Dodany: 14.08.2017 00:12|Autor: misiak297

Co kryje Pokój Mirtowy?


„Tajemnicę Mirtowego Pokoju” otwiera przejmująca scena. Żona kapitana Trevertona, matka pięcioletniej Rosamond, umiera. Czuwa przy niej zaufana pokojówka Sara Leeson. W ostatnich chwilach życia pani Treverton dyktuje jej list, który ta ma przekazać kapitanowi. Ujawniony w nim sekret jest tak straszliwy, że konająca kobieta nie ma śmiałości osobiście ujawnić go mężowi. Podstępnym szantażem wymusza na Sarze obietnicę – że listu nie zniszczy ani nie zabierze ze sobą. Przerażona pokojówka decyduje się na ukrycie go w tytułowym Pokoju Mirtowym, po czym ucieka. Kapitan nigdy się nie dowie, co chciała powiedzieć mu żona.

Piętnaście lat później Rosamond staje na ślubnym kobiercu z niewidomym Leonardem Franklandem. Młodzi mają zamieszkać w dawnej siedzibie rodu Trevertonów – Porthgenna Tower. Jednak nieprzewidziane okoliczności ciągle odwlekają ich wyjazd. Nieoczekiwanie pojawia się pani Jazeph, która ma zaopiekować się młodą panią Frankland, i kilkoma słowami budzi jej przerażenie. Bohaterka musi się za wszelką cenę dowiedzieć, co kryje się w Pokoju Mirtowym.

Wilkie Collins jest uznawany za prekursora powieści detektywistycznej. Właściwie „Tajemnicę Mirtowego Pokoju” można uznać za dawny kryminał. Najważniejsza jest tu zagadka. Wszystko zostało osadzone w iście gotyckiej stylistyce. Wielkie ponure zamczysko, a w nim niezmierzone pokoje. Wstrząsające tajemnice zabrane do grobu; listy. Nie zabraknie nawet duchów. Być może najciekawszą, najbardziej złożoną, a na pewno najbardziej intrygującą postacią jest Sara Lesson. Samym wyglądem zdumiewa, poraża. Nieprzystępna, zamknięta, nosi w sobie nie tylko tajemnicę, ale też niewysłowiony ból: „kiedyś musiała przejść próbę wielkiego cierpienia. Coś w jej sposobie bycia, a jeszcze bardziej w wyrazie twarzy mówiło otwarcie i ze smutkiem: jestem wrakiem czegoś, na co kiedyś mogłeś patrzeć z przyjemnością, wrakiem, którego nigdy już nie da się naprawić, który musi dryfować przez życie niedostrzegany i niesterowany – dryfować, aż dobije do śmiertelnego brzegu i fale czasu pochłoną na zawsze jego pogruchotane szczątki. Taką oto historię opowiadała twarz Sary Leeson, nic więcej”*.

Oczywiście, trzeba pamiętać, że ta książka została pierwszy raz wydana sto sześćdziesiąt lat temu i niewiele ma wspólnego z dzisiejszą literaturą kryminalną. Tajemnica, którą pani Treverton zabrała ze sobą do grobu, dzisiejszego czytelnika już nie zszokuje (choć została przedstawiona w sposób mocny, dramatyczny w bodaj najlepszym rozdziale utworu). Co więcej, przypuszczalnie szybko przestanie być dla niego tajemnicą. Ale czy to znaczy, że po tę książkę nie warto sięgać? Bynajmniej. Ta historia trzyma w napięciu. Napisana jest eleganckim stylem, jaki cechuje najlepsze dziewiętnastowieczne powieści. Czasy, które opisuje, mogą być ciekawe dlatego, że są już tak odległe. Portrety bohaterów zostały wspaniale nakreślone (niektóre mogłyby równie dobrze wyjść spod pióra Jane Austen). Choć to opowieść bardzo mroczna, wzbogacona jest subtelnym humorem (ach, te rozmowy Andrew Trevertona i jego sługi Shrowla!). Takiej klasyce nawet pewne dłużyzny (pojawiające się zresztą w większości powieści z tego okresu) można wybaczyć! Nawet jeśli łatwo wpaść na rozwiązanie zagadki, czyta się Collinsa z prawdziwą przyjemnością.

Kim naprawdę jest Sara Lesson? Czyj grób odwiedza na lokalnym cmentarzu? Jak ujawnienie sekretu wpłynie na życie Franklandów? I wreszcie – jak wyglądały pierwsze kryminały? Odpowiedzi na te pytania dostarczy Wam lektura „Tajemnicy Mirtowego Pokoju”. Warto poświęcić jej czas.


---
* Wilkie Collins, „Tajemnica Mirtowego Pokoju”, przeł. Joanna Wadas, Wydawnictwo MG, 2017, s. 9.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 734
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: