Dodany: 10.07.2013 00:21|Autor: misiak297

Książka: Kwiat kalafiora
Musierowicz Małgorzata

2 osoby polecają ten tekst.

Dojrzewanie do roli matki


Wstęp

Czy pamiętacie tę scenę z "Tygrysa i Róży" - trzynastego tomu Jeżycjady - w której Mila Borejko czyta "Krystynę, córkę Lavransa", chcąc się spotkać ze starymi przyjaciółmi, póki ma jeszcze czas? Postanowiłem wrócić do Jeżycjady - z jednej strony powodowany wyrzutami sumienia, bo w zalewie kuszących nowości nie znajduję czasu dla tych książek, które zajmują honorowe miejsce na półce, z drugiej - pełen ciekawości, jak zmieni się mój odbiór po dziesięciu latach (a mniej więcej wtedy czytałem "Kwiat kalafiora" po raz pierwszy). Cóż, może nie zmienił się diametralnie - a jednak widzę znaczącą różnicę. Tymi przemyśleniami chciałbym się z Wami w przydługim szkicu podzielić.

Dla formalności napiszę trochę o fabule. Główną bohaterką "Kwiatu kalafiora" jest siedemnastoletnia Gabriela Borejko, mieszkająca z liczną rodziną w poznańskiej kamienicy przy Roosevelta 5. Nieoczekiwanie matka dziewczyny trafia do szpitala, a ona sama musi zająć się domem, co początkowo wydaje się jej bardzo trudne. W międzyczasie pojawia się też adorator, któremu Gabrysia początkowo jest niechętna - z czasem jednak coraz trudniej oprzeć się uczuciu.

Pierwsza lektura

Do domu Borejków zawitałem, jako się rzekło, mając mniej więcej piętnaście lat. Kim byłem? Nastolatkiem marzącym o wielkiej miłości, która ogarnęłaby mnie bez reszty. O szczęściu. Wiecznie zaczytanym. Cóż, byłem trochę jak ojciec Borejko, który izolował się od ponurej rzeczywistości, zatapiając się w lekturze. Dom Borejków okazał się dla mnie remedium na wiele smutków codzienności. Z rozkoszą grzałem się w tym cieple, które promieniowało z mieszkania przy Roosevelta 5. Jednocześnie Jeżycjada nie była dla mnie niczym więcej niż tylko kolejnymi historyjkami miłosnymi z wyraziście nakreślonym rodzinnym tłem - i tak też odbierałem "Kwiat kalafiora". Aż do dzisiaj. Powtórna lektura udowodniła mi, że utemperowałem nieco mój nastoletni entuzjazm dla Jeżycjady (z dawnej 6 została 5), zobaczyłem więcej, niż mógł zobaczyć przeciętny nastolatek, musiałem też obalić pewne mity (na przykład uznałem, że Borejkowie to wcale nie taka święta i dobra rodzina, Gabriela też nie nosi aureoli, a Robrojek, którego miałem w pamięci jako bardzo fajnego chłopaka, zaczął mnie irytować głupimi przytykami wobec Janusza). Nadal jednak uważam, że jest to powieść bardzo dobra.

Rodzina

W centrum "Kwiatu kalafiora" - a może sprawiedliwiej byłoby stwierdzić: całego cyklu - jest rodzina. Rodzina wynoszona przez wielu czytelników na piedestał (bo wszak nie każdy miał podobną rodzinę, ciepłą i bezkonfliktową), przez innych dziś trochę krytykowana (bo zdarza się niestety, że ukochani przez kolejne pokolenia bohaterowie stają się karykaturalni - może to prawo cyklu?). Musierowicz świadomie stworzyła rodzinę niekryształową, ale prawie doskonałą, bo emanującą ciepłem.

"Przytulnie było po prostu z tymi ludźmi - niezamożnymi, niezaradnymi i pozbawionymi siły przebicia. To dlatego goście u Borejków siedzieli zawsze dłużej niż wypadało, a niejeden z nich zasiedział się i do późnej nocy, choć często jako jedyny poczęstunek wjeżdżała na stół herbata i chleb z dżemem"[1].

Wydaje się, że Borejkowie to rodzina tradycyjna - zarabiający ojciec, zajmująca się domem i dziećmi matka, dzieci w różnym wieku. Tylko że w gruncie rzeczy Ignacy Borejko jest jakby poza kręgiem swojej rodziny. Oszem, zarabia, jest obecny, a jednak ciągle umyka w świat książek, izoluje się "ochronną otoczką od oceanu kobiecości przewalającego się w tym domu"[2], skupiony na starożytnych filozofach i irytujących popisach erudycji, tkwi gdzieś z boku, poza problemami córek i żony. Kiedy Mila jest hospitalizowana, nie tylko nie może poradzić sobie z odpowiedzialnością za dzieci, ale po raz kolejny umyka, a dowodzenie przejmują dorastająca Gabriela i zaradna ciotka Felicja.

Prawdziwym dobrym duchem i ostoją tego domu jest matka. To właśnie Mila Borejko dzierży faktyczną władzę na Roosevelta 5 (zresztą władza chyba zawsze będzie w tym cyklu w rękach kobiet - późniejsi mężowie Borejkówien pozostają w cieniu). Silna, nieco apodyktyczna, ale kochająca Mila to jedna wielka stereotypowa figura matki (Matki Polki?), roztaczającej opiekę nad licznym potomstwem i mężem (który sam przypomina dziecko). To ona dba o porządek (odkurza, podczas gdy najstarsza córka oddaje się lekturze Arystotelesa), przygotowuje posiłki (jest karmicielką rodziny).

Autorka "Szóstej klepki" wyraźnie idealizuje postać Mili (a może raczej sam stereotypowy obraz matki). Spójrzmy na te dwa sentymentalne obrazki:

"Kiedy wszyscy byli już w łóżkach, [mama] chodziła jeszcze cicho po mieszkaniu, przemykała się z pokoju do pokoju, brzękała łopatką, podsypywała węgla, zakręcała drzwiczki pieców. Wychodząc z pokoju starszych córek, nie mogła się powstrzymać, by nie otulić ich kołdrą, na co one obie nieodmiennie fukały, że nie są przecież dziećmi, ale dzięki czemu zasypiały z poczuciem błogiego bezpieczeństwa"[3].

"Do dziś wszystkie poranki w rodzinie Borejków wyglądały jednakowo. Mama wstawała pierwsza. (...) Kto zaś wstał wreszcie, miał sposobność ujrzeć w kuchni uwijającą się mamę, a na desce stos świeżo wyprasowanej bielizny lub zwitki pocerowanych skarpet w koszyku. Na stole czekało już śniadanie, a mama była rześka i wyspana jak skowronek, mimo że poprzedniego dnia położyła się najpóźniej ze wszystkich"[4].

Matki nagle brakuje - rodzina musi poradzić sobie sama. To lekcja dojrzałości, zwłaszcza dla najstarszej córki - Gabrieli (niepraktyczny i bujający w starożytnych obłokach ojciec umywa ręce). I właśnie o dojrzewaniu jest "Kwiat kalafiora". Dojrzewaniu do bycia kobietą. Tylko co ta kobiecość w Jeżycjadzie oznacza?

Przeobrażenie z dziewczęcia w kobietę

Gabrielę poznajemy, kiedy wybiera się na sylwestrową zabawę do kuzynki. Zdumiewająco niekobieca to dziewczyna - z wyglądu bardziej przypomina chłopaka, nie dba o swój ubiór, nie podkreśla urody makijażem (za to jej młodsza siostra - czternastoletnia Ida - zwraca uwagę na własną - jeszcze wtedy wątpliwą - atrakcyjność, gloryfikuje adorującego ją Waldeczka, przesadnie dba o wygląd. Jak czytamy na pierwszej stronie, nastolatka przejmuje się swoją urodą - chciałaby być brunetką, aby móc malować usta na wiśniowo). Nieprzypadkowo Mila mówi najstarszej córce, przygotowując jej wspaniałą kreację: "Gabusiu, dziecko kochane, musisz w sobie przebudzić kobiecość i wdzięk"[5].

Cóż, to właśnie Gabriela przejmie obowiązki matki - nauczy się gotować (po nieudanym przyrządzeniu morszczuka, będzie coraz lepiej), będzie opiekować się rodziną. Przy okazji (ach, ten dydaktyzm w powieściach dla młodzieży!) dowie się, że nie zjedna sobie ludzi wymuszonym uśmiechem - tylko szczery, połączony z miłym gestem i realnym otwarciem się na drugiego człowieka, przyniesie pozytywne efekty. Jednak to chyba wątek poboczny - ważniejsze jest przeobrażenie się z Romantycznego Motyla w zaradną kobietę.

Bo Gabie brakuje kobiecości, brakuje romantyzmu, może nawet erotycznego powabu (nie potrafi podjąć flirtu). Janusz trafia w sedno, stwierdzając: "Jesteś wcieloną prozą życia"[6]. Tylko czy - powiedzmy sobie szczerze, miłośnicy Jeżycjady - Gaba kiedykolwiek będzie inna? Nie. Ida dba o siebie, eksponuje swoją kobiecość, podobnie jak Pulpa (naturalnie ta druga w którymś z późniejszych tomów). Eteryczną Natalię otacza zachęcająca mgiełka tajemniczości, nie brakuje jej też adoratorów. A co z najstarszą Borejkówną? Już zawsze będziemy widzieć ją w tej roli - opiekunki, "świętej" Matki-Polki (i choć zostanie żoną, będzie przede wszystkim opoką dla rodziny).

Bo stanie się kobietą oznacza przeobrażenie się w kolejną wersję matki. W "Kwiecie kalafiora" kobiecość = matka, strażniczka domowego ogniska. I karmicielka, bo kobiecość to gotowanie dla rodziny (nie bez przyczyny Gabrysia oznajmia ciotce, akurat przy planowaniu pieczenia ciasta: "Postanowiłam być kobieca. I dlatego wszystko się uda"[6].

Być może Musierowicz jeszcze wtedy nie zdawała sobie sprawy, że tworzy jedną z najbardziej wyrazistych ikon Matek Polek w naszej literaturze. Gabrysia Borejko - rodzinna opoka, opiekuńcza, ciepła, silna, zaradna i nadal mało "kobieca" (jeśli przyjmiemy rozumienie kobiecości jako figury "Romantycznego Motyla"). Figura matki - tak bardzo w "Kwiecie kalafiora" eksponowana - wygrywa. A tym samym wygrywa również rodzina, w której centrum tkwi matka.

Smaczki i zgrzyty

Trzeba przyznać, że "Kwiat kalafiora" to kawał dobrej literatury. Musierowicz potrafi pisać - buduje w swoich powieściach niesamowity klimat (wydaje mi się, że nawet przeciwnicy rozbudowanych opisów - których autorka czytelnikom nie szczędzi - nie ominą tych skrzących się błyskotliwym humorem i delikatną ironią fragmentów. Jeżycjada to również kronika odchodzących epok w historii Polski. Ja - dziecię urodzone u schyłku PRL-u - z zainteresowaniem czytam dziś o czynach społecznych, o filmach krytykujących straszliwe życie w USA, o szkolnym przymusie szpiegowania kolegów z klasy.

Ważną cechą "Kwiatu kalafiora" - jak i pozostałych części cyklu - jest też humor raz po raz rozsadzający dramatyzm niewesołej w gruncie rzeczy powieści. Te listy, które córki piszą do chorej Mili, te postaci (hipochondryczka Ida, roztargniony ojciec, urocze maluchy, sarkastyczna Aniela), te przekomiczne sytuacje (pomyłka co do grupy ESD, gotowanie morszczuka) - to wszystko sprawia, że przy lekturze nie sposób się nie uśmiechnąć. I również buduje wyjątkowy klimat.

A jednak w tym wszystkim znalazła się też łyżka dziegciu. Świat Jeżycjady jest nachalnie czarno-biały. Przytulne mieszkanie Borejków zostaje od razu zestawione z ponurym lokum pani Szczepańskiej, odrażający służbista Pieróg - z otwartym na młodzież Dmuchawcem, a niedbająca o wygląd, "swojska" Gabrysia - z karykaturalną modną kuzynką Joanną. Autorka dba o to, żeby nasza sympatia była zawsze po stronie rodziny z Roosevelta 5 - a szkoda. Innym przykładem jest Pyziak, do którego Mila uprzedza się po już po kilku minutach (pani Borejko pisze w liście: "on mi się wcale nie podoba - zawsze myślałam, że chłopiec Gabrieli będzie blondynkiem, i to dobrze ułożonym - a ten Pyza to taki sportowiec z uwodzicielskim błyskiem"[8]). Musierowicz konsekwentnie będzie demonizować tę postać w następnych tomach cyklu - a szkoda. Jest to też w jakiś sposób dziwne, że ludzie tak otwarci (jak pisze Musierowicz) pozwalają sobie na tego typu uprzedzenia.

Zresztą jeśli przyjąć, że Borejkowie są otwarci na innych - dziwne, że sami ze sobą nie potrafią rozmawiać (dobrym przykładem jest tu wrażliwa Nutria, pozostawiona sama ze swoim problemem, czyli brakiem akceptacji ze strony rówieśniczek, dopóki Gaba jej nie wysłucha - i to raczej przypadkowo). Mógłbym jeszcze przytoczyć parę zarzutów mniejszego kalibru (nachalny dydaktyzm czy sprzeczne informacje - na przykład narrator zapewnia, że Nutria konsekwentnie mówiła o sobie w rodzaju męskim, a w toku powieści dziewczynka przeważnie używa żeńskiej końcówki!), ale nie ma co się rozwodzić nad drobiazgami.

Zakończenie

Powrót do Jeżycjady uważam za bardzo udany. Choć obniżyłem ocenę, nadal uważam, że "Kwiat kalafiora" jest bardzo dobrą powieścią - i bynajmniej nie tylko młodzież może czerpać przyjemność z jej lektury. Starszy czytelnik przy odrobinie wysiłku znajdzie w tej książce drugie, a nawet trzecie dno. Zdaję sobie sprawę, że nie ze wszystkimi moimi tezami będziecie się zgadzać. Cóż z tego? Pozostaje nam rozmawiać, weryfikować poglądy - po to wszak jest dobra literatura.



---
[1] Małgorzata Musierowicz, "Kwiat kalafiora", wyd. Akapit Press, [brak informacji o roku wydania], s. 14.
[2] Tamże, s. 18.
[3] Tamże, s. 40.
[4] Tamże, s. 44.
[5] Tamże, s. 20.
[6] Tamże, s. 147.
[7] Tamże, s. 167.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 17652
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 68
Użytkownik: Monika.W 10.07.2013 08:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Wstęp Czy pamiętacie ... | misiak297
Misiaku - ja KK czytałam pierwszy raz pewnie 30 lat temu, a może dawniej? I przeczytałam go pewnie z 15 czy 20 razy (a może 30 lub więcej?...). Tak, tak... W latach 80ych nie było nowości, nic nie atakowało ze wszystkich stron, nie było alternatywy dla czytania, a jednocześnie dostęp do książek też był ograniczony. A skoro KK stał na półce, to po prostu w pewne popołudnia wyciągałam i czytałam - tak samo jak 6 klepkę oraz później trochę Idę sierpniową i Opium w rosole. Inne części pewnie już tylko po jednym razie przeczytałam.
I gdy czytam Twoja powyższą recenzję, to czuję coś, co można nazwać wyłącznie "luką pokoleniową". Jak ja to widziałam (i nadal widzę):
Mila nie jest idealizowana - matki takie były w latach 70ych, po prostu takie były. Nie mówię, że wszystkie i zawsze. Ale pewnie z 80% tak się zachowywała.
Pieróg nie był służbistą - bo nie o to chodzi. Pieróg jest symbolem systemu.
Że Mila nie polubiła Pyziaka? I to po kilku minutach? A cóż to za zarzut (bo to więcej niż spostrzeżenie, u Ciebie to zarzut). Ty tak nie masz? Widać jesteś idealny. Dla mnie to normalne, że po krótkim spotkaniu kogoś bardzo często mamy jakąś opinię o nim, lubimy go lub nie. Potem można zmienić swoje nastawienie.
Świat KK nie jest bynajmniej biało czarny - podałeś parę przykładów, ale nie wskazałeś szeregu innych, bohaterów, którzy nie są jednoznaczni. Nawet sąsiadka Szczepańska nie jest biało-czarna, tak samo piękna kuzynka, Pyziak. OK, jest Pieróg - ale jak pisałam, to symbol epoki, on musiał był biało-czarny, autorka musiała w ten sposób wyrazić swoją niezgodę na rzeczywistość polityczno-gospodarczą.
Z tą nieumiejętnością rozmowy - Hmmmmm, przewija się ciągle u Ciebie. Nie wiem, jakie masz doświadczenia, ale według mnie to właśnie Musierowicz pokazuje realnie rodzinę w tym znaczeniu, kiedy się rozmawia, a kiedy nie, itp. Może pochodzę z jakiegoś środowiska patologicznego, ale tak właśnie wyglądała poprawna (a nawet idealna) rodzina w latach 70ych i 80ych. Może teraz rozmawia się non stop i z każdym (nawet ze zbuntowanym dzieckiem czy nastolatkiem), choć nie sądzę.

Słowem - luka pokoleniowa, wielka, ogromna luka pokoleniowa. I może dlatego nie potrafię zachwycić się Axelsson? Może po prostu wyrosłam w złej epoce, aby ją zrozumieć? Może potrafię zrozumieć tylko klasykę, a potem tych, którzy mają za sobą doświadczenie życia w komunizmie? A wszystkie 'izmy bogatego i zepsutego Zachodu nie docierają do mnie? Zawsze mi się wydaje, że w głowach mają poprzewracane, nie spotkała ich gorycz życia w totalitaryzmie i dzielą włos na czworo...
Użytkownik: misiak297 10.07.2013 10:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku - ja KK czytałam ... | Monika.W
Dziękuję Ci, Moniko, za bardzo ciekawy komentarz. Może się zdziwisz, w ilu kwestiach się z Tobą zgodzę.

Jako że urodziłem się pod koniec lat 80., nie mogę pamiętać czasów opisywanych przez Musierowicz - stąd potraktowałem "Kwiat kalafiora" raczej jak literaturę niż jak kronikę. Mogę Ci uwierzyć na słowo, że matki właśnie takie były (choć i w literaturze znam wyjątki - wstrętna matka z powieści "Co słychać za tymi drzwiami" Ostrowskiej z 1982 r.). Dla mnie Mila ma być pewną ikoną - i nie jest to zarzut, po prostu stwierdzenie faktu. Taki jest porządek świata w Jeżycjadzie.

Co do Pieroga - może źle to wyraziłem, miałem na myśli również symbol systemu.

Z tą czarno-białością - kurczę, tu znowu trochę inaczej. Może powinienem raczej napisać, że trochę narzuca mi się jako czytelnikowi ten czarno-biały obraz świata. Może takie są prawidła powieści dla młodzieży? Nie wiem. W każdym razie taki obraz pani Szczepańskiej mogę zrozumieć - w końcu to Gaba musi się otworzyć na drugiego człowieka, przełamać własne uprzedzenia i postać pani Szczepańskiej jest tu niezbędna (mnie od początku było żal pani Marii). Ale na przykład postać Janusza? Chyba dlatego właśnie tak mnie poruszyło to uprzedzenie Mili po paru minutach (nie, ja nie jestem kryształowy, też się czasem uprzedzam) - bo Janusz później konsekwentnie będzie tym złym, tym niedobrym. A szkoda, chciałbym poznać jego wersję wydarzeń - w takich przypadkach zwykle obie osoby są winne.

Po co od razu używać tak mocnych słów jak patologia? Ja tylko wskazałem na to, że problemy dziecka są tu zamiatane pod dywan (pamiętam, że gdy byłem mały, moja mama od razu ze mną rozmawiała, gdy coś przeskrobałem). Po prostu trochę mnie dziwi ten brak umiejętności rozmowy w domu ciepłym i przyjaznym, z którego nie chce się wychodzić. To trochę niekonsekwentne.

Może to i luka pokoleniowa - a może po prostu inny odbiór literatury albo konkretnej powieści? Ja nie wyczerpałem w tym szkicu problematyki "Kwiatu kalafiora", wskazałem tylko na jedno z możliwych odczytań tej powieści, dorzuciłem jakąś łyżkę dziegciu, mając na myśli przede wszystkim pewne niekonsekwencje, może używając zbyt wielu skrótów myślowych. Nie wiem, jaka jest Twoja ocena "Kwiatu kalafiora", ale ja postawiłem 5 - bo uważam, że jest to bardzo dobra powieść. I tu chyba jesteśmy zgodni, prawda?:)

Pozdrawiam Cię serdecznie.
Użytkownik: Monika.W 10.07.2013 11:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Ci, Moniko, za b... | misiak297
Jaką ocenę postawiłam? Aż musiałam sprawdzić. I wcale mnie 6 nie zdziwiła. Bo dla mnie to kultowa pozycja. I ta 6 nie jest za to, że to wysoka i rzucająca na kolana pozycja. Ta 6 jest za to, że to dla mnie świat dzieciństwa i młodości. Dla mnie bohaterowie są jakby członkami rodziny, znam na pamięć wiele tekstów, wiele wyrażeń weszło na stałe do słownika. Nie muszę czytać ponownie, aby sobie przypomnieć. Bo ja po prostu znam na pamięć te pierwsze 3 czy 4 części. Ale wynika to z tamtych czasów. Na prawdę to były złe, szare i smutne czasy. Świetnie ukazuje to właśnie Opium.
I nie jest tak, że ja ich akceptuję i wielbię, tych wszystkich Borejków. Oni są po prostu częścią mojego życia. Jak sąsiadka, której się nie lubi, ale koło której się żyje. Dlatego Twoje zastrzeżenia/zarzuty są dla mnie często niezrozumiałe.
I podtrzymam opinię, że tak inne rozumienie i odczytywanie akcji, bohaterów, przesłania, idei - wynika właśnie z luki pokoleniowej. To już dawno zauważyłam. I nie jest to zarzut. Po prostu stwierdzenie faktu. Dla mnie KK to moje dzieciństwo, dla Ciebie - powieść prawie historyczna, opisująca świat, którego nigdy nie poznałeś.
Użytkownik: misiak297 10.07.2013 12:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Jaką ocenę postawiłam? Aż... | Monika.W
Nie, Moniko, to nie tak. I dla mnie bohaterowie są bardzo bliscy, to jakby moi przyjaciele. Stąd tak dobrze - pomimo jednej lektury - pamiętam pierwsze tomy Jeżycjady (i chyba dlatego tak mnie boli zarówno różnica poziomu współczesnych tomów jak i postawa samej Musierowicz - choć to akurat nie wpływa na moją ocenę książek). A jednak czytałem je jako dzieciak - stąd mój odbiór teraz będzie inny. Miałem pokusę, żeby zostawić tę szóstkę - a jednak pozycja kultowa czy niekultowa - odbiór się zmienia. Przypuszczam, że mniej "zagrożona" u mnie zmianą oceny jest klasyka. I powtórzę - Borejkowie to część i mojego życia, tak samo jak Jane Eyre, bohaterowie Wichrowych Wzgórz czy mieszkańcy Macondo.

No chyba że masz na myśli to, że żyłaś w tamtych czasach i dlatego jest to część Twojego życia. Ale raczej mówimy o konkretnej książce - a jak wiadomo, nie musimy żyć w danych czasach, aby książkę uznać za "swoją". A propos - przypomina mi się Marta Fox, która w akcję serii książek dla młodzieży (opowiadających o perypetiach moich rówieśników) umieściła na katowickim osiedlu, na którym mieszkałem przez pierwszych 12 lat życia. I co? Fajnie się czytało o miejscach czy czasach, które dobrze się zna, ale to nie kwalifikuje jeszcze do uznania książki za "swoją". Do tych książeczek już nie wrócę.

Ja bym raczej mówił o luce czytelniczej - bo dawniej czytał to nastoletni Misiak, dla którego Jeżycjada była ciekawymi historyjkami o miłości z rodzinką w tle, a dziś czyta to Misiak dorosły, który może dostrzec więcej. I nie stracić przy tym sympatii dla całej serii.
Użytkownik: Monika.W 10.07.2013 12:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, Moniko, to nie tak. ... | misiak297
No masz - właśnie wyciągnęłam KK z półki. Przez Ciebie wyłącznie.

I z tą częścią życia chodziło mi o to, co napisałeś. To moje czasy. Mam mniej więcej tyle lat co Pulpecja. Może dlatego nie lubię tej części jej poświęconej? Uważam, że jest totalnie nieprawdziwa. Ale to dygresja. Wątek główny - oni są częścią mojego życia, tak, jak nigdy nie będzie nią Wokulski, Izabela czy bohaterowie opowiadań Iwaszkiewicza. Tamtych możemy lubić i rozumieć tak samo. Luka zanika.
Ale Jeżycjadę tak jak ja odbierze pewnie tylko ten, kto czytał ją na bieżąco w smutnych latach 80ych.
Użytkownik: misiak297 10.07.2013 12:41 napisał(a):
Odpowiedź na: No masz - właśnie wyciągn... | Monika.W
Wspaniale! Zatem czekam na Twoje wrażenia.

Z tą częścią życia - i Ty i ja mamy rację, bo rozumiemy "część życia" w tym kontekście w różny sposób. Dla Ciebie to Twoje czasy - tego o mnie powiedzieć nie można. Borejkowie towarzyszyli mi w moim późniejszym znacznie dzieciństwie, cykl Musierowicz to jedna z najważniejszych dla mnie lektur - stąd mocno wyświechtany komplet stoi na półce regału.
Użytkownik: Monika.W 11.07.2013 08:55 napisał(a):
Odpowiedź na: No masz - właśnie wyciągn... | Monika.W
I przeczytałam. Jak kiedyś - w jedno popołudnie z wieczorem. Poczułam się jak w podstawówce.

I co ja mam robić, jeśli zachwyca? Nic mnie nie irytuje. Nic a nic. To pewnie powinno się leczyć...
Może i kogoś mniej lubię lub w ogóle nie lubię. Ale przecież nie dlatego (nie TYLKO dla tego) czytamy książki, że lubimy ich bohaterów. Po prostu cała książka jest taka, jaka powinna być. A w późnych 80ych - była do tego odskocznią, wzorcem, ideałem. Przykładowo - zupełnie nie pamiętałam tych wszystkich rozmów o ideałach: współczuciu, byciu dobrym, samopobłażaniu, itp. Jakże to ważne w tej beznadziei ówczesnej, programowo wypranej z ideałów. Obywatel miał być wierny i mierny.
A jak pięknie, złośliwie i subtelnie skrytykowano Dyrektorstwo... Ach... Finezja. Nic wprost, wszystko niuansami. A Ty już sobie czytelniku sam ustal, co jest ważne i jak żyć.
Użytkownik: misiak297 11.07.2013 09:56 napisał(a):
Odpowiedź na: I przeczytałam. Jak kiedy... | Monika.W
E, tak od razu leczyć:) Są książki, które darzymy tak wielkim sentymentem, że obiektywizm się wyłącza - albo są po prostu genialne:) Widać dla Ciebie taki jest "Kwiat kalafiora" - i dobrze:)
Użytkownik: Czajka 10.07.2013 18:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Ci, Moniko, za b... | misiak297
Chciałam tylko sprostować, że Mila nie uprzedziła się do Janusza, ale się na nim poznała. Są tacy ludzie, którzy się znają na innych. Mila, jako późniejsza dramatopisarka, najwyraźniej już wtedy miała dar.
Było w nim coś nieszczerego, co dostrzegła, natomiast jako osoba otwarta i kochająca nie sprzeciwiła się jego związkowi z Gabrysią. :)
Użytkownik: misiak297 10.07.2013 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Chciałam tylko sprostować... | Czajka
A swoją drogą pamięta ktoś, kiedy Mila zaczęła się realizować jako Kal Amburka?
Użytkownik: Czajka 10.07.2013 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: A swoją drogą pamięta kto... | misiak297
Chyba w Kalamburce.
Użytkownik: misiak297 10.07.2013 20:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba w Kalamburce. | Czajka
Ale czy to się nie okazało dopiero w Kalamburce? Tzn. czy nie realizowała się już wcześniej, a ta informacja nie została ujawniona dopiero w 14 tomie?
Użytkownik: Czajka 11.07.2013 00:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale czy to się nie okazał... | misiak297
Ale w sensie wcześniej w Kalamburce? Czyli później? Bo w Kalamburce wcześniej jest później. :)
Nie sądzę, żeby realizowała się we wcześniejszych tomach, to znaczy realizowała się robiąc swetry na maszynie dziewiarskiej, natomiast pisała właściwie cały czas, co okazało się później jedynie w Kalamburce ku mojej niezmiernej irytacji. Bo jeżeli coś mi się w Jeżycjadzie nie podoba, to jest właśnie owo koszmarne deux ex machina Kalamburki, w której ów talent Mili został dosztukowany razem z jej przeszłością.
Użytkownik: misiak297 11.07.2013 01:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale w sensie wcześniej w ... | Czajka
I dodany trochę bez sensu, prawda? To nie pasuje do tej Mili, która bez reszty poświęciła się rodzinie, która uważała, że najwspanialszy czyn społeczny to wychowanie dzieci (podparłbym się cytatami z KK, ale pora taka, że ledwo widzę na oczy). Musierowicz z tym motywem trochę przeszarżowała - a trochę też wpadła we własne sidła, bo okazałoby się, że te słowa mili o poświęceniu się rodzinie kosztem ambicji były kłamstwem (zresztą nie będę się tu krygował z odkryciem Ameryki - na to zwrócili moją uwagę Szargotowie w czytanej przeze mnie publikacji "Jeżycjada a sprawa polska", którą Ci, Czajeczko, serdecznie polecam. Dużo całkiem sensownego podziwu. Nieco dziegciu. Ogólnie bardzo rzetelna krytycznoliteracka robota.
Użytkownik: Monika.W 11.07.2013 09:03 napisał(a):
Odpowiedź na: I dodany trochę bez sensu... | misiak297
A czemu bez sensu? Nie można robić świetnie obu rzeczy na raz? Poświęcić się wychowaniu dzieci i pisać dobrych dramatów? Nie są sprzeczne ani niemożliwe do pogodzenia. Mila nie mówiła nic o ambicjach jako takich, o odrzuceniu wszystkich ambicji poza "poświęcenie się rodzinie" (nota bene słowo "poświęcenie" raczej nie padło). Mila jako przykład złej ambicji pokazała "sporządzanie sprawozdań". I tę ambicję odrzuciła, uznała za gorszą, niż rodzinę i opiekę nad nią.
Owszem - pojawienie się Kal Amburki jest zaskakujące. Ale nie jest sprzeczne z Milą i jej życiem. Jedne kobiety w wolnych chwilach oglądają "modę na sukces", inne - piszą dramaty.
Użytkownik: Czajka 18.08.2013 10:01 napisał(a):
Odpowiedź na: A czemu bez sensu? Nie mo... | Monika.W
Właśnie sprzeczne. Ale mnie nie tyle raziły dramaty, to znaczy nie najbardziej dramaty, ale to, że Musierowicz nadużyła władzy, moim zdaniem. Tak się nie robi. Nie tworzy się postaci, nie osadza jej w latach, w rzeczywistości a potem nagle dolepia jej się jakiś talent. Dramat też mi do Mili nie pasuje. Nie mogłaby sobie działać w krawiectwie? Przynajmniej były jakieś podstawy - miała do tego talent. Robiła swetry od dawna i zręcznie wykoncypowała sukienkę sylwestrową dla Gabrysi. W dodatku ten talent objawiał się też w genach - odziedziczyła go Ida. Dlatego poczułam się oszukana niczym magiczną sztuczką.
Użytkownik: Monika.W 19.08.2013 07:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie sprzeczne. Ale mn... | Czajka
Zaskoczyłaś mnie. Myślałam nad tym od wczoraj. I może rzeczywiście to był królik z kapelusza, rzeczywistość magiczna, chciejstwo i zwycięstwo ideologii nad szarą rzeczywistością?
Oczywiście Mila jest wybitna i niesamowita. Czytała (i to ambitną literaturę) od KK, czyli - od zawsze. Ale chyba przestała pasować MM do idei dalszego cyklu. A nawet może psuła ideologię - że matka tylko, że się poświęciła, że nic nie osiągnęła (z punktu widzenia niektórych), itp., itd.?
I tak sobie myślę, że sprzeczne to bycie tą dramatopisarką nie było, ale - ale zupełnie nie osadzone w pierwszej części Jeżycjady. Wymyślone później. A czy dramat mi pasuje??? Hmmmm. Na pewno bardziej, niż to, co stało się z Ignacym. Wciąż nie wierzę, że można nagle tak się zmienić, tak zwrednieć. Bo jeśli się ma pewną klasę i styl - a Borejko miał - to potem trzyma się poziom, to jest już wrodzone, to się już ma. A zmiana była nie dość, że zaskakująca, to jeszcze zupełnie nieuzasadniona.
Użytkownik: misiak297 19.08.2013 08:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaskoczyłaś mnie. Myślała... | Monika.W
"Bo jeśli się ma pewną klasę i styl - a Borejko miał - to potem trzyma się poziom, to jest już wrodzone, to się już ma." - niestety nie mogę się z Tobą zgodzić. Ludzie - również ci "z klasą" - na starość często tetryczeją, robią się wredni, złośliwi itp. pod wpływem chorób czy po prostu wieku (pamiętam po własnych dziadkach). Nie jest to reguła, ale to się zdarza. Myślę, że tu właśnie tkwi geneza przemiany ojca Borejki.
Użytkownik: Monika.W 19.08.2013 09:05 napisał(a):
Odpowiedź na: "Bo jeśli się ma pewną kl... | misiak297
Wiesz - wolę patrzeć na tych, którzy na starość robią się całkiem inni. Wszystko zależy od punktu wyjścia. Gdy startujemy z wysokiego C, jak u Borejków, to ja oczekuję trzymania poziomu.
Poza tym - co to znaczy "na starość"? Zwracam uwagę, że Ignacy i Mila mieli dzieci szybko (koło 25-27 roku życia?), Gabriela nawet BARDZO szybko. A zatem Ignacy był lekko po 60tce w Czarnej polewce. To nie jest czas na zachowanie, o jakim piszesz i na uzasadnienie tego zachowania tym, o czym piszesz.
A przemiana Ignacego tkwi w tym, że było to MM potrzebne. Choć pozostało nieuzasadnione. I bardzo krzywdzące dla MM. Ciekawe, jakby się poczuła, jakby ja ktoś tak opisał w jakiejś powieści.
Użytkownik: misiak297 19.08.2013 09:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz - wolę patrzeć na t... | Monika.W
Argument z wiekiem mnie przekonuje - Ignacy wtedy nie miał jeszcze 70 lat (dokładnie 69, skoro urodził się w 1935). To jeszcze chyba nie wiek na takie tetryczenie. Choć to pewnie zależy od człowieka.
Użytkownik: aleutka 11.07.2013 09:33 napisał(a):
Odpowiedź na: I dodany trochę bez sensu... | misiak297
Takze nie rozumiem. Przeciez w Kalamburce Mila rozmawiajac z Gizela wyraznie mowi, ze teraz moze zaczac robic cos innego bo dzieci sa juz duze. Nie odrzucala wszystkich ambicji tylko te polegajace na czysto administracyjnym przekladaniu papierkow z miejsca na miejsce (wiele urzedniczych stanowisk w PRL polegalo wlasnie na tym)i uzyskiwaniu jakichs tytulow wyzszego referenta, ktore to tytuly nic nie znacza. Co mnie uderza kiedy czytam ten fragment, to fakt ze juz wtedy wychowanie dzieci uwazano za cos nizszego, gorszego. Kariera panie dzieju to jest dopiero cos.

Nie potrafie tego zrozumiec - z jednej strony czyni sie zarzuty Musierowicz ze gloryfikuje matke poswiecajaca sie dla rodziny, a kiedy ta matka okazuje sie odniosla sukces na innej niwie to zarzut pada takoz, ze to niekonsekwentne i troche bez sensu. Na milosc Boska.

Chcialabym tez odniesc sie do twojej wypowiedzi o Januszu, bo uwazam ja za krzywdzaca. Owszem Mila jest ewidentnie do Janusza uprzedzona. Owszem pisze, ze zawsze myslala ze chlopiec Gabrieli bedzie blondynkiem i to dobrze ulozonym. Moim zdaniem to jest calkiem realistyczne - wielu rodzicow ma taki problem z przyjeciem do wiadomosci, ze zycie dzieci uklada sie wlasnym torem i nie o wszystkim mozna zdecydowac. To pokazuje wlasnie ze Mila nie jest idealna matka, ze ma pewna doze apodyktycznosci itp. Ale to uprzedzenie Mili jest natychmiast zdyskontowane przez Ignacego, ktory pisze w odpowiedzi ze Mila zawsze przejawiala pewien despotyzm i nie moze narzucac Gabrieli jakiegos blondynka o manierach fryzjerczyka i ze Gabie wcale nie musi sie podobac to co jej, Mili, odpowiada. Mlodsze Borejkowny od razu uznaja ze Janusz jest milutki i chca sie z nim bawic - on bedzie konduktorem a one pojada w pociagu do Krakowa czy jeszcze gdzies. (Dlatego zgrzytem bylo dla mnie w ktoryms pozniejszym tomie stwierdzenie Natalii, ze ona nigdy Janusza nie lubila, zawsze wyczuwala itd itp. Z drugiej strony to tez ludzkie - post faktum dorabiamy teorie, jak to przeczuwalismy od poczatku i jeszcze nie spotkalam osoby w 100% konsekwentnej). W Idzie sierpniowej Janusz jest juz w zasadzie czlonkiem rodziny, jezdzi z nimi na wakacje itd, wiec przyjeli go do swojego grona juz bez zastrzezen, zaakceptowali. Sytuacja rozwinela sie owszem dramatycznie, ale nie mozna utrzymywac ze od poczatku Janusz byl demonizowany. Przeciwnie, to byla dla mnie bardzo fajna konstrukcja w tym sensie, ze chlopak zdecydowanie nieidealny, donzuan itp dostaje swoja szanse. A Robrojek docina Januszowi bez milosierdzia bo jest zazdrosny o Aniele, to przeciez jasne jak slonce :)

Ci wszyscy, ktorzy mowia, ze Borejkowie nigdy by ich nie zaakceptowali moga czerpac pocieche z Laury - ona tez mowi wprost ze czuje sie obco w tej rodzinie. Nawet Patrycja przezywa w Pulpecji zwatpienie w rodzine, a Mila przyznaje, ze moze od dawna Patrycja przechodzila trudny okres a oni tego nie zauwazyli. Poczucie obcosci, nieprzynaleznosci zdarza sie wiec nawet samym Borejkom :)
Użytkownik: misiak297 11.07.2013 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Takze nie rozumiem. Przec... | aleutka
Nie pamiętam dokładnie jak to było w Kalamburce - dlatego podparłem się Szargotami.

I napiszę po raz kolejny - ja nie czynię zarzutu z gloryfikowania matki. Przybliżam tylko świat przedstawiony, w którym ta matka jest gloryfikowana. Stwierdzam fakt. Chyba w żadnym innym tomie (o ile pamiętam) obecność Mili jako matki nie jest tak silna.
Użytkownik: aleutka 11.07.2013 10:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pamiętam dokładnie ja... | misiak297
Obecnosc przez nieobecnosc :) Ale w Idzie sierpniowej Mila tez jest tak obecna. I rozmawia z corkami - co przeczy jeszcze innemu zarzutowi. Wlasnie w Idzie odbywa sie ta przelomowa dla dziewczynki rozmowa polaczona z pokazywaniem zdjec. Albo ta przesmieszna rozmowa przy stole, jak to tata wroci jutro wspomnicie moje slowa. Jak to tata i Janusz nie umieja niczego sami ugotowac bo mama ich rozpuscila (sic!) - wiec to poswiecenie dla rodziny jest nieco ironicznie traktowane i krytycznie. Wlasnie Gaba pisze do Idy, ze zaczyna sie zastanawiac czy na pewno kocha Janusza, bo nie umialaby z milosci do niego jesc ryb trzy razy dziennie i jeszcze sie usmiechac.

Czytajac twoj tekst po raz kolejny zwrocilam uwage na to co piszesz o Natalii placzacej w wannie. Widze to jako kolejny dowod realizmu a nie niekonsekwencji w gloryfikowaniu rodziny. Mili nie ma. (Nie wiemy zreszta wcale, czy Natalia by jej sie zwierzyla). Komu moglaby zaufac? Ojciec po prostu nie bedzie wiedzial o co chodzi, nawet mala Natalia to rozumie. O tym ze moglaby porozmawiac ze swoimi Bardzo Duzymi Siostrami Natalia nawet nie pomyslala bo nigdy wczesniej nie rozwazala ich pod tym katem, one sa takie zamaszyste i duze, mala, delikatna dziewczynke moga wrecz oniesmielac. To tez realistyczne.Reakcja rodziny na rewelacje ojca Borejki tylko utwierdza Natalie w przekonaniu, ze miala racje ukrywajac swoj sekret. (i gdzie tu ta idealna rodzina pytam sie?) W ogole Natalii zachowanie (zanurkowanie zeby udawac ze wcale nie plakala tylko ma buzie mokra) moze byc z zycia wrecz wziete, znam dziewczynki, ktore sie tak zachowuja lub zachowywaly. Nie, one wcale nie placza. Male dziewczynki maja swoje glebokie sekrety, ktorymi nie chca sie dzielic. To nie jest zawsze dobre dla tych dziewczynek, ale takie jest zycie. I znowu bardzo realistyczne jest to, ze kiedy Natalia odkryla Gabriele pod tym wzgledem, odkryla ze ma siostre, ktorej moze wszystko absolutnie powiedziec to zaufala jej totalnie. Konsekwencja tego jest fakt z pozniejszych tomow - kiedy Natalia zrywa ze swoim mezyczyzna to wlasnie Gabriela dowiaduje sie pierwsza. Kiedy Natalia zarecza sie z innym mezczyzna - znowu zwierza sie Gabrieli wlasnie a nie mamie. Samo zycie.

Tak ze ten motyw macierzynstwa jest niewatpliwie bardzo silny (zreszta mnie wydaje sie to znakiem czasu, wtedy generalnie rozumialo sie samo przez sie, ze kobieta - nawet pracujac poza domem - jest za ten dom odpowiedzialna a mezczyzna ewentualnie "pomaga". Ze czas na nie wiem - czytanie jest kradziony (ach ten Majakowski czytany w kolejce po mieso)). Natomiast nie jest - przynajmniej w pierwszych tomach - ten model tak calkowicie gloryfikowany. Sa wlasnie takie subtelne dyskretne znaki, ze rzeczywistosc moze byc bardziej zlozona. W powiesci dla nastolatek nie wdaje sie Musierowicz w krytyczna analize archetypu tylko przedstawia bardzo ciekawie i wbrew pozorom wielostronnie pewien model zycia.
Użytkownik: porcelanka 10.07.2013 10:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Wstęp Czy pamiętacie ... | misiak297
Świetny tekst. Wywołujesz ostatnio lawinę dyskusji o Jeżycjadzie i wzbudzasz we mnie coraz większą ochotę na powtórkę cyklu. ( A tyle pożyczonych książek czeka!)

Ja Borejków poznałam mając jakieś 12 – 13 lat, więc pewnie byłam jeszcze bardziej bezkrytyczna. Od tego czasu „Kwiat kalafiora” przeczytałam niezliczoną ilość razy i takiego krytycyzmu nie nabrałam. Dla mnie Jeżycjada ciągle jest remedium na smutki;) Ikona Matki Polki jest tak wyrazista chyba dlatego, że Musierowicz bardzo dobrze odzwierciedla to, co w naszym społeczeństwie jest uważane za wzór kobiecości. A otwartość Borejków też jest typowo polska – goście wpadają bez uprzedzenia, nikomu nie odmawia się pomocy, ale o pewnych rzeczach nie wypada rozmawiać. Mam takie wrażenie, że większość zarzutów jakie można postawić Jeżycjadzie dotyczy tak naprawdę ludzkich charakterów, a nie ich złej kreacji.

Zresztą o Jeżycjadzie można rozmawiać godzinami, ale pewne jest jedno – tak powinno się pisać powieści dla młodzieży;)
Użytkownik: misiak297 10.07.2013 18:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetny tekst. Wywołujesz... | porcelanka
A może faktycznie jest to takie typowo polskie? Gość w dom, Bóg w dom, ale własne brudy pierzemy w czterech ścianach... W zasadzie jakoś trudno mi wyobrazić sobie Borejków z taką filozofią... Sam nie wiem...
Użytkownik: Agis 10.07.2013 12:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Wstęp Czy pamiętacie ... | misiak297
Bardzo ciekawy, osobisty tekst, Misiaku. Podoba mi się, że nie zrywasz całkowicie z "Jeżycjadą", doceniasz to, co w tych książkach dobre, a jednocześnie pozwalasz sobie na wyszczególnienie spraw, które nie do końca Ci się podobają.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.07.2013 19:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Wstęp Czy pamiętacie ... | misiak297
Ja spoglądam na KK i w ogóle na całą Jeżycjadę z perspektywy jeszcze ciekawszej, bo z jednej strony jestem prawie rówieśniczką Gaby (no, powiedzmy, że dla potrzeb dyskusji mogę się odrobinkę odmłodzić :-), więc rzeczywiście KK i sąsiednie części są to czasy mojej młodości, a z drugiej, pierwsze powieści z cyklu wychodziły tak niefortunnie czasowo, że ja JUŻ nie czytałam książek dla młodzieży (i zarazem JESZCZE ich nie czytałam), więc moje pierwsze doświadczenie z Jeżycjadą miało miejsce, gdy byłam w okolicach czterdziestki.

Ja jednak naprawdę nie widzę uchybień w tym, co Ty podkreślasz jako uchybienia. Dla mnie Borejkowie są normalną rodziną z krwi i kości, może faktycznie niestandardową w sensie, że ta literatura klasyczna rządzi, ale poza tym bardzo, bardzo wiarygodną psychologicznie.
Rodzina, w której centrum tkwi matka - normalny widok z czasów mojego dzieciństwa, młodości etc. W przypadku matki pracującej - przeważnie niepracująca babcia. Ale zawsze kobieta. Ojcowie mogli czasem prócz pieniędzy dostarczać wiedzy, emocjonalnego wsparcia, natomiast czynności domowe to im wychodziły dokładnie tak jak Ignacemu. Albo co najwyżej odrobinę lepiej - mój tata umiał smażyć jajka sadzone. Tylko. A w całej rodzinie z obu stron mieliśmy JEDNEGO mężczyznę umiejącego obsługiwać pralkę, prasować, gotować. Więc ta domowość Mili to po prostu życiowa konieczność, dopiero nam zaczęto podpowiadać, że można inaczej.

Za mało rozmów z młodszymi dziećmi? Taki sam znak czasów. O ile dobrze pamiętam, przyjmowało się za pewnik, że dziecko w młodszych klasach szkoły podstawowej, nie mówiąc już o wcześniejszych okresach życia, jest szczęśliwe, gdy jest ubrane, nakarmione i zdrowe. Ja rozmawianie starszych z dziećmi pamiętam głównie jako opowiadanie (my o szkole - oni o szkole, my o zabawie - oni o swoich zabawach w naszym wieku itd.) i pouczanie/ objaśnianie (to jest tak, to jest inaczej, tego robić nie należy). Nie rozmawiało się o stanach emocjonalnych, naprawdę, zresztą nawet później też to należało do rzadkości, jak człowiek był smętny, to go babcia przytuliła i dała spodeczek konfitur, albo tatko zaproponował, żeby pograć w nogę (grałam, a jakże!). I były tematy, których przy dzieciach w tym wieku nikt nie poruszał, z zasady.

Czarno-białość? Oj tam... Gdyby Mila była tak do granic wyidealizowana, to by nie kręciła nosem na Pyziaka (normalny poryw intuicji zresztą, ja za diabła takiej nie mam - podobnie jak Gaba - ale znam ludzi, którzy mają). Pieróg- służbista-aparatczyk contra otwarty Dmuchawiec? Normalka w ówczesnych szkołach (u mnie było więcej "Dmuchawców" - czy to przypadek, że też byli to poloniści i inni humaniści? - niż "Pierogów", a ci zresztą byli raczej śmieszni, niż groźni). Kontrast mieszkań? No a jakim cudem mieszkanie zgorzkniałej starszej pani ma być wesołe i promieniować ciepłem? U Borejków jest jasno i wesoło, bo oni (przeważnie, bo przecież też nie cały czas) są jaśni i weseli.

Dla mnie jest to zdecydowanie najbardziej udana seria powieści dla młodzieży, jaka istnieje, momentami nawet mniej schematyczna i dydaktyczna niż Ania Montgomery.
Użytkownik: misiak297 10.07.2013 19:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja spoglądam na KK i w og... | dot59Opiekun BiblioNETki
Droga Dot, rozróżnijmy to, co faktycznie jest "zarzutem" w mojej recenzji, a co jedynie nakreśleniem sytuacji, które pozwoliło na końcu wyciągnąć jakieś ogólne wnioski. To, że matka jest centralną postacią domu - to nakreślenie, ale w żadnym wypadku nie zarzut. Tak ją wykreowała Musierowicz, pewnie zgodnie z ówczesną tradycją i porządkiem rzeczy - nie widzę w tym problemu. A że trochę tę matkę jednak mitologizuje (matka niezmęczona, z uśmiechem na ustach witająca nowy dzień, choć poszła spać ostatnia, matka otulająca kołdrą dzieciaczki) - to też jest prawo tej serii.

Moje zarzuty dotyczą czego innego - uściśliłem w komentarzu powyżej, że świat może i nie jest do końca czarno-biały (co widać na przykładzie pani Szczepańskiej), ale tę czarno-białość jakby nieustannie mi się wmawia. Poprzez właśnie te zestawienia - mieszkania Borejków i mieszkania pani Szczepańskiej (i owszem, takie mieszkanie mogło wyglądać inaczej, mogło mieć zapalone światło chociażby - to jest celowa kreacja, która ma mnie przekonać "Ten jest cacy, ten jest be"), zestawienie Gabrysi i Joanny (bo przecież Gaby nie można porównać z Idą, która ma być postacią 100% pozytywną). Wolałbym więcej odcieni szarości świata, przy których Borejkowie wcale nie straciliby na swojej "specyfice". Być może takie ujęcie wynika z tego, żeby młodzież wiedziała jasno, co jest dobre a co złe.

Rzecz w tym, że Borejkowie są stylizowani wciąż na kogoś wyjątkowego - a są tak naprawdę jak każda inna rodzina, może ciut bliżsi sobie niż to zazwyczaj bywa. Pewnego rodzaju niezgodność świata przedstawionego przez narratora z tym, co sami widzimy - to jest mój zarzut.

Ja również uważam, że ta seria jest jedną z najlepszych dla młodzieży. Czytałem np. książki Ewy Nowak, z początku nachalnie stylizowane na Jeżycjadę - ale to jednak niższa klasa (choć tematyka niekiedy dużo ambitniejsza).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.07.2013 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga Dot, rozróżnijmy to... | misiak297
A ja w dalszym ciągu nie widzę sprzeczności, bo Borejkowie z jednej strony są zwyczajni - w sensie tego, co wyliczyłam powyżej, a z drugiej też jednak są wyjątkowi. I ja absolutnie tej wyjątkowości nie postrzegam jako "oni cacy, reszta be", tylko jako pewne odmienności wynikające z nietypowych postaw rodziców (no bo jednak umiłowanie literatury greckiej i rzymskiej tudzież totalnie zwisający stosunek do spraw materialnych to nie były atrybuty przeciętnej inteligenckiej rodziny w PRL-u. Zwłaszcza to pierwsze).
Kontrast Gaby i Joanny z tego samego poniekąd wypływa - nie, żeby Joanna miała być "be", tylko jej rodzice (Fela zwłaszcza) raczej byli nastawieni na kupowanie rzeczy, a nie książek, i na przygotowanie jej na wzorową panią domu. A zestawienie Gaby z Idą, i owszem, też jest, choćby w tej scenie, jak one się szykują na sylwestra, Ida z wielką chęcią by się wystroiła i wymalowała (zwłaszcza to ostatnie :-), a Gaba mogłaby pójść ubrana jak na co dzień. Ida jest charakterna, zadziorna, a Gaba spolegliwa i ufna.
Odcienie szarości też widzę, wcale niejeden raz. Zgryźliwa sąsiadka w końcu częstuje czekoladą (wiesz, że wedlowska czekolada wtedy nie leżała tak sobie w sklepie?), choć mogłaby zjeść tort i dalej się zachowywać jak przedtem. Robrojek docina Pyziakowi, a gdyby był taki superbiały, to by sobie w myśli machnął analizę psychologiczną Januszka i uznał, że nie może docinać, bo mu nadwyręży ego albo coś w tym rodzaju. No, normalni, żywi ludzie - mają wady, choć nie kosmiczne jakieś.
Użytkownik: Zbojnica 10.07.2013 21:20 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja w dalszym ciągu nie ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ja dobrze kojarzę, że Joanna jest także tą Joanną od Pawełka i Cesi? ;) Biedna ona była w sumie - taka gwiazda drugiego planu :).
Użytkownik: misiak297 10.07.2013 21:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja dobrze kojarzę, że Joa... | Zbojnica
Myli Ci się chyba z Danuśką Filipiak później Nowacką:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.07.2013 21:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja dobrze kojarzę, że Joa... | Zbojnica
No, tak, i od Anieli też, razem w klasie były. Masz rację z tym drugim planem, w "Kłamczusze" jest taka scena, jak wybierają najsympatyczniejszą dziewczynę i Joanna mimo całej swojej urody się nie załapuje.
Użytkownik: misiak297 10.07.2013 22:04 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja w dalszym ciągu nie ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Sprawa ze zgryźliwą sąsiadką - jak napisałem wyżej - to musiało się tak skończyć, żeby Gabriela pojęła, że prawdziwie dobry gest, a nie wystudiowany uśmiech przyczyniają się do naprawienia świata. Ot, dydaktyzm. Nawet nie tak nachalny jak to mówienie o "wychowaniu dziecka jako najpiękniejszej pracy społecznej".

Oczywiście, że jest porównanie Idy z Gabą - a jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że na Idusię autorka patrzy życzliwiej niż na Joannę.

A Robrojek strasznie mnie irytował. Myślałem, że to taki świetny chłopak, a tu... Ach, te lektury po latach! Byłem zaskoczony też, jak nieidealna i przez to ludzka jest Gabriela, którą miałem za świętą (czasem krzyczy, nie potrafi zdobyć się na czułość, rozdaje klapsy). Czy ona się taka święta zrobiła w następnych tomach czy ja miałem jakiś błędny odbiór? Sam nie wiem.
Użytkownik: Czajka 11.07.2013 00:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawa ze zgryźliwą sąsia... | misiak297
A co Ci się nie podobało w Robrojku? :O
Użytkownik: Zbojnica 10.07.2013 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga Dot, rozróżnijmy to... | misiak297
No z tą młodzieżą to się zastanawiam. Bardzo niewielu znam facetów, którzy choćby spojrzeli na jakikolwiek tom serii. Literatura młodzieżowa zorientowana na dziewczyńską brzmi bardziej adekwatnie ;).
Dlatego też, nie mogę jej traktować jako "najlepszej dla młodzieży" - byłaby, gdyby równie chętnie sięgali po nią młodzi mężczyźni. Inna sprawa, że ciężko jest przeciwstawić "Jeżycjadzie" jakąkolwiek inną serię.
Użytkownik: Monika.W 10.07.2013 22:05 napisał(a):
Odpowiedź na: No z tą młodzieżą to się ... | Zbojnica
A ja czytałam na głos KK i 6K całkiem niedawno mojemu TŻ, może jakieś 3 - 5 lat temu. Był zachwycony.
Użytkownik: Czajka 11.07.2013 00:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga Dot, rozróżnijmy to... | misiak297
Hm, Misiaczku, jeżeli chodzi o okna, to oświetlenie Borejkowych wcale nie wynikało z ich ciepła, tylko z ich niepraktyczności i roztargnienia.
A z tym mitologizowaniem też nie do końca jest tak - Mila jest jak najbardziej zmęczona, ma spracowane ręce, żeby przeżyć nie wnika w konflikty córek, siedzi z odkurzaczem w fotelu i zaraz jeszcze w pierwszej połowie tomu ląduje w szpitalu. No i od tego momentu jest wspierana przez córki (przez Ignacego też, który chociażby nabywa kiełbasę) i nawet wtedy nie może otulać ich kołderkami, bo są tak nakrochmalone, jak to pamiętamy z któregoś tomu. :)

I potwierdzam jak najbardziej obraz matki, o której pisały Dot i Monika - wtedy tak było. Mężczyzna uczył się przetrwania dopiero owdowiawszy. Zresztą to u Musierowicz widać - Cyryl i Metody na przykład. I widać też zmiany w nowych pokoleniach, Grzegorz na przykład gotuje z dziewczynkami.

Dla mnie Borejkowi są zwariowani bardziej niż wyjątkowi. No i cudowni ze względu na te książki, które w ich mieszkaniu są wszędzie. Nic w ogóle nie wspomniałeś o książkach.
Użytkownik: misiak297 11.07.2013 01:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm, Misiaczku, jeżeli cho... | Czajka
Spracowane ręce (dyskretnie zaznaczone) również są częścią tego obrazu Matki Polki. Jej zmęczenie wynika wyraźnie z nadciągającej choroby. Dla mnie ta wstawka z nieingerowaniem w konflikty córek ma wydźwięk czysto humorystyczny. I ok, mówimy o matce w "Kwiecie kalafiora" - jasne, Gabriela nauczyła się samodzielności i będzie odtąd matkę wspierać - tak samo jak reszta rodziny.

A ja jeszcze raz powtórzę, że obraz matki w "Kwiecie kalafiora" nie jest zarzutem. Jest tylko stwierdzeniem faktu. W zasadzie kiedy myślę o własnych babciach (jedna to prawie Mili rówieśniczka, druga o kilkanaście lat młodsza) - stwierdzam, że one były właśnie takie same jak Mila - cały dom był na ich głowie.

A o książkach w ich domu to wszyscy wiedzą:)

Pytałaś gdzieś jeszcze o Robrojka - denerwował mnie, kiedy robił bzdurne przytyki Pyziakowi.
Użytkownik: Zbojnica 10.07.2013 21:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Wstęp Czy pamiętacie ... | misiak297
Wreszcie znalazłam moment!!

Ja zaczynałam Jeżycjadę od "Kłamczuchy", ale że szczeniara wówczas byłam zaczytująca się w Tomkach na Bezludnych Wyspach, to mi "babskość" książki nie podpasowała ani trochę ;).
Wróciłam do serii na początku liceum, i wsiąkłam.
Natomiast z "Kwiatem kalafiora" miałam zawsze problem - bo niby taki prorodzinny, niby z przesłaniem, a jest to jeden z najrzadziej przeze mnie odwiedzanych tomów cyklu. Nie dlatego, że jest zły (bo najgorsza, wręcz nie dająca się doczytać, jest - moim zdaniem - "Nutria i Nerwus"), ale jakiś taki...irytujący. No nie poradzę nic na to, że Gaba mnie drażni, i że wypada blado na tle innych bohaterek, niekoniecznie swoich sióstr (uwielbiam Cesię z jej łydkami, karpiem i brunetem, Patrycję, która robi się głodna w najbardziej strategicznych momentach i nie zdaje matury, Anielę - za całokształt i parę innych dziewczyn). A im dalej w cykl, tym moja irytacja jej osobą rośnie. Na szczęście nie samą Gabrielą Jeżycjada stoi, choć takie można odnieść wrażenie.
Brakuje mi wyraźnych, silnych mężczyzn, którzy mogliby stanowić przeciwwagę dla charakternych kobiet cyklu. Ci, którzy są naprawdę interesujący, znikają dość szybko z opowieści - Dambo, brat Bebe (zapomniałam jak mu było), a przede wszystkim - czego absolutnie nie mogę autorce wybaczyć - Filip Bratek!! Bo bracia Schoppe w późniejszych tomach, to już nawet fajni nie są.
Traktowałam cały cykl terapeutycznie, bardziej traktując go jako swoiste..hmmm...fantasy, niż literaturę obyczajową. Na tę drugą za mało w niej stąpania po ziemi.
A wracając do Gabrysi - nie wiem czemu, ale traktuję ją jako trochę sfrustrowaną kobietę, wbitą jednak w swą rolę opoki rodziny tak bardzo, że nie ma mowy o wyjściu poza ten schemat. Gabriela jawi mi się jako osoba, która nigdy w życiu nie zrobiła nic szalonego i spontanicznego - właśnie po to, by nie wypaść z roli.
Użytkownik: misiak297 11.07.2013 13:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Wreszcie znalazłam moment... | Zbojnica
Piszesz, Zbójnico:

Gaba mnie drażni, i że wypada blado na tle innych bohaterek, niekoniecznie swoich sióstr (uwielbiam Cesię z jej łydkami, karpiem i brunetem, Patrycję, która robi się głodna w najbardziej strategicznych momentach i nie zdaje matury, Anielę - za całokształt i parę innych dziewczyn). A im dalej w cykl, tym moja irytacja jej osobą rośnie. Na szczęście nie samą Gabrielą Jeżycjada stoi, choć takie można odnieść wrażenie. (...) A wracając do Gabrysi - nie wiem czemu, ale traktuję ją jako trochę sfrustrowaną kobietę, wbitą jednak w swą rolę opoki rodziny tak bardzo, że nie ma mowy o wyjściu poza ten schemat".

Cóż, może w komentarzu napiszę to, czego nie chciałem w recenzji pisać wprost - Gaba jest po prostu wyjątkowo aseksualna. I to nie tylko na tle swoich sióstr (Ida dba o swój wygląd, stara się upiększyć, Natalia przebiera w adoratorach, Patrycja wyraźnie eksponuje obfite kształty), ale i takich bohaterek jak Cesia, Danusia czy Aniela. W Jeżycjadzie zasadniczo nie ma seksu - ale jest subtelny erotyzm, którym nieraz emanują bohaterki. One są kobietami (oczywiście cały czas mówię o późniejszych tomach cyklu) - również atrakcyjnymi seksualnie. Gabie tego brakuje - Gaba jest Matką Polką - a przecież taka ikona zupełnie wyzuta jest z erotyzmu.

Użytkownik: Zbojnica 11.07.2013 14:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Piszesz, Zbójnico: Gab... | misiak297
Ha, można by się nawet posunąć od stwierdzenia, że Gaba bywa nawet androgyniczna. Ale to już pewnie nadinterpretacja by była.
A mężczyźni Borejkówien? Co jeden to bardziej nijaki! Najciekawszy z nich, Janusz Pyziak, dostał nominację na największy szwarccharakter cyklu, i to go niejako dyskwalifikuje. Jego następna u boku Gabrieli, Grzegorz, nie jest ani uosobieniem męskości ani atrakcyjności. Marka Idy wcale nie ma. Jest bardziej figurą retoryczną niż osobą. A o rodzinach Natalii i Patrycji autorka zdała się zapomnieć - mam wrażenie, że obie panie traktowane są po macoszemu. Zwłaszcza Natalia - życie u boku Robrojka musi być naprawdę tak nudne jak się wydaje!
Użytkownik: misiak297 11.07.2013 14:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha, można by się nawet po... | Zbojnica
Czy ja wiem, czy to taka nadinterpretacja? Na pewno Musierowicz wykreowała ją tak trochę nieświadomie.

A co do seksapilu mężczyzn w Jeżycjadzie - nie zapominaj o Baltonie. I o tym, co go w końcu spotkało...
Użytkownik: aleutka 11.07.2013 14:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ja wiem, czy to taka ... | misiak297
O moj Boze Baltona! Tej ilustracji nie rozumiem do dzis. Nie chodzi o to, ze sie postarzal - z tym nie mam problemu (choc mozna by w sumie zauwazyc, ze sadzac po ilustracjach Grzegorz i Marek - obaj sporo od Baltony starsi postarzeli sie duzo mniej). Problemem jest dla mnie ewidentna niezgodnosc ilustracji z opisem - tak wyglada zdaniem Musierowicz mezczyzna porownywany w tekscie do zadowolonego niedzwiedzia? Niedzwiedzi, nawet zadowolonych, lepiej nie draznic i z pewnoscia nie maja ramion tak smetnie obwislych...

Jak tak pomyslec, to rzeczywiscie moi ulubieni faceci znikaja. Filip. Adrian Lelujka. Wolfiego to wrecz do Nowej Zelandii wywialo...
Użytkownik: Zbojnica 11.07.2013 16:58 napisał(a):
Odpowiedź na: O moj Boze Baltona! Tej i... | aleutka
Musierowicz chyba nie bardzo lubi młodsze Borejkówny, tak mało poświęca im uwagi. Baltona był takim fajnym gościem, strasznie jestem ciekawa, jakim jest ojcem. A jak już mowa o Baltonie, to on mi się gdzieś tam zawsze kojarzy z Romą Kowalik - ależ ją Musierowicz potraktowała!
Użytkownik: misiak297 11.07.2013 18:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Musierowicz chyba nie bar... | Zbojnica
Ja mam cichą nadzieję, że "Wnuczka do orzechów" będzie o Ani albo o Norze.
Użytkownik: Zbojnica 17.07.2013 09:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mam cichą nadzieję, że... | misiak297
Będzie, będzie - o tym, że Ania przyjeżdża w odwiedziny do dziadków :P.
Użytkownik: aleutka 17.07.2013 12:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Będzie, będzie - o tym, ż... | Zbojnica
Nie no, na okladce Ania lub Nora stoi wsrod pol, wiec wciaz jest nadzieja :)
Użytkownik: aleutka 11.07.2013 23:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Musierowicz chyba nie bar... | Zbojnica
Nie no, Lusia dostaje mase uwagi :) Dokladnie tak jak misiak mam nadzieje ze Wnuczka bedzie o jednej z corek Patrycji. Okladka moglaby na to wskazywac i to dobry znak. Przerwa od zielonej kuchni dobrze wszystkim zrobi. Zdarza mi sie wyciagac Zabe i czytac wszystkie fragmenty o Zeromskich hurtem. Wlasnie to dowodzi, ze uzywajac sformulowania Baltony Musierowicz ma olbrzymi potencjal i kiedy musi cos wymyslec od zera wychodza jej perelki. Rozmowa o kalarepie, ktora jest baklazanem doprowadzila mnie kiedys do lez ze smiechu. Moze wlasnie wytracenia z Borejkowskiej koleiny cyklowi trzeba. Mam Wielkie doprawdy Nadzieje.

A z Roma nie jest tak zle. Fakt, w Pulpecji swoje wycierpiala, ale dowiadujemy sie pozniej ze umiala sie podniesc, znalazla milosc we Francji i mozna miec nadzieje, ze jest szczesliwa.
Użytkownik: aleutka 11.07.2013 14:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Piszesz, Zbójnico: Gab... | misiak297
To rzeczywiscie prawda, dziwne takie poczucie bezplciowosci Gabrieli. To nie jest tak, ze tego aspektu u niej nie ma, Janusz chyba budzil w niej jakas radosc z wlasnej zmyslowosci - zaczela ja odkrywac, ach ta sukienka z firanki, potem Ida sie zali, ze gdzie by sie czlowiek nie ruszyl [w Czaplinku na wakacjach] wszedzie wpadal na Gabe calujaca sie z Januszem. To jest wlasnie autentyczne, tu widac ze dla Gaby wszystkie drogi sa jeszcze otwarte. Wrecz widzi sie te beztroska, rozesmiana, radosna, opalona dziewczyne, calujaca sie entuzjastycznie z chlopakiem, ktory ja niewatpliwie fascynowal. Ale potem to zanika. Chociaz nie - w sumie w Noelce jest scena, gdzie kawa zostaje podana z opoznieniem, Gaba zapomniala wlaczyc ekspres bo sie calowala z Grzegorzem. Ale to wszystko wlasnie - nie do konca przekonuje. Tu juz Gaba utknela jako opoka rodziny. Musimy sie bardzo domyslac, i rzeczywiscie latwiej sie domyslac u innych dziewczyn Jezycjadowych - corek Gabrieli, Natalii (w jej zwiazku z Bratkiem bylo duzo takiego zmyslowego napiecia dla mnie bardzo wyczuwalnego) czy Anielki.

A jak tam bezmuminkowy tom Muminkow ci sie podoba? Listopad to moj ulubiony ;)
Użytkownik: misiak297 11.07.2013 14:54 napisał(a):
Odpowiedź na: To rzeczywiscie prawda, d... | aleutka
Tu się zgadzamy zupełnie, więc tylko odpowiem o Muminkach:)

To też mój ulubiony tom i dziwię się, że przy pierwszej lekturze dałem tylko piątkę. Teraz brakuje mi skali. Jestem zachwycony i zdruzgotany czytelniczo. Dla mnie to taka troszeczkę łagodniejsza (bo ubrana w szaty zwierzątek i szereg metafor) wersja Axelsson. Ta wyzierająca zewsząd pustka, ta ogarniająca samotność i ucieczka przed własnymi lękami po remedium (wizyta u Muminków) i w końcu w obliczu braku owego remedium skonfrontowanie się z własnymi lękami i traumami. Problemy postaci są tak autentyczne, że aż bolą. Klimat jest niezwykły. Mnóstwo przejmujących scen (na przykład ta, w której rozhisteryzowana Filifionka wali w drzwi szafy i zaraz potem stwierdza, że oni nie mogli tak po prostu zniknąć, a ona przyniosła taki bardzo ładny wazon). I te prawdy dyskretne, niewyłożone wprost, zmuszające czytelnika do koncentracji i myślenia!

Najlepsze jest to, że to nie jest taka prosta historyjka - mierzymy się ze złym, nie lubimy się, nagle lubimy i wszystko jest cacy. Nie. Oni ciągle się szamoczą. Oscylują między sympatią a niechęcią do siebie. Między zamknięciem się w sobie, a potrzebą otwarcia na drugą istotę (co zniwelowałoby samotność). Genialna książka. Po prostu genialna. Ale to chyba zapowiedź zupełnie innej dyskusji - bo recenzję "Doliny..." też niebawem napiszę. Mam nadzieję, że i pod nią Twojego głosu wśród komentujących nie zabraknie:)

Swoją drogą w tym roku chyba odczułem potrzebę zaglądnięcia do starych przyjaciół i zweryfikowania swoich ocen, odczytania tych książek w bardziej dojrzały sposób. Nigdy wcześniej nie robiłem tak wielu powtórek!
Użytkownik: misiak297 13.07.2013 22:44 napisał(a):
Odpowiedź na: To rzeczywiscie prawda, d... | aleutka
Aleutko, właśnie czytam "Idę sierpniową" i zwróciłem uwagę na tę Gabę całującą się z Pyziakiem owszem. Ale co się z Gabą dzieje później? Wraca do garów (o tym właściwie są jej listy do Idy!), a Janusz szlaja się z przyszłym teściem na rybach! Kobiecość rozbudzona i stłamszona? No tak, miejsce Matki Polki jest przy dzieciach, a jak tych dzieci nie ma (póki co), to w kuchni... Choć i w tych listach Gaba donosi o przeziębionych najmłodszych siostrach.
Użytkownik: aleutka 14.07.2013 22:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Aleutko, właśnie czytam "... | misiak297
Chyba nie do konca. Ida sierpniowa to czas nadal stosunkowo krotko po operacji Mili (nawet Mamert Kowalik jest przerazony, kiedy sie dowiaduje ze Mila je paprykarz rybny, wiec wciaz obowiazuje ja jakas tam dieta, wciaz jeszcze Mila jest krucha). Gabriela jako najstarsza z siostr (na Natalie i Pulpe nie ma jeszcze co liczyc, wlasnie dlatego Gaba juz w pierwszym zdaniu wylewa pretensje do Idy, bo Ida moglaby pomoc a zwiala) czuje opiekunczosc wobec matki, potrzebe chronienia jej. Wyraznie pisze, ze nie zostawi mamy z tym rybnym pegeerem. W sumie dla Gaby pobyt Mili w szpitalu byl najwiekszym szokiem i wymusil najwieksze zmiany. To jest kobieca solidarnosc (znowu - w latach siedemdziesiatych wydaje mi sie obowiazki kulinarne spoczywaly na kobiecie i rzadko to kwestionowano)a nie pasowanie na matke Polke. Jestem dziwnie pewna, ze Gaba znajdowala duzo czasu na calowanie sie z zapalem mimo garow :) Najokropniejszy pod tym wzgledem wydawal mi sie ten fragment, kiedy Robrojek relacjonuje Idzie jak to zenska czesc grupy ESD zbojkotowala gotowanie obiadow dla wszystkich w Lebie na co meska czesc z typowa arogancja rzucila, zeby dziewczyny przestaly udawac kobiety [!!!!!!!]. One to potraktowaly doslownie - ciagnie Robrojek - poszly do fryzjera i kazaly sie ostrzyc po mesku. Widac jak bardzo gotowanie uznawano po prostu za kobiece (niekoniecznie macierzynskie) zajecie.
Użytkownik: misiak297 14.07.2013 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba nie do konca. Ida s... | aleutka
W znaczeniu dosłownym - oczywiście tak, zgadzam się z Tobą. Nie wyobrażałem sobie, żeby Mila zmywała garnki, wiadomo, że to przejdzie na starsze córki. Ale tu znów się wkrada - według mnie - znaczenie symboliczne. Tym bardziej, że te gary powracają w tym drugim liście, to jest ważny motyw. I Gaba przecież narzeka, że ona tylko zmywa, a Janusz zostawia ją i idzie na ryby. Nie wiem, czy pamiętasz, ale strasznie uderzył mnie ten fragment na końcu "Idy...", kiedy kobiecość Gabrysi tak okropnie jest zakwestionowana (zacytowałem go w swojej recenzji - jest w poczekalni).

O tak, ten fragment o "udawaniu kobiet" strasznie mnie zbulwersował. I myślę, że będzie bulwersował wielu czytelników w tych czasach.
Użytkownik: aleutka 15.07.2013 09:21 napisał(a):
Odpowiedź na: W znaczeniu dosłownym - o... | misiak297
Och misiaku, gdybys byl jedyna osoba odpowiedzialna za zmywanie po piecioosobowej rodzinie w dodatku w warunkach polowych mozesz byc pewien, ze wkradloby sie to do kazdego twojego listu i niekoniecznie w nucie zen. To pochlania mase czasu bedac rownoczesnie straszliwie syzyfowym zajeciem. Dla mnie listy Gaby to znowu bolesny realizm, a nie pasowanie na matke Polke.

Nie potrafie tez sie zgodzic z twoim ujeciem, ze kobiecosc Gabrysi zostaje okropnie zakwestionowana w Idzie sierpniowej. Przeciwnie nawet. Owszem, kierujac sie ogolnym obrazem i oczekiwaniem spolecznym Gabrysia probowala sie przeobrazic w Romantycznego Motyla i nie odniosla sukcesu. Ja tu widze wlasnie otwarcie na rozne modele kobiecosci - przeciez to nie polega tylko na tym jak sie ubierasz. Gabrysia wiecej juz nie chce sie przebierac za dziewczyne tak jak sie definiuje dziewczyne powszechnie, jakies spodniczki, falbanki itp. To nie jej styl. Rownoczesnie ten styl nie jest jakos pogardliwie zbywany, to po prostu kwestia osobowosci i wyboru, Idzie pasuje. Ja akurat Gabrysie pod tym wzgledem bardzo lubie, bo czesto latam w dzinsach i koszulkach, choc nie posuwam sie do flanelowych koszul w krate (no chyba ze w plenerze i ze oferuje je zakochany mezczyzna, zebym bron Boze nie zmarzla ;) Inny typ kobiecosci i juz. Kazda dziewczyna musi znalezc swoj i podobnie jak Gaba miec odwage byc soba, a nie sie przebierac za kogos kim nie jest. Nie trzeba koronkowych sukienek. Ale bedac nastolatkiem czlowiek czesto przymierza rozne osobowosci i style ubrania.
Problemem Gaby jest takze dluga przerwa miedzy Ida a Opium. W Idzie byla licealistka, w Opium jest samotna matka, nigdy nie poznalismy jej jako studentki, osoby, ktora musi podjac decyzje o zamazpojsciu itp. Zarowno Ida jak i Natalia dostaly te szanse i odbieramy je troche inaczej. Gabrysia to skok od licealistki odkrywajacej kobiecosc do kobiety przezywajacej kryzys tej kobiecosci (nawet najatrakcyjniejsza z kobiet przynajmniej chwilowo zwatpilaby w siebie po dwukrotnym porzuceniu).
To co mnie przeszkadza w pozniejszej kreacji Gabrieli i jest nieznosnym odbiciem archetypu matki Polki to fakt, ze ona jest ZAWSZE dla innych, nigdy dla samej siebie i to jest cytowane jako WIEEELKA zaleta. Nie widze po prostu aby Gaba czerpala z czegokolwiek przyjemnosc czy radosc, zawsze najpierw jest poswiecenie i mysl o innych. To moim zdaniem ogromny czynnik hamujacy zmyslowe przezywanie rzeczywistosci. Uwazam ze w realnych warunkach osoba ktora tak mysli bardzo szybko zgorzknialaby. Musisz miec jakis swoj azyl, czas tylko dla siebie, czas na czerpanie przyjemnosci z zycia, radosci - jakkolwiek bys ja definiowal. Clarissa Pinkola Estes opowiadala, ze dla jej babci, osoby ktora prowadzila dom wielooosobowej rodzinie byly to niedzielne popoludnia. Siadala sobie w ogrodzie i pozwalala sloncu swiecic prosto w twarz, bo "to dobrze robi moim oczom". Wszyscy wiedzieli, ze wtedy babci po prostu nie wolno przeszkadzac i juz (w tamtych czasach musiala to sobie wywalczyc ze znacznie wieksza determinacja niz dzisiaj). W ksiazkach nie przypominam sobie Gabrieli czerpiacej zmyslowa przyjemnosc z czegokolwiek (dopiero w McDusi, jak to wraca do domu dluzsza droga, zeby sie nacieszyc drzewami i radoscia biegu). Moim zdaniem to stad bierze sie jej dziwna bezplciowosc. Nawet kiedy Gaba piecze tort czekoladowy z lodami w srodku (bardzo, bardzo apetycznie to brzmi) to robi to "dla was na Dzien Dziecka". Kiedy ma dzien wolny od pracy to oczywiscie zaraz podrywaja ja wyrzuty sumienia pod haslem "Boze ja nic nie robie". Wiecej nawet, Gaba gdy jest ciezko chora, z zakrzepem ktory moze stwarzac realne zagrozenie, nawet wtedy zgrywa bohaterke i sprzata. A nie jest przeciez jedyna osoba odpowiedzialna za dom. To sie po jakims czasie robi meczace.
Użytkownik: misiak297 15.07.2013 11:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Och misiaku, gdybys byl j... | aleutka
Dziękuję Ci za ciekawy komentarz, zgodzę się, że na kwestię ubioru można patrzeć i tak. Poza tym nie zapominam, że figura Matki Polki to również jakiś model kobiecości - kiedy piszę o kobiecości w recenzji mam tu na myśli tego "Romantycznego Motyla".

A do wizerunku Gabrysi na pewno będę wracał przy omawianiu następnych tomów - bardzo mnie on interesuje.
Użytkownik: Zbojnica 11.07.2013 18:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Wstęp Czy pamiętacie ... | misiak297
Swoją drogą, strasznie szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł (albo nie dał nań pieniędzy) by sfilmować całą serię. Bo przecież aż się prosi. Pamiętam, że oglądałam kiedyś jakiegoś dziwoląga, pt. "ESD", który był kontaminacją "Kwiatu" i "Idy", ale to jakaś porażka była. Dość wspomnieć, że Gaba była smukłą, długowłosą brunetką..
Użytkownik: misiak297 11.07.2013 19:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Swoją drogą, strasznie sz... | Zbojnica
Może byśmy założyli osobny temat z castingiem aktorskim?:)
Użytkownik: ka.ja 11.07.2013 19:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Może byśmy założyli osobn... | misiak297
Ha! Załóż, załóż! Dla mnie na Gabę nadaje się jedynie Ewa Błaszczyk i nie jestem sobie w stanie wyobrazić nikogo innego w tej roli.
Użytkownik: norge 11.07.2013 21:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha! Załóż, załóż! Dla mni... | ka.ja
O, tak! Trafiłaś w dziesiątkę z Ewą Błaszczyk, jestem za :)
Użytkownik: Monika.W 11.07.2013 23:37 napisał(a):
Odpowiedź na: O, tak! Trafiłaś w dziesi... | norge
Ale na Gabę w ekranizacji której części? W McDusi chyba, bo przecież nie w KK?
Użytkownik: norge 12.07.2013 10:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale na Gabę w ekranizacji... | Monika.W
No, oczywiście w kilku ostatnich częściach cyklu, jak już jest mamą dorastających/dorosłych córek. I babcią :)
Użytkownik: Zbojnica 12.07.2013 16:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Może byśmy założyli osobn... | misiak297
Ja uważam, że do ról "młodzieżowych" powinny zostać dobrane kompletnie nieopatrzone, świeże twarze :).
Użytkownik: norge 13.07.2013 12:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja uważam, że do ról "mło... | Zbojnica
Może i tak, ale chodzi o hipotetyczną obsadę ról, do tego jak rozumiem w formie nieco zabawowej, więc trudno byłoby rzucać jakieś nazwiska, które są nieopatrzone i świeże :)
A do roli Idy - moim zdaniem - nadawałaby się Agata Buzek...
Użytkownik: aleutka 11.07.2013 23:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Swoją drogą, strasznie sz... | Zbojnica
To nie jest tylko kwestia pieniedzy i zaloze sie ze wielu producentow wpadlo na ten pomysl. (Podobnie jak ponoc regularnie wpadaja na pomysl Seksmisji 2). Sama Musierowicz nie jest chyba specjalnie chetna, zeby pozwalac na ekranizacje, zwlaszcza po tej porazce zwanej ESD. Mam wrazenie ze Musierowicz wlasnie gdzies powiedziala "to ja juz wole, zebyscie czytali niz ogladali". Trudno jej sie dziwic. Z jednej strony Jezycjada to pewien samograj ale obsada musialaby byc perfekcyjna, a o to trudno, bo kazdy ma swoja wizje Borejkow.

Z angielskich aktorek na Natalie nadawalaby sie Rachel Hurd Wood, ta z Pachnidla filmowego moim zdaniem ;)
Użytkownik: JoannazKociewia 12.07.2013 10:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Swoją drogą, strasznie sz... | Zbojnica
Była jeszcze ekranizacja "Kłamczuchy". Też niezbyt udana.
Użytkownik: lutek01 03.11.2013 22:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Wstęp Czy pamiętacie ... | misiak297
A ja przeczytałem "Kwiat kalafiora", wcześniej "Szóstą klepkę" i "Kłamczuchę" i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mój odbiór tych książek zależy w tym przypadku ściśle od wieku, w którym się je poznaje. Oczywiście nie odkryłem Ameryki, że istnieje taka zależność, ale mam przeczucie, że gdybym przeczytał "Jeżycjadę" jako nastolatek, to na pewno bym wsiąkł w klimat tych historii (łatwiej byłoby się może identyfikować z bohaterami, z czasami, w których to się działo). Dziś, choć tomy mi się podobają, czuję już niestety zbyt duży dystans i mogę ten cykl traktować jako fajne książki dla młodzieży, choć z patyną, ale nie mogę się z nimi identyfikować, jak choćby z bohaterami książek dla młodzieży Joanny Chmielewskiej (tak, wiem, że to trochę inny kaliber, ale to właśnie te książki czytałem będąc nastolatkiem i chyba już zawsze będę miał do nich sentyment; po prostu - konkretna książka w konkretnym wieku, to zostaje już do dorosłości).

Co do samego "Kwiatu kalafiora", no cóż, czyta się przyjemnie, fragmenty listów dziewcząt do matki są rozbrajające, ojciec Borejko wkurza niemiłosiernie.
Nie wyszedłem z domu, w którym czytało się literaturę antyczna i o niej rozprawiało, więc postacie młodzieży spotykającej się, by rozmawiać o naturze dobra i słuchać z zachwytem opowieści o "Uczcie Trymalchiona" i Petroniuszu są dla mnie trochę nieprzekonywujące, co nie znaczy nierealne. Generalnie "Kwiat kalafiora" jak i dwa poprzednie tomy to dla mnie bardzo sympatyczne czytadełko, trochę o młodzieńczych dylematach, trochę o czasach słusznie minionych, ale nie rozbierałbym go aż tak na części pierwsze, by na przykład w Gabrieli doszukiwać się ukrytych postaw feministycznych.

Mam nadzieję, że liczne Miłośniczki i przynajmniej jeden Miłośnik cyklu "Jeżycjady" nie dokonają na mnie linczu za to co napisałem...
Użytkownik: Czajka 04.11.2013 06:46 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja przeczytałem "Kwiat ... | lutek01
No i w ogóle się z Tobą nie zgadzam. Ale żeby Cię nie linczować, bo szkoda by było i sprzecznie z moją naturą łagodną, to powiem ogólnie. I powiem na swoim przykładzie - Jeżycjady nie czytałam w młodości, Muminków nie czytałam w młodości, Kubusia czytałam i Winnetou czytałam. Jeżycjadę lubię, przepadam i się identyfikuję, podobnie z Muminkami. Kubusia, wiadomo, uważałam i uważam za genialnego. Natomiast Winnetou się nie da czytać w dorosłości, to znaczy ja nie mogę, chociaż łzy wylewałam, jak umierał a w górze śpiewali Ave Maryja.
Moim więc zdaniem, kluczowym nie jest wcale wiek. Kluczowym jest, czy w książce jest coś dla nas, czy nie ma. Kluczowym jest, czy książka spełnia nasze czytelnicze potrzeby, przy czym one się też zmieniają. Zatem, sentyment, owszem, jest pewną dodaną przyjemnością czytania, natomiast poza sentymentem musi być jakaś wartość aktualna. Bez tego nie da rady.

Ja też wyszłam z domu, w którym Odyseja (w wydaniu kieszonkowym) stała na półce jako kuriozum nie do czytania i takie miałam święte przekonanie, aż nie poznałam ojca Borejko. I on był na tyle przekonujący, że mnie przekonał, iż Odyseja jest do czytania. No, potem okazało się, że jest jeszcze parę osób, które są tego same zdania. I gdyby moje dzieci były młodsze, to opowiadałabym im o Achillesie i o pszczołach Wergiliusza.

Użytkownik: Monika.W 04.11.2013 08:12 napisał(a):
Odpowiedź na: No i w ogóle się z Tobą n... | Czajka
To ja jestem typ trzeci. Czytałam w dzieciństwie - i Jeżycjadę, i Muminki i Kubusia. Do Muminków dorosłam z czasem, pozostałe pokochałam. I do Jeżycjady mam stosunek, który mogę nazwać sentymentalnym - tzn. uwielbiam stare części, nowe czytam i nic z nich nie zostaje (no może Sprężyna na dłużej została). Ale może to też wynikać nie z sentymentalizmu do czasów dzieciństwa, ale z faktu, że nowe części są po prostu znacznie słabsze. I bądź tu teraz mądry czytelniku. Poważnie się obawiam, że nie zapałałabym taką miłością do KK, gdybym czytała go teraz.

Zgadzam się natomiast z opinią Lutka o Ignacym Borejce. Nigdy za nim nie przepadałam. I myślę sobie, że to on powinien zająć się domem, gdy żona wylądowała w szpitalu - a nie Gabrysia, licealistka. A tenże nawet wolną swoją sobotę przesypia, gdy córka idzie do szkoły skoro świt. Oj, nieładnie, nieładnie.
Zaś do czytania Odysei przekonał mnie Wittlin, a nie Borejko. Jakoś w ogóle - mimo że wszyscy tam czytają - tropów literackich od Borejków nie kojarzę. Tylko Charaktery La Bruyere'a, ale to z Szóstej klepki.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: