Dodany: 25.03.2010 18:53|Autor: tilia8
Promyk słońca po długiej zimie
"Rubinowe czółenka" to książka, w której naczelną emocją jest lęk, obawy przed ukazaniem i wyrażeniem siebie, czyli - w tym wypadku - przed czarami. Vianne Rocher boi się Życzliwych, boi się spojrzeń, które powiedzą jej, że jest inna. Dlatego próbuje wtopić się w tłum, ubiera się bezbarwnie, drży o córki i zakazuje im - i sobie - sztuki magicznej.
Barwy, magię, żywiołowość wnosi do powieści tym razem czarny charakter - Zozie.
Niepokój tych stronic udzielił mi się podczas lektury. Nie był to proces przyjemny. Trudno czytać o tym, jak dziewczynka staje się w klasie ofiarą, jak czuje bezsilność, jak jedyną pomoc stanowić mogą czary, te zrodzone z gniewu, zemsty.
Żałowałam, że Autorka nie wykorzystała swego talentu do napisania książki o uczuciach pozytywnych, odkrywaniu się... Oczywiście, wcześniej była "Czekolada" (oglądałam tylko film). Może później pisarka musiała spotkać się z lękiem?
Odłożyłam książkę i zakończenie przeczytałam po tygodniu. O dziwo, wracałam do lektury z miłym nastawieniem. Myślałam: to jednak była dobra książka. Prawdziwa, choć o magii. Ileż jest osób, które ukrywają swoje zalety, barwność, które boją się zmian (Zmiennego Wiatru), tego, dokąd ich one poniosą? Ileż kobiet ma w swoim życiu okres, kiedy paradują głównie w czarnych butach, a metaforyczne czerwone szpilki chowają głęboko na dnie szuflady?
Przeczytałam, uwierzyłam, że można wyrwać się ze szponów lęku, że Cienie-Opiekunowie nie opuszczą dorastających dziewczynek, że domowa magia matek silniejsza jest niż dzikie, huraganowe czary Pożeraczek Serc...
I tak skończyła się ta droga przez obawy - bardzo realne, bardzo silne, dominujące w tej książce.
Zakończenie to mały promyk słońca po ciężkiej, huraganowej burzy z piorunami i paru miesiącach dżdżu...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.