"A w Krakowie na Brackiej pada deszcz..." czyli Kraków 2012
I padał. Jedyny minus mojego pobytu w tym cudownym mieście- pogoda. Nie przeszkodziła mi jednak w spędzeniu pięknego weekendu. Do Krakowa dotarłam z małym opóźnieniem (uroki podróżowania komunikacją państwową). W tym miejscu chciałabym bardzo, bardzo podziękować Szaraczkowi. Dzięki Tobie miasto nie okazało się tak straszne jak mi się wydawało. Pod Twoją opieką nawet gdybym chciała się zgubić było to niemożliwe:)
Na targi dotarłam w okolicy godziny 15. Pamiętajcie, że to nie jest dobra godzina na odwiedziny tego miejsca. Ludzie, ludzie i jeszcze raz tłumy ludzi. Nie udało mi się zdobyć autografu Martyny Wojciechowskiej dla mojej siostrzenicy. Takie kolejki to ja pamiętam z czasów komuny. Nie znaczy to jednak, że niczego nie kupiłam. Oj nie, takie rzeczy mi się nie zdarzają w miejscu pełnym książek. Myślę, że ucieszę Olimpię i Marylka. Moje drogie panie, kupiłam "Zimę świata" Folletta i gdybyście czasem nie miały co czytać, to pamiętajcie o tym:) Nie wypadało wracać z jedną książką, więc dokupiłam "Grona gniewu". Potem przechodząc rzuciła mi się w oczy pewna książka. Jaka to była książka i co się z nią stało zachowam w pamięci:) Ogólnie rzecz biorąc wydawcy mnie zawiedli. Chciałam kupić parę konkretnych książek, ale okazało się, że na takiej imprezie królują tylko tzw hiciory, którymi ja akurat nie byłam zainteresowana.
Kraków to małe miasto. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że już w autobusie spotkałam dzielną biblionetkowiczkę podążającą do Misiakolutków? Kawałek kartki wystarczył do bezbłędnego rozpoznania, że tak dziewczyna musi być z Biblionetki. Firmin, bardzo miło było podróżować z Tobą. Dziękuję, że wzbogaciłaś moją wiedzę na temat tego jak radzić sobie z szatanem;)
Imprezę Misiak zrelacjonował tak, że mam do dodania tylko jedno. Zapamiętałam, że nawet ucząc się języka włoskiego u księdza dowiemy się po pewnym czasie jak kupić chleb:)
Nie można nam zarzucić, że wcale nie rozmawialiśmy o książkach. Misiaku - moja ulubiona ekranizacja "Wichrowych wzgórz" to ta z Juliette Binoche:) Książką z gatunku tych cenionych, której tytułu nie mogłam sobie przypomnieć jest "Miłość w czasach zarazy".
Nie znajduje słów, żeby wyrazić swoją wdzięczność dla chłopaków. Dziękuję za zaproszenie i za to, że tak o mnie dbaliście, za możliwość poznania Jego Kicencji (otwarcie okna i podanie Mu śniadania- bezcenne), za uświadomienie, dlaczego jedne koty linieją bardziej a inne mniej, no i za...żurek;) Dziękuję:)
Mam nadzieję, że spotkamy się wszyscy za rok i kto wie, może będziemy już wtedy mogli miziać pytona:):):)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.