Dodany: 31.12.2016 22:23|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

1 osoba poleca ten tekst.

Czytatka-remanentka XII 16


Porcja grudniowych lektur (prócz recenzowanych):

Potworny regiment (Pratchett Terry) (4,5)
Mistrz Terry w usposobieniu ekstremalnie pacyfistycznym (popieram!). „Potworny regiment” to mega-drwina z wojska, wojen i mechanizmów do nich doprowadzających. Zanosiło się na 5-5,5, ale pod koniec akcja trochę straciła tempo, a fabuła się rozmyła.

Kolaże / Collages (Szymborska Wisława) (4)
Twórczość plastyczna noblistki to raczej dowcip sytuacyjny – pomysłowy i zabawny, choć nie zawsze dający się zrozumieć przez kogoś, dla kogo nie był przeznaczony – niż sztuka. Obejrzeć można, ale w odróżnieniu od wierszy niewiele zostanie w pamięci.

Czarny Anioł: Opowieść o Ewie Demarczyk (Kuźniak Angelika, Karpacz-Oboładze Ewelina) (4)
Generalnie nie jestem zwolennikiem pisania biografii osób żyjących. Ale w tym przypadku mamy do czynienia z historią kogoś, kogo od lat ludzkie oko nie widziało – artystki o wspaniałym głosie, której oszałamiająca kariera zakończyła się poróżnieniem się z każdym praktycznie, z kim miała coś wspólnego, i kompletnym odcięciem się od świata. Żadnych wspomnień. Żadnych wywiadów. Żadnego publicznego wystąpienia, nie w sensie powrotu na estradę, ale pokazania się gdzieś w sklepie, kawiarni, domu wczasowym. Dlaczego właściwie, nie bardzo wiadomo, bo część osób, które ją w tamtych czasach znały, nie chce mówić, część wie tyle samo, co zbierające materiał dziennikarki, a relacje tych, którzy i chcą, i – jak się zdaje – coś wiedzą, są niespójne. Prawda, że jak na swoje czasy była ogromnie wymagająca, i co do warunków występu, i co do współpracy z akompaniatorami. Ale przecież dzisiejsze gwiazdy nie takich cudów sobie życzą, a jakoś mimo wszystko z estrady nie schodzą. Ani też te, którym – jak jej – nie powiodło się w życiu osobistym. Jedna wielka zagadka, której autorkom rozwikłać się nie udało. Widać jednak, że się starały.

Zaginięcie (Mróz Remigiusz (pseud. Løgmansbø Ove)) (3,5)
Immunitet (Mróz Remigiusz (pseud. Løgmansbø Ove)) (4)
Dwie pozostałe części cyklu z Chyłką i Oryńskim z konieczności czytałam w niewłaściwym porządku, dopiero teraz dowiadując się, co właściwie sknociła bohaterka, że ją wylano z prestiżowej kancelarii. No, niestety, nie da się ukryć, że sknociła, choć sprawę zaginięcia kilkuletniej dziewczynki, o której zamordowanie oskarżono jej rodziców, rozwiązała bez pudła, wyręczając policję. „Zaginięcie” jednak wyszło autorowi jakoś słabiej, chyba głównie ze względu na trochę przerysowane postacie klientów Chyłki i rozwlekającą się drugą połowę akcji.
„Immunitet” jest bliższy jakością dwóm pozostałym tomom. Tym razem Joanna i Kordian usiłują pomóc jej koledze ze studiów, jednemu z najmłodszych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, którego oskarżono o morderstwo. Sebastian zarzeka się, że nawet nie znał ofiary i nie mógł być w określonym czasie na miejscu przestępstwa. Pozostali sędziowie wydają się jednak przekonani o jego winie, a im głębiej Chyłka i Oryński zagłębiają się w sprawę, tym trudniej im znaleźć argumenty na korzyść obrony… Joanna jest w coraz gorszej kondycji psychicznej; próba poradzenia sobie z nałogiem spełza na niczym, wyspowiadanie się przed Kordianem z traumy z dzieciństwa też jej niewiele pomaga, a jemu czyni w głowie zamęt (między innymi, choć nie wyłącznie, za pomocą sugestywnych cytatów z piosenek Iron Maiden). A niespodzianka, jaką jej los szykuje na finał, pozostawia czytelnika z, trywialnie mówiąc, opadniętą szczęką… (ale zarazem daje pewność, że będzie jakiś ciąg dalszy!).

Czarownik Iwanow (Pilipiuk Andrzej (pseud. Olszakowski Tomasz)) (4)
Z prozy Pilipiuka chyba emanują jakieś niezupełnie naturalne moce, bo na zdrowy rozsądek powinnam po przeczytaniu takiej porcji być dobrze wkurzona i zdegustowana (przecież nie znoszę ani czarnego, ani nazbyt przaśnego humoru!), a tymczasem … no, przyznaję, że się ubawiłam i zrelaksowałam, czyli jednak lektura wywiązała się ze swoich zadań. Upolowany po sporej przerwie drugi tom opowieści o Jakubie Wędrowyczu składa się z czterech normalnej długości opowiadań i jednego (tytułowego) tekstu, który właściwie mógłby być samodzielną powieścią. W kolejności, w jakiej są zamieszczone w zbiorze:
- „Hiena” – akcja toczy się we wczesnym PRL-u (dokładnie kiedy, dowiadujemy się kilkadziesiąt stron później, znajdując w „Czarowniku Iwanowie” informację, pozwalającą dokładnie ustalić rok). Wędrowycz niestrudzenie unieszkodliwia domniemane wampiry i duchy metodami znanymi sprzed kilku wieków. Niestety, jedna z prób okazuje się fatalną pomyłką, wynikłą nie z jego winy.
-„Czarownik Iwanow” – trzydzieści parę lat później w okolicy pojawia się ciemna siła, uosabiana przez tajemniczego osobnika, który, jak się okazuje, jest czarownikiem (potężnym!), związanym z dawno zapomnianym kultem bóstwa-niedźwiedzia. Do walki z nim stają: Wędrowycz i wysłannik Watykanu, egzorcysta (w odróżnieniu od Wędrowycza, licencjonowany) Herberto de Saleta. W działaniu mniej lub bardziej skutecznie przeszkadzają im funkcjonariusze wiadomych organów na czele z posterunkowym Birskim (notabene w pewnym momencie podaje on swój wiek: „A ja żyję trzydzieści lat…” – jak to więc możliwe, że już w „Hienie” ścigał Wędrowycza? Chyba, że w zdaniu „gra w kotka i myszkę, którą [Jakub] prowadził z trzecim już pokoleniem wojsławickich stróżów prawa” należy „pokolenie” rozumieć nie tylko w sensie ogólnym – w końcu ten zawód też może przechodzić z ojca na syna?), a pomagają – studentka Monika, zbierająca materiały do pracy magisterskiej, oraz klacz Marika.
- „Bestia” – Jakub próbuje żeglugi śródlądowej, nie wiedząc, że w rzece grasuje niebezpieczne zwierzę, które uciekło przewoźnikom.
- „Mięcho” – nie ma to jak dziadek-emeryt! Jakub, będąc z wizytą u syna, ofiaruje się nie tylko przyprowadzić wnuka ze szkoły, ale i przyrządzić obiad. I trochę przesadza z metodą zdobycia surowca…
- „Kocioł” – Jakub dzieli los paru legendarnych złoczyńców, których – jak głoszą podania – diabli wzięli żywcem do piekła. Lecz w odróżnieniu od tamtych on jest przygotowany na wszystko…
Pośmiać się można, zwłaszcza z tych fragmentów, w których jest pięknie skarykaturowana prowincjonalna polska rzeczywistość.

Kot Bob i ja: Jak kocur i człowiek znaleźli szczęście na ulicy (Bowen James) (4)
Opowieść o tym, jak przygarnięty z ulicy kot zmienił ludzkie życie (a konkretnie, doprowadził bezrobotnego muzyka do wyjścia z alkoholowo-narkotykowego uzależnienia) – i tematyką, i stylem narracji podobna do „Kociej magii” Galaxy’ego. Wybitne dzieło literackie to nie jest, ot, zwykła, poprawnie napisana historia z życia wzięta, ale ciepła i sympatyczna.

Kuchnia polska według Pawła Małeckiego: Słodka (Małecki Paweł) (4)
Kuchnia polska według Karola Okrasy: Słona (Okrasa Karol) (3)
Obie książki ciekawe do przejrzenia i estetycznie wydane, chociaż za dużo w nich zdjęć autorów (w „Słonej” Okrasa pojawia się coś koło 15 razy, nie licząc tych, na których widać same ręce + produkty spożywcze); a wystarczyłoby przecież jedno czy dwa…). Jeśli chodzi zaś o same przepisy – gdyby ktoś się z nich chciał nauczyć gotowania polskich potraw, niech raczej sięgnie po klasykę w stylu Szymanderskiej, bo tu znajdzie głównie obmyślone przez mistrzów i ich gości wariacje na temat tychże potraw, często mocno udziwnione. Ze słodkościami Małeckiego jest trochę lepiej, natomiast jak chodzi o konkretne dania Okrasy, spora część z nich też jest… słodka, ponieważ ten wirtuoz rondla uwielbia do wszystkiego pakować miód, cukier i suszone owoce (wątróbki w miodzie, kaczka w glazurze z powideł, uda gęsie w sosie z czarnych porzeczek, kotlety mielone z karpia z suszonymi żurawinami w sosie na bazie miodu, zupa grzybowa z żurawinami…), a jeśli coś przypadkiem z natury jest słodkie i przez większość ludzkości jadane na słodko, zrobić woltę o 180 stopni i dołożyć słonego, na przykład podać zupę owocową z tłuczonymi ziemniaczkami omaszczonymi boczkiem. Lubi też łączyć dwa produkty o smakach na tyle wyrazistych, że normalnie najlepsze są same w sobie, z neutralnymi dodatkami (babka ziemniaczana z kaszanką, zupa grzybowa na zakwasie z pieczonym dorszem, zupa szczawiowa na gęsinie). I w dodatku w przepisy i wstępy do rozdziałów wkradło się parę błędów: zupa z czosnku niedźwiedziego przybrana jest, zamiast – jak w przepisie – listkami tegoż, zielem wyglądającym jak nać marchewki, zaś perliczka wg mistrza Okrasy jest … ptaszyną, o której „ludowa piosenka opowiada, że uciekała w proso”[123]. Coś się może z tej całości wybierze, ale zdecydowanie nie będzie to moja ulubiona książka kucharska.

Gdy mrok zapada (Horst Jørn Lier) (4)
Porządny, choć przykrótki (206 stron, co w porównaniu z pozostałymi częściami serii, liczącymi sobie pod 364 do 400 stron, wygląda dość mizernie) kryminał, w którym czas cofa się do momentu, gdy William Wisting, ojciec niespełna rocznych bliźniaków, od niedawna pracuje w odpowiedniku naszej komendy dzielnicowej. Seria kradzieży pojazdów i napad na bank mieszczą się w zakresie jego zwykłej służbowej aktywności, ale rozwiązanie tajemnicy zabytkowego samochodu wydobywa na jaw jego potencjał śledczego. Efekt widzimy w wydanych do tej pory tomach 6-10.

Moc wyzwolona (Williams Sean) (3,5 )
Kolejna, dopadnięta po dłuuugiej przerwie książeczka z cyklu „Gwiezdnych Wojen”, z akcją usytuowaną w czasie – podobnie jak „Łotr 1”, którego miałam przyjemność niedawno obejrzeć – tuż przed „Nową Nadzieją”. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie wykorzystano jej jako kanwy filmowego scenariusza, ale nie, choć pewne podobieństwa są: jedną z dwojga głównych bohaterów jest dziewczyna (o takich samych inicjałach: w książce Juno Eclipse, w filmie Jyn Erso), której matka zginęła, stając po stronie powstańców przeciw Imperium, a ojciec jest inżynierem w służbie Imperatora; statek, który pilotuje, nosi nazwę „Cień Łotra”; Gwiazda Śmierci właśnie jest w budowie. Na scenie pojawiają się także późniejsi przywódcy Sojuszu, senatorowie: Mon Mothma i Bail Organa; na chwilę ukazuje się też Leia wraz z osobistym asystentem w postaci robota R2D2. Po lekturze można już precyzyjnie umiejscowić ten epizod w czasie: musi on się rozgrywać przed „Łotrem 1” (którego, o ile udało mi się zorientować, w postaci książkowej chyba nie ma), bo Sojusz dopiero zostaje zawiązany. Historia nieźle opowiedziana, konflikty psychologiczne Juno i Starkillera (którego prawdziwe imię poznajemy dopiero po dłuższym czasie) przekonujące, choć trochę im brakuje do tego, by – jak w przypadku Anakina/Vadera – mogły potrząsnąć emocjami czytelnika; tym, co nie do końca mnie przekonało, jest kwestia użycia Mocy przez tego ostatniego (biorąc pod uwagę, co potrafi zrobić z przedmiotami materialnymi, bije na głowę Vadera i może nawet samego Imperatora…). Jak większość książek z tej serii, nie jest to ambitna literatura, ale niejaką przyjemność sprawić może.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1192
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Marylek 02.01.2017 10:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Porcja grudniowych lektur... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ten prequel Horsta Twój może? I w celulozie? Bo jeśli tak, to... :) --> ładny uśmiech
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.01.2017 10:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Ten prequel Horsta Twój m... | Marylek
Dwa razy tak!
Użytkownik: Marylek 02.01.2017 10:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Dwa razy tak! | dot59Opiekun BiblioNETki
:-D
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: