Dodany: 22.10.2007 18:03|Autor: gabrielka.b

Tajemnicze polowanie na urok dawnej krainy ...


Czasem może sie zdarzyć,że książka wyciągnięta mimochodem z dawno nie ruszanej półki rozbłyśnie objawieniem osobistego uroku... Tak stało się właśnie z książką Marcela Pagnola, której polski tytuł (moim zdaniem niezbyt trafiony) w tłumaczeniu Anny Mencwel brzmi: "Królestwo mojej mamy" (w oryginale "Le chateau de ma mère").
Stara książka, z pozoru niezbyt zachęcająca - wciągnęła mnie jednak od pierwszych stronic (choć przydałby się atlas ptaków, by lepiej poruszać się w ich nazewnictwie bogato używanym na początku). Oczarowała mnie atmosfera chłopięcego świata, w którym jest miejsce na przygodę, odkrycia, bystre obserwacje i dyskretny zachwyt nad poznawanym światem bujnej przyrody i chyba nie mniej zdumiewającym i bogatym w tajemnice światem dorosłych (a szczególnie rodziców, z którymi - co dzisiaj rzadkie, a warte opiewania - małego bohatera łaczą ciepłe stosunki).
Polecam szczególnie tym, którzy lubią lektury niezbyt długie, a nasycone pięknem.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3258
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: misiabela 14.11.2011 14:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Czasem może sie zdarzyć,... | gabrielka.b
A dla mnie za dużo tu i w pierwszej części dręczenia owadów, zwierząt, za dużo opisów polowania, zabijania, zakładania sideł i zwrotów typu: sidła są święte. Brrr! A liczne ptaki, o których piszesz pojawiają się głównie przy okazji polowań właśnie.
Mnie jakoś nie oczarowała atmosfera tego chłopięcego świata, w którym najlepszym zajęciem, poza polowaniem, jest dokuczanie młodszej siostrzyczce w dosyć wyrafinowany sposób.
Użytkownik: jakozak 14.11.2011 16:30 napisał(a):
Odpowiedź na: A dla mnie za dużo tu i w... | misiabela
Czyli do schowka z adnotacją : nie chcę jej.
Użytkownik: Czajka 22.08.2012 19:01 napisał(a):
Odpowiedź na: A dla mnie za dużo tu i w... | misiabela
O, czyli może się nie podobać. Ja jestem zachwycona dwoma pierwszymi tomami. Polowanie oczywiście jest, nie będę ukrywać, ale ci chłopcy nie polowali dla pustej rozrywki (zresztą to dorośli ich wdrożyli, w polowaniu nie ma nic niemoralnego), to była niebagatelna pozycja w ich skromnym, wręcz biednym menu. Trzeba wziąć pod uwagę, że to było sto lat temu, zupełnie inne podejście do zwierzęcia - my w tej chwili nieco zatraciliśmy właśnie ten etap - jest futrzany, pierzasty przyjaciel i jest produkt w markecie. Zauważ, że w czasie polowania nie było żadnego męczenia, zdobycz się dobijało.
Świat dziecka jest pokazany bez żadnego lukrowania. Przypomniało mi się zdanie z "Tak zwanego zła" Lorenza, że najlepsze hamulce agresji mają wilki, natomiast ludzie nie mają ich wcale. I dlatego Lorenz (jak każda odpowiedzialna matka zresztą) nigdy nie zostawiłby dzieci bez opieki dorosłego, natomiast wilczki jak najbardziej. I dlatego dzieci potrzebują czasu, żeby tę agresję nauczyć się hamować.

Natomiast przyroda, emocje, oliwki, radości, smutki, klimat, deszcz i słońce - dla mnie naprawdę genialne. :)
Użytkownik: misiabela 23.08.2012 12:13 napisał(a):
Odpowiedź na: O, czyli może się nie pod... | Czajka
No coś Ty! Oczywiście, że może się nie podobać. Przecież to, że podoba się Tobie i choćby nawet większości, nie musi oznaczać, że podoba się wszystkim.
Co do polowań, to zupełnie się z Tobą nie zgodzę. Dla mnie nic nie usprawiedliwia tego procederu, poza skrajnymi sytuacjami absolutnej konieczności przeżycia. A już wdrażanie do tego procederu dzieci jest poza moimi normami. Mnóstwo tam opisów ekstatycznej wręcz radości w tropieniu i ustrzeleniu jak największej ilości ptaków i innych zwierząt. Są opisy zakładania wnyków i sideł, w których zwierzęta konają w ogromnym bólu i cierpieniu długi czas. W tym także nie ma dla Ciebie niczego niemoralnego? Dzieci nie nauczą się same hamować agresji, tym bardziej jeśli od małego biorą udział w niczym nieusprawiedliwionym okrucieństwie wobec zwierząt. W przypadku rodziny Pagnola polowania nie były koniecznością, uprawiali dużo warzyw, mieli drób a więc i jajka, a w ostateczności mięso, ale pozyskane szybko i bez cierpienia.
Nic mnie w tej książce nie urzekło. Opisów przyrody dużo więcej można znaleźć w innych, lepszych pozycjach.
Użytkownik: Czajka 01.09.2012 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: No coś Ty! Oczywiście, że... | misiabela
Wiem, nawet Kubuś nie podoba się wszystkim, jednak jest to bardzo dziwne. ;)
Hm. Jestem mięsożerna i dzisiaj też z trudem przywlokłam w torbach upolowaną w sklepach zwierzynę. Nie chciałabym zatem rozpatrywać jedzenia mięsa w kategoriach moralności. I zdobywanie tegoż. Skoro jem, mam świadomość co się za tym kryje. A zatem nie, polowanie nie jest dla mnie niemoralne, już bardziej hodowanie zwierząt we własnym obejściu, karmienie ich dzień po dniu ze świadomością, jaki je czeka los. Albo kupowanie mięsa wiedząc, że hodowle dzisiejsze to masowa produkcja. Już nawet polowanie jest bardziej humanitarne, bo zwierze ma szanse. W zagrodzie takiej szansy nie ma. Wszystko to jest w pewnym sensie jakimś filozofowaniem usiłującym pogodzić te dwie sprzeczności - dbanie o całą ziemię, budowanie przejść dla żab i kotlet na obiad. I oczywiście jestem przeciwna cierpieniu, czy zabijaniu zwierząt bez celu.

Polowania Marcela miały cel. Nawet w trzecim tomie wspomnień ustrzelonego borsuka przekazali Franciszkowi, który jadał takie mięso, żeby owo ustrzelenie nie było morderstwem. I nie, Pagnolowie nie hodowali drobiu. Nie uprawiali warzyw. Zjadali to, co upolowali, czy to niemoralne? Teraz na ogół zjadamy to, co kupimy. O co więc chodzi? Że tam Pagnolowie strzelali sami a tu strzela za nas rzeźnik?
Natomiast zabieranie dzieci na polowanie - trzeba tu mieć świadomość czasu akcji. Ponad sto lat temu dzieci traktowano inaczej niż dzisiaj.
W ogóle życie w ówczesnej Prowansji było ciężkie, nam się jawi ta kraina jako ziołem i słońcem pachnąca, ale ziołem się nie wykarmi siebie ani rodziny. I nie z dostatku kilkuletni Lily pomagał ojcu w gospodarstwie i nie z dostatku obaj chłopcy robili sześć kilometrów dziennie, żeby obejść swoje pułapki. Te pułapki były zresztą "święte" nie ze względu na to, że uśmiercały ptaki, ale ze względu na trud i ryzyko włożone przez właściciela.
Natomiast o tym, jak ubogie było ich życie świadczy też fakt, że nie stać było ich na wynajęcie wozu i matka musiała na plecach dźwigać rondle i pościele w każdy weekend. Nie mówiąc już o tym, jak objuczeni byli chłopcy.

W tej książce ważna była dla mnie nie tylko przyroda, ale prawda, uczucie, nostalgia, magia, język. Bardzo autentyczna książka.
W każdym razie - podsumowując, co chciałam powiedzieć - rozumiem, książka może się nie podobać, pewne sceny mogą być drastyczne (drastyczność zresztą też jest dosyć indywidualnym pojęciem), z tym się zgadzam. Natomiast nie zgadzam się na określenie Marcela jako okrutnika, który bez potrzeby, opływając w dobrobyt męczył ptaki, bo to zwyczajnie nie jest prawdą. Wszystko tam miało swój cel, nawet najbardziej drastyczna dla mnie scena z udziałem nie chłopców zresztą, ale mrówek. No cóż, mrówki też chcą żyć.
Użytkownik: aprilka 17.02.2013 11:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Czasem może sie zdarzyć,... | gabrielka.b
Niestety podzielam zdania poprzedników. Byłam nastawiona na coś zupełnie innego. Nie podobały się szczegółowe opisy polowań, rozstawiania wnyków itp. Strasznie dużo okrucieństwa, polowania odbywały się w wakacje, a przecież to okres lęgowy... A chłopcy zabijali po 30 ptaków dziennie, a nie byli jedynymi... Opis znęcania się nad siostrą też mnie oburzył. Zamiast dobrej zabawy i humoru, po przeczytaniu "Chwały mojego ojca" i "Zamku mojej matki" czuje niesmak i rozczarowanie.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: