszy ode mnie, lecz to ja byłem tym silniejszym, zostałem wszak ich mistrzem krwi. Przyniosłem im eliksir zwalczający czerwone pragnienie. Wydawałem się nieomal na wpół ludzki. Ujrzeli we mnie legendarnego zbawiciela, obiecanego króla wampirów. I nie mogłem temu zaprzeczyć. To było moje przeznaczenie, wiedziałem, że muszę wyprowadzić moją rasę z ciemności.
Pod wieloma względami takiemu wampirowi nie jest łatwo w życiu. Znaczy, w tym, no...
16.
Hrabia Arthur Winkings Nosfrontatu pracował przy krypcie. Osobiście mógłby żyć, ponownie żyć albo i nie żyć, cokolwiek właściwie powinien teraz robić, bez żadnej krypty. Ale krypta jest niezbędna. Doreen była bardzo stanowcza w tej kwestii.
Nadaje domowi styl, wyjaśniła. Koniecznie trzeba mieć kryptę i loch, inaczej reszta wampirzego towarzystwa będzie zadzierać zęby.
Kiedy człowiek zaczyna wampirzyć, nigdy go o tym nie uprzedzają. Nie mówią, że będzie musiał zbudować własną kryptę z tanich desek, kupionych w hurtowni materiałów budowlanych trolla Kreduły. Takie rzeczy zwykle się wampirom nie zdarzają, myślał Arthur. Nie prawdziwym wampirom, w każdym razie. Weź takiego hrabiego Jugulara, dla przykładu. Nie, taki typ jak on ma kogoś, kto to robi za niego. Kiedy wieśniacy przychodzą go spalić, nikt nie zobaczy, jak pan hrabia zbiega do bramy, żeby podnieść zwodzony most. O nie... On tylko mówi: „Igorze...” czy jak mu tam, „Igorze, idź załatw tę sphawę, już, już, już”. (...)
No i jest jeszcze to gryzienie szyj młodych kobiet. A raczej go nie ma. Arthur zawsze był skłonny uznać cudzy punkt widzenia, ale nie miał żadnych wątpliwości, że młode kobiety wiążą się jakoś z wampirzeniem, cokolwiek mówiła na ten temat Doreen. Młode kobiety w powiewanych pinioarach. Arthur nie był całkiem pewien, co to są powiewane pinioary, ale czytał o nich i wiedział, że chciałby je zobaczyć, zanim umrze... czy cokolwiek się stanie.
Inne wampiry nie odkrywały nagle, że ich żony mówią przez V zamiast W i dodają H w każdym możliwym miejscu. Bo naturalne wampiry mówiły tak przez cały czas.
Arthur westchnął.
Co to za życie czy półżycie, czy nieżycie albo jak je tam nazwać: być hurtownikiem z branży owocowo-warzywnej, przedstawicielem dolnej warstwy klasy średniej, z chorobą klas wyższych...
Oprócz powyższych niedogodności zawsze znajdą się tacy, co usiłują wampira zabić:
17.
W Rumunii, Serbii i Grecji prawosławni wierzą, że dusza zmarłego nie może wyjść z ciała, dopóki nie ulegnie ono rozkładowi. Dlatego, zgodnie z tradycją, rodziny zmarłych zbierają się w trzy do siedmiu lat po pierwszym pogrzebie, aby dokonać ekshumacji szczątków; szkielet zostaje troskliwie oczyszczony i obmyty winem, po czym składa się go ponownie do grobu na wieczny tym razem spoczynek. Ludzie wierzą też, że pewne kategorie ciał zmarłych nie mogą ulec rozkładowi. W prawosławnej formule ekskomuniki jest fragment, który brzmi: “oby twoje ciało nigdy nie uległo rozkładowi”. Uważa się, że dusze ofiar morderstwa i samobójców tkwią uwięzione w mogile w wiecznej udręce. W okręgu Maramures odbywa się uroczystość “zaślubin zmarłych”, która ma przynieść im spokój. W niektórych rejonach Rumunii istnieje ludowe wierzenie, według którego taka uwięziona w ciele dusza może się wydostać na wolność między zachodem słońca a pierwszym pianiem koguta. Zwłaszcza w dzień św. Andrzeja (30 listopada) i w wigilię św. Michała (8 listopada) ożywiony trup powraca, żeby straszyć po świecie i wślizgiwać się przez dziurkę od klucza do sypialni śpiących ofiar, którym odbiera cnotę i wysysa krew. Aby się ustrzec przed takimi odwiedzinami, wieśniacy prowadzili na cmentarz czarnego rumaka. Jeśli koń zawahał się, zanim postawił kopyto na grobie, ciało leżącego w nim podejrzanego przebijano długim kołem, przyszpilając je do ziemi. Już z najwcześniejszych badań etnografów wynika, że Rumunia była ojczyzną wampirów.
