Dodany: 08.04.2010 19:52|Autor: in_dependent

Powiew małomiasteczkowości


Ostatnio mam szczęście do książek o rozterkach damsko-męskiego pożycia. Mam też widocznie powodzenie jeśli chodzi o powieści osadzone w rejonach Nowej Anglii, w pięknych okolicach Bostonu czy New Hampshire. Zlustrowałam niedawno, chociaż pobieżnie, bardziej współczesny obraz tego regionu USA (o ile współczesnością można nazwać lata 60. i 70. XX wieku), a teraz dzięki całkowitemu zbiegowi okoliczności w moje ręce wpadła historia ukazująca tamte miejsca z jeszcze starszego punktu widzenia.

Anita Shreve w swojej powieści "Jedyne, czego pragnął" przenosi bowiem Czytelnika w rzeczywistość przełomu wieków, od 1899 roku aż po raczkujący dopiero XX wiek. Przenosi do małej mieściny Thrupp, przesiąkniętej wprost zapachem, zwyczajami, mentalnością Nowej Anglii. Plastycznie przedstawia nam obraz tragedii, która wydarzyła się u schyłku XIX wieku, gdy pożar tamtejszego hotelu pochłonął kilkanaście istnień ludzkich. Prowadzi nas szerokimi korytarzami tamtejszej uczelni, która chociaż prowincjonalna, wydaje się poważana w świecie nauki. Wreszcie wypuszcza nas na ulice, po których suną pierwsze automobile, prowadzi do parków wciąż smaganych wiatrem oraz zaprasza do salonów tamtejszych domostw (niektórych jeszcze z epoki kolonialnej, innych nowoczesnych, wielkich), w których toczy się codzienne życie niecodziennych mieszkańców Thrupp.

Nicholas Van Tassel, profesor wykładający literaturę angielską i retorykę, jest bardzo wrażliwym, emocjonalnym mężczyzną, którego jednak cechują także wytrwałość, cierpliwość oraz wielkie ambicje. Pożar miejscowego hotelu jest dla niego niespodziewanym zrządzeniem losu, gdyż w takich okolicznościach poznaje osobę, która zauroczyła go bez reszty.

Etna Bliss już od samego początku niesie ze sobą tajemnice. Profesor Van Tassel początkowo nie wie nawet, skąd wzięła się w miasteczku akademickim, później zaś, gdy przekraczają kolejne poziomy znajomości, nie dowiaduje się praktycznie niczego więcej. Etna jest oszczędna w słowach, nieskora do zwierzeń, a Nicholas, nie pytając o dręczące go momenty jej życia, bezpowrotnie traci kolejne okazje. Jak ważne są takie okazje i jak istotne są to pytania, Czytelnik pojmuje bardzo szybko, bo gołym okiem widać, że relacje tej pary od samego początku są dziwne. Oczywiście czasy, w których żyją odciskają piętno na ich zażyłości (a raczej na jej braku), ale dystans, jaki muszą zachowywać w swych rozmowach, kontaktach jest tylko udawany, gdyż oboje pod pozorem powściągliwości, ostrożności wchodzili już wcześniej w różne związki fizyczno-uczuciowe. W tym kontekście tajemniczość Etny i całkowite oddanie, ufność Nicholasa uzyskują niezwykły wymiar.

Mnie historia tocząca się na kartach książki Anity Shreve bardzo wciągnęła. Byłam pod ogromnym wrażeniem języka, jakim narrator snuje swą opowieść. Ale nie byłabym sobą, gdybym jednak czegoś nie skrytykowała. I nie będzie to kompozycja, nie będzie to też sama treść. Bardzo nie przypadła mi do gustu postać głównego bohatera, a konkretnie dwa szczegóły: jego całkowita, bezsprzeczna naiwność oraz pewne zniewieścienie.

O ile naiwność do pewnego stopnia mogła wynikać ze stanu zakochania i radosnego uniesienia, to jednak taka jej forma, niedopuszczająca ani jednego głosu rozsądku (nawet ziarenka), wydaje mi się niewłaściwa dla wykształconego mężczyzny, który powinien przewidzieć, że prędzej czy później jego decyzje będą miały niezbyt radosny finał. Nicholas, co prawda, zastanawia się nad konsekwencjami swoich czynów, ale w zupełnie innym kontekście. Cechuje go więc niepoprawny optymizm i dziecięca wręcz ufność w to, że wszystko jakoś się ułoży. Zniewieściałość Van Tassela dotyczy natomiast jego charakteru i zachowań. Momentami wydawało mi się, że jest on kobietą skrywającą swoją tajemnicę w męskim ubiorze, bo jego nadmierna wrażliwość, doskonałe wyczuwanie kobiecych myśli, planów, intencji, i wreszcie pamięć do szczegółów takich, jak chociażby krój sukni (pomijam już doskonałą znajomość kolorów, o którą nie posądzałabym żadnego Pana, nawet z takich romantycznych czasów jak przełom wieków XIX i XX), świadczą o cechach, które nie przystoją tak odważnym mężczyznom (wszak Van Tassel podjął się walki o rękę, usta i - przede wszystkim - serce Etny). I takiej silnej męskiej ręki, i tupnięcia nogą w razie potrzeby, brakowało mi do tego, by uznać tę powieść za doskonałą. A szkoda, wielka szkoda.


[Tekst opublikowałam wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 519
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: