Rozczarowanie to zbyt słabe określenie tego, co czułam, czytając tę książkę. Byłam po prostu zła, że autor zdołał zepsuć tak ciekawy temat.
Zapowiadało się cudownie. Oto osoba z zewnątrz, australijski historyk i publicysta, dyrektor fundacji "SAAB Centre for Scandinavian Studie" postanowił nie tylko prześledzić i opisać kilkusetletni proces przekształcania się skandynawskich ubogich społeczeństw w zamożne, nowoczesne państwa, ale również połączyć ich historię z dokonaniami kultury. Oczywiście przyciągnął mnie atrakcyjny tytuł, a kiedy zerknęłam na solidną bibliografię, starannie opracowany indeks nazw i nazwisk oraz entuzjastyczne notki na okładce, pomyślałam, że to coś w sam raz dla mnie. Któż by się nie skusił, przeczytawszy: "Trudno jest znaleźć książkę, która starałaby się przedstawić bieg wydarzeń równolegle we wszystkich krajach skandynawskich. Jeszcze trudniej znaleźć autora, który by to zrobił bez tak częstej w tekstach akademickiej drętwoty. Tymczasem książkę Griffithsa świetnie się czyta"*.
Niestety, z przykrością muszę zaprzeczyć. Czytało się fatalnie, a najciekawczym rozdziałem okazał się wstęp napisany przez Tomasza Walata. Przebrnęłam przez te blisko 450 stron tylko i wyłącznie z powodu moich osobistych zainteresowań - inaczej nie dałabym rady. To przykre, kiedy autor dysponujący niewątpliwie dużą wiedzą, szczerymi chęciami i rewelacyjnym pomysłem na napisanie czegoś oryginalnego, nie potrafi tego przekazać. Trudno mi uwierzyć, że zawinił tu nieprofesjonalny tłumacz.
Zdania są zbudowane w dziwny sposób, co powoduje, że po kilka razy trzeba je czytać, żeby zrozumieć, o co chodzi. Wszystko, co wiąże się z historią, polityką, wojnami, uniami, panowaniem poszczególnych królów jest zagmatwane i tak nieudolnie opisane, że nawet osoba mająca jakieś pojęcie o przeszłości tego regionu – a za taką się uważam – gubi się w gąszczu tych wywodów. Przyznaję, że co pewien czas przerywałam czytanie i z ciężkim westchnieniem zaczynałam na nowo z nadzieją, że może coś drgnie, może autor się "rozkręci". Nic z tego. Nawet druga wojna światowa z całą jej dynamiką nie wpłynęła na jakość kolejnych rozdziałów. Najbardziej było mi żal zmarnowanych szans na zaprezentowanie arcyciekawych i jakże mało znanych dziejów Finlandii, gdyż nawet tutaj Tony Griffiths nie umiał stworzyć niczego, co pobudziłoby moją wyobraźnię.
Nie błysnął również przy prezentacji wielkich artystów i intelektualistów, takich jak Kierdegaard, Ibsen, Strindberg, Munch, Grieg, Sybelius czy Ingmar Bergman. Owszem, sama idea włączenia tych postaci w analizę społeczno-polityczną dziejów Skandynawii była bardzo dobra, lecz po raz kolejny zawiódł warsztat pisarski autora. Nudne, suche i topornie podane fakty biograficzne – nie tego oczekuje czytelnik! Tak się składa, że niedawno z zachwytem czytałam
Brzemię białego człowieka: Jak zbudowano Imperium Brytyjskie (
Dziewanowski Kazimierz)
. Też przekrojowe, też zawiera mnóstwo historii, polityki i znanych oraz mniej znanych nazwisk, a jakaż ogromna różnica w stylu, erudycji, umiejętności przekuwania myśli w słowo...
O ile się orientuję, kultura krajów nordyckich budzi coraz większe zainteresowanie, a wiedza o społeczeństwach Szwecji, Danii, Norwegii i Finlandii jest zazwyczaj szczątkowa i oparta na nie zawsze prawdziwych stereotypach. Tego typu opracowanie - przedstawiające dokonania kultury i łączące ją z historią całej Skandynawii - mogłoby być fascynującą, barwną mozaiką, w atrakcyjny sposób przybliżającą czytelnikowi dzieje północnej, mniej znanej części Europy. Wielka szkoda, że tak słabo to wyszło.
---
* Tony Griffiths, „Skandynawia: Wojna z trollami: "Historia, kultura, artyści od czasów Napoleona do Stiega Larssona", tłum. Barbara Gadomska, Wydawnictwo AMF Plus, 2011, tekst z okładki.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.