18.
Wiatr wył w gałęziach cyprysów. Profesor van Gunt, z czarną teczuszką trzymaną w prawej dłoni, bo lewa była zajęta ochranianiem zagrożonego przez burzę cylindra, z trudem posuwał się naprzód. W dali zawył pies i księżyc poczerwieniał.
– Idealna pogoda dla wampirów – mruknął profesor.
Ścisnął mocniej rączkę czarnej teczki. Wampiry go nie przerażały. Zlikwidował ich w życiu tyle, że nie zostało już chyba wiele.
Nagle wyrosło przed nim wielkie gmaszysko. Można by sądzić, że jest opuszczone, gdyby nie słabe światełko, tlące się w jednym z okien.
Van Gunt oderwał na chwilę rękę od nakrycia głowy i zakołatał do drzwi. Po długim oczekiwaniu dał się słyszeć głośny brzęk łańcuchów i drzwi otwarły się z jękiem.
Na progu stał bardzo stary człowiek z przerażającą twarzą.
– Czy udzieli pan gościny zbłąkanemu wędrowcowi? – spytał van Gunt.
Staruszek mruknął potakująco. Usunął się na bok, by wpuścić gościa. Gdy przechodzili przez salon, gdzie płonące drwa rzucały tajemnicze blaski, van Gunt zauważył rozłożone na stole katalogi.
– Jest pan filatelistą?
Starzec zadrżał.
– Im mniej się mówi o pewnych sprawach, tym lepiej.
Nie zamienili już ani słowa. Pokój profesora był lodowaty, ale wygodny. Van Gunt wkrótce zasnął. Zbudził go przeraźliwy krzyk.
Nie tracąc czasu na ubieranie, zbiegł do salonu.
Oświetlony blaskiem dogasającego w kominku ognia, stary człowiek konał, leżąc na podłodze. Van Gunt ze zgrozą stwierdził, że nieszczęśnik stracił prawie całą krew. Dwa ślady na szyi wskazywały, w jaki sposób.
– Wampir – zakrztusił się profesor.
Przyklęknął i podniósł znaczek, który wypadł z otwartego albumu. Spośród ząbków znaczka wystawały dwa monstrualnej wielkości, ostre i zakrwawione kły. Rysunek przedstawiał mężczyznę o twarzy niezdrowej i okrutnej.
– Hrabia Drakula!
Van Gunt poszperał w teczce, którą zabrał na wszelki wypadek. Wyciągnął wykałaczkę i przekłuł znaczek w miejscu, gdzie powinno znajdować się serce. Wizerunek hrabiego Drakuli zmętniał, a po chwili zniknął.
Profesor przywłaszczył sobie zbiór znaczków, a przy okazji nie zapomniał też o srebrach.
Powstają nawet specjalne służby do zwalczania wampirów:
19.
– Jak pani powiedziała, kogo pani szuka?
– Agenta o nazwisku Stoker.
– Czym się zajmuje?
– Ściga wampiry. (...)
Pracownię wypełnił stęchły zapach śmierci, który niemal wyparł fetor formaliny, a po kilku chwilach znikł nawet popiół i pozostał tylko Spike, jeszcze trzymający w ręce zaostrzony kołek, który tak szybko zniszczył ohydę mieniącą się Framptonem.
– W porządku? – zapytał z triumfalną miną.
– W porządku – odpowiedziałam drżącym głosem. – Taa, czuję się dobrze. O, teraz tak, czuję się dobrze.
Spike odłożył kołek i podsunął mi krzesło. Zapaliło się światło.
– Dzięki – szepnęłam. – Moja krew należy do mnie i nie będę się nią z nikim dzielić. Chyba mam wobec ciebie dług.
– Co ty opowiadasz, Ikso. To ja mam wobec ciebie dług. Jeszcze nikt nigdy nie odpowiedział na moje wezwanie. Symptomy pojawiły się, kiedy węszyłem tu za tym gadem. Nie zdążyłem dotrzeć do strzykawki...
Jego głos załamał się, kiedy popatrzył ze smutkiem na rozbite szkło i kałużę formaliny.
– Nikt nie uwierzy w ten raport – szepnęłam.
– Nikt nawet nie czyta moich raportów, Ikso. Ostatnia osoba, która to zrobiła, jest teraz na oddziale psychiatrycznym. Odbierają je i zapominają. O mnie też. To samotne życie.
Objęłam go pod wpływem impulsu. Zdaje się, że był to właściwy gest. Odwzajemnił uścisk z wdzięcznością; pewnie nie dotykał ostatnio żadnej ludzkiej istoty. (...)
Stałam nieruchomo przez sekundę, po czym powoli schowałam pistolet do kabury.
– Powiedz mi coś o Framptonie.
– Był dobry – przyznał Spike. – Naprawdę dobry. Nie polował na własnym podwórku i nie był zachłanny. Pił tylko tyle, żeby zaspokoić pragnienie.
Wyszliśmy z pracowni i wracaliśmy korytarzem.
– To jak go namierzyłeś? – zapytałam.
– Łut szczęścia. Stał za mną w aucie na światłach. Spojrzałem w lusterko wsteczne – pusty samochód. Pojechałem za nim i bingo! Wiedziałem, że jest wampirem, gdy tylko się odezwał. Przykołkowałbym go wcześniej, gdyby nie mój problem.
Przystanęliśmy przy terenówce.
– A co z tobą? Są jakieś szanse na wyleczenie?
– Najlepsi wirolodzy pracują nad tym, ale na razie po prostu staram się mieć pod ręką pena i unikać światła słonecznego.
Nawet na naszym skromnym podwórku:
20.
– Sfingowaliście moją śmierć? – zapytał. – Ale po co? Aż tak tajna jest ta jednostka?
– Jednostka jest tajna, i owszem – powiedział major, wchodząc do sali.
Wszyscy obecni poderwali się, stanęli na baczność. Oprócz młodego, który wciąż siedział na kanapie i wpatrywał się w dokumenty osłupiałym wzrokiem.
– Spocznij – rzucił dowódca. – Tak, oddział jest bardzo niejawny – dodał spokojnie, podchodząc do stolika. – Ale nie sfingowaliśmy twojej śmierci. Ty umarłeś, Iks, umarłeś naprawdę. A teraz dołączyłeś do nas, Lord Igrek przyjął cię do oddziału, ofiarował Dar Krwi. Umarłeś i obudziłeś się dla Nocy. I co ty na to?
Wezwany zaniósł się cichym, nerwowym śmiechem.
– Dar Krwi? – wybełkotał. – Umarłem i żyję? Znaczy, że... co? Jestem teraz wampirem? Ja?
Pokiwali głowami w poważnym, surowym milczeniu.
– I będę latał po mieście i napadał na ludzi – trajkotał więc dalej, nieco histerycznie. – I wysysał im krew, i w ogóle...
– Nawet nie próbuj – przerwał mu major zdecydowanie. – Igrek zetnie ci łeb za takie numery. Jedzenie dostajesz tutaj, nie wolno ci polować na własną rękę.
– Przecież mówiłem, jesteśmy oddziałem specjalnym do zwalczania wampirów – dodał kapitan cierpliwie. – Walczymy z wampirami, nie z ludźmi.
– Z wampirami renegatami – uzupełnił major skwapliwie. – A ty przysięgałeś bronić obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, pamiętasz? Dalej jesteś w ABW, obecnie w stopniu porucznika. Szkolenie zakończone. Nie będzie więcej prób, zostałeś przyjęty przez Lorda, to wystarczy. Aha, i pamiętaj, J. A. nie żyje. Ty nazywasz się Iks.
Literatura zna także przypadki zupełnego odwrócenia ról, czyli postawienia sprawy na głowie:
21.
Wampirza krew podobno chwilowo łagodzi symptomy niektórych chorób i zwiększa potencję seksualną (takie skrzyżowanie prednizonu i viagry), toteż istniał ogromny czarny rynek i wielkie zapotrzebowanie na prawdziwą, nie rozcieńczaną wampirzą krew. A gdzie jest popyt, tam są i dostawcy. I właśnie się dowiedziałam, że do tych dostawców należy wstrętna Szczurza Parka. Wciągali w pułapkę wampiry i osuszali ich ciała z krwi, którą później sprzedawali w małych fiolkach, po dwieście dolarów każda. Było to najbardziej poszukiwane
lekarstwo od przynajmniej dwóch lat. Niejeden klient wprawdzie oszalał po wypiciu czystej wampirzej krwi, czarnemu rynkowi bynajmniej coś takiego wszakże nie zaszkodziło.
Pozbawiony krwi wampir zazwyczaj nie egzystuje długo. Morderczy osuszacze zostawiali nieszczęsnych nieumarłych związanych, najczęściej po prostu porzucając ich ciała na dworze. Wschodzące słońce kończyło udrękę biednych istot. Od czasu do czasu czytało się o zemście wampira, który zdołał się uwolnić i przeżyć. Wówczas osuszacze ginęli straszną śmiercią.
Całkiem natomiast tradycyjnie – noc jest porą wampira:
22.
Tymczasem on pędzi, pędzi wampir z X., daleki kuzyn Drakuli, jakże do niego podobny, do księżycowego mistrza gór wołoskich i krwawo spustoszonej Transylwanii. Nawet jego przeraża to pokrewieństwo Karpat z porośniętym czarnymi lasami bocznym grzbietem łańcucha górskiego w kantonie Vaud, gdzie on się kryje, czuwa, wyostrza pragnienie i głód – on, który pożarł przeczystą Iksę.
Uwierzcie państwo, że w zaroślach, gdzie zarywszy się w jamie, skulony kryje się aż do zachodu słońca, albo w jaskini na zboczu góry, w rozpadlinie wypełnionej zdradliwym cieniem, słyszał, jak po wyboistej drodze toczy się chybotliwy zaprzęg pastora. Uwierzcie, że później patrzył, jak po kolei zapalają się lampy w oknach zamku w Ussieres, lampa w Cafe Cavin, lampy w domach z masywnych kamieni i w samotnych gospodarstwach. Teraz noc należy do niego.
Wiatr podniósł się z parowu. Duje w noc, ten wiatr wilgotny i zimny, co psy zapędza do budy i drogi ścina lodem... Tyle młodych dziewic zasnęło snem lilii w tylu oszałamiająco ciepłych łóżkach. Tyle młodych zmarłych spocznie pod przykryciem świeżej mogiły na swoją pierwszą spędzoną w ziemi noc. Pora ruszać w drogę, Drakulo, mroczny mistrzu, przez miasteczka targowe i zagony! Ty, który znasz wszystkie nasze gesty, nasze kroki, nasze wahania, ty, który napoisz się krwią naszych córek, posiądziesz je, pożresz, nim świt znów zapędzi cię do twojej kryjówki nie do znalezienia.
A dlaczego tak się dzieje?
23.
Można powiedzieć, że czas jest zasadniczym problemem wampira, gdyż nieśmiertelność transformacji może on zachować tylko w czasie alternatywnym, księżycowym. Czas lunarny łączy wampira ze sferą nocy, ciemności, podziemi, a także ze sposobem szczególnego pojawiania się i znikania. Według folkloru rumuńskiego zmarłego, który stał się wampirem, rozpoznaje się w sposób następujący: czterdzieści dni po pogrzebie otwiera się trumnę i może się okazać, że umarły, który został pogrzebany w pozycji leżącego na wznak, obecnie przewrócił się na bok. Oznacza to, że postępował za rytmem księżyca, obracając się według jego faz. Związany z czasem lunarnym wampir uchyla w ten sposób czas naturalny i z tego powodu nie rozkłada się w ziemi, zachowując swoje ciało. Dlatego też musi postępować jak księżyc, którego fazy kształtują się na wzór policzków, nadymających się krwią, płynącą na ziemi. Wampir również nadyma się krwią.
Jedyną rośliną wrogą wampirowi jest czosnek, gdyż odwraca fazy księżyca w swej wegetacji – rośnie, gdy księżyc się zmniejsza, i przestaje rosnąć, gdy księżyc się powiększa. Gest, który kładzie kres trwaniu wampira, wyjaśnia się następująco: trzeba zatrzymać ruch wampira za pomocą koła czy pala, „przyszpilając” go niejako do trumny. W ten sposób przywrócony czasowi naturalnemu rozkłada się on w kilka chwil, które podczas tego rytuału są „warte” tyle, co czterdzieści dni.
Skoro o czosnku mowa:
24.
Zaczęłam od podstawowych prawd. „Krwiopijcy” Tudora zostali wykorzystani jako poradnik praktyczny. Sumiennie przestudiowałam księgę od deski do deski, podkreśliłam kluczowe ustępy i udałam się, by je zanegować.
Jako pierwszy i podstawowy domowy środek obrony przed wampirami w książce wymieniono czosnek. Najuważniej jak mogłam przekopałam się przez rozdział, ale nigdzie nie znalazłam określenia jego rodzaju. Czy powinien być zimowy czy letni? Wyhodowany z ząbka, czy z odrośla? Czy do obrony nada się zielona nać? A niedojrzałe różowawe główki i kwiaty? Dla czystości eksperymentu wzięłam klasyczną ciężką i soczystą główkę zeszłorocznego czosnku z przypalonymi korzeniami. Pozostało tylko oszacować stopień efektywności oraz promień działania i tym właśnie się zajęłam, wybrawszy w charakterze wampira doświadczalnego moją gospodynię. Zajrzawszy przez okno od podwórka, zobaczyłam ją przy piecu w otoczeniu dymiących kociołków i posiekanych warzyw. Schowawszy główkę do lewej kieszeni kurtki, w milczeniu przedefilowałam obok Iksy, patrząc dokładnie obok niej na leżący koło lustra grzebień.
Żadnego efektu. Uczesawszy się dla niepoznaki, skomplikowałam doświadczenie, przesunąwszy czosnek do ręki. Widocznie trzymałam go niewłaściwie, bo znowu nie podziałał. Na podwórku dokładnie obejrzałam sobie leczniczą bulwę. Nie miała żadnych zewnętrznych wad, w związku z czym coś się chyba zepsuło od wewnątrz.
Wybrałam najbardziej podejrzany ząbek, rozpłaszczyłam obcasem i obejrzałam sobie smętny wynik. Hm, czosnek lepszej jakości mi się w życiu nie trafił. Może na wampiry działa właśnie tłuczony czosnek? Złożywszy się na ołtarzu nauki, dokładnie przeżułam jeden ząbek, po czym nawiedziło mnie straszne podejrzenie, że jedynym wampirem w D. jestem ja. Zalatując czosnkiem i próbując nie wąchać wydychanego powietrza, podeszłam do Iksy i niewinnie patrząc jej w oczy spytałam, czy szanowna gospodyni doświadczalna nie potrzebuje przypadkiem mojej skromnej pomocy.
Potrzebowała i to bardzo. Sos do mięsa po d-sku już się gotował, a o czosnku do niego zapomniała, teraz więc próbowała rozerwać się pomiędzy piecem i deską do krojenia, na której rozłożone były ząbki.
Cóż, wynik negatywny to też jakiś wynik.
Początki wampiryzmu kryje mrok dziejów, ale rąbka tajemnicy może uda się uchylić:
25.
– Wiesz, w jaki sposób powstał pierwszy wampir? W książkach są różne wersje.
– Nigdy o tym nie myślałem.
– A ja tak. Jedna z wersji przypomina historię miłosną. Dawno temu, gdy świat był młody, ród demonów wymierał. (...) Człowiek i wróżki zawarli sojusz, by wypowiedzieć wojnę demonom i raz na zawsze zepchnąć je do podziemia. Jeden z nich, który został otruty, umierał powolną śmiercią. Pokochał kobietę, a to było zabronione nawet w świecie demonów.
– Więc człowiek nie ma monopolu na fanatyzm. Mów dalej – zachęcił, gdy zamilkła.
– Umierający demon porwał kobietę z jej domu. Miał obsesję na jej punkcie i jego ostatnim życzeniem było obcować z nią przed śmiercią.
– Nie różnił się tak bardzo od dzisiejszych mężczyzn.
– Chyba wszystkie żywe stworzenia pragną miłości i przyjemności. Poza tym akt fizyczny symbolizuje życie.
– A faceci chcą sobie pobzykać.
Zgubiła wątek.
– Po-co?
Prawie parsknął kawą, zakrztusił się, aż w końcu ryknął śmiechem, machając ręką w stronę Iksy.
– Nie zwracaj na mnie uwagi. Dokończ opowieść.
– Ach… Zabrał ją do głębokiego lasu i zrobił to, czego pragnął, a ona, jak zaklęta, łaknęła jego dotyku. Chcąc ocalić mu życie, zaoferowała swoją krew, więc ją ukąsił, a ona w zamian wypiła jego krew. Umarli razem, ale ona nie przestała istnieć. Stała się monstrum, które nazywamy wampirem.
– A wszystko z miłości.
– Tak, chyba tak. (...) Ale przeczytałam też inną opowieść o powstaniu wampirów. O demonie, oszalałym i chorym od zaklęcia potężniejszego niż on sam, spragnionym ludzkiej krwi. Karmił się nią, a im więcej wypił, tym bardziej stawał się szalony. Umarł po tym, jak jego krew zmieszała się z krwią śmiertelnika, który stał się wówczas wampirem. Pierwszym z gatunku.
– Pewnie wolisz tamtą wersję.
– Nie. Wolę prawdę i myślę, że ta druga jest jej bliższa. Jaka śmiertelna kobieta mogłaby pokochać demona?
– Żyłaś pod kloszem w swoim świecie, co? W miejscu, z którego pochodzę, ludzie bardzo często kochają potwory – albo tych, których inni uznają za potwory. W miłości nie ma logiki, Mała. Tak już jest.
Na początku był więc demon. A inne pomysły na to, czym jest wampir?
26.
To było to. Wstrzymał oddech. A zatem nie zawinił wirus, wirusa nie da się zobaczyć. On zaś widział na szkiełku poruszającą się delikatnie bakterię. Nazywam cię wampirozą. Słowa te zabrzmiały mu w umyśle, gdy stał tak, patrząc w okular.(...)
Długi czas stał, patrząc w mikroskop, niezdolny do dalszych rozważań i kontynuowania badań. Myślał tylko, że tu, na szkiełku, leży przyczyna wampiryzmu. Całe stulecia strachu i przesądów runęły w gruzy w chwili, gdy ujrzał bakterię.
A zatem naukowcy mieli rację, istotnie chodziło o zarazki. Trzeba było dopiero jego, Iksa – trzydzieści sześć lat, jedyny ocalony – by zakończyć dochodzenie i ogłosić tożsamość mordercy – bakterii w ciele wampirów.
I nagle przygniótł go potężny ciężar rozpaczy. Znalezienie odpowiedzi teraz, gdy było już za późno – cóż za cios! Rozpaczliwie próbował zwalczyć przygnębienie, ono jednak nie ustępowało. Nie wiedział, od czego zacząć, czuł się całkowicie bezradny w obliczu problemu. Jak mógłby wyleczyć tych, którzy wciąż żyli? Nic nie wiedział o bakteriach.
Ale się dowiem, odparł gniewnie w duchu. I zmusił się do dalszej pracy. (...)
Słuchał pierwszej i drugiej suity „Dafnis i Chloe” Ravela. Zgasił wszystkie lampy, prócz tej oświetlającej przedstawiającą las fototapetę. Na jakiś czas zdołał zapomnieć o wampirach.
Później jednak nie mógł się oprzeć i raz jeszcze spojrzał w mikroskop.
Ty sukinsynu, pomyślał niemal czule, oglądając roztrzepotaną miniaturową bryłkę protoplazmy. Ty wredny sukinsynu.
27.
Perlista kropla uformowała się na bladym, pulsującym koniuszku cuchnącej macki, wystającej z drzewa tuż nad głową Iksa. Gdy tak rosła, stawała się niczym perła, zawiesiła się i zadrżała. Ponad nią pojawiło się purpurowe oko bez powieki. Spoglądało upiornie. (...)
Nagle w głowie Iksa zakręciło się. Przez chwilę poczuł wielką siłę Wampira – i wielką przebiegłość. Szybko odskoczył do tyłu i w tej samej chwili perlista kropla nad głową przybrała purpurowy kolor i spadła! Wprost na szyję Iksa, tuż poniżej linii kołnierzyka. Poczuł to. Mogła to być kropla wilgoci z drzewa, ale tu było niezmiernie sucho. Może ptak, ale nigdy przedtem nie widział tu ptaka. Złapał się szybko za szyję, chciał wytrzeć kroplę – niczego nie znalazł. Jajo Wampira, niczym rtęć, szybko przeniknęło przez skórę – teraz docierało do kręgosłupa.
Chwilę później Iks poczuł ból, odskoczył od drzewa, ale ból nasilił się. Uciekając z kręgu, obijał się o pnie drzew. Zatoczył się i upadł. I ten ból w czaszce, sięgający do kręgosłupa, ogień w żyłach, niczym kwas.
Ogarnęła go śmiertelna panika, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie zaznał. Wydawało mu się, że umiera, że coś nim zawładnęło i cokolwiek to jest, musi go niechybnie zabić. Czuł, jak pękają wszystkie organy wewnętrzne, jak płonie mózg.
Nasienie Wampira znalazło swoje miejsce w klatce piersiowej Iksa. Było bezpieczne. A Iks powoli tracił świadomość, ogarnęła go wielka, bezbrzeżna błogość.
Na koniec przenieśmy się do współczesności, czyli – czasy się zmieniają:
28.
Minęły zaledwie dwa lata od sprawy Addison kontra Clark. Sąd ustalił nową, poprawioną definicję tego, czym jest życie i czym nie jest śmierć.
Wampiryzm stał się legalny w dobrych, starych Stanach Zjednoczonych Ameryki. Były one jednym z kilkunastu państw, które go uznały. Pracownicy urzędu imigracyjnego dwoili się i troili, usiłując powstrzymać całe stada zagranicznych wampirów przed nielegalnym przekroczeniem granic. W sądach pojawiały się związane z tym tematem, coraz bardziej złożone pytania. Czy spadkobiercy musieli zwracać majątek należący do ich przodków, wampirów? Czy jeśli twój małżonek/małżonka stanie się nieumarłym, czyni cię to wdowcem/wdową? Czy zabicie wampira było morderstwem? Pojawiła się nawet organizacja pragnąca przyznać im prawo do głosowania. Czasy się zmieniały.
Wampiry korzystają więc z różnych dobrodziejstw ludzkości:
29.
– A co z twoją książką? Dobrze się zapowiada?
– Raczej kiepsko, jak cała reszta. Martwi mnie, że nie potrafię przewidzieć, co z tego wszystkiego wyniknie. Chodzi mi o to, że człowiek-wilk Freuda odniósł sukces jako opis skutecznej terapii. Nie jestem pewna, czy przypadek wampira... czy moja terapia zakończy się sukcesem. – Zauważyła zdziwione spojrzenie Lucille. Zdecydowała się. – Pomyśl, Luce, a jeżeli, przyjmijmy na chwilę, że to możliwe, więc jeżeli mój Drakula naprawdę jest wampirem... (...)
– Wysłuchaj mnie najpierw – jęknęła błagalnie Floria – i proszę, pomóż mi to zrozumieć. Moim celem nie może być wyleczenie go z tego, kim on naprawdę jest. Przypuśćmy, że bycie wampirem nie jest dla niego sposobem ucieczki od świata, że to nie maska, którą może po prostu zrzucić, przypuśćmy, że to stanowi rdzeń jest osobowości. Czym w takim razie jest terapia? (...)
Moim zdaniem, on jest zdrowszy niż większość z nas, ponieważ on jest zawsze wierny sobie, nawet wtedy, gdy oszukuje innych. Jego tożsamość ściśle określa zbiór warunków, które zapewniają mu szanse przeżycia. To i tylko to wpływa na jego postępowanie. Łatwo go zabić. Robi więc po prostu to, co konieczne, by przetrwać. Jeżeli to nie jest autentyczne, to co jest? A więc jest zdrowy, prawda? – zakończyła Floria, czując nagle ogromną ulgę.
Na zakończenie – „Słoń a sprawa wampirza”:
30.
Wampir stał na werandzie tuż przy ścianie, tak aby cień domu skrywał go przed zabójczym blaskiem słońca. Zaledwie kilka centymetrów od jego stóp podłoga była rozgrzana i ciepła – tylko niecały krok dzielił go od zagłady. Melancholijnie wyciągnął z paczki papierosa i zapalił go. A raczej próbował zapalić, w czym skutecznie przeszkodził mu strumień wody, którą znienacka wylano krwiopijcy na głowę.
Spokojnie schował przemoczonego papierosa do przemoczonej paczki, a paczkę wsadził do kieszeni przemoczonej czarnej koszuli. Potem otarł z twarzy wodę, a z błękitnych oczu odgarnął czarne przemoczone włosy. Wreszcie spojrzał na iksę.
Uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
– Ona nie chciała – zasugerowała niepewnie, przytulając się do nogi słonia. Zwierzak, a właściwie zwierzaczka, bo była to słonica, nietaktownie prychnęła resztką wody z miniaturowego stawu. Kiedy tak stała sobie za domem, zajmowała równo połowę ogródka wampira Igreka. (...)
– Jak długo to tu będzie siedziało? – zainteresował się Igrek, jakby odgadując jej myśli. Miał wampirzy stosunek do intruzów: jeśli już takiego nie da się uniknąć, to niech to będzie młoda kobieta z odsłoniętą szyją. Słoń, mimo że według iksy był płci żeńskiej, nijak do tej kategorii nie pasował. Przede wszystkim miał wyraźne braki w kwestii szyi. A długi nos to nie to samo. Gryzienie kogoś w szyję było przynajmniej podbudowane erotycznie, ale gryzienie w nos?... Uchowaj, Draculo!
==========
Dodane 20 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu