Dodany: 06.01.2017 15:05|Autor: zsiaduemleko

Książka: Sputnik Sweetheart
Murakami Haruki

2 osoby polecają ten tekst.

O tym, że dotrzymuję obietnic


Co z tym Murakamim, to ja już sam nie wiem. Nazwisko popularne i stale pojawiające się w towarzystwie opinii, że idą za nim miliony fanów na całym świecie, że czytają, że uwielbiają. Może go z kimś mylą. To, że we własnym kraju bywa ubóstwiany, jestem jeszcze w stanie zrozumieć, bo Japończycy są jednak narodem specyficznym i w kwestii mody nadążyć za nimi nie sposób. Ale co z resztą świata i w czym tkwi źródło rzekomej popularności tego autora? Bo niech mnie regał z książkami przygniecie, jeśli w jakości jego pisarstwa. O szerokim rozprzestrzenieniu murakamizmu niech świadczy fakt, że co jakiś czas trafiają do mnie (zazwyczaj w dziwnych okolicznościach) jego książki, chociaż wcale ich nie szukam. Same się narzucają, niczym jakieś pijane nastolatki. I czytam je, bo w porywie chwili obiecuję to osobie, od której pożyczam, a słowa dotrzymywać lubię, choć nie zawsze mam ochotę. Próbuję przy okazji zrozumieć przyczyny tego fenomenu, gdyż Murakami pojawiał się u mnie już dwukrotnie, ale na kolana nikogo nie rzucił (w komentarzach dominuje słowo "rozczarowanie"), choć akurat "Norwegian Wood" z niezrozumiałych dla siebie przyczyn uważam za dobrą historię, głównie dzięki postaci lekko zbzikowanej, bezpośredniej Midori, która nadal siedzi mi w pamięci, a to już coś. I jedynie nadzieja na spotkanie z podobnie udaną bohaterką spontanicznie popchnęła mnie do jego następnej książki. Przeczytałem "Sputnik Sweetheart", a moja wiara w tego autora stygnie z każdym dniem, niczym zwłoki porzucone w lesie.

Zauważam pewną prawidłowość w powieściach Murakamiego: jego bohaterowie są zwykle ograbieni z wyrazistego charakteru. To typowi przeciętniacy, z trudem dźwigający swój krzyż samotności, często popadający w depresyjne stany i z melancholią podchodzący do własnych obowiązków codziennych(ale z nich nie rezygnujący, bo Japończycy są zbyt pracowici, by się nad sobą użalać). Bezimienny bohater i zarazem narrator "Sputnika Sweetheart" też należy do tego typu ludzi – tutaj nie może być zaskoczenia. Jedyne chwile, kiedy narrator się ożywia, to jego spotkania z dwudziestodwuletnią Sumire, z którą się przyjaźni. Często rozmawiają, a on przyznaje się przed nami, że dostaje erekcji na widok dziewczyny, jednak – jak to w życiu bywa – ona nie tylko nie odwzajemnia wrzącej temperatury jego pożądania, ale ma również problemy ze skompletowaniem skarpetek do pary. Z kolei osobą, w której Sumire lokuje swoje uczucia, jest o siedemnaście lat od niej starsza Miu – atrakcyjna i obdarzona klasą kobieta sukcesu, zatrudniająca ją w roli asystentki. Miłość dziewczyny do pracodawczyni pozostaje tak samo bez odzewu, a autor powieści nie byłby sobą, gdyby dodatkowo nie obarczył Miu jakąś mroczną tajemnicą z przeszłości. Tylko u Murakamiego trójkąty miłosne są tak beznamiętne, że zasnąć można. Każdy kogoś kocha, ale mimo to wszyscy pozostają samotni.

To zresztą stale powracający temat w powieściach Japończyka i "Sputnik Sweetheart" nawet nie próbuje być wyjątkiem – bohaterowie często i dużo mówią o samotności, wyobcowaniu, a entuzjazmu w tym wszystkim tyle, co kot napłakał. Dominuje usypiające tempo, oniryzm, zaś wydarzenia coraz częściej zaczynają się mieszać z sennymi zwidami i noszą delikatne znamiona magii oraz mistycyzmu. W gruncie rzeczy nie wiadomo, które z wątków dzieją się w rzeczywistości i nikt tego czytelnikowi nawet nie próbuje wyjaśnić, ale widocznie takie już są geny narodowej dziwności Japończyków, którzy podczas seksu potrafią w sobie tylko znanym celu myśleć o ogórku w lodówce. Typowe.

"Sputnik Sweetheart" nie reprezentuje sobą niczego godnego uwagi. Przy trzeciej z kolei książce Murakamiego uderza mnie już przeczucie, że jeśli czytało się jedną jego powieść, to jakby czytało się wszystkie. Powtarzalność charakterów postaci, ich przejść życiowych, samotność, melancholia, oderwane od rzeczywistości rozmowy i wydarzenia. Autor często nawet się nie trudzi, by w jakikolwiek sposób usprawiedliwić niektóre wątki czy motywacje bohaterów. Nie to, żebym oczekiwał każdorazowo odsłaniania wszystkich kart i traktowania czytelnika jak osobnika bez własnej wyobraźni, ale mam wrażenie, że Murakami klei te swoje powieściowe mozaiki na zupełnym spontanie i bez ładu ani składu. Tak jakby siadał do pisania i dopiero na bieżąco wymyślał kolejne zdarzenia w ramach zapychania kartek. "Sputnik Sweetheart" jest za mało logiczny, by być dramatycznym i zbyt nudny, za mało wyrazisty, by ująć swoim skromnym, onirycznym nastrojem. "Norwegian Wood" był stabilniej osadzony w rzeczywistości i chyba to sprawiło, że oceniam go wysoko w porównaniu z pozostałymi dziełami Murakamiego. Akcenty magiczne, które pisarz wplata w swoje historie, zupełnie do mnie nie trafiają, wolę więc, gdy ich nie ma. Tutaj są i burzą spójność opowieści.

Może to w przystępności tkwi tajemnica popularności autora. Może w tej jego niezmienności. Nie wymaga on od czytelnika wiele – pisze prostym językiem, wystrzega się stylistycznych udziwnień i w zasadzie jedyną jego siłą jest sama historia oraz charaktery bohaterów, ale jeśli te elementy zaczynają kuleć albo robią się zbyt dziwne, nie zostaje już nic, na czym warto zawiesić oko. Dam mu jeszcze jedną szansę, bo dawno temu obiecałem sobie, że przeczytam "Kronikę ptaka nakręcacza", którą uznano za jego największe osiągnięcie i obietnicy zamierzam dotrzymać. Ale potem (niezależnie od wrażeń z lektury) do Murakamiego już prawdopodobnie z własnej woli nie wrócę. I tak dużo zniosłem.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1695
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: sowa 13.01.2017 01:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Co z tym Murakamim, to ja... | zsiaduemleko
Łączę się z Tobą w niezrozumieniu, dlaczego Murakami ma taką masę wielbicieli. Przeczytałam dwie czy trzy powieści i wystarczy – jego hipotetyczny urok zupełnie na mnie nie działa.
Użytkownik: miłośniczka 02.11.2017 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Łączę się z Tobą w niezro... | sowa
To tak, jak na mnie. Jedyną jego książką, o której mogłam powiedzieć, że jest naprawdę niezła, była "Na południe od granicy, na zachód od słońca", a przeczytałam ją tylko dlatego, że mieliśmy o niej rozmawiać na spotkaniu Klubu z Kawą nad Książką. Do lektury podchodziłam tak bardzo nieufnie (nauczona doświadczeniem, że Murakami jest "dziwny na siłę", co mnie zwyczajnie nudzi), że nieomal się popłakałam ze złości, gdy wylosowałam lekturę i okazało się, że będziemy mówić o Murakamim. ;D
Użytkownik: sowa 02.11.2017 11:56 napisał(a):
Odpowiedź na: To tak, jak na mnie. Jedy... | miłośniczka
Ale przynajmniej trafiłaś na relatywnie dobrą, zawszeć to jakieś dodać ;-).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: