Dodany: 22.03.2010 16:12|Autor: dansemacabre

Nie dzieje się nic...


Kiedy Mirosław Nahacz przed siedmioma laty opublikował płomienny manifest pokoleniowy zawarty w mglistej, niejednoznacznej i bardzo dobrej książce „Osiem cztery”, mogliśmy mieć nadzieję, że młodzi twórcy roszczą sobie prawo do wypowiadania się w imieniu zbiorowości i nazywania zastanego świata swoją własną nomenklaturą, do oceniania go przez pryzmat własnych doświadczeń i w procesie wchodzenia w życie, które zaczyna od nich czegoś wymagać. Upaleni ziołem i oszołomieni bohaterowie Nahacza wyrażali głęboką pustkę ideową. Pustkę, w której jednak ukryta była jakaś treść. Opowieść młodziutkiej debiutantki Dominiki Ożarowskiej to apoteoza pustki, bylejakości, „nanibyzmu”, dająca także nowy punkt widzenia pojęcia nihilizmu. Bohaterowie „Nie uderzy żaden piorun”, pierwszej – jak głosi nota na okładce (Ha!art, 2010) - polskiej powieści o pokoleniu urodzonym w III RP, są nihilistami w specyficznym rozumieniu tego słowa. Główna bohaterka książki, Kuka, tak widzi swoją rolę w życiu – „„Nihilizm to miganie się. To nie lubię mamy, nie lubię taty, nie lubię ludzi, chyba że siebie, nie lubię działać, nie lubię robić, nie lubię się wysilać, nie lubię przeżywać – lubię siedzieć z palcem w dupie i patrzyć w czubek buta”[1]. I właśnie o takim miganiu się jest ta książka. Sama miga się od opowiedzenia czegoś konkretnego. Ożarowska pisze pretensjonalnie, rozwlekle i zupełnie bezbarwnie. Ta książka nie ma szans na to, by stać się głosem młodego pokolenia, bo albo to pokolenie głosu nie ma, albo narracji zwyczajnie brakuje ikry i polotu.

Kamila Kurzeja jest uczennicą liceum, lekko zblazowaną nastolatką, która nie ma ani pomysłu, ani ochoty na bunt, a mimo to uchodzi za awangardową i wyróżniającą się w tłumie. Dziewczyna żyje w sposób bardzo zachowawczy: „Kuka nie odmawia życiu głównie z tego powodu, że się boi”[2]. Życie Kuki stale ociera się o różnego rodzaju systemy opresji. A to kostyczna dyrektorka w szkole; a to pozbawiony uczuć (a może raczej umiejętności ich okazywania) ojciec, który co rusz zapowiada Kuce manto; a to wzbudzające czasem zazdrość, czasem zawiść, a niekiedy kompleksy życie starszych braci, bezskutecznie usiłujących się usamodzielnić i wyprowadzić z domu. Kuka doświadcza także rozmaitych stresów, komplikacji i burzy emocjonalnej w kontaktach z lekko zaburzonymi rówieśnikami, dla których wspólne spędzanie czasu to niezobowiązujące do niczego spotkania, puste rozmowy, puste gesty.

Trudno Kuce znaleźć jakikolwiek autorytet i wzorować się na czymkolwiek, bo tak naprawdę wszystko jest niejednoznaczne, rozmyte, wykpione i pozbawione treści. Kuka wydaje się stale zmęczona swoim życiem, a zmęczenie to potęguje fakt, iż w zasadzie z nikim nie jest w stanie szczerze o nim porozmawiać. Kamila trzyma dystans i wobec rodziców, który tworzą domową klatkę nastawioną na kopiowanie pokoleniowych wzorców (nieprzypadkowo znaczenie ma postać babci bohaterki), i wobec rówieśników, z którymi kontakty ma nadzwyczaj powierzchowne.

I teraz warto się zastanowić, czy ta statyczna, mało interesująca i w gruncie rzeczy smutna opowieść o współczesnych nastolatkach ma być jakąś formą diagnozy, czy tylko fotograficznym wręcz odzwierciedleniem codzienności, w jakiej ludziom młodym przychodzi czasami zwyczajnie wegetować. Kamila i jej rówieśnicy niczego nie pragną, do niczego nie dążą, niczym się szczególnie nie ekscytują, ale także nie wyrażają żadnego buntu. Przykre doświadczenie tej zbiorowości, jakim jest zwalnianie dobrej nauczycielki przez dyrektorkę, nie popycha młodych do jakiejkolwiek aktywności w obronie pedagoga. Chwilowe poczucie braterstwa i empatia, dzięki którym młodzi pomagają przeżywającemu kryzys koledze, to jedynie przebłysk jakiegokolwiek działania zbiorowego. W świecie Kuki nikt nie czuje się częścią zbiorowości i nikt tak naprawdę nie potrafi określić samego siebie. Fakt, że o sposobie postrzegania świata przez Kamilę mówią nam dużo jej wspomnienia z dzieciństwa i kilka rzeczowych rozmów, jakie przeprowadza ze znajomymi, ale to za mało, by uczynić tę bohaterkę wyraźną i w jakikolwiek sposób przekonującą.

Nie przekonuje mnie ta powieść, choćby w założeniu miała być czymś na kształt antymanifestu pokoleniowego. Nie ma w prozie Ożarowskiej niczego, co kazałoby spojrzeć na tę książkę przez pryzmat pewnych doświadczeń. Nie ma w niej niczego młodego, ożywczego, nie ma treści ani przesłania. Nieudolnie skomponowany kolaż scenek rodzajowych, nijakość i brak jakiegokolwiek wyrazu artystycznego czynią z „Nie uderzy żaden piorun” książkę niepotrzebną nikomu. A chciałoby się wierzyć, że po niezłych debiutach młodych autorek, takich jak Paulina Bukowska, Małgorzata Rejmer czy Marta Syrwid, w nieodkrytych jeszcze pisarkach drzemie talent i potencjał. W Dominice Ożarowskiej nie ma ani jednego, ani drugiego.



---
[1] Dominika Ożarowska, "Nie uderzy żaden piorun", wyd. Korporacja Ha!art, 2010, s. 375.
[2] Tamże, s. 395.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 682
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: