Gambit, czyli rozgrywka na europejskim poziomie
Po przeczytaniu „Azazela” druga książka „cyklu fandorinowskiego”, „Gambit turecki” od razu zaskakuje. W pierwszej na oczach czytelnika powstał interesujący i sympatyczny bohater, detektyw zawodowiec. Czytelnik spodziewa się zatem, że Fandorin stanie się głównym bohaterem cyklu, jak to jest, dajmy na to, w cyklu „poirotowskim” albo „wimseyowskim”. Spodziewa się też, że moskiewskie czy rosyjskie realia lat 70. XIX wieku, tak dobrze uchwycone w pierwszym tomie, powinny tu mieć kontynuację. Nic podobnego: w akcji „Gambitu” działania głównego bohatera rozgrywają się właściwie gdzieś poza sceną, tj. on tylko od czasu do czasu pojawia się na pierwszym planie – zaś Moskwa została bardzo daleko od miejsca akcji: rzecz dzieje się na Bałkanach podczas wojny rosyjsko-tureckiej, w 1877 roku. „Gambit turecki” nie jest kryminałem, jak „Azazel”, lecz powieścią sensacyjno-szpiegowską.
Przez rzeczywistość powieściową prowadzi czytelnika Warwara Andriejewna Suworowa, kobieta nowoczesna epoki, aczkolwiek nie wojująca sufrażystka. Przypadkowo spotyka się z Erastem Pietrowiczem Fandorinem, po pobycie w niewoli tureckiej zmierzającym do tego samego celu: do sztabu wojsk rosyjskich; ona w sprawie prywatnej, on zaś w sprawie o kluczowym znaczeniu dla toczącej się wojny. Przypadek w osobie zwierzchnika Fandorina łączy ich w zespół i stawia zadanie: wykryć tureckiego agenta, który śmiałymi posunięciami paraliżuje działania wojsk rosyjskich uderzających na Sofię i Konstantynopol.
Tu właśnie ujawnia się kluczowy walor, znamienny dla tego cyklu Akunina. Jest to autor nowoczesny, ale ewidentnie ze starej, dobrej szkoły twórców literatury historycznej: ze szkoły Dumasa. Jak u Dumasa, France’a, Sienkiewicza, Gąsiorowskiego, losy bohaterów wplecione są w autentyczne, o rzeczywistym przebiegu, wydarzenia historyczne. Tu akurat chodzi głównie o sławne oblężenie Plewny. Co prawda u Dumasa, Sienkiewicza główni bohaterowie to z reguły postacie historyczne, którym autor dorabia fikcyjne cechy i życiorysy, tu zaś z historycznymi postaciami spotkamy się w końcowym epizodzie, ale to szczegół. Istotniejsze, że w klasycznej XIX-wiecznej, a i późniejszej, powieści tego typu „szeregowi” główni bohaterowie biorą udział w zdarzeniach epoki, których siłę sprawczą stanowią osoby ze świata władzy, postacie historyczne bądź to nie występujące w powieści, bądź będące bohaterami drugoplanowymi lub epizodycznymi. Natomiast w literaturze, a zwłaszcza filmie sensacyjnym (acz nie historycznym) naszych czasów taki bohater, nienależący do sfer rządzących (zwykle „szeregowy” superagent wywiadu wojskowego, superpilot, superglina, superkomandos itp.), obowiązkowo staje się „sprawcą”: ratuje świat, a co najmniej wielki fragment najbliższej nam rzeczywistości (np. fort Knox albo Waszyngton), obowiązkowo w samotnej, bliskiej samobójstwa akcji, obowiązkowo z widowiskowymi pościgami, strzelaninami, wiszeniem na skalnym urwisku albo nad stupiętrowym szybem wentylacyjnym, że o wybuchach i kobietach nie wspomnę. Ten schemat fabularny w ciągu półwiecza od np. bardzo dobrego „Północ–północny zachód” Hitchcocka uległ dramatycznemu wręcz spłyceniu w trybie eskalacji trudności „fizycznych”, które bohater musi pokonać (do absurdalnej niemożliwości włącznie) oraz eskalacji znaczenia zadania bohatera (j.w. - włącznie do uratowania w pojedynkę całego świata).
W „Gambicie tureckim” podobnie chodzi o sprawę w tej skali, jak to widać z dialogu Warwary i Erasta: „To znaczy, że wystarczy po prostu znaleźć owego »J«, żeby Pietia został uwolniony, Plewna zdobyta, a wojna się skończyła? – Pani łańcuch logiczny jest nie całkiem p-poprawny, ale w zasadzie słuszny”[1]. A jest zarazem zupełnie inaczej, bo rzecz nie rozgrywa się na poziomie „Rambów” lub „Szklanych pułapek”, lecz raczej na poziomie np. Hitchcocka: to problem bardziej dla intelektu bohaterów, a zdecydowanie mniej dla ich sprawności fizycznej. Oczywiście i tutaj trzeba umieć dobrze jeździć konno, ale też korzysta się i z pociągów, jak to w wieku pary i elektryczności konieczne. Oczywiście i tutaj nie brak obowiązkowego w literaturze przygodowo-historycznej pojedynku o honor damy, ale Akunin jak zwykle podchodzi do konwencji z przymrużeniem oka. W klasycznej literaturze taki pojedynek zawsze rozgrywa się na oczach czytelnika, tu zaś świadek pojedynku relacjonuje jego przebieg bohaterce. Oczywiście i tutaj jest „trupa moc”, co należy do standardu literatury historycznej na kanwie wydarzeń wojennych. Jednak w klasyce France’a, Hugo, Sienkiewicza wielka bitwa też rozgrywa się na naszych oczach (narrator wszystkowiedzący przekazuje treść w zobiektywizowanej formie), a tu można wręcz odnieść wrażenie, że autor zastosował się do opinii znanych z BiblioNETki: że te opisy bitewne takie okropne, długaśne, szczegółowe, nudne etc. Jeden z najsławniejszych szturmów pozycji ufortyfikowanej oglądamy tu oczyma bohaterki, i rzeczywiście dzieje się tak, jak jej Fandorin przepowiedział: „Najpierw będą długo strzelać z armat, potem pobiegną naprzód, p-podniosą się kłęby dymu, nic pani nie zobaczy, tylko usłyszy, jak jedni krzyczą »hura!«, a drudzy krzyczą z bólu”[2]. Opis jest zatem krótki – dla tych, których pełniejszy mógłby nużyć – ale korzystając z tego, że bohaterka to nie fachowiec w sprawach militarnych, w rozmowach z innymi bohaterami (fachowcami) pojawia się niezbędne minimum wiadomości o militarno-historycznych okolicznościach. Motyw wojenny nie został zatem potraktowany „per noga”. Przy tej okazji godne uwagi są trzy rzeczy. W literaturze XIX-wiecznej, jak i w filmie XX-wiecznym, bitwę pokazuje się na ogół w konwencji bohaterskiej; od tego schematu odchodzi dopiero część literatury międzywojennej i filmów po II wojnie światowej, np. dotyczących wojny wietnamskiej. Tu także nie mamy do czynienia z apoteozą wojny – tu pojawia się m.in. to właśnie, co raz a dobrze potrafi oduczyć militaryzmu i ograniczania się do powierzchownej fascynacji wojną lub walką zbrojną jako barwnym widowiskiem: obrazy z taborów rannych i szpitala po bitwie, oczywiście przekazane skrótowo i nic niemające wspólnego z łzawą czułostkowością, a tylko troszeczkę z literaturą antywojenną (to tylko akcent, bo przecież „Gambit...” jest z gruntu powieścią sensacyjną). Po drugie, obraz rzeczywistości pola walki jest tu precyzyjny. W realiach XIX-wiecznych lub dawniejszych bitwy naprawdę się nie widziało: ją się słyszało i czuło (toczyła się z użyciem czarnego prochu strzelniczego, nieprzypadkowo zwanego dymnym, i z reguły przy dobrych warunkach atmosferycznych, stąd tumany dymu i pyłu). Obserwator, a zwłaszcza bezpośredni uczestnik każdej bitwy (niezależnie od momentu historycznego) postrzegał zawsze tylko jej część, nigdy całość. Zestawiwszy akuninowski opis bitwy o Plewnę np. z „Redutą Ordona”, a zwłaszcza z „węgierskim” fragmentem pamiętnika Rzeckiego z „Lalki”, widzi się ewidentne analogie, bowiem ta literatura piękna w rysunku realiów opiera się na autentycznych doświadczeniach uczestników. Po trzecie zaś, jak zresztą z powyższego wynika, konwencja przedstawienia bitwy oczyma bohatera literackiego nie jest żadną nowością. Wcześniej bywała wielokrotnie realizowana, trudno jednak przypuszczać, by Akunin zaczerpnął ją od Mickiewicza bądź Prusa. Najbardziej znaną w literaturze światowej realizacją tej konwencji jest bitwa pod Waterloo w „Czerwonym i czarnym” Stendhala (można ją wręcz czytać jako dyskusję z konwencją „bohaterską” reprezentowaną przez równie szeroko znany opis tej samej bitwy w „Nędznikach” Hugo – z tej samej literatury francuskiej, z tego samego wieku XIX...). Oczywiście autor wcale nie udaje, że to wymyślił, przeciwnie: w ramach swej gry z czytelnikiem ustami Fandorina wspomni o tym właśnie opisie u Stendhala (i o pomijaniu go przez czytelników jako „nudnego i długiego”), ale dopiero w następnym tomie cyklu.
Walki o Plewnę jako takie oczywiście nie należą do głównego wątku powieści, lecz do tła akcji, nie stanowią też najbardziej ważkiego elementu tła. Tę rolę pełni kwestia historyczno-polityczna, przewijająca się przez całą powieść, a szerzej wyartykułowana w chwili jej powiązania z watkiem głównym w finale, z czym łączy się wyjaśnienie tytułu książki. Na tym przykładzie jednak dobrze można prześledzić, jak zręcznie powieść Akunina została wyważona pod kątem szerokiego odbiorcy, a jednocześnie uwzględnia oczekiwania odbiorcy bardziej wyrobionego, a nawet można ją polecać czytelnikom o wysokich wymaganiach – ma się rozumieć, w ramach intelektualnego wypoczynku przy lekkiej literaturze. Taka właśnie uniwersalność to charakterystyczna cecha książek „cyklu fandorinowskiego”; informacja wydawcy, że należą one do „literatury środka”, nie jest reklamową przesadą. Kwestii interesujących na różnych poziomach, wartych wręcz dyskusji, można znaleźć więcej, o ile ktoś nie ogranicza swego zainteresowania do wątku sensacyjnego (jeśli ogranicza, to nic nie szkodzi: te książki można czytać też w ten sposób). Ot, nie pominąwszy wspomnianej kwestii historyczno-politycznej, chociażby ta, że autor-mężczyzna główną postacią narracji uczynił literackiego bohatera-kobietę. Ponieważ Akunin zawsze stara się o identyfikację czytelnika z bohaterem (widać to jak na dłoni dzięki szerokiemu stosowaniu mowy pozornie zależnej), powstaje kwestia: czy naprawdę zrobił to dobrze? czy kobiety naprawdę myślą i działają w taki sposób, z takich motywacji, jak bohaterka? Nie było tego w „Azazelu”, tam mieliśmy typową drugoplanową femme fatale.
A po zamknięciu ostatniej strony „Gambitu...” nie sposób oprzeć się zaintrygowaniu. Skoro już wiadomo, że „cykl fandorinowski” to gra w literackie konwencje, skoro „Azazel” był powieścią detektywistyczną dziejącą się w Moskwie, „Gambit...” sensacyjno-szpiegowską zupełnie nie w Moskwie, to – co i jak będzie dalej, skoro Fandorin ma jechać na placówkę dyplomatyczną do Japonii? Po jaką konwencję autor sięgnie następnym razem, jak w nią zagra, no i – co z bohaterem? Skoro w dyplomacji, to może kryminał polityczny...
Nie uprzedzając wypadków: wiadomo, że znów spotkamy się z Fandorinem, wiadomo, że znów spotkamy się z dużą klasą niegłupiej literatury pisanej dla rozrywki, no i wiadomo, że znów coś będzie tak, jak się spodziewamy, ale zarazem inaczej, niż się spodziewamy... Ot, na przykład: będzie kryminał polityczny – ale nie zaraz w następnej części cyklu, w tej bowiem zagra się w zupełnie inną konwencję.
---
[1] Borys Akunin, „Gambit turecki”, tłum. Jerzy Czech, wyd. Świat Książki, 2003, s. 106.
[2] Tamże, s. 114.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.