Dodany: 01.07.2017 21:20|Autor: Aivalar

Książka: Kropla życia
Tybulewicz Oliwia

2 osoby polecają ten tekst.

Jeszcze po kropelce...


Podczas imprezy urywa wam się film, a kiedy budzicie się rano, odkrywacie, że poza bólem głowy macie też ogromną dziurę w pamięci. Na wszelki wypadek sprawdzacie, czy niczego nie zgubiliście. Brzmi znajomo? Coś podobnego przeżywa kelnerka Luny, czyli pubu, w którym kwitnie życie towarzyskie nadprzyrodzonych istot. Wioletta pod wpływem impulsu postanawia spróbować eliksiru pozostawionego przez dziwnego nieznajomego. Po najwyraźniej burzliwej nocy, której kompletnie nie pamięta, orientuje się, że zgubiła fiolkę z tajemniczą substancją. Tymczasem wysłannicy hrabiny Kraus, przywódczyni klanu wampirów, wypytują o zaginiony eliksir. Tylko jak go znaleźć, skoro nawet nie wiadomo, co się dokładnie działo?

„Kropla życia” to już druga powieść w dorobku Oliwii Tybulewicz. Pierwsza, czyli „W objęciach gwiazd”, została całkiem ciepło przyjęta, na ile zdążyłam się zorientować. Trochę się obawiałam opowieści o kelnerce przeżywającej największego kaca-mordercę w historii, ale postanowiłam dać jej szansę. O dziwo, nie mam powodów, żeby tego żałować.

Dlaczego „o dziwo”?. Na początku (i właściwie przez większość lektury) odnosiłam wrażenie, że to już wszystko było, że właśnie czytam kilkanaście młodzieżowych „paranormali” zmieszanych w jeden. Uczucie było tak silne, iż przez pierwsze strony zastanawiałam się, czy aby na pewno nie chodzi o parodię tego typu literatury. Tymczasem autorka dokonała czegoś fenomenalnego – napisała powieść humorystyczną osadzoną w świecie, gdzie wilkołaki czy wiedźmy stanowią zjawisko powszednie, a jednocześnie tak świetnie wykpiła niektóre cechy tych istot, że nie sposób się nie uśmiechać.

Chyba największym atutem jest Wioletta. To nie żadna Mary Sue ani też sierotka Marysia, która potrzebuje ratunku od jakiegoś przystojniaka. To twarda kobieta, niedająca sobie w kaszę dmuchać. Nie pozwala się zastraszyć, jest zdecydowana poznać szczegóły niezwykłej nocy i odnaleźć eliksir zwany Kroplą Życia. Bardzo mi się podoba, że w roli głównej bohaterki autorka obsadziła konsekwentną, charyzmatyczną i ciekawą kobietę, a nie jakąś stereotypową gąskę, która błąkałaby się jak ślepiec. Genialnie radzi sobie ona w Lunie, a uwierzcie mi, ten lokal ściąga tłumy naprawdę dziwnych klientów, co wydaje się niezrozumiałe, skoro zdolności kucharza są raczej wątpliwe. Mówiąc dziwnych, dokładnie to mam na myśli; wystarczy wspomnieć, że jednym z NORMALNIEJSZYCH osobników jest wilkołak, który udaje wampira. Tak.

Oczywiście przez życie Wioletty przewija się wiele osób. Na przykład nieopierzona Nina, nowa kelnerka w Lunie; i najlepsza przyjaciółka, Tamara – z bardzo specyficznym gustem, jeśli chodzi o facetów. A także bardzo melancholijny wampir, który ciągle kręci się w pobliżu oraz nerd Artur, przechodzący nietypową przemianę. Każde z nich to chodząca indywidualność, zbudowana przez autorkę bardzo pieczołowicie i z rozmysłem. Muszę też wspomnieć o Cerberku, wyjątkowym psie, albo raczej terminatorze na czterech łapach. Towarzystwo kolorowe i interesujące. Cały świat przedstawiony został nakreślony bardzo naturalnie, o ile można użyć tego słowa, biorąc pod uwagę fantastykę. Jego konstrukcja opiera się głównie na znanej nam przestrzeni, podzielonej niewidzialną barierą, za którą kryją się nadprzyrodzone istoty. One cały czas tam są, po prostu ludzie nie mają o tym pojęcia.

Fabuła biegnie określonym torem w bardzo przyjemnym, niespiesznym i nienużącym tempie. Owszem, pojawia się wątek miłosny, ale na drugim, o ile nie na trzecim planie, co mnie zresztą bardzo ucieszyło. Dzieje się wystarczająco dużo, jeszcze tego by brakowało, żeby mnie miały pochłaniać rozterki sercowe (dobra, kłamię, i tak mnie pochłaniały – chemia była świetna!). Najprzyjemniejszy w czytaniu jest język, jakim posłużyła się autorka. Niesamowicie lekki, zręczny i plastyczny, w dialogach – bez grama sztuczności. No i coś, co sobie bardzo cenię, czyli humor. Komizm pojawia się zawsze tam, gdzie wymaga tego sytuacja. I naprawdę bawi, to nie jakieś wymuszone żarciki dla rozluźnienia atmosfery, tylko lekkostrawny dowcip, dzięki któremu bardzo dobrze pochłania się kolejne strony.

Nie zrozumcie mnie źle. „Kropla życia” nie jest żadnym odkryciem literackim. Nie sprawiła, że chciałam zarywać noc, byleby tylko dokończyć rozdział, nie wywołała westchnień zachwytu. To po prostu fajna, idealna na rozluźnienie powieść, przy której się dobrze bawiłam. A człowiek czasem potrzebuje prostej rozrywki. Przy okazji odkryłam młodą autorkę, której styl bardzo przypadł mi do gustu, a już na pewno trafił w moje poczucie humoru.


[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 548
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: