Dodany: 24.11.2016 12:59|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Pod językiem. "Alfred i Ginewra" Jamesa Schuylera



Recenzent: Weronika Szulik


„Alfred i Ginewra” (1958) to debiutancka powieść Jamesa Schuylera (1923-1991) – amerykańskiego twórcy znanego z poematów „Kilka dni” oraz „Poranek poematu”. Porównuje się go najczęściej z Johnem Ashberym, Frankiem O’Harą i Kennethem Kochem, tym samym zaliczając do poetów szkoły nowojorskiej. Jego głównym zainteresowaniem pozostawał język jako narzędzie poezji.

Książka Schuylera jest historią dwojga amerykańskich dzieci – Alfreda (prawdopodobnie ośmioletniego) i jego starszej siostry Ginewry – opowiedzianą w ich dialogach, później w listach i dzienniku dziewczynki. Bohaterów poznajemy w domu, podczas zabawy w wymyślanie bajek, następnie przenosimy się do szpitala, by towarzyszyć w nim choremu Alfredowi, wreszcie widzimy rodzeństwo przebywające u babci podczas nieobecności rodziców. Wszystkich niuansów fabularnych musimy domyślać się z rozmów – umiejętność czytania między wierszami zdecydowanie się tutaj przydaje. To, co dzieje się z dorosłymi jest bardzo niejednoznaczne: wyjazd ojca do Europy, choroba babci, zły nastrój mamy.

Jak pisze przyjaciel pisarza, John Ashbery[1], recenzenci początkowo mieli duży problem z zakwalifikowaniem tej historii. Dodatkowo miał to utrudnić pierwszy wydawca książeczki, Harcourt Brace, który zamówił do niej ilustracje – z tego powodu niektóre czasopisma uznały „Alfreda i Ginewrę” za literaturę dla dzieci. W tamtym czasie tylko Kenneth Koch – przyjaciel Schuylera – połączył dziecinny, fragmentaryczny i oparty na skojarzeniach język utworu ze wcześniejszymi wierszami autora, odkrywając w nim podwójny głos: ironiczny i nostalgiczny zarazem. Ashbery w interpretacji powieści kieruje się słowami samego pisarza, który na wczesnym etapie jej powstawania podkreślał wątek odnalezienia przez Alfreda i Ginewrę ciała martwego czarnoskórego mężczyzny. W „Posłowiu” pisze, że „Schuyler był doskonale świadom napięć, rasowych i nie tylko, jakie ukrył głęboko pod gładką powierzchnią powieści”[2]. Zauważa jednak, iż to nie wyczerpuje jej zawartości – i podaje inne tropy interpretacyjne, wskazując, że mamy tu do czynienia z bardzo specyficzną sagą rodzinnej, ale przede wszystkim że język jest tu tym, co najbardziej interesowało twórcę. Język ten miał być taki, jak poezja.

Bez wątpienia bardzo łatwo zauważyć uwypukloną przez Kocha i Ashbery’ego ambiwalencję: pod pełnymi humoru, komediowymi wręcz rozmowami dzieci wyczuwa się pewną nostalgię, smutek, ale też napięcie. Do samego zakończenia nie wiadomo, czy ojciec rzeczywiście wyjechał do Europy, bo dostał pracę, czy też to próba ukrycia, że rodzice się rozwodzą. Na zabawnych przepychankach słownych ciążą słowa Ginewry do Alfreda: „Tylko nie rób tego w moim łóżku”[3], sugerujące, że chłopiec się moczy, czy „Weź się nie podniecaj. Jeszcze cię usłyszą, a ojciec i tak jest wkurzony”[4]. Śmierć, przemoc – wyraźnie przeświecają przez materię słowną wypowiedzi zlepionych z zasłyszanych słów dorosłych, z lektur, komiksów, filmów i wszystkiego, co tę dwójkę otacza. Myślę, że w tym właśnie tkwi sedno wrażliwości dziecięcej, która tak fascynowała Schuylera[5]. Autor nie tyle nawet odświeża język dorosłych, ile pokazuje, że dziecko nawet spod tego całego bagażu słów potrafi wydobyć to, co pierwotne, naturalne, realne – to, co boli i o czym nie chce się mówić. Nawet w ich kłamstwach więcej jest mitycznego czarowania rzeczywistości – a więc jakiejś pierwotnej potrzeby – niż cynizmu. Z tego gotowego już materiału budują swoją tożsamość, nie wiedząc, jak bardzo będzie pamfletowa i zapożyczona. Tylko kłamstwo, zmyślone historyjki, zawierają pierwiastek kreacji.

Jak już wspomniałam, język stanowi tu element kluczowy. Scena otwierająca do złudzenia przypomina początek powieści realistycznej, pojętej w sposób najbardziej klasyczny – mamy bowiem do czynienia z przedstawieniem bohaterki, a później z logicznym opowiadaniem. Okazuje się jednak, że jest to fantazja Ginewry: dzieci bawią się w wymyślanie historii – od samego początku autor oddaje więc całkowicie głos swoim bohaterom, w zamierzeniu ma to być ich powieść. Niełatwo też odróżnić prawdę od fikcji – praca wyobraźni jest bardzo silna i raczej skłaniałabym się ku wnioskowi, że w tym wypadku fikcja wcale nie oznacza automatycznie kłamstwa. Kryterium decydującym o statusie słów rodzeństwa byłaby wiara we własne słowa – to, że coś nie istnieje dla dorosłych, nie oznacza, iż nie ma znaczenia. Akcja posuwa się naprzód poprzez dialogi napędzane luźnymi skojarzeniami (co podkreśla brak znaków przystankowych), cytatami z wypowiedzi dorosłych i z kultury, która dzieci otacza, a także wyliczankami przechodzącymi wręcz w zaklęcia: „Ja jestem gumką, ty jesteś lepidłem. Co ode mnie odskoczy, to do ciebie przylgnie”[6]. Alfred doskonale podsumowuje tę charakterystyczną grę w słowa i słowami, z której składa się powieść. Im dalej, im dzieci są bardziej świadome i im bardziej zaczynają się od siebie oddalać (każde z nich na wakacjach znajduje sobie własne towarzystwo), tym ich wypowiedzi stają się składniejsze – do ich życia na stałe wkracza słowo pisane. Ginewra zaczyna prowadzić dziennik, pisać listy do przyjaciółek. W tej części książki widać również wyraźniej wpływy kultury popularnej – gazet czy kina – zarówno na sposób pisania, jak i sposób myślenia dorastającej dziewczynki. Fascynujące jest to, jak łączy ona te wszystkie fragmenty – prawdopodobnie docierające do niej niczym ledwie zrozumiałe szumy – w spójną całość, w jedną opowieść.

Powieść da się więc czytać zgodnie z rozmaitymi kluczami – czy to psychoanalizy, czy narzędzi języka poetyckiego, nie brakuje w niej również społecznych i psychologicznych elementów. Na zakończenie zatacza ona jednak bardzo specyficzne koło – saga rodzinna domyka się w sposób znamienny, bo jednocześnie zerwaniem z dotychczasowym środowiskiem, w którym rodzeństwo się wychowywało, i niejako powrotem do początku – do czasu zabaw i zmyślonych historii. Alfred i Ginewra znów są ze sobą blisko, zostawiają za sobą dotychczasowych przyjaciół i to, co ich poróżniło najbardziej – dorastanie. Sądzę, że właśnie tutaj Schuyler odbiera dzieciom ich historię, ostro zawraca do utopijnego dzieciństwa poprzez dziecinne zaklęcia. Niczym deus ex machina ponownie układa świat, zanim ten całkowicie się rozpadnie – zanim bohaterowie dorosną, zanim ich życiem zaczną rządzić logiczne rozumowanie i znaki przystankowe, które najlepiej ukrywają prawdę. „Artyzm Schuylera to rodzaj magii udomowionej i oswojonej […]”[7] pisze Ashbery i wypada jedynie się z nim zgodzić.


---
[1] Zob. John Ashbery, „Posłowie”, w: James Schuyler, „Alfred i Ginewra”, przeł. Marcin Szuster, Państwowy Instytut Wydawniczy, 2016, s. 125–126.
[2] Tamże, s. 130.
[3] Tamże, s. 87.
[4] Tamże, s. 14.
[5] Podkreśla to wydawca w tekście „»Alfred i Ginewra« Jamesa Schuylera po polsku!”, 10/13/2016, zamieszczonym na stronie: piw.pl/aktualnosci/ (dostęp z dn. 23.11.2016).
[6] James Schuyler, „Alfred i Ginewra”, przeł. Marcin Szuster, Państwowy Instytut Wydawniczy, 2016, s. 124.
[7] John Ashbery, dz. cyt., s. 132.




Autor: James Schuyler
Tytuł: Alfred i Ginewra
Tłumacz: Marcin Szuster
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy, 2016
Liczba stron: 150

Ocena recenzenta: 6/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 720
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: