Dodany: 02.06.2010 00:00|Autor: bogna

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

KONKURS nr 104 pt. Szkoło, szkoło...


Przedstawiam KONKURS nr 104 pt. Szkoło, szkoło..., który przygotowała Dot59.


„Szkoło! Szkoło! Gdy cię wspominam,
Tęsknota w serce się wgryza.
Oczy mam pełne łez! ”
(Julian Tuwim – „Nad Cezarem”)


Niedługo skończy się kolejny rok szkolny (a dla niektórych już się skończył) i znów dla kogoś szkolne lata staną się tylko wspomnieniem. Czy aż tak rzewnym, jak w powyższym cytacie, czy też mniej sentymentalnym, a bardziej wesołym, czy - oby nigdy tak się nie stało! - takim, które najchętniej by się wyrzuciło z pamięci, to już całkiem inna sprawa. A my tymczasem spróbujmy przypomnieć sobie szkoły, pojawiające się na kartach utworów literackich z różnych krajów i różnych epok.
Pierwszoplanowy bohater - jeżeli pada w tekście jego imię/nazwisko - oznaczony jest jako X, inne charakterystyczne postacie kryją się pod kryptonimami kolejnych niewiadomych, albo jeśli nie są zbyt łatwe do rozpoznania, pod własnymi inicjałami, zaś epizodyczne noszą pełne imiona/nazwiska.
Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 13 czerwca (niedziela) godz. 23:00.
Za każdy fragment można otrzymać 2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł - maksymalnie 60 punktów. Strzelać można do oporu. Jeżeli więcej osób zdobędzie taką samą liczbę punktów, zostaną wymienione na podium w kolejności nadesłania finałowych maili.
Odpowiedzi wysyłajcie na adres: [...]. W tytule wpiszcie: (nick) do tablicy.
Jeżeli nie życzycie sobie podpowiadania, czy coś czytaliście, zaznaczcie to w pierwszym mailu.
W dni robocze będę odpisywać na maile późnym południem i wieczorem.


WAŻNE!!!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!

FRAGMENTY KONKURSOWE



„Obie z pierwszej klasy, z klasy pierwszej a...”


1.

      Hall tego olbrzymiego gmachu, mieszczącego podstawówkę i gimnazjum, pomalowany był na kolor zwietrzałej musztardy z Dijon, a pachniał - rzecz ciekawa - także zwietrzałą musztardą z Dijon. Mętnie polśniewające ściany, obwieszone gablotkami i plakatami, a także papieroplastyką, tworzyły ponurą perspektywę, zamkniętą szybem klatki schodowej.
X grzecznie skinął głową panu woźnemu, który tkwił w oszklonym boksie, na wypadek, gdyby do szkoły chciał wkroczyć dealer narkotyków (obecność cichego staruszka była wielce skuteczna; dealerzy nie wchodzili nawet w progi szkoły, tylko spokojnie handlowali sobie na chodniku. W odpowiedzi uzyskał podejrzliwe, niechętne spojrzenie, więc zrobił niewinną minę i zmusił się do postawienia pierwszego kroku.
W hallu było już głośno i tłoczno. Zebrały się tu wszystkie klasy pierwsze wraz z rodzicami. Lada chwila miały przybyć i nauczycielki pierwszaków, by ich zabrać do sal lekcyjnych na parterze. Ha. Biedne dzieci, jeszcze nie wiedzą, co je czeka!


2.

       W tym tygodniu X z Joasią są porządkowymi.
To bardzo przyjemnie być porządkową. Jak tylko lekcja się skończy, to zaraz wołamy grubym głosem, żeby wszyscy wychodzili na korytarz. A jak już nikogo w klasie nie ma, to Joasia z X otwierają okna, zamiatają i ścierają ślicznie tablicę, a Adrian podlewa kwiatki. Dzisiaj obszedłem z X całą klasę, żeby sprawdzić porządek. Wszędzie było dość porządnie. Oj, ale co się działo pod ławką tego Bronka i tego Antka! Tarzały się tam łupinki od pestek i skorupki od jajek, i strzały, i kule zgniecionego papieru. A na szlaku nad ich ławką był narysowany chłopak i mysz, i szczur i było napisane: „Pan Antoni myszy goni, szczury łapie po pułapie”. (…) Gdyby tak było u wszystkich dzieci, toby klasa wyglądała jak śmietnik!


3.

Hej, trzeba to niemało cierpliwości z tymi wstępniakami! Wszystkim brak zębów jak starym, jeden nie wymawia r, drugi nie wymawia s; jeden kaszle, drugiemu krew idzie z nosa; ten upuścił pod ławkę tabliczkę; ten się drze, bo się ukłuł piórem; tamten beczy, bo zamiast kajetu nr II kupił kajet nr I. Stu pięćdziesięciu takich jegomościów w klasie, co nie umieją nic, mają ręce jak z masła, a to pisać ich ucz! A co w kieszeniach za niestworzone rzeczy do klasy przynoszą. Guziki, korki od flaszek, kawałki lukrecji, tartą cegłę, mnóstwo drobiazgów, które nauczycielka odbierać musi, bo się nimi bawią, a tak umieją chować, że to w pończochach nawet.
A jak nic nie uważają, to strach! Niech bąk wleci przez okno, zaraz wszyscy do niego! A przyjdzie wiosna, to naznoszą zielska, chrząszczów, toto potem po klasie lata, łazi po kałamarzach i smaruje kajety atramentem.
Nauczycielka musi, jak matka, ubierać ich, rozbierać, obwijać im pokłute palce, prostować pogiecione berety, uważać, żeby nie pozamieniali płaszczyków, bo później piszczą i miauczą jak koty!
Biedne nauczycielki! A jeszcze przychodzą matki ze skargami:
- Co to znaczy, proszę pani, że mój chłopiec zgubił pióro?
- Co to znaczy, że mój chłopiec nic a nic się nie nauczył jeszcze?
Czemu to pani nie wyjmie z ławki tego gwoździa, o który mój Piotruś rozdarł majtki?


4.

- Temat: Uwagi porządkowe - powiedziała nauczycielka. Miała gąbczastą twarz schowaną za dużymi okularami i wypchaną na siedzeniu ciemnozieloną spódnicę.
- Wszyscy uczniowie muszą mieć juniorki. - Kredowy pył z kropki nad „i” zsunął się w dół majestatyczną smugą. - Do tego worki, w kolorach ciemnych. Stroje gimnastyczne, biało-granatowe. Fartuch granatowy z białym kołnierzem. Tarcza z numerem szkoły na ramieniu obowiązkowa, przyszyta, nie na agrafkę. Do nabycia w sekretariacie szkoły.
       Stojący z tyłu rodzice zaszeleścili kartkami, podniósł się lekki zgiełk, który ucichł, gdy ktoś zapytał: - Fartuchy? Skąd je wziąć? Bo w sprzedaży nie ma. Wiem, bo chodziłam…
Nauczycielka oderwała wzrok od kartki i popatrzyła przed siebie z namysłem.
      - Mają być w Smyku po czternastej - rzuciła, zniżając głos.
      - A worki?
      - Mają rzucić pojutrze w pedecie.
      - A stroje gimnastyczne?
Wychowawczyni poprawiła okulary i odwróciła się w stronę tablicy.
Zeszyty w kratkę, dziesięć. W trzy linie dziesięć. Gładkie dziesięć. Do tego ołówek, gumka, ekierka. Obowiązkowo.


5.

Gromada rzuciła się do wiadra z cuchnącymi pomyjami i nuż beanów myć, szorować, potem wycierać ich zgrzebnym worczyskiem, potem czesać ich grabiami. A nuż także drewnianą siekierą ociosywać, drewnianą piłą przyrzynać, drewnianymi heblami strugać.
Teraz dopiero po prawdzie zrobiły się z nich straszydła w postrzępionych rewerendach, rozczochrane, brudne i podrapane.
- No, będzie już chędożenia! - rozkazał depositor. - Teraz obaczym, azali beany umieją obchodzić się z kałamarzem, odetkać go, umoczyć pióro w inkauście, napisać choć słówko po łacinie.
Zawieszono beanom na piersiach wielkie drewniane kałamarze, powtykano im do rąk pióra wycięte z kijów i jak kije pasterskie wielkie.
- No, otwórzcie kałamarze! Umoczcie pióra i napiszcie na ścianie swoje miano, to znaczy asinus, co tlomaczy się na polskie: osioł.
- Asinusy, asinusy, pokażcie, jak umiecie pisać! Pokażcie swoje kunszty!
Biedne asinusy na próżno starają się odetkać kałamarze. Toć one są wyrobione z jednej sztuki drewna, toć one wcale się nie otwierają!


6.

Sinoniebieskie wnętrze rozjaśniło się bladym światłem. Zagubiony w fałdach obszernej togi staruszek ruszył wolnym krokiem ku głównej nawie, osłaniając drżącą dłonią przygasający w podmuchach przeciągu płomień. Za nim podążył czteroosobowy orszak chłopców, którzy na wysoko uniesionych drzewcach dźwigali szkolne sztandary. Na końcu kroczyli pedagodzy Akademii w czarnych togach oraz nielicznie przybyli jej absolwenci. (…)
Staruszek zatrzymał się przed prezbiterium i odwrócił ku zgromadzonym. Czterej chłopcy ze sztandarami minęli go, uroczyście wkroczyli na podium i stanęli sztywno przed przygotowanymi dla nich krzesłami. Po nich swoje miejsca w prezbiterium zajęli nauczyciele i absolwenci.
Staruszek uniósł świecę i postąpił krok naprzód.
- Panie i panowie… chłopcy… donośnym głosem odezwał się dyrektor, wskazując palcem płomień. - Oto światło wiedzy!
Kiedy obecni w kaplicy zaczęli bić brawo, dmący w dudy uczeń skończył grać i złożył instrument w bocznej niszy.
Czterej chłopcy opuścili drzewca na posadzkę i z ulgą usiedli na krzesłach. Na proporcach widniały wyszyte złotą nicią słowa: TRADYCJA, HONOR, DYSCYPLINA, DOSKONAŁOŚĆ.
Zapadła cisza.
Staruszek podszedł do pierwszego rzędu,w którym siedzieli najmłodsi uczniowie Akademii, trzymający w dłoniach nie zapalone świeczki. Nachylając się nad pierwszym z nich, ostrożnie przysunął swój płomyk do knota świecy chłopca.
- Światło wiedzy - zaintonował ceremonialnie dyrektor Nolan - zostało przekazane młodym przez starszeństwo!


„Nauczyli nas regułek i dat,
Nawbijali nam mądrości do łba.
Powtarzali, co nam wolno, co nie,
Powtarzali, co dobre, co złe…”



7.

Wczoraj w szkole, na klasówce z historii, zdarzyło się coś niesamowitego. A., który jest pierwszym uczniem w klasie i ulubieńcem naszej pani, podniósł rękę i zawołał:
- Psze pani! On ode mnie ściąga!
- Nieprawda, ty wstrętny kłamco! - krzyknął G.
Ale pani podeszła, wzięła kartkę G. i kartkę A., spojrzała na G., który zaczął płakać, postawiła mu pałę, a po klasówce zaprowadziła go do dyrektora. Pani wróciła do klasy sama i powiedziała:
Drogie dzieci, G. postąpił bardzo źle: nie tylko ściągał od kolegi, ale w dodatku uparcie nie chciał się do tego przyznać, dodając kłamstwo do nieuczciwości. Wobec tego pan dyrektor zawiesił go na dwa dni w prawach ucznia. Mam nadzieję, że będzie to dla niego przestrogą oraz nauczy go, że na nieuczciwości daleko w życiu nie zajedzie. (…)


8.

Szkoła, jak wiadomo, dzięki swemu zbiorowemu charakterowi przygotowuje chłopców do życia w społeczeństwie i daje im takie umiejętności, jakich by nie nabyli chowając się pojedynczo. O tej prawdzie przekonałem się w tydzień po przybyciu do szkoły, gdzie nauczyłem się sztuki dawania
s e r ó w, która wymaga współudziału najmniej trzech osób, a więc nie może istnieć poza obrębem społeczeństwa.
Teraz dopiero odkryłem w sobie ów rzeczywisty talent, którego natura chroniła mnie od teoretycznych zaciekań, a popychała w kierunku działalności zbiorowej. Należałem do pierwszorzędnych - graczy w palanta, bywałem m a t k ą w bitwach, organizowałem pozaklasowe wycieczki, zwane w a g u s a m i, dyrygowałem w klasie ogólnym tupaniem lub beczeniem, cośmy sobie dla wytchnienia urządzali niekiedy w sześćdziesięciu. Natomiast znalazłszy się samotnym wobec gramatycznych prawideł, wyjątków, deklinacyj i koniugacyj tworzących, jak wiadomo, podstawę filozoficznego myślenia, wnet uczuwałem w duszy jakąś pustkę, z której głębi wynurzała się - senność.
Jeżeli przy takim talencie do nieuczenia się wypowiadałem lekcje stosunkowo dosyć płynnie, to tylko dzięki silnemu wzrokowi, który pozwalał mi czytać z książki odległej o dwie lub trzy ławki. Zdarzało mi się niekiedy, żem wydawał zupełnie co innego, niż było zadane, lecz wówczas uciekałem się do modelowego w takich razach usprawiedliwienia. Mówiłem mianowicie, żem nie dosłyszał pytania, albo że „się zaląkłem”.


9.

Podpowiadanie jest instytucją dostojną, szanowną i tak starą jak szkoła; nie ma człowieka, który by sam kiedyś nie podpowiadał i któremu nie podpowiadano, inaczej bowiem nikt by dotąd szkoły nie skończył i bardzo brodaci chodziliby do niej ludzie. Dla tej dobroczynnej instytucji mają niejaki szacunek i sami profesorowie, z tego względu, że i oni kiedyś chodzili do budy; byle podpowiadać w miarę i nie bezczelnie, na to właściwie godzi się machnięciem ręki każdy profesor.
Można podpowiadać i podpowiadać; to nie jest tak łatwo. Dobrego suflera w teatrze szanują wszyscy bardzo i cenią go niezmiernie, tak też i w szkole są podpowiadacze wytrawni, artyści w swoim niebezpiecznym fachu, ale są i fuszerzy obrzydliwi, niedźwiedzie źle się przysługujący, albo też judasze podstępni, z miną z głupia frant, dobroduszną i obleśną, źle podpowiadający. (…). Najgorszy jest podpowiadacz niezdecydowany, chwiejny i trwożliwy. Podpowiadanie jest świętym obowiązkiem, obowiązku zaś nie należy spełniać niezgrabnie lub niezdarnie.”


10.

- Nam bardzo przykro, panie dyrektorze - rzekł Z. - ale słowo daję, że co do nieuctwa, to my nie rozumiemy, o co chodzi.
- Nie rozumieją! - zagrzmiał dyrektor i spojrzał bezradnie na Ż. - Widzę, że zdzierałem tu gardło na próżno. Może pan zademonstruje to, co pan miał zamiar zademonstrować.
- Proszę bardzo - odparł Ż. - Czy możesz mi powiedzieć, Z., jakie mamy strony?...
- Lewą i prawą -odparł bez zająknienia Z. - Jeśli zaś chodzi o strony świata…
- Chodzi o strony gramatyczne.
- Orzekające…
- Dosyć!- krzyknął Ż. – P.! Tryby!
P. bezradnie potoczył rybim wzrokiem dookoła.
- Przeważnie zębate…- wyjąkał.
- Doskonale - powiedział Ż. – S., kto napisał „Latarnika”?
- Żeromski… On siedział w latarni na Rozewiu, ja tam byłem.
- Znakomicie. A może wiesz także, kto napisał „Chama”?
S. zamyślił się.
- „Chama”?
- No… „Chama”, „Nad Niemnem”…
- „Chama nad Niemnem”?
Profesorowie spojrzeli po sobie ze zgrozą. Tylko jeden gimnastyk, pan N., który zawsze darzył nas sympatią, usiłował ratować sytuację.
Usłyszeliśmy jego niewyraźny szept:
- …rzeszko…
- Więc kto?- zapytał surowo pan Ż..
- Czeszko - wypalił Z.


11.

Czekając na rozpoczęcie zajęć, X otworzyła swój zeszyt z notatkami i zaczęła czytać. Po jej ławce przesunął się cień, ale podskoczyła dopiero wtedy, gdy przed jej oczami pojawiła się ręka i porwała jedną z kartek. Usiłowała ją chwycić, ale uczyniła to zbyt powoli. Ktoś zabrał jej kartkę.
- No, no,cóż tu mamy? – R. przeszedł na przód sali i oparł się o biurko nauczyciela. - Notatki X.
Patrzyła na niego lodowatym wzrokiem. Pozostali przyglądali mu się z zainteresowaniem. R. przebiegł wzrokiem kartkę i roześmiał się z zachwytem.
- Spójrzcie na to pismo! - zawołał, podnosząc notatki do góry. - Ona pisze jak dziecko! Och, a ta ortografia!
X stłumiła jęk, gdy zaczął czytać, udając, że ma straszne kłopoty z odszyfrowaniem słów. Po kilku zdaniach przerwał i zaczął się na głos zastanawiać nad ich znaczeniem. X posłyszała cichy chichot dochodzący z niektórych ławek i poczuła, że na jej twarz wypełza rumieniec. R. wyszczerzył się radośnie i zaczął jeszcze bardziej podkreślać błędy ortograficzne, literując każde słowo, a sala rozbrzmiewała głośnym śmiechem.”


12.

Siedzące w ławkach panny wyciągnęły teraz zeszyty, a jakaś starsza pani, o bardzo spiczastym nosie, napisała na tablicy zdanie: Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje.
- Proszę to teraz pisać, moje panny, tylko starajcie się, aby pismo wasze było piękne i czytelne.
- No, to akurat coś dla mnie - pomyślała ze zgrozą X, która słynęła w klasie z tego, że bazgrała jak przysłowiowa kura pazurem. Niemniej jednak pochyliła się nad zeszytem i usiłowała pisać, aby nie zwracać na siebie uwagi chudej damy. Ale niestety! Ta bardzo koścista osoba opuściła po chwili swoje miejsce na katedrze i zaczęła przechadzać się po klasie. W pewnej chwili przystanęła nad X i jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jej zeszyt. Wreszcie otrząsnąwszy się z tego osłupienia pochwyciła go i wymachując nim nad głową zaczęła krzyczeć przeraźliwym głosem:
- To ma być zeszyt z kaligraficznym pismem? To są ohydne bazgroły! Czy panna S. nie zdaje sobie sprawy, jak wielką rolę odgrywa w życiu kaligrafia? Czy panna S. nie zdaje sobie sprawy z ważności tego przedmiotu? Czy jest do pomyślenia, aby dobrze wychowana panienka pisała w podobny sposób? Ach! to jest karygodne! Panno S.! Proszę za karę napisać trzydzieści razy zdanie: „Pismo jest zwierciadłem duszy”. Proszę natychmiast zabrać się do pisania! Zrozumiano?


13.

Odezwał się dzwonek. Zdawałoby się: prysnęły więzy czaru. B. odzyskał mowę.
- O zdrajcy! - wołał. - O podlece! Żółkiewski pod Cecorą! Sobieski pod Chocimiem! Bo o Wiedniu to nawet małe dzieci wiedzą, i tylko trzeba środek powstania styczniowego przestawić, to będzie 683. A to świnie! A bracia czescy gdzie? Świnie!
- B.! - nauczycielka tym razem była naprawdę zgorszona. - Ty chyba rzeczywiście jesteś nieprzytomny! O bohaterach narodowych w ten sposób! O ludziach, którzy torowali drogi myśli postępowej, takimi wyrazami? Jak śmiesz!...
B. wytrzeszczył oczy.
- Bohaterowie? Ja mogę powiedzieć, co to za bohaterowie! Bo pani na pewno nie wie…


14.

Przyjemnie jest być prymusem.
Prymus jest w klasie pierwszą osobą po profesorze.
On to przynosi i odnosi wielki dziennik klasowy; on dwa razy na dzień wchodzi do kancelarii, gdzie ma dostęp do samego inspektora; on melduje, że atrament w kałamarzu na katedrze „wysechł”, kreda przy tablicy „wypisała się”, gąbkę „ktoś świsnął”…
Do prymusa profesor zwraca się w sprawach „delikatnej natury”, na przykład: kto rzucił na środek klasy skórkę od pomarańczy? albo: dlaczego B. przy odczytywaniu listy był obecny, a gdy został wezwany do lekcji, oświadczono, że go nie ma? Albo: skąd się wziął w klasie zapach dymu tytuniowego… (…)
Prymus stanowi łącznik między kolegami a zwierzchnością szkolną i gdy jest zręczny, może służyć obu stronom, żadnej nie krzywdząc. On, wstępując na katedrę dla podania profesorowi pióra lub ołówka, ma sposobność zerknąć na dziennik lub katalożek i podchwyciwszy drogocenną tajemnicę stopni, udzielać jej zaufanym kolegom. Są tacy, co znając wpływy i wysokie stosunki prymusa, starają się go przekupić - ale on niedostępny pokusom jak Kato.”


15.

Jak w czwartej klasie wybuchł Czarnobyl, pani higienistka z płynem lugola przyszła do nas do pracowni biologicznej. Pamiętam dobrze, bo było to pierwszego maja po pochodzie. Najpierw miała być zbiórka przed gabinetem lekarskim, ale tam już na całego szalała choroba popromienna. Pomiędzy coraz gremialniej pawiującymi uczniami miotał się jakiś facet, którego nigdy wcześniej ani nigdy później nie widzieliśmy na oczy, i krzyczał z fanatyzmem: Uprasza się, by pozostała młodzież niezwłocznie udała się do sal, które są jej macierzystymi siedzibami! Uprasza się, by pozostała młodzież niezwłocznie udała się do sal, które są jej macierzystymi siedzibami! Konając ze śmiechu, wykonaliśmy polecenie. Najzabawniejsze, że pomogło - nasza czwarta klasa jako jedyna przy przyjmowaniu zapobiegawczego specyfiku nie pawiowała. Być może zaszło zjawisko szeroko rozumianej homeopatii: z powodu wiecznego smrodu, z powodu - kolejne określenie matematyczki pani Ogiegłowej - dławiąco organicznej aury, jaka panowała w pracowni, mdliło nas tam na okrągło.
      Tam w każdym razie pobieraliśmy nauki i tam docierały do nas rozmaite dziejowe wiadomości. Jak w siódmej klasie upadł mur berliński - dowiedzieliśmy się o tym też w naszej pracowni biologicznej: wicedyrektor szkoły pan Pazera wygłosił na fizyce gorzką mowę, którą skończył uwagą, że wszystko, co dobre dla Niemców, jest złe dla Polaków i na odwrót. O.T.G. wyleciał wtedy z klasy, bo podniósł palce i zapytał, czy to dotyczy też najnowszego modelu bmw.


16.

      Na jednym z wyższych pięter szkoły, gdzie mieścił się internat i sala gimnastyczna, obok izby chorych znajdował się gabinet dentystyczny. Rozzłoszczeni nauczyciele grozili nam czasem, że wyślą tam łobuzów klasowych. Do lżejszych kar należało stanie w kącie między tablicą i drzwiami, twarzą do ściany, czasami na jednej nodze. Ponieważ jednak bardziej niż lekcje interesowało nas, jak długo wytrzyma ktoś w tej pozycji, zrezygnowano z tej metody wychowawczej. Stojące w kącie urwisy wymyślały najróżnejsze sztuczki, by zwrócić na siebie uwagę pozostałych. Pluły więc do kosza albo wysyłały tajemne znaki reszcie klasy. (…)
Wraz z upływem czasu ciepłe i opiekuńcze nauczycielki zastąpili starzejący się, wściekli, znudzeni życiem nauczyciele gimnastyki, religii czy muzyki i ceremonie poniżania stały się jeszcze bardziej wyrafinowane.(…). Gdy uczeń, wpatrzony w przestrzeń niczym kociak, który właśnie wylał mleko - przyznał się do winy, a potem szybko i wiarygodnie wyraził skruchę, mógł oczekiwać łagodnej kary. Ci jednak, którzy błagali o wybaczenie w sposób niewspółmierny do czynu; którzy nie wymyślali żadnych usprawiedliwień, bo byli na to zbyt mało lotni albo leniwi; którzy, nie bacząc na poniżającego ich nauczyciela, rozśmieszali resztę swoimi wygłupami albo, plotąc bzdury, przysięgali, że już zawsze będą mówić prawdę, i sponiewierani, bezmyślnie niczym zwierzęta złapane w pułapkę wykonywali gest narażający ich na kolejne razy - wszyscy oni nauczyli mnie o życiu i ludzkiej naturze więcej, niż podręczniki wiedzy o społeczeństwie czy kolejne tomy Wiadomości z klasy”.


17.

Parę strachów na wróble, świecących gołymi kolanami i łokciami, posłuchało wezwania i ustawiło się koło pulpitu przełożonego, przed którego uczonym obliczem jeden z chłopców umieścił brudną i poszarpaną książkę.
— To jest, X, pierwsza klasa studiująca filozofię i zasady pisowni angielskiej — odezwał się S. i skinieniem ręki dał X. znak, by stanął obok niego. — Potem zawołamy klasę łaciny, którą przekaże się panu... No, zaczynamy! Gdzie jest prymus?
— Myje okno w saloniku od podwórka, proszę pana profesora — odpowiedział chwilowy zastępca prymusa klasy filozofii.
— Aha! Myje okno... Tak, prawda... — rzekł S. — Stosujemy tutaj praktyczny sposób nauczania, X., regularny system edukacji. Em-ygrek-cie, myć, czasownik czynny, który znaczy doprowadzać do stanu czystości, oczyszczać. O-ka-en-o, okno, to otwór z oszkloną ramą. Kiedy uczeń dowie się tego z książki, idzie sobie i zajmuje się praktyką. To coś bardzo podobnego do używania globusa w geografii. Gdzie drugi uczeń?
— Piele w ogrodzie, proszę pana profesora — odpowiedział cienki głosik.
— Aa... prawda... — przypomniał sobie S., bynajmniej nie zbity z tropu. — Oczywiście, że piele. Be-o-te-a-en-i-ka-a, botanika, rzeczownik, nauka o roślinach. Kiedy chłopiec dowie się, że botanika to nauka o roślinach, idzie sobie i zapoznaje się z roślinami. Oto nasz system, X. Co pan o nim myśli?
— W każdym razie to bardzo opłacalny system — odparł X.
— No, pewnie! — potwierdził S., który nie zwrócił uwagi na znaczący ton swego zastępcy. — Trzeci uczeń! Powiedz mi, co to jest koń?
— Zwierzę, proszę pana profesora — odpowiedział malec.
— Zupełnie słusznie — rzekł S. — Prawda, X?
— Myślę, proszę pana, że co do tego nie może być wątpliwości — przyznał X.
Pewnie, że nie może — ciągnął S. — Koń to czworonóg, z łaciny quadruped, co właśnie znaczy zwierzę. Wie to każdy, kto przeszedł szkółkę początkową, bo po cóż inaczej miałyby istnieć takie szkoły?


18.

      M. natomiast zarządził zbiórkę i poprowadził nas na boisko, na lekcję geografii. Byłem już poprzednio w dwóch szkołach, ale po raz pierwszy w życiu widziałem taką lekcję geografii. M. wytoczył na boisko dużą piłkę zrobioną z globusa, rozdzielił nas wszystkich na dwie drużyny i powyznaczał nam stanowiska zupełnie tak, jak do gry w piłkę nożną. (...) Cała zaś sztuka polegała na tym, aby uderzając w piłkę nogą, wymieniać równocześnie miasto, rzekę albo górę, w którą właśnie trafił czubek trzewika.
Na znak dany przez M. gra rozpoczęła się. Biegaliśmy za globusem jak szaleni i kopaliśmy piłkę z całych sił.
Przy każdym kopnięciu padał okrzyk któregoś z graczy:
- Radom!
- Australia!
- Londyn!
- Tatry!
- Skierniewice!
- Wisła!
- Berlin!
- Grecja!
M. gwizdał raz po raz, okazywało się bowiem, że Antoni wymienił Skierniewice zamiast Mysłowic, Albert pomieszał Kielce z Chinami, zaś Anastazy wziął Afrykę za Morze Bałtyckie.
Gra ta bawiła nas niesłychanie, popychaliśmy jeden drugiego, przewracaliśmy się na ziemię, wykrzykiwaliśmy nazwy miast, krajów i mórz, (...), ja sapałem jak miech kowalski, a jednak nauczyłem się przy tym z geografii więcej niż w dwóch poprzednich szkołach w ciągu trzech lat.


19.

X był dobry z fizyki, świetny można powiedzieć. Toteż sobie za dużo pozwalał.
Kiedy X poszedł do tablicy po tym pytaniu o prawo Archimedesa, rzekł:
- Zapomniałem. Może mi pan profesor powie pierwsze zdanie.
- Zmiłuj się, X, co ty wygadujesz, całe prawo to jest jedno zdanie.
- O, to niedobrze - odparł X. - Całe szczęście, że dwói nie mogę mieć, bo mi wypada wyższa przeciętna.
- Mówisz? - zainteresował się pan K. - Uważaj, żeby ci z mojego rachunku nie wyszło dwa.
- Pan profesor policzy. Na pierwszy okres pięć, na półrocze cztery, na trzeci pięć, jakby teraz dwa, to szesnaście przez cztery jest cztery.
- Dwa - rzekł twardo pan K. - Ja po prostu dzielę przez osiem.
- A dlaczego?
- A ponieważ nie lubię takich dowcipnisiów - powiedział pan K., choć wszyscy nauczyciele, niestety, lubili X-a. - Oj, korci cię, korci, X, żeby mieć poprawkę.
- Nie wydaje mi się to możliwe.
A to ja ci udowodnię.
- A to ja się nie będę uczył w czasie wakacji, daję panu profesorowi słowo honoru.
- A to już jest twoja sprawa.


20.

Przede wszystkim trzymał moją pracę w ręku z takim obrzydzeniem, jakby to było psie łajno czy coś w tym rodzaju.
- Uczyliśmy się o Egipcjanach od czwartego listopada do drugiego grudnia – rzekł. – Wybrałeś sobie temat wypracowania sam. Czy chcesz posłuchać, co miałeś o tym do powiedzenia?
- Nie, panie profesorze, wolałbym nie – odparłem.
Ale on i tak zaczął czytać. Nie sposób powstrzymać belfrów, jeśli się przy czymś uprą. Na nic nie zważają i robią swoje.
- Egipcjanie byli starą rasą kaukaską, zamieszkującą jeden z krajów Afryki północnej. Ta ostatnia, jak wiadomo, jest największym kontynentem wschodniej półkuli.
Musiałem siedzieć cicho i słuchać tych bredni. S. zrobił mi paskudny kawał.
- Egipcjanie są dla nas dziś nadzwyczaj interesujący z wielu różnych powodów. Nowocześni uczeni do tej pory nie odkryli, jakich tajemniczych środków używali Egipcjanie do zawijania swoich umarłych, których twarze nie uległy rozkładowi w ciągu niezliczonych stuleci. Ta intrygująca zagadka stanowi wręcz wyzwanie dla nowoczesnej nauki dwudziestego wieku.
Skończył czytanie i podniósł wzrok znad mojej pracy. W tej chwili już go zacząłem prawie nienawidzić.
- Twój „esej”, jeśli tak można go nazwać, na tym się kończy – rzekł S., wciąż okropnie drwiącym głosem. Nigdy bym się nie spodziewał po staruszku takiego sarkazmu. – Jednakże dodałeś na dole strony mały liścik do mnie – rzekł.
- Pamiętam, pamiętam – wpadłem mu w słowa z pośpiechem, bo nie chciałem, żeby i to jeszcze głośno przeczytał. Ale nic nie mogło go powstrzymać. Rozpędził się stary na całego.
- Szanowny Panie Profesorze – czytał głośno. – Więcej nie wiem o Egipcjanach. Jakoś nie mogłem się do nich zapalić, chociaż wykładał Pan Profesor bardzo interesująco. Nie będzie mi przykro, jeżeli mnie Pan Profesor obleje, bo i tak już zawaliłem wszystkie przedmioty z wyjątkiem angielskiego. Łączę wyrazy szacunku. X.Y.
Odłożył to moje idiotyczne wypracowanie i spojrzał na mnie z takim triumfem, jakby mi wlepił suchego seta w ping-ponga czy coś w tym rodzaju.


21.

(…) państwo S. byli niemile rozczarowani, gdy X, ukarany za swoje roztargnienie, okazał się najgorszy z francuskiego i przeszedł do następnej klasy bez wyróżnień i bez nagrody. W każdym z wypracowań, które uczeń powinien pisać zwięźle, a jeżeli nie wykwintnie, to przynajmniej poprawnie, Janek gorączkowo roztaczał swoje uwielbienie czy współczucie, które przelotnie wzbudzała w nim dana postać, choć przedmiotem wypracowania miał być tylko jakiś jeden szczegół z jej życia. Zapełniał całe stronice, upajając się swoim pośpiechem, okazując cały swój bezgraniczny i czarujący smutek wobec tortur Joanny d’Arc albo słów konetabla de Bourbon, a chcąc się pochwalić rozległością swych lektur, przyozdabiał wszystko obrazami zapożyczonymi od czytanych właśnie poetów. Toteż jego wypracowania, poczęte wśród łez, były czytane wśród wybuchów śmiechu. Będzie nam może trochę przykro, gdy dowiemy się przy okazji, że X, który jeszcze przed kilku laty w ogóle nie zajmował się własną osobą i z taką wylewnością roztkliwiał się nad innymi, stał się egoistą, na tyle próżnym, że ogromnie pragnął, aby go podziwiano. Może była to pierwsza oznaka, że w niechlujnej, dusznej, lodowatej atmosferze gimnazjum jego dusza pokrywała się pleśnią?


22.

Staszek, z którym siedziałem w jednej ławce, miał szesnaście, bo zimował w czwartej, piątej i szóstej klasie. Był bardzo silny i bardzo dobry, ale miał okropne życie, ponieważ nienawidził ułamków, wypławków, Łokietków i innych głupot, które codziennie w niego wmuszano. Absolutnie nie był w stanie zrozumieć, dlaczego ½ i 2/4 to tyle samo. Usiłowaliśmy mu pomóc, aż Marysia wpadła na pomysł: - Stasek, dy przecie pół litra gorzołki i dwie ćwiortki gorzołki to telo samo. - Staszek uśmiechnął się. - Maryśka, aleś ty głupio! Przecie kie tato wypijom dwie ćwiortki, to sprzedom dwie butelki, a kie pół litra, to ino jednom. - Dobre, ale twój tato wypijom telo samo gorzołki, cy mu dać pół litra, cy dwie ćwiortki! - nie dawała się Maryśka. - Nie godoj, Maryś, dy przecie nie wiys, jako mój tato pijom. - Na tym dyskusję o ułamkach zakończono.
Tylko jeden raz widziałem, jak rozpromieniony Staszek zgłosił się do odpowiedzi: pan Mateja mówił, że krew składa się z białych ciałek i czerwonych ciałek, a Staszek podniósł rękę, wstał i dumnie dodał: - Hej, jo sie wom nie prociwiem, ale nie wiycie, ze jesce z morkwi! - Następnie poinformował pana Mateję, że kiedy Józka podziubali nożami na weselu, to matka kazała mu jeść marchew, cały koszyczek, żeby mu krew powróciła.


23.

     Nie poruszyłam dotąd szczegółowiej sprawy wagarów, a w interpretacji naszej klasy to problem niebagatelny. Niestety, nie stworzymy precedensu dla przyszłych pokoleń. Nasz wynalazek zemrze razem ze starymi szerokimi ławami. (...) To niemal metafizyczne: człowiek jest i go nie ma. Słyszy się, co mówią, a nie jest się do niczego zobowiązanym. W każdej takiej naszej ławie siedzi po osiem osób. Zasadą jest, że pierwsza ława musi być pełna. Wtedy nogi tych z pierwszej zasłaniają „kabaret”, jak nazywamy miejsce na podłodze. Zajada się serek, suchą kiełbaskę, cukiereczki i słyszy z góry:
- A czemuż to X dziś nie ma, czy chora?
- Chyba tak, pani profesorko, wczoraj bolała ją głowa.
Czasami w kabarecie jest tłoczno. Ja mam wstęp wolny, bo to mój pomysł, ale są tacy, którzy muszą zapisywać się na listę i włazić według kolejności zgłoszeń. Pewnie, każdy by chciał i moglibyśmy wpaść przez przesadę. Jedynie w przypadku niespodziewanej pytologii ryzykujemy nadmiernym zagęszczeniem. Czasem udzielamy gościny kolegom z innych, biednych klas zaopatrzonych w ławki dwuosobowe, które wykluczają podobne maniery.


24.

Czyny społeczne! Tyle ich było. Dobrze i źle pomyślane, potrzebne i niepotrzebne. Organizowane najczęściej w niedzielę, w czasie porannej mszy. R. najcieplej wspomina ten z podstawówki, po którym razem z M. zbierali rozwleczone przez wiatr śmieci, najgorzej zaś jeden z ostatnich czynów w liceum, kiedy całą klasą pracowali przy wykopach pod fundamenty Domu Młodzieży. Nie tylko zresztą jej ten czyn zapada głęboko w pamięć. Pierwsza połowa października 74 jest słoneczna, choć zimnawa, więc rozgrzewają się, machając łopatami. Tym razem cel jest sensowny, więc mają ochotę do pracy. M. i K. tkwią po kolana w wykopie i raz po raz wrzucają do taczki żółty piasek. Taczka jest już prawie pełna, więc M. wyskakuje, zgarnia to, co się rozsypało, i czeka na ostatnie machnięcia kolegi. Ten jednak natrafia łopatą na opór, a po sekundzie zamiast kolejnej porcji sypkiego piasku w taczce ląduje biała kość.


25.

(…)
Na tablicach starych pisać już się nie da,
Nie wiadomo zresztą - co i czym?
Nie ma światła, bo żarówki woźny sprzedał,
Po tym, jak Dyrektor się pokłócił z nim.

A mikroskop - dar Pionierów, stary rupieć
Jakoś nic powiększyć nie chce jak na złość.
W biologicznej znów zaczęło cuchnąć trupem,
Bo spirytus z preparatów wypił ktoś.

Na dodatek skandal - pan od ręcznych robót
Z braku zajęć i narzędzi, stary drań
W szkolnej ciemni dzień po dniu, prócz wolnych sobót
Wywoływał zdjęcia rozebranych pań.

Wszystko teraz jednocześnie wyszło na jaw,
Więc inspekcje przyjeżdżają raz po raz,
A nam- całkiem są na rękę takie jaja,
Bo nareszcie mamy spokój, mamy czas. (…).


26.

Gmach zakładu w swej architekturze miał pewne podobieństwo do wiedzy wyznawanej w jego murach. Przejrzysty rozkład sal i korytarzy, bez mrocznych zakamarków, dobrze osadzona klatka schodowa, szeroka i jasna, całość w zwięzłym czworoboku, który wydawał się wyższy i bardziej monumentalny, niż był w istocie, pewien arystokratyzm w odosobnieniu poza sztachetami zamykającymi ogród i boisko, z dala od obcych murów, ślepe okna w dwóch rogach, zachodnim i wschodnim, skąd przychodzą najrychlej dokuczliwe przeciągi - czyż nie był to właściwy kształt dla ducha wypoczywającego wśród osiągniętych celów…
T. nie widział tego podobieństwa. Przeżył, jak w ubiegłych latach, radosne i hałaśliwe oszołomienie pierwszego dnia nowego roku, stojąc przed gimnazjum na dobry kwadrans przed otwarciem bramy i witając się z kolegami (…). Z przyjemnością położył dłoń na poręczy schodów, po której kiedyś zjeżdżał, przywitał uśmiechem wizerunki królów polskich, przez uchylone drzwi sali konferencyjnej zaleciał go dym papierosów, kran wodociągu na korytarzu jak zawsze nie domykał się i cienka strużka wody bębniła o muszlę, sznurek od dzwonka wisiał nieruchomo. Wszystko było takie, jak powinno być, znajome i trochę zapomniane, stare i wiecznie nowe, pokryte warstwami wspomnień i pełne niespodzianek - dziwny gmach, drugi po własnym domu w hierarchii miłości!


27.

Skazaniec zbliżył się do katedry i stał, zamieniony w słup soli, znękany, pobity, nieszczęsny, zdziwiony, rozżalony, pobladły i gotowy na śmierć. Klasa zaczęła dawać mu dziwaczne znaki, zachęcać go szeptaniem, ruchami rąk i mruganiem oczów. Siedzący w pierwszej ławce dobry kolega X „krzyknął” zduszonym szeptem brzuchomówcy:
- Zawróć do Napoleona!
Była to rada dobra. Można było czasem, omijając zbyt trudne zawiłości, śmiałym przeskokiem w stronę Cesarza ocalić straconą pozycję. Należało rozprawiając o edykcie nantejskim rzec ni z tego, ni z owego: „Napoleon byłby z tego wybrnął!” - „Tak myślisz?”- wtrącał wtedy pan profesor. - A jak?”. Dalej szło już gładko, a czas mijał. W tej chwili jednak zbawienna rada niewarta była funta kłaków. W zacnym profesorze obudziła się niezwykła czujność. (…)
- Co znaczą twoje słowa, że „z tego dzisiaj nic nie będzie?”- zapytał ponuro.
- Bo ja nie jestem przygotowany - rzekł K. z determinacją.
- Nie może być! - zakrzyknął pan profesor. - To niesłychane! Nic nie umiesz?
- Nic, panie profesorze…
- Uczciwie się przyznajesz?
- Najuczciwiej.
- Dlaczego? Bardzo proszę…Dlaczego?
- Bo ja…
- Przestań! - krzyknął brzuchomówca z pierwszej ławki.


„Oj, za dzień matura, za godzinę...”


28.

Czy jest ktokolwiek na świecie, kto by nie rozumiał całej wagi słowa „m a t u r a”? Kto by nie odczuł lekkiego dreszczu trwogi, wymawiając ten wyraz? Kto by się potem po latach nie uśmiechał z rzewnym smuteczkiem, nie wzruszał, nie wspominał?
I czy nie jest to gorzką ironią, że matura odbywa się wiosną? Wszystko kusi do nieróbstwa i włóczęgostwa, a ten szkolny upór wysysa krew spod serca, mąci myśli, spędza sen z powiek. Matura! Matura! Niejeden maturzysta zamyka okno ze złością, żeby nie słyszeć wabliwego śpiewu ptaków, wyrzuca bukiet bzu z pokoju, żeby go zapach kwiatów nie mroczył, zatyka uszy, żeby nie przeszkadzał gwar domu, ulicy, boiska, wrzuca do szuflady najciekawszą powieść - wszystko dla tej srogiej pani matury! Wydaje mu się, że nie może jeść, że nic mu nie smakuje, piłby tylko wiadrami czarną kawę, której w zasadzie nie cierpi, łyka jakieś proszki od bólu głowy, nie może spać i spogląda do lustra z zaciekawieniem i trochę dumnie, czy bardzo zeszczuplał i zbladł? Albo robi beztroską minę nieszkodliwego wariata i zgrywa się przed kolegami że nic a nic nie robi i nic nie umie - i że sobie nawet gwiżdże na to wszystko! Tak, tak, matura! Matura to poważna i niepowtarzalna sprawa. Można zdawać potem różne egzaminy, można przecie zdobyć dwa i trzy dyplomy uniwersyteckie, ale matura jest tylko jedna w życiu! Jedna jedyna!


29.

Powoli schodzili się koledzy, którzy zdali wcześniej i polecieli do domu z radosną wieścią. Kiedy ze szkoły wybiegł J. i ostatni zdający, pod klonem siedziała prawie cała klasa.
- No i jak?
- Klawo, byczo, wszyscyśmy po kłopocie – J. promieniał radością. - Panowie, chodźcie do mnie, starców jeszcze nie ma, a alkohol już czeka. Musimy wypić za moje cudowne ocalenie!
- Domyślamy się, że zdałeś cudem, ale opowiedz.
- Szło mi zupełnie fantastycznie, aż na polskim… Na kartce było tylko „Syrokomla”, a ja za cholerę nie wiem, czy to napisał Mickiewicz, czy Słowacki. Byłbym leżał bez czterech; miałem bryk w kieszeni, ale jak wyjąć, kiedy wszyscy się gapią. I uratował mnie, nie zgadniecie, łacinnik. Widział po mojej minie, że coś nie bardzo, stanął między moją ławką i stołem komisji, niby posłuchać, co mówi Ania. A ja zerk do bryka. Kto by przypuszczał, że Syrokomla to pisarz, a nie tytuł utworu! Przybrałem mądry wyraz twarzy, podszedłem do polonistki i dostałem tę trójczynę. Ale chodźmy, chodźmy, koniec z budą!


30.

To spotkanie było pomysłem wszystkich. Ostatnie, na które przyjdzie cała klasa. Umówili się, że będzie wesoło, strasznie wesoło, tak żeby można płakać z radości. Zaklepali sobie na to popołudnie „ptasznik”, to jest półstryszek na czwartym piętrze, który był najcieplejszą i najsympatyczniejszą salką szkoły. Wyciągnęli skądś starą odrapaną mównicę. Ustawiona na środku służyć miała tym, którzy zamierzali przemawiać do ludu. Pod ścianami stały stare krzesła i leżały sterty makulatury - zydle na dzisiejszą uroczystość. Małe okienka zapewniały przytulny półmrok. Barbara przyniosła kolorowe plakaty, którymi obwiesili ściany. Miało być dobrze, za wszelką cenę dobrze, bo przecież to ostatnie „razem”. Na bal maturalny nie przyjdą wszyscy. Ktoś musi nie zdać. Inaczej matura pozbawiona by była swego osobliwego smaku, pikanterii, a maturze nie może niczego brakować.


==========


Dodane 20 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu

Wyświetleń: 39324
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 54
Użytkownik: bogna 02.06.2010 00:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Jedni rozpoznają tu swoje koleżanki i kolegów, inni będą wspominać, jak to kiedyś było...
Dot59 dzwoni :-)
Koniec przerwy! Czas na zabawę :-)
Użytkownik: janmamut 02.06.2010 00:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Nie wyobrażałbym sobie tematu bez pana Antoniego od myszy. Ale jest! :-)
Użytkownik: KrzysiekJoy 02.06.2010 00:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wyobrażałbym sobie te... | janmamut
Mamucie, koniec z zamachami. Proszę szybciutko wpisać się na nowo w dzienniku szkolnym.:)
Użytkownik: janmamut 02.06.2010 00:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Mamucie, koniec z zamacha... | KrzysiekJoy
Już się przemianowałem. A ten znaczek do loginu to niedługo trzeba będzie oglądać pod mikroskopem.
Użytkownik: KrzysiekJoy 02.06.2010 01:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Już się przemianowałem. A... | janmamut
Ale co tam jest w tym kółku? Chyba jakiś pytajnik? Podczas konkursów jak znalazł.:)
Użytkownik: Czajka 02.06.2010 02:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wyobrażałbym sobie te... | janmamut
I bez prymusa z podpowiadaniem. No i bez kaligrafii oczywiście, nie wiem czemu jej nie lubisz. :)
Użytkownik: janmamut 02.06.2010 04:42 napisał(a):
Odpowiedź na: I bez prymusa z podpowiad... | Czajka
I bez tego, co było przed stronami.

O ile pan Antoni to coś, co chciałbym mieć na półce, o tyle kaligrafię uważam za znacznie słabszą od na przykład wzorcowodawnobiblionetkowej (ale mi podkreśliło na czerwono!) tej/-ego samej/-ego nauczycielki/-ciela.

A nick masz ładny: przypominający uwagi, które pani wpisała do dzienniczka Jasiowi i Małgosi. ;-7
Użytkownik: Czajka 02.06.2010 06:51 napisał(a):
Odpowiedź na: I bez tego, co było przed... | janmamut
Przed stronami mają jaki numerek?
A ja miałam Antoniego na półce i zgubiłam gdzieś. Miałam też niezliczone wersje głównego bohatera i kokardy na kitkach (bo warkoczy dziwnie nigdy nie miałam).
Słabsza, no nie wiem, ale jaka bardzo śmieszna. Może dlatego Ci się nie podoba, że tam matematyka była na strasznie niskim poziomie. ;)

Hihi, aż się boję pytać co im wpisywała - myślałam, że Ci się skojarzę kulinarnie - wilcy zjedli Czajkę dzwonko po dzwonku. A Ty też masz ładny - mama ma Mamuta to lepsze niż two tea to room :)
Użytkownik: janmamut 04.06.2010 04:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Przed stronami mają jaki ... | Czajka
W 10 przecież przed stronami są liczby.

Tam większość nauczania była na strasznie niski poziomie, ale za to jak dbano o zachowanie! Ja to chyba po prostu za późno przeczytałem i dostrzegłem tylko blondynkę z dowcipów.

A uwagi w dzienniczkach to może przekażę e-mailowo, żeby się nie okazało, że gorszę uczniów. ;-)
Użytkownik: KrzysiekJoy 02.06.2010 00:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
A to nam się koleżanka Dot rozbrykła. Uroczy konkurs. Chciałoby się powrócić w szkolne korytarze i pociągnąć co poniektóre dziewczę za warkocz ( Ciebie, droga organizatorko też to czeka).:))
Użytkownik: Czajka 02.06.2010 02:50 napisał(a):
Odpowiedź na: A to nam się koleżanka Do... | KrzysiekJoy
Czasem dziewczę pociągnięte za warkocz rzuca tabliczką. ;))
Użytkownik: KrzysiekJoy 02.06.2010 01:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
A 1 to wykładają chyba w sali nr 15. :)
Użytkownik: paren 02.06.2010 07:11 napisał(a):
Odpowiedź na: A 1 to wykładają chyba w ... | KrzysiekJoy
Oj, aż korci, żeby zaprotestować, choć to pewnie tylko takie mrzonki..., no bo czemu ta sala nr 15 tak się nieprzyjaźnie dla 1 nazywa? :-)
Użytkownik: KrzysiekJoy 02.06.2010 12:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, aż korci, żeby zaprot... | paren
Ja edukację 1 skończyłem na poziomie klasy 5. :)
1 z konkursową 15 ma tylko wspólny paszport. :)
Użytkownik: joanna.syrenka 02.06.2010 09:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
No tak, wakcje za pasem - tematy szkolne są jak najbardziej na miejscu! :-)
Dot, mam nadzieję, że jak wrócę z "górów" to zdążę wziąć udział w konkursie. Jeśli się tam nie utopię...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.06.2010 17:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Widzę, że niektórzy uczniowie wagarują - na razie do tablicy zgłosiło się tylko sześcioro, a tu tylko patrzeć, jak najpilniejsza osoba odbierze świadectwo maturalne w przyspieszonym tempie!
Użytkownik: Szaraczek 03.06.2010 12:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że niektórzy uczni... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dzień dobry, psze pani! Przepraszam za spóźnienie, ale to absolutnie nie była moja wina! Dziś rano budzik nie zadzwonił, a potem okazało się, że nieznany sprawca w nocy ukradł z mojego tornistra zeszyt do języka polskiego z wypracowaniem, które trzeba było dziś oddać i jeszcze Mama kazała mi odprowadzić do przedszkola dwa żółwie sąsiadki, a one się po drodze rozbiegły...
Użytkownik: aramona 03.06.2010 08:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
9 i 27 są rodzinką

18:
"(...) porzuć płonne swe nadzieje,
odpłyń własną limuzyną,
świat się śmieje, świat się śmieje (...)"
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.06.2010 23:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Drodzy uczniowie! Po niespełna 2 dobach funkcjonowania naszej konkursowej szkoły - na razie liczącej 17 osób - każde zadanie zostało już rozwiązane przynajmniej raz (najrzadziej - 3 i 28). Jeszcze nikt nie pokonał wszystkich, ale niektórym bardzo niewiele brakuje.
Jutro normalnie pracuję, więc na ewentualne nocne i poranne maile odpowiem dopiero po południu.
Użytkownik: brzydota 06.06.2010 20:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy uczniowie! Po nies... | dot59Opiekun BiblioNETki
Pani psorko, ja nie mogę dzisiaj odpowiadać. Boli mnie palec i główka. :-)
A tak na poważnie, to muszę zakończyć swój udział w konkursie. Obowiązki wzywają.
Wszystkim uczestnikom życzę powodzenia i miłej zabawy.
Użytkownik: paren 04.06.2010 10:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Oddam połowę mojego drugiego śniadania temu, kto podpowie 16 i 28. :-)
Użytkownik: KrzysiekJoy 04.06.2010 11:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Oddam połowę mojego drugi... | paren
28 to ja nie mam, ale 16 owszem.
Moją melancholią są Kielce. Twoją Poznań. :)
Użytkownik: paren 04.06.2010 12:55 napisał(a):
Odpowiedź na: 28 to ja nie mam, ale 16 ... | KrzysiekJoy
Bardzo dziękuję! Pomogło. :-)
Może Ty potrzebujesz jakiejś ściągi (poza 29, bo tego sama nie wiem...)?
Użytkownik: KrzysiekJoy 04.06.2010 13:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dziękuję! Pomogło.... | paren
Nie zdałem do klasy 28, 29 i 30.:)
Użytkownik: paren 04.06.2010 13:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie zdałem do klasy 28, 2... | KrzysiekJoy
30 - fajny jest Twój nick :-), no właśnie, gdzie one..., gdzie tamten świat... :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.06.2010 16:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie zdałem do klasy 28, 2... | KrzysiekJoy
Ha, bo te klasy to głównie płeć przeciwna odwiedzała (i nie tylko odwiedzała, ale też założyła)! Chociaż 30 jasno daje do zrozumienia, że bezwzględnie niezbędna jest i druga.
W dwóch pozostałych uczono łaciny - i stąd bohater/-ka jednej wiedział/-a, co to "tempus fugit",a drugiej - "contra spem spero".
Użytkownik: Cirilla 04.06.2010 20:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie zdałem do klasy 28, 2... | KrzysiekJoy
O 29 należałoby spytać Mamuta. Jemu najblizej do... Syrokomli
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.06.2010 17:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Już dwa świadectwa maturalne z czerwonym paskiem zostały wypisane; na wręczenie ich prymusi poczekają na resztę uczniów, która to, mam nadzieję, nie zniechęci się zbyt szybko do trudniejszych zadań:).
A ja dopiero teraz zauważyłam, że we wstępie do konkursu zjadłam jedno "po" - oczywiście miałam na myśli "późne popołudnie" :).
Użytkownik: Cirilla 04.06.2010 20:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Już dwa świadectwa matura... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja, psze Pani, już sobie uzdrowiłam internet i znów mogę chodzić do szkoły! :)))
Użytkownik: agnesines 09.06.2010 19:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Hej, hej! Czy jest ktoś tutaj? Czy już wszyscy mają wakacje? Nikt nie podpowiada i nikt nie ściąga... :(

To gdzie ja znajdę pomoc do odszyfrowania 17 i 24? Nie wspomnę nawet, że nic nie wiem na temat wielu innych - 3,4,5 czy 20.

Przecież nie pójdę do Pani Psor dot59 - trochę głupio, gdy się wagarowało.
Użytkownik: janmamut 09.06.2010 20:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Hej, hej! Czy jest ktoś t... | agnesines
No właśnie! Dwie prymuski już czekają na świadectwo z czerwonym paskiem, a taki mamut to może mieć co najwyżej czerwony pasek na siedzeniu od ojca.

Jednak z tatusiem 17 nie powinno być problemów. Pewnie takie dzieci, gdy dorosły, za najwspanialsze potrawy na świecie uważały parówki czy flaki.
Użytkownik: paren 09.06.2010 21:02 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie! Dwie prymuski... | janmamut
Może jeszcze można jakoś ochronić Twoje siedzenie przed ojcowskim paskiem?
Użytkownik: janmamut 10.06.2010 05:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Może jeszcze można jakoś ... | paren
Mam nadzieję, że Dot nie zwichnie sobie przepony od tego, co jej wysłałem jako 4, 13, 29, 30. Natomiast nie mam zielonego pojęcia, co to 3, 16, 19, 21 (choć te dwie nie męczą), 26, 28. Chyba do innych szkół chodziłem...

Użytkownik: Czajka 10.06.2010 06:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam nadzieję, że Dot nie ... | janmamut
Och, 21, och. :)
Chociaż w konkursach najważniejsze jest szukanie, żeby nie powiedzieć inaczej, to nie w tym przypadku. W tym przypadku w ogóle wszystko widać nawet mimo kropki nie po i.
Użytkownik: janmamut 10.06.2010 23:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, 21, och. :) Chociaż... | Czajka
Och, to rozumiem, czemu styl wydawał mi się znany, choć nie czytałem. :-)
Użytkownik: Czajka 11.06.2010 04:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, to rozumiem, czemu s... | janmamut
Trochę już słychać tę melodię. :)
Użytkownik: paren 10.06.2010 08:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam nadzieję, że Dot nie ... | janmamut
3 - Zobacz, co pisałam poniżej o wieszczu...
16 - Kontynuując tok myślenia Joy'a: Kielce, Poznań, Wrocław... i koniec drogi tego samego wieszcza.
26 - Zarówno tatuś, jak i tytuł kojarzą mi się z Myślącym w przód bratem Atlasa.
28 - Pewien pan śpiewał, że sporo lat minęło jak jeden dzień... nic dodać, nic ująć.
Użytkownik: agnesines 11.06.2010 18:15 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 - Zobacz, co pisałam po... | paren
Wszystkie podpowiedzi wspaniałe, ale 26 jest genialna. :-)
Dziękuję!
Użytkownik: paren 11.06.2010 19:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystkie podpowiedzi wsp... | agnesines
:-))
Użytkownik: janmamut 12.06.2010 01:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystkie podpowiedzi wsp... | agnesines
Do 26 rzeczywiście rewelacyjna!

W przypadku 28 muszę na razie wierzyć na słowo, bo mnie, razem z 29, straszy przegrzaniem mózgu.
Użytkownik: paren 12.06.2010 06:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Do 26 rzeczywiście rewela... | janmamut
:-)
Samo skojarzenie 28 i 29 mówi mi, że możesz na słowo uwierzyć, bo przecież nic bez nas - ani przed, ani po. :-)
Użytkownik: agnesines 12.06.2010 09:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Do 26 rzeczywiście rewela... | janmamut
Przecież Pani Psor sama nam podpowiedziała:

28. "tempus fugit"
29. "contra spem spero"

Mnie z kolei cały czas męczą 17 i 19. Nie mam już na nie pomysłu. :(
Użytkownik: Cirilla 12.06.2010 12:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Przecież Pani Psor sama n... | agnesines
17 - Karol o Mikołaju
19 - marzycielski Ludzik i Ten Pan :)
Użytkownik: Cirilla 12.06.2010 12:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Do 26 rzeczywiście rewela... | janmamut
Dla smoczyc i mamucic i każdej istoty żeńskiej ;) 28 to teraźniejszość :) Ale najlepiej spytać o to przedwojennych polonistów.

Dla mamuta 29 to miejsce bliskie a czasy odległe. Dla smoka miejsce dalekie a czasy jeszcze dalsze. Tak dalekie jak ZMP.
Użytkownik: KrzysiekJoy 10.06.2010 10:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam nadzieję, że Dot nie ... | janmamut
3. Mamuty, na pewno mają je bardzo duże, przecież słyną z dobroci.:)
16. Z tak zwanej najwyższej półki. Snucie opowieści o miejscu narodzin.
19. To nie Twój poziom, z tego, swoich uczniów nie pytasz.:))
21. Janek + Czajka, która zna każdą kropkę i...już.:)
Użytkownik: janmamut 12.06.2010 01:27 napisał(a):
Odpowiedź na: 3. Mamuty, na pewno mają ... | KrzysiekJoy
Dziękuję! W 3 zaglądałem już wcześniej, ale miałem wydanie bezlukrecjowe, więc poszedłem błądzić.
Użytkownik: Cirilla 09.06.2010 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Hej, hej! Czy jest ktoś t... | agnesines
24 - Znasz to miasteczko. Na szczęście wakacje blisko i plac zabaw także :)
Użytkownik: agnesines 11.06.2010 18:13 napisał(a):
Odpowiedź na: 24 - Znasz to miasteczko.... | Cirilla
Dziękuję pięknie za ściągę. Odpowiedź mam już zaliczoną!
Użytkownik: Cirilla 12.06.2010 13:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję pięknie za ściąg... | agnesines
:)
Użytkownik: paren 09.06.2010 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Hej, hej! Czy jest ktoś t... | agnesines
3 - Wieszcz posiadać przykazywał, a Pani Psor Dot59 z pewnością to ma i to z najcenniejszego kruszcu, więc się nie obawiaj i pisz śmiało.
Użytkownik: Cirilla 09.06.2010 21:22 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 - Wieszcz posiadać przy... | paren
:)
To ja jeszcze o 5, póki Pani Psorka wyszła z klasy. Warto ją ("piątkę", nie Panią Psorkę)odkurzyć. :P I to dosłownie. Dzięki niej bardzo znany poeta staje się całkiem bliski. Bliski jako człowiek, bliski jako kolega z klasy. I zupełnie inaczej patrzymy na jego wspaniałe wiersze.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.06.2010 21:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Hej, hej! Czy jest ktoś t... | agnesines
4, wbrew pozorom, należy lokalizować na mapie nie w kraju przypominającym kształtem zimowe obuwie, lecz w takim, w którym zapotrzebowanie na to obuwie trwa przynajmniej kilka miesięcy.
Użytkownik: aramona 10.06.2010 21:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Hej, hej! Czy jest ktoś t... | agnesines
20 - to co buszmeni lubią najbardziej.
A w wersji dla mniej "zmamutowanych" powiem, że to ma coś wspólnego z wielkimi, ale "przymusowymi wagarami", konczącymi się chorobą, której możemy się jedynie domyślać, gdyż w tekście nie jest to dokładnie powiedziane.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.06.2010 15:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Najmilsi uczniowie! Nagła poprawa pogody spowodowała najwidoczniej, że część z Was po odrobieniu pierwszych zadań udała się na wagary. A tymczasem ostatni dzwonek się zbliża...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: