Dodany: 07.02.2011 23:59|Autor: A.Grimm
Nowy ład i zbuntowane pacholęta
Koniec II wojny światowej. Spiker nieustannie zapowiada akt kapitulacji, który Niemcy mają podpisać w najbliższych dniach. Przed zmęczonymi ludźmi otwiera się przyszłość bez cierpienia i nieustannego strachu. Polacy stają przed ogromną szansą. Oto dzięki braterskiej pomocy Związku Radzieckiego mogą rozpocząć odbudowę zniszczonej Polski. Wystarczy tylko trochę dobrej woli, wysiłku i rozsądku, aby wykrzesać z ludzi stłumione siły i aktywność. Niestety! Nie wszystkim zależy na tworzeniu społecznego ładu i demokratycznego państwa. Wciąż obecni akowscy pogrobowcy, mąciciele i szaleni jeźdźcy bez głowy zapomnieli, że wojna już się skończyła. Opętani ideą nieustannej walki występują przeciw nowym władzom. Komuniści pełni dobrych intencji i woli padają trupem, a Andrzejewski pisze o tym powieść. Nie, zaraz... Andrzejewski tworzy powieść. I rzeczywistość. Bowiem w "Popiele i diamencie" mamy pierwsze ślady żywiołu magiczności tak charakterystycznego dla nowomowy.
Powieść przedstawia historię wybranych osób z lokalnej społeczności Ostrowca. Akcja dzieje się zaś w pierwszych latach po wojnie. Zgodnie z tym, co napisałem we wstępie, Andrzejewski podzielił bohaterów utworu na, z grubsza rzecz ujmując, dwa obozy - tych, którzy chcą normalnie żyć (w tym - wszystkich wyznawców nowego porządku) oraz niebezpiecznych młodocianych donkiszotów. Wszyscy ci ludzie powiązani są siecią wzajemnych zależności interpersonalnych i na tej karkołomnej nieco konstrukcji zbudowanej z szeregu przypadkowych spotkań autor tworzył fabułę. Słusznie Andrzejewski pisał w swoim dzienniku, że lepiej wychodzi mu odmalowywanie przeżyć bohaterów aniżeli przedstawianie tła społecznego czy przestrzeni, w jakiej przyszło im żyć[1]. Napisanie epickiej powieści (a z takim zamiarem nosił się pisarz) spełzło na niczym. Czytelnik obserwuje mikrokosmos ostrowiecki, w którym każdy jest elementem układanki w ścisłym związku z innymi elementami - od babci klozetowej po komunistycznego notabla. Żaden z bohaterów nie istnieje w pewnej przestrzeni czy też na tle społecznym, a jedynie w sieci wzajemnych relacji.
Czołowymi postaciami "Popiołu i diamentu" są Szczuka (wysoko postawiony urzędnik komunistyczny) i rodzina Kosseckich. Antoni Kossecki wrócił właśnie z obozu, w którym przebywał również wspomniany Szczuka. Jak się okazuje, ten ostatni zna pewną mroczną tajemnicę z obozowych czasów Antoniego. Synowie Kosseckiego, Andrzej i Alek to młodzi gniewni, chociaż ten pierwszy jest już trochę wypalony. Nie jest przekonany co do słuszności wykonywanych rozkazów, ale podąża raz obraną drogą i działa jako antykomunista. Tym razem, wraz z przyjacielem, o którym zaraz wspomnę, ma za zadanie zlikwidować Szczukę. To właśnie ten wątek i konfrontacja postaw komunisty i młodych konspiratorów stanowi oś fabularną i fundament powieści. Alek natomiast jest nastoletnim zapaleńcem, który wraz z kolegami pragnie pragnie pójść w ślady starszego brata. Ostatnią ważną postacią tego walczącego podziemia jest Maciej Chełmicki, kolega Andrzeja, który chce rozpocząć nowe życie u boku ukochanej kobiety, co stoi w sprzeczności z pełnionymi przez niego obowiązkami, a także poleceniem zlikwidowania Szczuki.
Przewodnia myśl "Popiołu i diamentu" daje się łatwo uchwycić. Andrzejewski opowiedział się za akceptacją powojennej rzeczywistości, przedstawiając wszelkich jej przeciwników jako groźnych, mniej groźnych lub groźnych i śmiesznych jednocześnie (Jerzy Szretter) młodziaków. Ideą dla tych ludzi staje się w pewnym momencie sama walka. Trudno jest już mówić o celu. Rzecz nie w osądzeniu, co jest dobre, a co nie, ale w wyborze między jedną opcją a drugą; między działalnością konspiracyjną a komunizmem. Młodymi rządzi wyłącznie cyniczne prawo walki. Nie bez przyczyny narrator tak często przytacza komunikat o zakończeniu wojny. Ma on wyjaskrawiać bezsens działań młodych, którzy chcą zburzyć swoją donkiszoterią ciężko okupiony pokój. Nie jedyny to kontrast w powieści mający na celu uwydatnienie głupoty młodych. Pomijam tutaj postać Jerzego Szrettera, bo w jego przypadku Andrzejewskiego poniosła wyobraźnia. Autor stworzył z kilkunastoletniego chłopca zimną maszynę. Jest on, co prawda, pewnym ekstremum, ale także wpisuje się w ogólny schemat. Ci młodzi ludzie nie są bowiem źli. Andrzejewski przedstawił ich jako ofiary machiny, w którą dali się wciągnąć. Machina ta czyni z nich ludzi bezwolnych i niezdolnych do ucieczki. Idea walki jest celem samym w sobie i ma niezwykłą moc perswazyjną. No i pozostaje to, co najbardziej rzuca się w oczy. Otóż motorem napędowym działań młodych jest najzwyklejszy w świecie nastoletni bunt. Chyba nie trzeba mówić, że takie postawienie sprawy niezwykle deprecjonuje ideę walki antykomunistycznej?
Interesująca jest niekonsekwencja Andrzejewskiego w podejściu do historii i etyki. Momentami aż wątpię, czy sam autor nie miał jakiegoś celu w tej niekonsekwencji. Nie będę go jednak rozgrzeszać. Już wyjaśniam, w czym rzecz. Duża część powieści poświęcona jest Antoniemu Kosseckiemu, jego obozowej przeszłości i pytaniom o człowieczeństwo i jego granice; czy jest stałe i czy należy oceniać je niezmiennie, bez względu na perspektywę, z jakiej się patrzy, czy też powinno cechować się podejściem pragmatycznym, tzn. czy inną miarą powinniśmy mierzyć człowieczeństwo w czasach wojny, a inną w czasach pokoju. Oczywiście pod ten nośny termin należy podstawić sobie znane wszystkim wartości etyczne. Narrator nie ma złudzeń. Jest to wartość stała i nie należy jej czynić płynną, a człowiek, który daje się urabiać jak glina, nie zasługuje na rozgrzeszenie. Te wnioski są wyprowadzone w kontekście doświadczeń obozowych. Sęk w tym, że stoją one w jaskrawej sprzeczności z wnioskami wyprowadzonymi bezpośrednio i jawnie z rozmowy Szczuki z Kalickim, przedwojennym PPS-owcem, który bardzo niechętnie odnosi się do zastanej rzeczywistości i komunizmu. Przede wszystkim nie ufa Związkowi Radzieckiemu, dostrzegając w jego postępowaniu te same imperialne zakusy, co i w przypadku jego carskiej poprzedniczki. Narracja prowadzona jest oczywiście z perspektywy Szczuki i to na jego modłę narrator formułuje dobrotliwy komentarz, wyrażający współczucie dla Kalickiego z powodu jego nieznajomości praw historii. Otóż wynika z nich jedna myśl: czasy się zmieniają i trzeba się do nich dostosować i je wykorzystać. To, co dawniej miało swoją rację bytu, dzisiaj jest passé (ten wniosek daje się wyczytać na wielu innych stronach powieści, czasami w formie ordynarnie radykalnej, jak u lekarza Drozdowskiego). I w tym miejscu pytam, jak to się ma w zestawieniu z negatywną - i słuszną jak najbardziej - oceną obozowego życia jednego z bohaterów. Okazuje się, że napiętnowanie konformizmu i oportunizmu ma charakter względny, a przecież i w jednym, i w drugim przypadku chodzi o etykę. No, ale widocznie w powojennej rzeczywistości wartości mogą już stać się płynne, a etyka rozbija się tylko o mgliste pojęcie człowieczeństwa. Czy w ten sposób chciał Andrzejewski rozgrzeszyć siebie z tego, że w pewnym okresie życia pozwolił urobić się jak glina i podporządkować prawom historii?
"Popiół i diament" broni się tym, co stanowiło mocną stronę prozy Andrzejewskiego (z czego sam autor zdawał sobie sprawę), mianowicie przekonującym zarysowaniem napięć i konfliktów między postaciami. Już jednak autentyzm ich przeżyć trochę nie mieści się w sztywnych i wyraźnie narzuconych przez autora ramach fabularnych. Jaskrawym przykładem jest tutaj Szretter, ale i inni bohaterowie charakteryzują się sztucznością. Tak bywa, kiedy autentyzm trzeba poświęcić na rzecz idei przewodniej, a ta chyba nie znajdzie dzisiaj zbyt wielu zwolenników. Czy kogoś przekona jeszcze ta jawna manifestacja politycznego oportunizmu, co więcej - okraszona wyraźnymi niekonsekwencjami w samej treści powieści? Wątpię.
---
* Jerzy Andrzejewski, "Fragmenty z „Dziennika”" [w:] tegoż "Popiół i diament", Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1983, s. 5-6.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.