Dodany: 26.04.2010 20:55|Autor: koczowniczka

Ewa Błaszczyk i Krystyna Strączek na temat śpiączki


Ewa Błaszczyk - aktorka, ale przede wszystkim matka chorej dziewczynki. Ludzie nazywają jej córkę roślinką, ale ona gorąco wierzy, że Ola wybudzi się ze śpiączki, zacznie mówić i kontaktować się z otoczeniem. Nie czeka biernie na poprawę losu, lecz rehabilituje, pielęgnuje z oddaniem, zbiera pieniądze i zakłada fundację Akogo. O tych właśnie sprawach, a także o rozwoju kariery aktorskiej opowiada książka "Wejść tam nie można".

Historia dziecka jest dramatyczna. Źle połknięta tabletka, brak oddechu, nieumiejętna pierwsza pomoc, utrata przytomności, wreszcie po reanimacji przywrócenie do życia z rozległym uszkodzeniem mózgu. Porażenie czterokończynowe, śpiączka. Trwa to od roku dwutysięcznego do dziś.

Książka dosyć ciekawa, aczkolwiek ma pewne wady. Jest jakby zapisem wypowiedzi kilku osób. Najobszerniej wypowiada się oczywiście Ewa Błaszczyk, ale do głosu dopuszczone zostają także lekarki, druga córka oraz ksiądz. Ksiądz nie dzieli się żadnymi konkretami na temat śpiączki, lecz prawi nam o tym, że ciężko chore osoby są najbardziej ożywczą częścią Kościoła i że fundację Akogo założył pan Bóg za pośrednictwem Ewy Błaszczyk, która otrzymała sygnały z nieba itp.

Pod koniec książki Ewa Błaszczyk staje się coraz bardziej mistyczna, coraz więcej czyni wyznań o swoich przeżyciach katoliczki. Ostatnie kartki przewracałam więc z leciutkim znużeniem i uczuciem, że temat trochę się rozmywa. Czy nie lepiej byłoby zamieścić historie o innych chorych dzieciach i rozmowy z ich matkami, a refleksje o doznaniach religijnych snuć sobie w domu?

Moim zdaniem niepotrzebnie przy każdej próbie opisu wypadku podkreślane jest, że dusząc się Ola "zrobiła siusiu". Ten szczegół niczemu przecież nie służy, od dziecka tracącego przytomność z powodu braku powietrza trudno wymagać, by panowało nad funkcjami fizjologicznymi. O tym, jak udzielana była pierwsza pomoc, napisano już bardziej enigmatycznie. Wiadomo tylko, że dziecko zakrztusiło się tabletką, popiło wodą, potem spanikowana, zrozpaczona matka zawiozła je do szpitala, gdzie zostało reanimowane.

Książka zwraca uwagę na powszechną nieumiejętność udzielania pierwszej pomocy. Ofiarę wypadku trzeba ratować na miejscu, nie czekając na karetkę, która może przyjechać za późno. "Olka jest drobna, trzeba było złapać ją za nogi, uderzyć w plecy. Już nie wspomnę o uciskaniu przepony - żeby o tym pomyśleć w takiej chwili, trzeba być dobrze przeszkolonym. To była niewielka tabletka. Z pewnością by wypadła"[1] - mówi doktor Karkowska o feralnym dniu.

Na pytanie, co jest gorsze: śpiączka czy śmierć, Ewa Błaszczyk odpowiada, że dla starca z wieloma chorobami być może lepsza byłaby śmierć, natomiast dziecko zawsze trzeba ratować. Problem w tym, że w Polsce nie ma gdzie umieścić dzieci w śpiączce. Zostają odratowane, a potem oddane rodzicom do domu lub przekazane do hospicjum, w szpitalach brakuje dla nich miejsc.

"Paradoks polega na tym, że na ratowanie życia poświęcana jest nieprawdopodobna energia. (...) Ale kiedy stan zdrowia poprawia się na tyle, że nie ma już bezpośredniego zagrożenia życia, cały entuzjazm opada, kończą się pieniądze i należałoby wreszcie zwolnić łóżko... A co z tymi, którzy ciągle tkwią zawieszeni gdzieś pomiędzy, niby odratowani, a wciąż o krok od śmierci?"[2] - pyta aktorka. I dodaje: "Hospicjum to nie miejsce dla tych, których pragniemy przywrócić do życia. W domu natomiast... prawda, może jest miłość, ale nie ma wsparcia medycyny. Dziecko nie przeżyje bez aparatury szpitalnej i ciągłego nadzoru specjalistów. (...) Więc jeśli ktoś chce wtedy wypisać pacjenta ze szpitala, to w sposób absolutnie świadomy i całkowicie cyniczny proponuje rodzicowi formę eutanazji. Bo śmierć jest wtedy kwestią czasu"[3].

Z niektórymi twierdzeniami rozmówców trudno się zgodzić. "Kobieta nigdy nie porzuci dziecka, trwa przy nim do końca"[4] - uważa doktor Sieradzka. Nigdy... akurat. Porzucają. Widziałam na własne oczy.

Z książki wyłonił się portret bardzo ciekawej, dzielnej kobiety, oddanej matki, starającej się przybliżyć ludziom dramat chorych dzieci i ich rodzin.



---
[1] Ewa Błaszczyk, Krystyna Strączek, "Wejść tam nie można", Znak, 2005, str. 12.
[2] Tamże, str. 156.
[3] Tamże, str. 150.
[4] Tamże, str. 169.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2419
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: