Romantyzm raz jeszcze
"Wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło…"[1] - słowa te niczym refren powracają na kartach "Mariny" Carlosa Ruiza Zafóna. Są klamrą spinającą opowieść, która rozgrywa się nie gdzie indziej, jak w ukochanej przez autora Barcelonie.
Stare, zapuszczone posiadłości dzielnicy zwanej pustynią Sarrià czy widmowym miastem oraz ich mieszkańcy, zakładnicy przeszłości, pobudzają wyobraźnię Oskara – narratora i bohatera tej opowieści. Relikty dawnej Barcelony fascynują piętnastoletniego chłopca, który na co dzień i w święta dusi się w murach internatu prowadzonego przez surowych zakonników. Doskwierająca samotność, pragnienie posiadania przyjaciela i przeżycia czegoś niezwykłego powołują do istnienia Marinę - dziewczynę o angelicznej urodzie, będącą projekcją marzeń dojrzewającego Oskara. Marina otwiera mu drzwi do innego świata…
Tak można by czytać tę opowieść, rozgrywającą się w onirycznym klimacie, na granicy jawy i snu, życia i śmierci… Bo gdzie właściwie istnieje ów cmentarz, który dał początek niezwykłej przygodzie tych dwojga samotnych dusz?
"Jeśli zapytać miejscowych albo taksówkarzy, najpewniej nie będą potrafili wskazać drogi, choć wszyscy słyszeli o jego istnieniu. […] Garstka tych, którzy wiedzą, jak na ów cmentarz trafić, podejrzewa, że w rzeczywistości jest on tylko wyspą przeszłości, która znika i pojawia się podług sobie tylko znanych reguł"[2].
Tym, co przyciąga mnie do książek Zafóna, jest romantyzm. W "Marinie" przywoływany po wielokroć poprzez kreację miejsc, postaci, symboli i idei. Mamy tu bowiem demoniczną, ale fascynującą postać Michała Kolvenika. Ucieleśnienie Frankensteina, którego córka skądinąd nosi imię Maria Shelley. Jego niepozbawiony humanitarnych przesłanek bunt przeciwko naturze, która pozwala na kalectwo, cierpienie i każdego skazuje śmierć. Przekonanie, iż szalone eksperymenty i alchemia pomogą ten proces zatrzymać. Wreszcie znajdujemy tu wiarę we własne mesjańskie posłannictwo i ideę zmartwychwstania, której symbolem jest motyl. Przede wszystkim jest tu jednak romantyczna miłość, ta pierwsza i czysta oraz ta szalona i namiętna, przekraczająca granicę pomiędzy życiem a śmiercią. Miłość, która sprawia, iż pod koniec powieści Oskar, by zatrzymać przy sobie Marinę, gotów jest pójść w ślady Michała i przywołują go do zmysłów dopiero słowa doktora Shelleya: "Przestrzenią właściwą istotom ludzkim jest życie […] śmierć nie do nas należy"[3].
Z tym trzeba się pogodzić. A książkę Zafóna warto przeczytać.
---
[1] Carlos Ruiz Zafón, "Marina", przeł. K. Okrasko, C. Marrodán Casas, wyd. Muza, Warszawa 2009, s. 5.
[2] Tamże, s. 35.
[3] Tamże, s. 297.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.