Dodany: 06.02.2005 19:58|Autor: zalogag
Szkoda, że się kończy
W księgarniach pojawiła się właśnie najbardziej chyba oczekiwana książka roku.
Data jej wydania była trzymana w niemałej tajemnicy, niemalże do momentu, kiedy książka trafiła na księgarskie półki, nie było wiadomo, kiedy możemy się jej spodziewać. Teraz jednak wreszcie możemy przeczytać, co w końcu stało się z Achają, bohaterką doskonałej serii książek pióra Andrzeja Ziemiańskiego. Wszystkim znającym poprzednie części nie trzeba chyba dwa razy powtarzać – trzeci tom Achai to książka której nie można nie mieć.
Przyznam szczerze, że po lekturze pierwszej "Achai" miałem ochotę zrobić krzywdę zarówno Autorowi, jak i wydawnictwu za to, że zmuszają mnie, bym czekał na kolejne części tej genialnej książki. Świetnie napisana, z dynamiczną akcją i pełnokrwistymi postaciami, była tym, czego naprawdę brakowało wtedy na rynku. Drugi tom, jak wszystkie drugie tomy, nie mógł być lepszy od pierwszego, zachowywał jednak jego klimat i równie mocno wciągał przy lekturze. Żałowałem jednak przesunięcia na odrobinę dalszy plan moich ulubionych postaci – Zaana i Siriusa, wioskowego pisarza i pospolitego zabijaki, którzy ze świetnym skutkiem biorą się za wywracanie świata do góry nogami. A wychodzą z prostego założenia, że jeśli ktoś czegoś jeszcze nie zrobił, to wcale nie znaczy, że się tego zrobić nie da. Piękne, prawda? I jakie skuteczne..
Jaki zatem jest trzeci tom?
Bohaterowie śmiało kroczą ścieżką wydeptaną w dwóch poprzednich częściach. Wokół nich rozpada się świat, jaki dotychczas znali. Oni zaś trzymają w rękach narzędzia zniszczenia. Nie można już zatrzymać ciągu zdarzeń zapoczątkowanych przez intrygi Zaana i Biafry, dwóch najinteligentniejszych ludzi na Ziemi. Nawet Achaja, która wydawała się być nadistotą, zdolną do rzeczy niemożliwych, może tylko dać porwać się nurtowi zmian. Wszystko jest logiczną konsekwencją wydarzeń znanych z poprzednich części.
"Bogowie! Czy wojny nie można wygrać ciepłymi kluseczkami na mięsie?"
Wielka wojna między Cesarstwem Luan a Troy, z armią Arkach odgrywającą niepoślednią rolę, z każdą stroną nabiera coraz większego impetu. Nowe bronie, nowa taktyka, i matematyka, która po raz kolejny pomaga w wygrywaniu wojny. Filozofowie zaś, po raz pierwszy w dziejach, stają się dla armii bardziej pożądanym nabytkiem niż katapulta.
"Królowi bardzo podobało się, jak naparzałeś pałą Luańczyków. Mówił o tym na dworze. Jest z Ciebie dumny."
Niestety, spory kawałek książki jest niemalże historycznym opisem wydarzeń, których sprawcami są Zaan i Biafra. Bitwy posuwają armię do przodu, sytuacja strategiczna zmienia się z każdym dniem, jedni giną, inni maszerują po trupach tych pierwszych. Nową mapę świata rysuje się co dzień. Achaja, Zaan, Sirius czy Biafra odchodzą momentami na dalszy plan, obserwujemy ich niejako w przerwie sprawozdań ze stanu otaczającego ich świata. Czy to dobre rozwiązanie, czy złe – nie mnie oceniać, jako czytelnik wolałem jednak czytać więcej o moich ulubionych bohaterach.
Na szczęście, wraz z kolejnymi stronami akcja skupia się coraz bardziej na tym, za co Czytelnicy pokochali "Achaję". Na poszczególnych postaciach, które z taką dbałością stworzył Autor.
Dziewczyny z oddziału "Laleczki", Biafra i jego genialne pomysły, wcielanie w życie idei rodem z dzisiejszych czasów. Elementy te podobały nam się w poprzednich tomach, nie mogło ich więc zabraknąć i w tym, wieńczącym dzieło. Achaja klnie jak szewc, walczy i bawi się z właściwą sobie fantazją. Poznajemy wspomnianego w poprzednich częściach najlepszego z natchnionych szermierzy, Nolaana, i Pierwszą Nałożnicę Cesarstwa, której nie sposób nie polubić. Czarownik Meredith dostaje możliwość wypełnienia swojej misji, a Zakon możliwość zatrzymania zmian. I tylko o Ziemcach jakoś zapomniano.
Książkę czyta się piorunem, ja siadłem w fotelu i ocknąłem się po prawie czterech godzinach, z burczącym z głodu brzuchem i bolącymi kośćmi. Nie jest to według mnie najlepszy tom serii, ale oderwanie się od lektury to misja z gatunku tych niemożliwych. Taka to już magia świata stworzonego przez Andrzeja Ziemiańskiego, a przede wszystkim magia postaci, które powołał do życia. Piękne jest to, że w tych wszystkich wulgaryzmach, w brutalności, czasem nadmiernej prostocie, którą zarzucają czasem serii recenzenci, jest coś głębszego, wartości, które czasem trudno znaleźć w dzisiejszym świecie.
Trzeciej "Achai" nie muszę reklamować nikomu, kto zatracił się w którymś z poprzednich tomów. Ta książka to po prostu czysta, nieskrępowana radość czytania dobrej, z wykopem napisanej literatury. Dlatego tylko słówko dla tych, którzy po raz pierwszy czytają o księżniczce Achai – gdzie wy się uchowaliście? Do księgarń marsz i kupować tom pierwszy. Nie wiadomo, kiedy równie dobra książka pojawi się na naszym rynku.
I tylko słówko na koniec jeszcze rzeknę. Po skończonej lekturze każdej książki, która zrobiła na mnie wrażenie, czuję smutek, że to koniec, że już nic nie zostało. Że chciałoby się czytać codziennie od nowa o postaciach, które tak urzekły. O historiach, które poruszyły. Tak było i w tym przypadku, za co dziękuje Autorowi. Choć mam nadzieję, że ostatniego słowa jeszcze nie powiedział.
Krzysztof Majcher
[recenzja pochodzi z magazynu internetowego Załoga G
www.zalogag.pl]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.