Przedstawiam Wam konkurs, który przygotowała
ktrya:
Książka telefoniczna, czyli telefon w literaturze
Witam wszystkich w moim pierwszym konkursie.
Historia telefonu sięga XVII wieku, kiedy ludzie przekonali się o możliwości przekazywania głosu za pomocą metalowego przewodu. Samo opatentowanie wynalazku przypisuje się Antonio Meucci, który umożliwił żonie będącej w domu komunikować się z warsztatem. Kolejni wynalazcy rozszerzali możliwości komunikacji telefonicznej, aż w końcu mamy telefony stacjonarne (w tym bezprzewodowe), komórkowe, satelitarne i internetowe. Dzisiaj są nieodłączną częścią naszego życia, podstawą komunikacji międzyludzkiej.
Do stworzenia konkursu o tej tematyce zainspirował mnie dusiołek nr 2, który pokazał mi, że rozmowy telefoniczne w literaturze nierzadko bywają bardzo interesujące ;-).
Pod numerami ukryłam 25 telefonów. Punktacja klasyczna, po 1 pkt za autora i tytuł, w sumie do zdobycia 50 pkt.
Na Wasze telefony czekam pod numerem... No dobra, podarujmy sobie faksy i sms-y z odpowiedziami. Odpowiedzi można wysyłać do północy
28 stycznia pod adres mejlowy:
[...].
Tradycyjnie proszę o podawanie w tytule nicka biblionetkowego.
Do usłyszenia!
1.
Tego ranka zdumiało go migające światełko automatycznej sekretarki.
Kto może dzwonić w niedzielę o szóstej rano?
Wcisnął przycisk i odsłuchał wiadomość.
„Dzień dobry, profesorze X. Przepraszam, że dzwonię o tak wczesnej porze”.
2.
- Żadne „co” - odpowiedział X. - Ja jestem ordynasem 11 kompanii marszowej i przed chwilą rozmawiałem przez telefon z panem oberlejtnantem Y. A pan oberlejtnant powiada: „Laufszryt, dziesięciu chłopa do magazynu.” Jeśli pan nie pójdziesz, panie plutonowy Fuchs, to zaraz pójdę do telefonu. (...) Zresztą szkoda gadania, bo telefoniczne rozmowy wojskowe, jak mówi pan oberlejtnant Y, muszą być krótkie i jasne.
3.
Gdy myślał, że mi się wymknie do tej z bliźniaczkami, oczywiście pod pretekstem pisania w bibliotece, zakrzyknęłam, że już najwyższy czas, by zabrał mnie ze sobą.
Mama, jak to usłyszała, zbladła.
Ojciec jeszcze bardziej.
Oczywiście nigdzie nie pojechał.
Wziął tylko słuchawkę telefonu i zamknął się z nią w łazience. Myślał, że nikt tego nie widzi... ha, ha, biedny staruszek... (...)
Kręci się przy tym telefonie, jakby był, nie przymierzając, Jackiem czyhającym na czuły głos Moniki.
4.
M. zatelefonował nazajutrz rano, zawiadamiając, że wróci koło siódmej. F. Odebrał telefon. M. Nie poprosił mnie do aparatu. Siedząc przy śniadaniu, usłyszałam dzwonek i pomyślałam, że pewnie F. wejdzie zaraz do jadalni i powie: „Pan M. przy aparacie, proszę pani”. Odłożyłam serwetkę i wstałam od stołu. F. wszedł do jadalni i przekazał mi otrzymaną wiadomość.
Zobaczył, że odsuwam krzesło i kieruję się ku drzwiom.
- Pan M. już się rozłączył, proszę pani. Powiedział tylko, że wróci koło siódmej.
5.
M. wspomniał także o możliwości spotkanie z naszym ojcem. Na wieść o tym zwilgotniała mi dłoń trzymająca słuchawkę, bo jeszcze po latach odczuwałam lęk na samą myśl o ponownej z nim konfrontacji. Z kolei M. obawiał się powrotu do krajum z którego ledwo uszedł z życiem. (...)
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do współpracowniczek Oprah Winfrey i powiadomiłam je, że rezygnuję z udziału w programie z powodu wyjazdu do Somalii. Nie chciałam udawać przed nimi, że jestem w świetnym nastroju, kiedy miałam zranione serce!
6.
Czekam, że C.H. bezpiecznie znajdzie się za rogiem, ostatni raz pozwalam portierom wepchać mnie za tyłek do limuzyny i ruszam w drogę. Pewną przyjemność sprawia mi to, że to pani X sama musi pochylić się i przypiąć Y. Wizytówkę, bo ma do dyspozycji wszystkie dziesięć palców.
- Kochanie, dowiedziałam się, przez kogo Brightmanowie rezerwowali safari... - zaczyna, lecz pan X gestem wskazuje na telefon i potrząsa głową. Żeby nie okazać się gorszą, wyciąga swojego startaca z przypominającej dynię wieczorowej torebki od Judith Leiber i wybiera numer.
7.
W tym momencie zadzwonił telefon T. Odruchowo go wyjęła i przyłożyła do ucha.
– Słucham?
Granat odłamkowy wybuchł tuż obok, obsypując ich zwałami ziemi. T. usiłowała wypluć piasek.
– To ty, S.? Co? Kuchenka się pali?
Ich stalker wycofał się pomiędzy drzewa. Potem odpalił pociski rozpryskowe. Wydawało się, że na drugim brzegu pojawiła się dziwna mgła.
– Nie, nie płaczę, S. Jezu, co z dzieckiem? Może się zaczadzić!
Hot Dog nareszcie coś trafił z granatnika. Widać było eksplozję na drugim brzegu. Sam dostał w ochraniacz na ramieniu. Zwymiotował, kiedy Y. wsunął mu pod kevlar woreczek z absorbentem.
– S., wezwij straż pożarną i natychmiast wynieś dziecko z biura!
Rozległ się dziwny szum. Coś przelatywało górą.
- Do wody! - ryknął C. - Teraz napalm!
- Jezu, S., czy ty naprawdę opowiadasz mi tylko film w telewizji?
- Do wody! - krzyknął K.. - Tu zaraz nie będzie czym oddychać!
Chwycił W. za kołnierz i pociągnął do rzeki.
- Kotku, wiem, że film o płonącej kuchence jest fajny... Nakarmiłaś dziecko?
8.
Nagle usłyszałem, że dzwoni telefon. To była dla mnie zima telekomunikacji.
Rozchyliłem powieki, sięgając do lampki na nocnym stoliku. Chciałem natychmiast zapalić światło, bo właśnie przyśnił mi się najgorszy koszmar w całym życiu. Ale zamiast namacać włącznik, uderzyłem palcami w ścianę i w tym samym momencie dotarło do mnie, że z jakiegoś powodu opieram się skronią o tę ścianę, a szyja mnie boli, bo trzymam głowę pod dziwnym kątem. (...)
Telefon w salonie przestał dzwonić i włączyła się automatyczna sekretarka: mój nagrany głos poprosił dzwoniącego o pozostawienie wiadomości po sygnale. Dzwoniącym był Y..
X, gdzie jesteś? - zapytał, a ja byłem tak zdezorientowany, że nie umiałem rozpoznać, czy w jego głosie słyszę podniecenie, niepokój czy przerażenie. - Musisz do mnie zadzwonić, natychmiast! - I trzask odkładanej słuchawki.
9.
- Co to jest? Polka, walczyk?
- Dajże spokój z walczykami i polkami. Nie tworzę repertuaru dla katarynek i tanckrenchenów! - zawołał z pewnym oburzeniem.
- Więc cóż? operę? - pytał się ironicznie Stach.
- Nie, nie. Coś, co ma pewne formalne podobieństwo do sonaty, ale nie jest sonatą. Pierwsza część - to wrażenie miasta, które milknie i z wolna usypia. Rozumiesz, wielka cisza przesycona łagodnymi szmerami, które robią skrzypce, a na tym tle flet zaczyna przejmującą pieśń, jakby jęk drzew marznących, ludzi bezdomnych, maszyn spracowanych, zwierząt, które jutro będą zabite.
Zaczął nucić bardzo cicho.
- Blumenfeld, do telefonu wołają.
Przerwał i pobiegł natychmiast, a gdy powrócił, nie mógł dokończyć, bo musiał załatwić dwóch interesantów, czekających przed okienkiem.
Potem zapisywał w wielkiej księdze, ale bezwiednie przebierał palcami, wystukując melodie.
- Długoś pisał?
- Blisko rok. Przyjdź w niedzielę, to usłyszysz wszystkie trzy części. Dałbym dwa lata życia, żebym mógł usłyszeć to własne dzieło wykonane przez dobrą orkiestrę, dałbym pół życia - dodał po chwili, oparł się o stół i zasłuchany w siebie wiódł martwym, cofniętym w tył wzrokiem po głowach kolegów, czerniejących się w otworach okienek.
Wilczek zaczął pisać, a w kantorze zaszemrały rozmowy, leciały dowcipy z okienka do okienka, czasem wybuch śmiechu, który milknął, ilekroć trzasnęły drzwi frontowe, zadzwonił telefon albo brzęczały szklanki, bo pito herbatę, gotującą się w rogu kantoru nad gazem.
10.
- Ktoś podniósł słuchawkę.
- Słucham...
Spłoszyłam się okropnie, bo nie zdążyłam nic wymyślić nie zastanawiając się dłużej, krzyknęłam wystraszonym głosem:
- "Szkorbut, Szkorbut"!
W telefonie zapanowała sekunda konsternacji i nagle ten ktoś zabuczał ponuro:
- Lumbago, lumbago...
Oniemiałam. Zanim pomyślałam, że być może należy dalej mówić konspiracyjnie, usłyszałam własne, pełne niebotycznego zdumienia pytanie:
- Dlaczego lumbago?!...
- A dlaczego szkorbut? Mnie męczy lumbago, proszę pani, zęby mam w porządku...
11.
O. Telefon.
- O, cześć, kochanie, tu mamusia.
Mamusia! Pomyślałby kto, że za chwilę zrobię jej kupkę na rękę.
- Gdzie jesteś, mamo? - spytałam.
- Och, wyszłam, kochanie.
(...)
- No, o co chodzi?
- Kochanie... - zaczęła, po czym rozległ się jakiś zgrzyt i do telefonu podszedł tata.
- Wszystko w porządku, złotko. Po prostu muszę unikać wódy – powiedział. - A P. To już pierwszego dnia chcieli się stamtąd pozbyć.
- Dlaczego? - Przed oczami stanął mi potworny obraz mojej matki uwodzącej cały zastęp osiemnastoletnich narkomanów.
- Powiedzieli, że jest za normalna – zachichotał. - Oddaję ci ją.
12.
Podniósł słuchawkę jedną ręką, nie odrywając drugiej od mojego policzka, ani nie spuszczając ze mnie wzroku. Sama byłam zbyt oszołomiona, żeby wykonać choćby najmniejszy gest, czy skorzystać z okazji i wyrwać się mojemu adoratorowi.
- Hallo?
Ktoś się przedstawił i chłopaka zmroziło. (...)
Otrząsnąwszy się z chwilowego otępienia, wyciągnęłam dłoń po słuchawkę, ale Jacob mnie zignorował.
- Nie ma go tutaj – odpowiedział takim tonem, jakby ktoś mu groził.
Dzwoniąca osoba poprosiła widocznie o więcej informacji, bo dodał niechętnie:
- Jest na pogrzebie.
Niema natychmiast rzucił słuchawką o widełki.
- Diable pomioty! - mruknął. Jego rysy nadal układały się w zgorzkniałą maskę.
- Dlaczego się tak chamsko rozłączyłeś? - wściekłam się. - Jak śmiesz tak traktować ludzi, którzy dzwonią do mojego domu?
-Spokojnie! Facet sam się rozłączył!
- Facet? Kto to był?
Mój przyjaciel uśmiechnął się jadowicie.
13.
Obudziwszy się o świcie, Lea nie mogła uleżeć w łóżku. Claude przyrzekł jej poprzedniego dnia, że zatelefonuje, jak tylko zjawi się Laurent. Snuła się potem bez przerwy po domu. Rozdrażniona tym Isabelle posłała ją do Bellevue, żeby się dowiedziała, jak się miewa Sidonie.
- Świeże powietrze dobrze ci zrobi – powiedziała.
14.
- TO musi tam gdzieś leżeć – mówiłem. -Byliby niespełna rozumu, gdyby TO zabrali z sobą do samochodu. A jak pan znajdzie, proszę TEGO nie ruszać, tylko mnie zawiadomić. Ja wiem na pewno, że TO gdzieś tam jest, ale chcę się upewnić, że moje przewidywania są słuszne.
Tak więc rankiem, po nocy pełnej przygód, stary Janiak palił w piecach, Bigos łaził po parku, dyrektor M. w towarzystwie panny Wierzchoń oglądał meble zgromadzone przez Czerskiego, a ja pomaszerowałem do Janowa na posterunek MO.
Z sierżantem Wąsikiem konferowałem dość długo i na osobności. Ważna to była konferencja, skoro połączył się telefonicznie z Komendą Powiatową MO w P. i natychmiast przyjechał do nas samochodem oficer dochodzeniowy. Dopiero około południa opuściłem posterunek.
15.
- Oho-ho – zawołał Iwan i wstał z kanapy. - Już druga, a ja tu z wami tylko niepotrzebnie czas tracę! Gdzie tu jest telefon?
- Przepuście go do telefonu – polecił lekarz sanitariuszom.
Iwan złapał za słuchawkę (...)
- Milicja? - wrzasnął Iwan do słuchawki. - Milicja?
Towarzyszu dyżurny, natychmiast każcie wysłać pięć motocykli uzbrojonych w karabiny maszynowe w celu ujęcia zagranicznego konsultanta. Co? Przyjedźcie po mnie, pojadę razem z wami... Mówi poeta Bezdomny z domu wariatów... Jaki jest wasz adres? - zapytał szeptem Bezdomny doktora i znowu krzyknął do słuchawki: Słyszycie mnie? Halo!... To skandal! - zawył nagle Iwan i rzucił słuchawkę o ścianę.
16.
Z apteczki pod umywalką w łazience wyjęłam awaryjną komórkę mamy i wklepałam jej numer.
Odebrała po pierwszym dzwonku.
- Halo? Nora, to ty? Gdzie jesteś? Umieram z niepokoju!
Biorąc głęboki wdech, poprosiłam Boga, by podał mi sensowną wymówkę.
- Mamusiu... - zaczęłam szczerym i skruszonym tonem.
- Zalało Cascade Road, no i ją zamknęli. Musiałam zawrócić i wynająć pokój w Millikien Mills. Właśnie tu jestem. Nie mogłam się dodzwonić do domu, bo pozrywało kable. Próbowałam dzwonić na komórkę, ale nie odbierałaś.
- Zaraz, zaraz. To dalej jesteś w Milliken Mills?
- No przecież ci mówię.
Bezgłośnie westchnęłam z ulgą i oparłam się o krawędź wanny.
- Nie wiedziałam, też nie mogłam się z tobą skontaktować.
- Z jakiego numeru dzwonisz? - zapytała mama. - Bo nic mi to nie mówi.
- Z awaryjnej komórki.
- A gdzie masz swoją?
- Zgubiłam.
- Co?! Gdzie?
Doszłam do przykrego wniosku, że jedynym wyjściem będzie pewne przekłamanie. Nie chciałam jej denerwować. Do tego wizja szlabanu...
- Musiała się gdzieś pewnie zawieruszyć. Na pewno się znajdzie.
Przy trupie kloszardki.
17.
Wtedy dzwoni komóra. Odbieram, choć sieć tu nie do końca łapie. Głos przez tysiące oceanów rwie się od wiatru:
- Heloł, Waldi, Boże, wszyscy nas kochają, a ty mi teraz znikasz? Pastę mam! Robi Leszczyński mi z Olecka załatwił, przylatuj pierwszym samolotem, wiem, że jesteś na Kubie, wszyscy o tym piszą, był artykuł na pierwszej stronie... zdjęcie ciebie, jak się opalasz spasiony z jakąś laską, co to za tajemnicza dama, w towarzyst... ja ci dam, ty... się roztyć... rciadle... sacie... awa... niak... aj... biję.. żywka... lion... okój... akoś... łośnić... - tu sieć siadła.
18.
Telefon milczy
jedna tylko filiżanka na stole
róża niczyja
serca daleko bo obok
prawda tak jasna że nieludzka
kalendarz się nie śpieszy
nawet fiołek na odczepnego
jeszcze jest ale świata już nie ma
19.
- Gdzie tu macie telefon? Jak do niego dojść?
Koniec końców można by się teraz zdecydować i zadzwonić do towarzysza Ostapienki! Myśl o telefonie przywróciła Y.. całą jego dawną energię. I męstwo. Znów poczuł, że walczy.
- Trzydzieści siedem – zakomunikowała Z. z uśmiechem i postawiła pierwszą kreskę na wykresie wiszącym w nogach łóżka. - Telefon jest w rejestracji. Ale teraz pan tam nie przejdzie. Wchodzi się z innej strony.
- Za pozwoleniem – nastroszył się Y.. - Jak w klinice może nie być telefonu? A gdyby coś się stało? Na przykład ze mną?
- To pobiegniemy i zadzwonimy – nie przejęła się Z.
- A jeśli będzie klęska żywiołowa, huragan, powódź?
X stała już przy sąsiedzie, starym Uzbeku, pisała coś na jego wykresie.
- W dzień można pójść, ale teraz zamknięte. (...)
- Tu powinien być telefon! Koniecznie!
- Jest – odparła Z znad łóżka Kazacha – W gabinecie lekarza naczelnego.
- No więc dlaczego...
- Dioma... Trzydzieści sześć i osiem... Gabinet jest zamknięty. N.B. nie lubi...
20.
Kiedy telefon zadzwonił znowu, H. Odłożył papiery. Do diabła z tym. Wyjdzie. Jednakże nie przyszło mu do głowy odmówić rozmowy. Kiedy sekretarka powiedziała, że dzwoni M.C., podniósł słuchawkę z przyjemnością. Zawsze lubił M.
- Tom – powiedział M.C. - przyjeżdżam jutro z K. do miasta. Mam coś ważnego do powiedzenia staremu przed Bożym Narodzeniem. Czy jutro będzie w domu?
- Oczywiście – odrzekł H. - Nigdzie nie wyjeżdża, dopiero po świętach. Mogę coś dla ciebie zrobić?
M. był równie skryty co jego ojciec.
21.
Pakował właśnie książki do ogromnego kartonu, gdy zadzwonił telefon.
- Czy zastałem M. B.? - zapytał pełen nadziei, ale nieznajomy głos.
- To ja.
- Przepraszam, że zajmuję panu czas dzień przed świętami. Nazywam się D.F.
M. odruchowo zanotował nazwisko i dokładną godzinę.
- Jestem adwokatem i reprezentuję klienta, który bardzo chciałby z panem porozmawiać.
- Taa. Proszę poprosić swego klienta, żeby do mnie zadzwonił.
- Rzeczy w tym, że on chciałby spotkać się z panem osobiście.
- Dobrze, proszę ustalić godzinę i przysłać go tutaj do redakcji. Ale pospieszcie się, właśnie opróżniam swoje biurko.
- Mój klient byłby wdzięczny, gdyby to pan pofatygował się do niego. Mieszka w Hedestad, trzy godziny stąd, pociągiem.
M. przerwał sortowanie papierów. Mass media potrafią zwabić największych obłąkańców, którzy dzwonią z niedorzecznymi informacjami. Wszystkie redakcje na całym świecie odbierają telefony od ufologów, grafologów, scjentologów, paranoików i zwolenników teorii spiskowych różnej maści.
22.
Gdy zadzwonił telefon, siedział pochłonięty swoim rękopisem o strajku na Osteraker i dopieszczał tekst na ekranie monitora. (…) Podniósł nerwowo słuchawkę.
- Johan Berg, Wiadomości Regionalne.
- Znaleziono zamordowaną kobietę na Gotlandii – w słuchawce syczał dziwny głos. - Morderca zarąbał ją prawdopodobnie siekierą, a w usta wetknął jej własne majtki. To prawdziwy szaleniec.
Telefonujący informator miał zawsze ciekawe wieści dla Johana.
23.
Halo! Hola! Hololo!
Ucho idzie w głuchocho,
a oko w dalekolo...
Idzie, idzie po nici, po wici, po badylu,
po liściu i gałęzi, i po zalesie lezie,
a po igiele pędzi,
idzie, idzie i idzie
po dobroci-paproci i po oście-pozłość się,
po konarkuku w górze, po sznurze od słuchajki,
to uchoko iidzie
i wyjdzie
do lesionej zabajki, do zalesionej bajki,
do czarocywnilesie...
24.
Przynajmniej nadal miała J. „Zadzwoń”, napisał.
Wystukała jego numer. Dochodziła piąta, co oznaczało, że było trochę późno na telefon, gdyż czasami jego żona wracała wcześniej z pracy, ale L. miała to gdzieś.
- Halo? - zapytał J. teatralnym szeptem.
- To ja, L.
- Mogę za chwilę do ciebie oddzwonić?
- Jasne – powiedziała. Rozłączyła się, przewróciła się oczami i rzuciła telefon na łóżko. (…) Usłyszała dźwięk telefonu – dzwonił J.
- Co? - zapytała poirytowana. Po chwili, przypomniawszy sobie, że J. jest teraz jednym z jej nielicznych źródeł utrzymania, odezwała się milszym tonem: - Chcesz wpaść?
J. był na dziedzińcu ze Skippym, nie śmiał zadzwonić z mieszkania.
- Musimy o tym porozmawiać – powiedział nerwowo.
- No więc przyjdź – odparła L.
- Nie mogę – syknął, rozglądając się, żeby sprawdzić, czy nikt go nie podsłuchuje. - Moja żona się dowiedziała. O nas.
25.
Słuchawko hebanowa, azylu u końca drogi,
którą myśl biegnie po zielonym sznurze,
trąbko pełna milczenia i szeptów wśród słodkiej trwogi,
jak przy szeptaniu z swym aniołem stróżem...
==========
Dodane 20 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu