Dodany: 14.05.2010 23:05|Autor: Lenin
Łups! (T. Pratchett)
Cięzka jest dola szefa Straży Miejskiej w Ankh-Morpork. Z jednej strony zbliżająca się rocznica bitwy w dolinie Koom, gdzie starły się krasnoludy z trolami. Całej sprawy nie ułatwia śmierć graga (wysoki, nie dosłownie, przedstawiciel krasnoludów, lider religijny, mozna rzec) Combergniota oraz rosnąca plaga narkomanii (właściwe słowo??) wśród troli. A do tego należy pamiętać o codziennym rytuale poszukiwań krowki. Nie zapominajmy o odgłosach, są bardzo ważne. Sam Vimes po raz kolejny wkracza w głębokie bagno, powiedziałbym nawet w breję, polityki. Konflikt kransoludzko-trolski można by porównać, w skali niewygodności, do plestyńsko-izraelskiego, szczegóły pominę milczeniem. I tu, i tam jest racja, ale prawdy nie zna nikt. Co do Combergniota - coś tu świeci.... śmierdzi znaczy się. Nie wszystkie kawałki układanki są na swoim miejscu. Krówka ginie jak co wieczór. Komendant Vimes będzie musiał podejśc do sprawy trochę personalnie (zapomniałem słowa, cholerka....). I wyjść poza miasto. Pratchett radycyjnie krytykuję kolejne nasze, ludzkie, przywary. Tym rzem bierze na tapetę zaściankowość, żaslepienie religijne, poprawnośc polityczyną, przeciwstawiając to prostym obowiązkom rodzinnym (jakże bliskim mi w tym czasie) oraz zwykłemu obowiązkowi obywatelskiemu. Postać urzędnika, który miał przeswietlić Straż Miejską, jest pięknym przykładem człowieka, który znajduje swoja niszę. Czyta się dobrze, przyjemnie, bez potrzeby zapoznawania się z reszta universum Dysku. Ale jednak warto.
5/6
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.