Dodany: 03.01.2012 20:31|Autor: hburdon

Czytatnik: Cytatnik

2012


STYCZEŃ
- Edmund de Waal, "The Hare with Amber Eyes" (4)
Nie mogłam się wciągnąć w tę książkę, cały epizod paryski przeczytałam bez bólu (bo to ładna proza), ale i bez ekscytacji. Po przeprowadzce do Wiednia coś się we mnie ruszyło i zaczęłam z czytania czerpać przyjemność, ale musiałam książkę odłożyć i przez ładnych parę miesięcy zupełnie za nią nie tęskniłam. Dopiero parę dni temu wróciłam do niej i od pierwszej wojny światowej do końca niemal nie mogłam się oderwać.
Kolekcję netsuke, o której traktuje książka, można zobaczyć tutaj: http://www.edmunddewaal.com/hare_with_amber_eyes/h​are_netsuke_gallery.html
- Ronja, córka zbójnika (Lindgren Astrid) (5) [przeczytane dzieciom]
Nadal bardzo dobre. Książki Lindgren należą do tych nielicznych, które czytane powtórkowo po latach urzekają tak samo, jak za pierwszym razem w dzieciństwie.
- Vaterland (Harris Robert) (4)
Dobre. Ale Orwell to nie jest.
- Tost: Historia chłopięcego głodu (Slater Nigel) (4)
- Służące (Stockett Kathryn) (5)

LUTY
- Czarnoksiężnik z Archipelagu (Le Guin Ursula K. (Le Guin Ursula Kroeber)) (3)
- Urodziny Daisy (Wilson Jacqueline) (4) [audiobook]
- Wichrowe Wzgórza (Brontë Emily Jane (pseud. Bell Ellis)) (5)
Powtórkowo. Obniżyłam ocenę. Książka zaczyna się z przytupem, ale główny wątek w zasadzie kończy się w połowie, więc druga połowa mocno się ciągnie. Natomiast niesamowicie atmosferyczne opisy i tak wyraziście zarysowane negatywne postaci, że postaci pozytywne wydają się kompletnie nudne. Jak w życiu.
- Mały Książę (Saint-Exupéry Antoine de) (4) [przeczytane dzieciom]
Powtórkowo, nadal 4. No niestety, tak jak nie przemawiała do mnie ta książka w dzieciństwie, tak nadal nie bardzo chce przemówić.

MARZEC
- Żółte cytrynki (Ingemarsson Kajsa) (2)
- Claire Tomalin "Jane Austen: A Life" (3)
Po świetnej "Samuel Pepys: The Unequalled Self" oraz bardzo dobrej "Thomas Hardy: The Time-torn Man" ostrzyłam sobie zęby na biografię Austen tejże autorki. Niestety, lekkie rozczarowanie. Co prawda sporo się dowiedziałam, ale duża część książki jest po prostu nudna.
- Zdążyć przed zmrokiem (French Tana) (5)
- Lustrzane odbicie (French Tana) (5)
Bardzo dobre kryminały z silnym zacięciem psychologicznym.
- Tana French "The Faithful Place" (4)
Tu z kolei zacięcie socjologiczne i interesujące tło uboższej części Dublina; ale pod koniec wspomnienia bohaterów z przeszłości zaczęły mnie nużyć i trochę poprzeskakiwałam.

KWIECIEŃ
- Moja kuzynka Rachela (du Maurier Daphne) (5)

MAJ
- Agatha Christie "Miss Marple and Mystery. The Complete Short Stories" (5)
55 opowiadań na niemal 700 stronach małym druczkiem. Sympatyczne opowiadania o pannie Marple, trochę innych opowiadań kryminalnych i garść zupełnie niezłych opowiadań grozy, z lżej lub silniej zarysowanymi elementami paranormalnymi. Tylko wątki romansowe irytują - dziewczyna jest zawsze wyjątkowo ładna, a mężczyzna oświadcza się jej przy drugim spotkaniu.
- Przepiórki w płatkach róży (Esquivel Laura) (4)
Czyta się to jak rozdział ze "Stu lat samotności", który Marquez usunął, bo był gorszy od reszty.
- Malowana mama (Wilson Jacqueline) (5) [audiobook]
- Poletko Pana Boga (Caldwell Erskine) (3)
- Igrzyska śmierci (Collins Suzanne) (3)
Lubię łatwe powieści dla młodzieży, w których dużo się dzieje, więc przeczytałam "Igrzyska śmierci" z przyjemnością. Jednak jest to literatura chyba zbyt łatwa, nawet biorąc pod uwagę czytelników, do których jest adresowana. Główna bohaterka, Katniss, znajduje się w sytuacji potencjalnie bardzo trudnej moralnie, ale autorka zadbała o to, żeby w praktyce żaden dylemat moralny nie stanął jej na drodze. Czytając, wiedziałam mniej więcej, jakie będzie zakończenie, są przecież jeszcze dwie części tej trylogii. Rozczarowało mnie jednak, że autorka poprowadziła narrację po linii zerowego oporu.
- W pierścieniu ognia (Collins Suzanne) (4)
- Kosogłos (Collins Suzanne) (4)
- Drwal (Witkowski Michał (ur. 1975)) (4)
- Momo czyli Osobliwa historia o złodziejach czasu i dziecku, które zwróciło ludziom skradziony im czas (Ende Michael) (4) [przeczytane dzieciom, ocena bez zmian]

CZERWIEC
- Lekcje miłości (Wilson Jacqueline) (5) [audiobook]
- Kot, który czytał wspak (Braun Lilian Jackson) (3)
Miało być o kotach, a tymczasem kot pojawia się ze trzy razy. Rozczarowanie.
- Czekając na śmierć (James Peter) (3)
- Kurtyzana z Wenecji (Dunant Sarah) (3)
Nie bardzo rozumiem tę książkę. Romans to nie jest, powieść historyczna też nie, właściwie 3/4 to wprowadzenie do dość stereotypowej końcówki. Za to tłumaczenie bardzo dobre.
- Deborah Moggach, "The Best Exotic Marigold Hotel" (= "These Foolish Things") (5)
Wzorcowe czytadło.

LIPIEC
- Winda widmo (Snicket Lemony (właśc. Handler Daniel)) (4) [audiobook]
- Radca stanu (Czchartiszwili Grigorij (pseud. Akunin Boris (Akunin Borys), Borisowa Anna, Brusnikin Anatolij)) (4)
- Zanim dopadnie nas czas (Egan Jennifer) (3)
- Trzeci znak (Sigurðardóttir Yrsa) (5)

SIERPIEŃ
- Kobieta w bieli (Collins Wilkie (Collins William Wilkie)) (5)
- Sekretny język kwiatów (Diffenbaugh Vanessa) (4)

PAŹDZIERNIK
- Złodziejka książek (Zusak Markus) (5)
- Historia o Dziadku do Orzechów i o Królu Myszy (Hoffmann Ernst Theodor Amadeus) (4) [audiobook, ocena bez zmian]
Książka jak książka, lubię, ale bez ekscytacji. Natomiast audiobook niestety dobry nie jest. Jest to wersja z Lidla, czyta Krzysztof Kowalewski i Agnieszka Suchora. Po pierwsze kwestia techniczna: książka mieści się na dwóch płytach CD, z których każda ma ponad godzinę długości, ale nie jest podzielona na ścieżki. Oznacza to, że książki trzeba słuchać jednym ciągiem, bo nie można łatwo wrócić do miejsca, w którym się ostatnio skończyło. Po drugie - lektorzy. Wydawałoby się, że słuchanie Krzysztofa Kowalewskiego będzie przyjemnością; niestety. Czyta niewyraźnie, przerwy na oddech robiąc w przypadkowych miejscach, dzieląc zdania w nielogiczny sposób, podczas gdy w innych miejscach zdania zlewają się ze sobą. Książka jest stara, słownictwo trudne dla dzieci, zaś takie czytanie wcale nie ułatwia im zrozumienia tekstu! Agnieszka Suchora radzi sobie lepiej, ale też bez rewelacji. Na dodatek -- tu już zastrzeżenie dotyczące opracowania -- nie ma żadnych przerw pomiędzy końcem rozdziału, tytułem kolejnego i jego początkiem... Odradzam.
- McDusia (Musierowicz Małgorzata) (5)
- Rebeka (du Maurier Daphne) (5)

GRUDZIEŃ
- Wszystko za życie (Krakauer Jon) (5)
- Wroniec (Dukaj Jacek) (5)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2290
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: WBrzoskwinia 21.06.2012 14:59 napisał(a):
Odpowiedź na: STYCZEŃ - Edmund de Waal... | hburdon
Miła Haniu! Przypuszczam, że to dlatego, że nie umiesz poddać się opowieści, nie umiesz sobie tego dość wyobrazić. Nie traktuj tego jako zarzutu, tylko stwierdzenie stanu rzeczy. Nie ma ustawy, że dane dzieło jest dla każdego; im wyższa klasa, tym mniej ludzi, którzy są w stanie tam wejść. A ono jest Ci zbyt obce, za inne względem Ciebie. Tylko nie odbierz tego, że twierdzę, iż ono ma za wysoko poprzeczkę, na którą jesteś za głupia, czy jakieś takie fikcje. Mam na myśli (nie znając Cię, używam metafory, tak powinno być łatwiej zrozumieć, mam nadzieję): nie chodzi tu o poprzeczkę w pionie, tylko o wejście, które w poziomie jest dalej, za rogiem, zbyt odległe od Ciebie; wejście którego nie dostrzegasz, nie umiesz dobrać klucza, bo normalnie jeździsz ulicami samochodem, a tam trzeba dojść piechotą, wąskim zaułkiem (czyli: za daleko od Twego doświadczenia). Bo jeśli to zrobić - okazuje się, że to skarb, jedno z najlepszych dzieł sztuki na świecie, niezwykłe w swej prostocie, jako że głębokie (a nie wygląda).

Może to nic nie da, niemniej podam Ci moje wejście, czy klucz, jak wolisz (niekoniecznie w celu użycia go wprost, ale jako przykład do podobnego wypracowania sobie własnego klucza, albo choć dziurki od klucza). Owszem, tam jest bariera, zwłaszcza dla dziewcząt, niemniej to jest dużo bardziej ludzkie, niż męskie, nie powinno być nie do pokonania.

Proszę tylko: postaraj się, skup się, nie traktuj tego spod grubego palca. Wyobraź to sobie; usiądź w ciszy, wyłącz telefon, zamknij oczy - i zacznij widzieć.
Oto jest pustynia. Wielka jak ocean, zatem poniekąd bez granic. Rzecz nie w tym, że wiatr, upał, kolory, niezwykła synteza statyczności i ruchu w tej przestrzeni (rusza się pod wiatrem jako niosącym drobiny piasku, ale nie rusza się jako całość; ot, to jak las w czasie wiatru: dzrewa się ruszają, ale las jest nieruchomy), nie w tym rzecz, że tam kupy piachu, tu płaski teren usiany kamieniami... To tylko na filmie dokumentalnym wygląda ciekawie, w ogóle wygląda jakoś - kiedy się tam jest dłuższą chwilę, i nie patrzy się z balkonu hotelowego, lecz się tam jest - wtedy monotonia tej przestrzeni staje się dominująca /nie nuda, tam nie jest nudno/.

Teraz zatrzymaj się, otwórz oczy, spójrz dookoła siebie - gdzie jesteś tu i teraz, wspomnij, gdzie bywałaś, wspomnij parę miejsc, w których byłaś. To jest doświadczenie, z którym stykamy się całe życie, ono jest normą. Jesteś w domu, na ulicy, na placu przed kościołem, przy lub w zakładzie przemysłowym, magazynie, sklepie, na skraju wsi, na polu, gdzie z jednej strony zboże, z drugiej ziemniaki; nieważne. Ważne, co to wszystko ma wspólnego, a więc co łączy doświadczenie z tych miejsc. To jest przestrzeń kulturowa. Utworzona przez człowieka, w sensie: skomponowana czy zakomponowana przez człowieka. Nawet gdy na owym polu albo placu jesteś samiuteńka jak palec, nawet gdy to krajobraz zamknięty jak plac lub otwarty jak pole - to jest przestrzeń ludzka, zatem jesteś u siebie, nawet jeśli ludzie są o całe kilometry stąd, to są blisko, Ty jesteś blisko nich: o tym decyduje właśnie to, że to przestrzeń jakoś, mniej lub bardziej, ale jednak ułożona czy ustalona przez człowieka. Nawet jeśli to pole ryżowe na jednym albo stacja kolejowa w górach na drugim końcu świata, miejsce to, przestrzeń ta tak albo inaczej jest swojska (o tym się nie myśli słowami, nie czuje się uczuciami, to jest tak elementarny stan rzeczy, który odbiera się całym, całą sobą, nie analizując, nie uświadamiając sobie tego słowami, emocjami, uczuciami, niczym; to taki podstawowy stan rzeczy, status człowieka w przestrzeni /czy jak to nazwać; gdybyśmy się znali, dobrałbym bardziej odpowiednie słowa, a tak mogę tylko mieć nadzieję, że jesteś na tyle otwarta-wrażliwa-rozumna, żeby to, co piszę, przełożyć, przetłumaczyć na swoje pojmowanie, nawet jeśli piszę o tym w sposób, który nie jest dla Ciebie normalny/. Dodam tylko: ten stan, jakoś odbierany, nie zależy ani od świadomości, ani od inteligencji, ani od wrażliwości, uczuciowości, ani od kultury, w której osoba się ukształtowała, ani od niczego; po prostu tak jest na poziomie tak głęboko fundamentalnym, że całkiem niezróżnicowanym na inteligencję, uczucia itd. - to się dzieje, czy też może: to jest stan na styku istota ludzka - przestrzeń (z tego samego powodu jw. jest nieistotne w tym stanie, w odbiorze na tym poziomie, że w tej przestrzeni to ulica, plac, wieś, pole itd., tj. nieważne, że one się między sobą tak różnią).

Jeśli to rozumiesz lub odczuwasz, tj. jakoś zdajesz sobie z tego sprawę, to dalej powinno być łatwiej (ale to trudne). Znów zamknij oczy, wróć tam.
Doświadczenia pustyni nie da się przekazać żadnym obrazem, filmem, niczym - tylko słowem. Tylko literaturą. Więcej: ono się nie dokona w sytuacji, gdy jesteś tam krótko, albo nawet długo, np. dokądś zmierzasz, przejeżdżasz przez kawał pustyni na wycieczce - ani wtedy, gdy choćby staniesz tam sama i patrzysz, czujesz, słyszysz, ale trwa to pięć minut, godzinę, dwanaście godzin. Wtedy bowiem to nie ten stan, to nie ten styk; wtedy nie jesteś tam, tylko jesteś "w przelocie" między jedną przestrzenią kulturową a drugą.
Jeśli zaś umiesz sobie wyobrazić owo "być tam" - dobę, dwie, pięć (albo gdy wędrujesz przez pustynię), wiesz, że to na odwrót: z przestrzenią kulturową stykasz się tylko na przystankach, one są tylko w przelocie między długotrwałymi fazami stykania się z pustynią, bycia na pustyni - wtedy możesz dopiero wyobrazić to sobie naprawdę. Wyobrazić sobie doświadczenie tego.

Wtedy wiesz albo czujesz: ona się tak nieprzypadkowo nazywa. Może być kamienista albo piaszczysta, niemniej (jw. w przypadku ulicy, placu, pola) to nieważne na tym poziomie doznawania. Na tym poziomie doznaje się właśnie pustki tej przestrzeni, samej przez się przestrzeni jako nieskończonego ogromu, ale nie traktuj tego osobno - to się łączy w całość z tym, że to przestrzeń nie ludzka, nie swojska, nie Twoja - lecz właśnie sama w sobie. Postaraj się to zrozumieć: nie idzie o doznania na wyższych poziomach, o jakimś stopniu komplikacji, czy jakiejś jakości, czy o jakiejś choćby częściowo definiowalnej konkretności. Nie chodzi ani o samotność, ani o strach czy obawę, ani o zachwyt, ani o doznanie piękna, ani o uświadomienie wcześniej rzeczonej monotonii, surowości, ubóstwa czy skromności form występujących w tej przestrzeni. Z tego powodu nawet słowa najbliższe temu, o co chodzi, mają zbyt konkretne znaczenia (dlatego to takie trudne w przekazie - i dlatego daje się to zrobić tylko literaturą, wszystkie inne sposoby przekazu są na to zbyt konkretne, a zwłaszcza gdy posługują się obrazem). Pustynia jest pusta i swoja, sama w sobie (słowem o jeszcze pasującym, ale odleglejszym znaczeniu byłoby tu: obca - ale nie bardzo pasującym; gdy obca, to się łączy z jakąś opozycją między Tobą a nią, a w tym doznaniu tego nie ma, z kolei nie jest to poczucie jedności). Na styku z nią o tyle nie ma obcości ani jedności, że nie skupiasz się na niej ani na niczym - doznanie doświadczenie przestrzeni jest dominujące, poniekąd, jak by to nazwać, oczyszcza ze wszystkich szczegółów. Po prostu jesteście we dwoje: Ty i pustynia. A prócz Was nie ma nic.

Jeśli dobrze dotarło, to od razu wiesz - wtedy natychmiast się zauważa, że ona taka wielka, a Ty - nie Ty, Hania, osoba o konkretnym nosie, oczach, charakterze, inteligencji, upodobaniach itd., lecz Ty-człowiek - a Ty taka malutka. Ziarnko piasku, kropla wody jest równie mała. Atom w nieskończoności. Uważaj: określanie tymi słowami stwarza sugestię, że temu doznaniu towarzyszy, albo nawet w nim dominuje poczucie zagubienia - a to nieprawda. To jest doznanie nieskończoności przestrzennej w taki sposób, jakbyś doświadczała zwyczajnego kontaktu z drugim człowiekiem, kromką chleba, samochodem, czymkolwiek - tylko że przestrzeń jest czymś aż tak innym od wszelkich innych rzeczy, aż tak swoim, a nie Twoim, aż tak swoistym, że z niczym nieporównywalnym. Inaczej mówiąc: to doświadczenie można opisać słowami, które normalnie kojarzą się, bo ja wiem, z poczuciem zagrożenia czy wręcz grozą, co najmniej z dyskomfortem, ze stresem, z czymkolwiek negatywnym - a to naprawdę nic z tych rzeczy. To jest doświadczenie ogromu przestrzeni, której jesteś zupełnie obojętna, w której żadna koincydencja, żadne działanie między Tobą a nią nie zachodzi, Ty w niej jesteś - i to nic nie znaczy, nic z tego nie wynika, z niczym się nie zazębia, po prostu jesteś i już. Nie uświadamiasz sobie tego (ale skoro rozmawiamy, nie mam innej drogi, jak Ci to powiedzieć językowo, więc uświadomić; zresztą tam z czasem też można to zwerbalizować samemu, gdy się to już pozna): między Tobą a nią nie zachodzą żadne związki, przyczynowo-skutkowe, emocjonalne, uczuciowe, żadne (rozumiesz, nie chodzi o to, że nic nie myślisz ani nic nie czujesz, lecz o to, że owa przestrzeń nie ma z tym żadnego związku, że jest całkiem nieistotne, bez znaczenia, czy i co myślisz, czujesz itd.). Ta przestrzeń jest żadna. Ona po prostu jest, i tyle.
Zatem Ty nie jesteś gdzieś. Jesteś nigdzie.

A wtedy dociera do Ciebie prosta konsekwencja. W tej chwili, teraz, mogłabyś być w którymkolwiek z milionów miejsc na świecie. Nie ma Cię tam - i dla tych miejsc, tamtej przestrzeni, ludzkiej, to nieistotne, niczego nie zmienia to, że Cię tam nie ma. Jesteś tu, ale tego "tu" też nie ma, bo "tu" to jest "nigdzie". Równie dobrze mogłoby Cie nie być i tu. Równie dobrze mogłabyś w ogóle nie istnieć (to nie jest ustalenie negatywne ani pozytywne, nijak nie nacechowane, to zwykłe, obiektywne stwierdzenia stanu faktycznego). Taka jest ta przestrzeń i jej ogrom, to istota owego doświadczenia nicości (nie za dobre słowo), doświadczenia niczego (lepiej), doświadczenia pustki (też nie za dobre), w literaturze takowe określa się też: doświadczenie znikomości świata, znikomości siebie (ale nie marności). Jest tak, jakbyś była poza rzeczywistością. Jest tak, jakby Cię w ogóle nie było.

Może co pomoże, jeśli dodam: są cztery takie miejsca, takie przestrzenie, w których staje się to doświadczenie. Pustynia. Ocean. Powietrze (ale tylko w trakcie nocnego lotu). Kosmos (przestrzeń kosmiczna). Piątym może być puszcza (ale z trudem, bo w borze, w dżungli, w tajdze za dużo się dzieje, za dużo form tam występuje, takoż i w górach; za dużo rzeczy odwraca uwagę, tj. za dużo tam konkretów i różnorakości, niemniej może się zdarzyć, bo tam też jest pusto).

Jeśli pokonasz tę barierę i jesteś w stanie to sobie wyobrazić w miarę dobrze - to zrozumiesz, że po takim doznaniu otwierają się wrota, których normalnie, tutaj, w tych przestrzeniach, powiedzmy, normalnych, nie daje się pojąć, a i czasem w ogóle podejrzewać, że są. Człowiek dowiaduje się czy rozumie wtedy mnóstwo rzeczy o świecie i sobie, tak jako człowieku, jak jako osobie - niemniej to wszystko już ponad poziomem podstawowym; jeśli Cię będzie interesowało, to kiedyś napiszę, teraz odwróciłoby to Twą uwagę, bo to nie koniec. Wspomnę tylko o parę przykładów.
Np. wtedy bardzo jasne, nawet oczywiste, stają się rzeczy, które stąd, w tej naszej przestrzeni, wyglądają co najmniej dziwnie, jakieś takie po chińsku napisane, czy co... Ot, Jezus na 40 dni poszedł na pustynię pościć i modlić się - po co, a czemu nie mógł w domu, albo w wiosce, albo w ogrodzie pod miastem? Przecież modlić się można wszędzie, pościć można wszędzie; i czemuż aż na 40 dni, nie np. na tydzień, też długo. Tak. Ale tam inaczej. Na 40 dni, bo to nie może być wizyta w przelocie miedzy jednym punktem przestrzeni kulturowej a drugim. Kiedy przechodzi się stąd tam, człowiek niejako zdejmuje z siebie tę ludzką rzeczywistość jak ubranie - tam zatem (jak wyżej) nic nie przeszkadza, nic nie odwraca uwagi od tego, co robi, na czym się chce skupić do głębi; tam jest w specyficzny sposób sam ze sobą; tam dystansuje się od siebie i świata; tam spotyka się twarzą w twarz, bezpośrednio z nicością, czyli ze wszystkim, raczej: ze wszystkością jako całością, nie zbiorem x elementów. A drugi przykład: choć nie wiadomo jak, bo to relacja, wtedy bardzo jasne jest, co i jak opowiedział profesor Tutka swym współwięźniom, przytłoczonym świadomością, że następnego dnia mogą ich zabrać na śmierć; a opowiedział, jak to szedł łąką, obliczał, ile to przypuszczalnie zgniótł bożych krówek itp. po drodze, doszedł do końca łąki i stwierdził, że mimo to świat się nie zmienił - i to podniosło ich na duchu (kiedy się to czyta i tu, i tam, u Szaniawskiego, to jest jakiś absurd, jak widać - lecz gdy się zna albo umie wyobrazić owo doznanie, o którym Ci piszę, rzecz jest bardzo jasna: Tutka im zmienił perspektywę postrzegania ich sytuacji (z perspektywy ludzkiej na tamtą, nie ponadludzką, lecz, hm, wszechwszelką; to wcześniej określiłem słowem: żadną; wtedy zaś też sprawa całkiem chińskiego ptysia na końcu tej opowieści staje się jasna). A trzeci: na oko to poetyckie pitu-pitu, paradoks jako chwyt błyskotliwy - lecz gdy wiedzieć, gdy znać, gdy sobie wyobrazić to, co wyżej, wtedy widać, że bardzo jasna, dogłębna i mocna jest fraza Broniewskiego: "nie ma ciebie nigdzie - bo już jesteś wszędzie".

Jako się rzekło, to nie koniec. Jeśli się naprawdę chce sobie to naprawdę wyobrazić, to trzeba dać radę następnej barierze. To już ponad owym fundamentalnym poziomem. Otóż owo wyżej przybliżane doświadczenie zachodzi w sytuacji, nad którą panujesz: dostałaś się daleko, daleko w głąb pustyni samochodem. O tyle panujesz nad sytuacją, że masz żywność, wodę, wszelki niezbędny sprzęt, by tam przebywać, po czym możesz się stamtąd wydostać, możesz to zrobić w każdej chwili.
Teraz zaś wyobraź sobie, tj. do wszystkiego, co poprzednio, dołóż sobie: rzucił Cię tam przypadek, a nie Twoja wola. Jesteś sama jak palec, ale to nie samotność na pustym placu, który już za godzinę zapełni się ludźmi, otworzą knajpki, sklepy itd. To samotność nigdzie, tj. gdzie nie ma nic. Masz wszystkiego parę litrów wody i trochę jedzenia. To lata 20-te. Lotnictwo ledwo wyszło z okresu dzieciństwa. Silniki są o tyle dobre, że przelot przez pustynię nie stanowi problemu technicznego, to już standard, nie wyczyn, jak jeszcze niedawno - ale nie są jeszcze bardzo niezawodne. Twój nawalił, udało Ci się lotem ślizgowym posadzić maszynę na pustyni. Za daleko, żeby dojść do cywilizacji piechotą. Jeśli zostaniesz na miejscu, też zginiesz. Będą Cię szukać, ale mało prawdopodobne, że znajdą (łatwiej znaleźć mrówkę na owym placu). Jest szansa, że uda się Ci się silnik naprawić, ale to nic pewnego.
Dołóż, nałóż na tamto doświadczenie swej obecności-nieobecności w owym ogromie nicości - to: niepewność swego losu. Nie strach, tym bardziej nie panikę, nie jaskrawą groźbę śmierci (jak np. gdy pociąg na Ciebie wjeżdża albo gdy śmiertelnie chorujesz), lecz taką właśnie niepewność, niewiadomość - takie zawieszenie między życiem a śmiercią. Natychmiast wiesz: jesteś w zawieszeniu do potęgi drugiej (a może i trzeciej), skoro tamto jest zawieszeniem między światem a nicością, między gdzieś a nigdzie, między rzeczywistością a sobą, a teraz jeszcze między życiem a śmiercią. To tak, jakbyś podwójnie była nigdzie; nie dość, że już jesteś poza rzeczywistością, to i jeszcze możesz oddalić się bardziej, w śmierć; nie dość że już jesteś, jakby Cię nie było, to jeszcze możesz całkiem przestać być.

I w tej oto pustyni, puszczy, pustce całkiem obojętnej, która ot tak, jak dmuchnąć, może Cię zabić, nie dlatego, że jest Ci wroga, lecz właśnie obojętna, żadna, dla której jesteś niczym, jak boża krówka dla człowieka idącego przez łąkę, w tej przestrzeni, w której aż tak bardzo nie ma nikogo i nic - rankiem ktoś Cię budzi, trącając lekko, i słyszysz jego proszący głosik: "Narysuj mi baranka...".

Czy teraz masz już klucz, albo choć dziurkę od klucza? Może choć widzisz drzwi do tego dzieła?

Użytkownik: beatrixCenci 06.11.2012 12:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Miła Haniu! Przypuszczam,... | WBrzoskwinia
Bardzo ładny komentarz, ale albo się coś kocha, albo nie.
Użytkownik: WBrzoskwinia 06.11.2012 13:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ładny komentarz, a... | beatrixCenci
Kochać to nie znaczy zawsze to samo.
Trzeba stale uważać, żeby kogoś nie zranić.
Nie tak łatwo jest kochać, nie tak łatwo być razem...
A także:
Kochać - jak to łatwo powiedzieć.
Kochać - to nie pytać o nic.
Bo miłość jest niewiadomą,
Lecz chcę wiedzieć, czy wiary starczy mi.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: