Dodany: 23.01.2011 18:24|Autor: lirael
Gambit królowej
Kilka lat temu, po przeczytaniu "Joanny Szalonej" Johana Brouwera, stwierdziłam, że jeśli kiedykolwiek napiszę książkę, jej bohaterką będzie właśnie Juana la Loca. Niestety, ubiegł mnie Andrzej Bart. Jego powieść "Don Juan raz jeszcze" osnuta jest wokół losów chorej z miłości królowej. Matką Joanny Szalonej była Izabela Katolicka, zwana też Kastylijską lub Hiszpańską, której biografię nareszcie udało mi się zdobyć.
Historycy różnią się w jej ocenie, ale zgodni są co do tego, że była osobą nietuzinkową, wyrastającą ponad epokę. Manuel Fernández Álvarez przedstawia ją jako kobietę pełną kontrastów. Podkreśla jej zasługi: przeobraziła Hiszpanię w polityczną potęgę, jej działania miały zasięg światowy, była opiekunką sztuki i literatury, a również muzą i sponsorką wypraw Kolumba. Współcześni zapamiętali ją jako władczynię niezwykle pobożną. W testamencie życzyła sobie, by odprawiono za jej duszę dwadzieścia tysięcy mszy![1]
Jednak osobowość Isabel la Católica, kobiety o urodzie wiotkiego, złotowłosego anioła, miała również mroczne zaułki. Słowa "lęk", "groza", "strach", "surowość" powtarzają się jak posępny refren w opiniach współczesnych. Dumne wyjaśnienie królowej: "Nie jest okrutny, kto ścina głowy kanaliom…"[2] nie tłumaczy bestialskiej brutalności, której dobitnym przejawem było wypędzenie z Hiszpanii około stu tysięcy Żydów, a potem inkwizycja. Przerażeniem napawa chociażby historia niejakiej Pampany, która za zjedzenie kury w czasie postu została oskarżona o potajemne praktykowanie judaizmu i skazana na spalenie żywcem[3]. Warto przypomnieć też o tym, że szlachetne starania o uznanie wolności Indian Izabela wdzięcznie łączyła z posiadaniem licznych niewolników na dworze.
W czasach, gdy kobiety były bezwolnymi istotami, pełniącymi jedynie funkcje ozdobne i prokreacyjne, odwaga oraz samodzielność tej władczyni wydają się szokujące. To ona w wieku osiemnastu lat podjęła decyzję, że poślubi Ferdynanda Aragońskiego, rzucając tym samym wyzwanie przyrodniemu bratu Henrykowi IV i jego faworytowi, markizowi Villeny, którzy pracowicie przygotowali dla niej zupełnie inny scenariusz matrymonialny. To nie był kaprys nastolatki. To była głęboko przemyślana decyzja polityczna. Brak dyspensy papieża nie nastręczył wielkich problemów - sfałszowano bullę. Wieloletni związek Izabeli i Ferdynanda okazał się burzliwy, ale opierał się na na miłości, co wówczas w wyższych sferach nie było regułą.
Mimo usilnych starań Manuela Fernándeza Álvareza nie zaprzyjaźniłam się z żądną władzy i zaszczytów, roztropną Izabelą. Zdecydowanie bliższa mojemu sercu jest jej córka, Joanna, ze swoją neurotyczną nadwrażliwością. Sądzę, że konflikty między nimi wynikały głównie z różnicy charakterów. Były jak woda i ogień.
Życie Izabeli przypomina perfekcyjnie rozegraną partię szachów. Nawiasem mówiąc, wśród miłośników tej gry krąży anegdota o wpływie, jaki wywarła na nią Isabel la Católica (podobno władczyni stwierdziła, że królowa nie może być słabeuszem, a jej słowa potraktowano jak rozkaz. Odtąd hetman nabrał mocy wieży i gońca równocześnie). Wszystkie ruchy królowej były dokładnie przemyślane i zaplanowane z wyprzedzeniem. Jedyna sytuacja, na którą nie miała wpływu, to śmierć dzieci. Może gdyby los oszczędził jej takich cierpień, nie zapłonęłyby stosy inkwizycji? To okrutny paradoks, że ktoś, kto snuł dalekosiężne plany i bezbłędnie przewidywał ruchy politycznych przeciwników, został głęboko zraniony ślepymi ciosami losu.
Autor biografii wyraźnie sympatyzuje z Izabelą. Wyznaje, że swoją książkę pisał "z ogromną radością, a chwilami nawet z namiętnością"[4]. To widać! Omawiając kwestie przedstawiające królową w nie najlepszym świetle, jak na przykład inkwizycja, historyk stosuje następujący manewr: Izabela po prostu schodzi ze sceny. Wszystkie wydarzenia dzieją się niejako obok niej, bez jej udziału. Reflektor oświetla ją ponownie pod koniec rozdziału, gdzie z gracją zrzuca odpowiedzialność za ponure fakty na swojego męża, który rzekomo był ich pomysłodawcą.
Tendencja do wybielania królowej nie jest jedyną wadą tej biografii. Niemile zdziwił mnie brak zakończenia. Aż prosiłoby się o kilka zdań podsumowujących burzliwe lata panowania królowej Izabeli. Uważam też, że w kontekście kompozycji całości nadmiernie rozbudowana była część poświęcona wyprawom Kolumba. Na przykład dokładne zestawienie dni i przebytych odległości, które znajdujemy w książce, miałoby uzasadnienie, gdyby biografia liczyła tysiąc stron. Autor nie uniknął też powtórzeń. Komentarz, że mając do wyboru sympatię poddanych lub wzbudzanie w nich lęku, Izabela wybrała to drugie, pojawia się trzykrotnie.
Mimo mankamentów książkę czyta się świetnie. Styl autora ma walory literackie, jest bardzo emocjonalny. Manuel Fernández Álvarez niejednokrotnie uderza w tony liryczne: "Przejmująca woń tajemnicy niesionej wiatrem morskim przenikała ziemie przylegające do Morza Ciemności"[5]. Wydaje się, że główna zasada, która przyświeca autorowi, brzmi "po pierwsze, nie nudzić!". Historyk dokłada wszelkich starań, by jego opowieść była atrakcyjna dla czytelników. To właśnie im dedykuje tę książkę. Niestety, polski wydawca nas nie rozpieszcza. Na okładce nie ma noty przybliżającej postać królowej czy autora książki.
Tłumacz biografii nie wspina się na szczyty sztuki translatorskiej. Ogromnie dokuczliwy jest błąd, który powtarza się w książce dziesiątki razy, a mianowicie słowem "królowie" określa się parę - Izabelę i Ferdynanda. Para królewska to nie to samo co królowie. Nieszczęśni "królowie” wielokrotnie wprawiali mnie w konsternację, bo w pierwszej chwili nie wiedziałam, o kogo chodzi. Nie podejrzewam autora przekładu o seksizm, z pewnością ma racjonalne wytłumaczenie swojej decyzji, co nie zmienia faktu, że zastosowana forma drażni.
Słowa krytyki należą się nie tylko tłumaczowi. Najwyraźniej oczarowani opowieścią korektorzy zlekceważyli literówkę w dedykacji: "Znaczałoby to, że mój trud nie był daremny"[6]. Cóż, "Daremne żale - próżny trud, Bezsilne złorzeczenia!". Oszpecona "Izabela Katolicka" powędrowała w świat.
Na szczęście książka wyposażona jest w liczne przypisy, pięćdziesiąt jeden ilustracji, indeks osób. Zawiera też obszerną bibliografię z adnotacjami autora, kalendarium życia królowej i najważniejszych wydarzeń na świecie. W czasie lektury doskwierał mi natomiast brak drzewa genealogicznego.
Dzięki wiedzy i pasji Manuela Fernándeza Álvareza odbyłam fascynującą podróż w czasie i poznałam wymykającą się łatwym ocenom kobietę, boleśnie rozdartą między sacrum a profanum. Czasem szlachetną, czasem niepokojącą. Jak my wszyscy.
---
[1] Manuel Fernández Álvarez, "Izabela Katolicka", tłum. Jacek Antkowiak, Państwowy Instytut Wydawniczy, 2007, s. 399.
[2] Tamże, s. 389.
[3] Tamże, s. 267.
[4] Tamże, s. 5.
[5] Tamże, s. 17.
[6] Tamże, s. 5.
[Recenzję zamieściłam wcześniej na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.