Dodany: 25.07.2017 11:24|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Czy to magia wyspy, czy ludzkich serc?


Recenzentka: Dorota Tukaj

Jak można sobie zagwarantować wysoce satysfakcjonującą lekturę, jeśli się akurat nie ma pod ręką żadnej nowej książki żadnego z ulubionych autorów, a na powtórki rzeczy znanych szkoda nam czasu? Szukać między laureatami nagród literackich? Trochę to zawodny trop, bo czyż nie trafiają się dzieła nagrodzone choćby i najwyższym laurem, które zmęczyliśmy z wielkim trudem lub odłożyliśmy z abominacją, klnąc w żywy kamień na gust szacownego jury? No to może inspirować się recenzjami zawodowych krytyków? Ba… ale co zrobić, jeśli należymy do tych czytelników, których gust nie jest aż tak wysublimowany, jak fachowców, zachwycających się dziwnymi eksperymentami językowymi i snujących wymyślne analizy, dla zrozumienia których czasem nie wystarczy użyć słownika wyrazów obcych? Może inspiracji poszukać na blogach? Ale jakaż gwarancja, że nie trafimy tam na burzę zachwytów nad produkcją self-publishingową, która, jak się potem okaże, zawiera tyle błędów merytorycznych, logicznych, stylistycznych i, horribile dictu, ortograficznych, że nieszczególnie srogi polonista wypisałby na amen swój czerwony ołówek, zanimby doszedł do połowy tego dzieła? Zatem kierować się średnią ocen z portali czytelniczych? Także wtedy, gdy się zorientujemy, że popularny thriller z gatunku „zabili-go-i-uciekł” wypada tam lepiej niż opowiadania nieco zapomnianego prozaika, urzekające siłą obrazowania i pięknem języka? Niełatwa to sprawa, oj, nie… Moja prywatna recepta też nie każdemu zapewne przypadnie do gustu, ale u mnie się sprawdza. Brzmi ona tak: wyszukaj wśród nowości książkę napisaną w języku francuskim, o której autorze nigdy nie słyszałaś, a tytuł nie kojarzy ci się z niczym szczególnym, może być nawet banalny jak bagietka z masłem. Bierzesz – i zachwyt za zachwytem. Patrick Besson. Philippe Besson. Philippe Labro. Anna Gavalda. Baptiste Beaulieu. Blandine LeCallet. Barbara Constantine. A teraz – pora na Lorraine Fouchet!

Biorąc pod uwagę ilość informacji, jakie docierają do naszego zakątka Europy, może się czasem wydawać, że Francja składa się głównie z Paryża, Prowansji i Lazurowego Wybrzeża. Bretania? Ano, faktycznie, jest tam taka nadmorska kraina, położona na sporym półwyspie, od północy spoglądającym w stronę Anglii, a od południa – Hiszpanii. Jeśli jesteśmy miłośnikami malarstwa – może nam się ona kojarzyć z pewnym okresem twórczości Tadeusza Makowskiego i Władysława Ślewińskiego, a jeśli nie, to z krochmalonymi czepkami wieśniaczek albo ze spopularyzowanymi ostatnio naleśnikami galettes. O wyspie Groix prawie na pewno nie słyszeliśmy, ale to się za chwilę zmieni. Bo to właśnie ona ze swoim niepowtarzalnym klimatem (w sensie tyle meteorologicznym, ile metaforycznym) stanowi scenerię opowieści z życia pewnej rodziny. Rodziny może nie całkiem przeciętnej, ale takiej, jakich wiele można spotkać, czy to we Francji, czy gdzie indziej, w odrobinę tylko zmienionych realiach.
Senior rodu, Jo (zdrobnienie od Josepha), urodził się na tej wyspie, w starej rybackiej rodzinie, i jako pierwszy wyłamał się z tutejszej tradycji, decydując się na dalszą naukę. Został lekarzem, poślubił córkę zubożałego arystokraty, która pokochała jego małą ojczyznę jak swoją własną. Ale zamieszkawszy w Paryżu, spędzali tu tylko wakacje, a powrócili na stałe dopiero przed dwoma laty, gdy Jo przeszedł na wcześniejszą emeryturę. Wydawało im się, że czekają ich jeszcze długie lata, podczas których będą mogli „korzystać wreszcie z życia”[1], bo wcześniej on prawie nie wychylał nosa ze szpitala, spłacając dług zaciągnięty na mieszkanie i zapewniając żonie i dzieciom utrzymanie na poziomie znacznie wyższym niż ten, którego zaznał w dzieciństwie. Ale idyllę w pięknej, surowej nadmorskiej scenerii, wśród przyjaciół i życzliwych znajomych, zmącił złośliwy los, zsyłając na Lou – zaledwie pięćdziesięciosześcioletnią! – szybko postępującą nieuleczalną chorobę. I oto teraz, w ostatni poranek października, rodzina odprowadza ją na wiejski cmentarzyk. Każdy na swój sposób przeżywa jej odejście, każdemu będzie jej brakowało, ale nikomu aż tak jak Josephowi, dla którego była całym światem. Gdyby mógł, ofiarowałby swoje życie w zamian za jej powrót… ale niebianie jakoś nie są chętni do zawierania takich transakcji. Tym bardziej, że on ma jeszcze coś do zrobienia na Ziemi. Bo Lou zostawiła testament. Bardzo szczególny testament, który nakłada na niego pewien obowiązek – na pierwszy rzut oka zdaje się, że niemożliwy do spełnienia – będący warunkiem otrzymania najbardziej tajemniczej części spadku: listu zapieczętowanego w butelce po szampanie. Więc Jo przystępuje do wypełniania zadania. Najlepiej, jak potrafi. Ale i to by chyba nie wystarczyło, gdyby w duszach kilkorga ludzi nie tliły się iskierki dobra zasianego przez Lou…
Cała fabuła może wydawać się nieco banalna, miejscami dublująca pomysły znanych twórców literackich melodramatów (w rodzaju Nicholasa Sparksa czy Danielle Steel) lub scenarzystów kina familijnego, rzecz jednak nie tyle w pomyśle, ile w wykonaniu. Bo ileż jest w tej historii wątków, ileż wyrazistych i barwnych postaci! Na przemian zabierają głos wszyscy żyjący członkowie rodziny, a także kilka osób pośrednio z nią związanych. Kobieta żyjąca w cieniu podwójnej traumy: niesłusznego poczucia winy i niewybaczalnych słów usłyszanych od własnej matki, i inna, odreagowująca doznaną w młodości krzywdę za pomocą prostej, choć wcale niesatysfakcjonującej metody „porzucaj, by nie zostać porzuconą”. Dziecko trzymane pod kloszem i drugie, napawające się wolnością, lecz cierpiące z powodu odrzucenia przez ojca. Syn skonfliktowany z ojcem, stale próbujący go osądzać, choć nie zna motywów jego postępowania. Ojciec boleśnie odczuwający niepowodzenia dzieci w życiu osobistym. I jeszcze ta ponura tajemnica, której prawie nikt nie rozumie, a prawie każdy zrzuca winę na Jo: dlaczego ostatnie kilka miesięcy swego życia Lou musiała spędzić w domu opieki? Kolejne monologi bohaterów rzucają na wszystkie te problemy coraz więcej światła, ujawniając głęboko skrywane sekrety, lęki i urazy, a także stanowią swoisty miernik dobra i empatii, których – jak się okaże – nie pozbyli się nawet ci, co na pierwszy rzut oka robią wrażenie zimnych i obojętnych. Od czasu do czasu odzywa się także… sama Lou, to z przeszłości, to z miejsca „gdzie idzie się potem”[2]; czytelnik, któremu nie w smak ingerencje metafizyczne, może jednak swobodnie założyć, że jej słowa są projekcją wyobrażeń męża (czyż nie zdaje się czasem człowiekowi, że przemawia doń ktoś, kogo już dawno nie ma?).

Kapitalnie to autorka rozegrała, nadając wypowiedziom każdej osoby indywidualny styl, wkładając w nie tyle emocji, że nie sposób się wraz z nimi nie smucić, nie złościć, nie cieszyć (bo choć strata żony, matki, babci będzie ich boleć jeszcze długo, ostatecznie wszyscy zyskają jakiś powód do radości) i stwarzając wokół nich klimat tak magiczny, tak przesycony jakimś dobrym duchem wyspy, że aż żal opuszczać to miejsce, gdy się już cała sprawa rozstrzygnie. Trudno powiedzieć, co tu najpiękniejsze – czy język, urzekający swoją prostotą (w czym bez wątpienia duża zasługa tłumaczki), czy sceneria, czy przesłanie, czy może ładunek wzruszeń? Strona edytorska nie pozostawia wiele do życzenia, choć wymknęło się korekcie parę literówek (z czego tylko jedna o znaczeniu merytorycznym, „ciało migdałkowate”[3] zamiast „migdałowate”) i niekonsekwencja w odmianie nazwy jednej z miejscowości („U znajomych w Loriencie”[4], „Ładna pogoda w Lorient?”[5], „Twój brat zatrzyma się w Lorientu”[6]). O nich jednak rychło zapomnimy, a ta opowieść o życiu i przemijaniu, miłości i wybaczeniu, napotkana w książce wybranej niemal na chybił trafił, może w nas utkwić na zawsze.

[1] Lorraine Fouchet, „Między niebem a Lou”, przeł. Iwona Banach, wyd. Media Rodzina, Poznań 2017, s.11.
[2] Tamże, s. 24.
[3] Tamże, s. 199.
[4] Tamże, s. 177.
[5] Tamże, s. 182.
[6] Tamże, s. 217.

Autorka: Lorraine Fouchet
Tytuł: Między niebem a Lou
Tłumaczka: Iwona Banach
Wydawnictwo: Media Rodzina 2017
Liczba stron: 350

Ocena: 5,5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 749
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: