Dodany: 23.03.2010 14:35|Autor: matis

Książka: Śledztwo
Lem Stanisław

2 osoby polecają ten tekst.

Nieudany Lem


Widzę, że będę w mniejszości, ale bardzo mi się nie podobało "Śledztwo". Antypatyczni bohaterowie rozmawiają ze sobą jak ekspedientki z klientami w radzieckim sklepie (znaczy się, nie wiadomo dlaczego bardzo nieuprzejmie i opryskliwie - i nie dotyczy to tylko niemiłego naukowca). Tutaj oczywiście ktoś może powiedzieć, że to nie podręcznik savoir vivre'u, ale ja go odeślę w dowolny punkt rzeczywistości i poproszę, żeby sprawdził, jak rozmawiają ze sobą koledzy z pracy (i jak się rozmawia z okazjonalnymi partnerami, z którymi wykonuje się konkretne zadanie) i wyciągnął wnioski (oczywiście są sytuacje anormalne, jak to w życiu, ale mają jakąś przyczynę, której tutaj brak).

Ponadto ci odpychający bohaterowie zachowują się w sposób głupi i absurdalny. Na przykład główny bohater, detektyw (!), mieszka miesiącami koło pokoju, z którego całymi nocami dochodzą zadziwiające odgłosy, doprowadzające go stopniowo na skraj szaleństwa, jednak zamiast zapytać swoich gospodarzy, co się dzieje, cierpi na bezsenność, chodzi ulicami i patrzy ponuro na mijających go ludzi.

Naukowość tego matematyka (czy kto to był) budzi moje poważne wątpliwości. Możliwość zebrania w krótkim czasie wszystkich (!) danych z licznych dziedzin z całej Anglii i ustalenie, które z nich mogą pozostawać w korelacji z badanym przypadkiem, a które nie, nie przekonuje mnie na pół paznokcia. Tym bardziej, że, jak rozumiem, pan to robił samodzielnie, korzystając z poczty i nie zawsze sprawnych telefonów. Uznanie, że problem X jest wyjaśniony i nieinteresujący, ponieważ występuje jakaś korelacja z czynnikiem n, nie pasuje do nikogo, kto wykazał na tyle dużo dociekliwości, żeby skończyć liceum i wymęczyć maturę. To można ciągnąć, ale po co? Matematyczne wyliczanie długości życia pasuje do starego van Wordena, ojca bohatera "Rękopisu znalezionego w Saragossie", ale to były takie żarty, a tu mamy do czynienia ze śmiertelną powagą. I tak dalej.

Ale ja opluwam, a jak ktoś nie czytał, to nie wie, o czym mowa. Chodzi o to, że w okolicach Londynu mamy do czynienia z niezwykłymi, żeby nie rzec niesamowitymi, przypadkami, które coraz bardziej niepokoją opinię publiczną. Aby sprawę wyjaśnić, dochodzenie przejmuje Scotland Yard, a jako detektyw prowadzący wyznaczony zostaje pewien niezbyt wybijający się śledczy. W czasie sprawy współpracuje z genialnym uczonym z problemami interpersonalnymi.

Nie daruję sobie i wspomnę jeszcze, że w Londynie pija się herbatę w szklankach, a autor używa skrajnie niepoprawnej konstrukcji "dlatego, ponieważ". Ci, którzy pamiętają np. jego wyjątkowo zgryźliwe felietony, wytykające liczne, drobniejsze, błędy innym, mogą się w tym miejscu uśmiechnąć jak ja.

Podsumowując: Stanisław Lem - jak najbardziej tak, ale "Śledztwo" - zdecydowanie nie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5585
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: venomik 25.03.2010 15:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że będę w mniejszo... | matis
Piszesz o tym, że niemal wszyscy bohaterowie są antypatyczni. Ja akurat śledztwo lubię i czytałem nie raz i nie dwa, ale owej antypatyczności nie widzę.
Główny bohater (Gregory) w stosunkach z przełożonym czy podwładnymi zachowuje się całkiem normalnie. Nie wiem gdzie Ty ów brak dobrego zachowania zauważyłeś. Problem pozostaje praktycznie z naukowcem - ale to akurat normalne, bo on nie dość, że jest odludkiem, to jeszcze styka się z ludźmi odrzucającymi jego podejście i jeszcze podejrzewającymi go o współudział (Gregory) albo wręcz kpiących z jego pomysłów (pisarz).

Nie wiem dlaczego Gregory nie spytał o odgłosy zza ściany, ale mając w głowie obraz Anglii środka ubiegłego wieku jakoś mnie to szczególnie nie dziwi. ścibscy to oni na pewno nie byli.

Co do teorii matematyka to już zupełnie się z Tobą nie zgadzam. Nie wiem ile czasu minęło od kiedy Sciss zajął się sprawą do czasu powstania jego teorii. Trochę jednak go upłynęło. A te dane o których mówisz zapewne można znaleźć w dziennikach statystycznych - gdzie są dane porównawcze dla danego regonu i całego kraju. Zakładam, że taki matematyk z ogromną biblitoeczką takowe dzienniki statystyczne może posiadać nawet na stanie. Przejrzenie ich to nie jest jakiś ogrom pracy, niemożliwy do wykonania w dwa tygodnie.
Poza tym zapominasz o jednym drobiazgu. On znalazł zależność liczbową, nie wiadomo czy prawdziwą, nie wiadomo nawet czy jedyną.

W książce jest wyraźnie napisane, że opinia publiczna nieszczególnie się sprawą zainteresowała - ot, pojawiło się kilka artykułów, trochę bajania o kosmitach, wszystko przeszło bez echa. Nie dziwi małe zainteresowanie Yardu (z resztą takie małe ono nie było).

A bohaterowie nie tylko piją ze szklanek, ale jeszcze używają systemu metrycznego i jeżdżą metrem tam, gdzie metra wcale nie ma.
Nie zapominaj jednak o czasach w jakich była pisana książka. Dostęp do tego typu informacji nie był taki banalny jak dziś. I był zupełnie zbędny - ogrom pracy poświęconej na to nie tylko by się nie zwrócił, ale też przez nikogo nie zostałby wtedy zauważony.
Zresztą dbałość o takie detale to domena książek historycznych/obyczajowych, ta książka oczywiście traktuje o czymś zupełnie innym i rozbijanie się na drobiazgi jest kompletnie bez sensu.
Użytkownik: sirpeter 14.08.2010 17:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Piszesz o tym, że niemal ... | venomik
Zgadzam się w temacie tej książki z Matisem, książka jest trochę niespójna i jest tam trochę niedorzeczności, np. w XX wiecznym Londynie Sciss i Gregory spotykają się co drugi dzień przypadkowo na ulicy. Jak już Gregory śledzi Scissa i pozoruje stłuczkę to Sciss (matematyk!!!)wierzy mu na słowo że to przypadek- jak niskie jest prawdopodobieństwo takiego zdarzenia i jakim cudem genialny matematyk może być tak naiwny?
O tym że Gregory wstydzi się zapytać swojego gospodarza czy partnera w pracy co to za odgłosy nawet nie trzeba chyba się specjalnie rozwodzić.
Co najgorsze kuleje także sama intryga. Zaginęło raptem sześć ciał z kostnic, a Scotland Yard zachodzi w głowę jak to wytłumaczyć snując przy tym teorie o zmartwychwstaniu, cudach itd. Sprawa jest tak błaha że w rzeczywistości nikt nie pokusił by się zbytnio o jakieś większe dochodzenie, a tu angażuje się nawet genialnego Matematyka. Logiczne myślenie tego Matematyka również pozostawia wiele do życzenia, powinien on doskonale wiedzieć że mając zbiór X odpowiadający kradzieży zwłok i nieskończenie wiele zbiorów Y (zachorowania na raka, gruźlicę, wypadki drogowe, wyniki meczów itp itd) można obliczyć dodatnią korelacje z całą masą czynników które nie mają związku z X, zwłaszcza gdy opiera się swoją korelację na zbiorze sześcio-elementowym. Szukanie związku pomiędzy zdychającymi zwierzątkami w okolicy, a kradzieżą zwłok ma tyle sensu co liczenie jej pomiędzy średnim wzrostem mieszkańców, a liczbą ofiar w katastrofach samolotowych, korelacja może wyjść dodania ale wniosek że zwierzątka przenoszą czynnik zmartwychwstania, albo wyższe osoby są bardziej narażone na wypadki jest głupotą.
Dla mnie książka 3/6.
Użytkownik: perez550 21.05.2012 16:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że będę w mniejszo... | matis
Niestety podzielam negatywne oceny o "śledztwie". Bohaterowie byli jacyś mało wyraziści a akcja raczej nudna. To, że pito herbatę ze szklanek i stacje metra znajdowały się w fikcyjnych miejscach mogę wybaczyć, ponieważ mamy do czynienia z powieścią a nie literaturą faktu. Jednak Autor nie przesłonił tych drobnych mankamentów wartką akcją lub błyskotliwą narracją, z tego powodu rozczarowanie i pewna frustracja w czasie czytania we mnie wzrastały.
Może odbiór "Śledztwa" byłby inny przed lekturą "Solaris", "Cyberiady" lub "Pamiętnika znalezionego w wannie", ale jeśli ma się odniesienie do tych genialnych dzieł Lema, "Śledztwo" wypada blado...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: