Dodany: 12.10.2017 10:49|Autor: misiak297

Strzał na dworcu


Prolog powieści „Jaka śmierć jest cicha” Anny Kłodzińskiej wzbudza niepokój, który stopniowo może przejść w przerażenie. Oto pod osłoną nocy anonimowy sprawca włamuje się do przyszpitalnego prosektorium. Znajduje ciało, po które przyszedł („leżało ich kilka, wszystkie tak przeraźliwie jednakowe mimo różnego wyglądu”[1]) i sprawnie je wynosi.

Czytelnik ma prawo sądzić, że tym razem śledztwo Białego Kapitana, czyli Szczęsnego, najpopularniejszego milicjanta z książek Kłodzińskiej, będzie dotyczyło wykradzenia zwłok kobiety, a może jej zabójstwa. Tymczasem ciało znika nie tylko z kostnicy, ale i z fabuły. Bo oto znajdujemy się w tłumie na dworcu Warszawa Główna. Po paskudnym deszczowym lecie nastał wrzesień, który bardziej przypomina lipiec. Ostatni urlopowicze korzystają więc z możliwości wyjazdu, tłoczą się na peronie oraz w pociągu do Gdyni i Helu. Nagle jeden z pasażerów osuwa się bezwładnie na ziemię. Początkowo wydaje się, że zemdlał z winy upału lub wypitego alkoholu. Jednak nie – młody mężczyzna został postrzelony; wkrótce umiera. Czy naprawdę można popełnić morderstwo na oczach tłumu i nie zostać zauważonym? Sam Szczęsny wydaje się bezradny. Mówi: „widzę te potworne trudności w znalezieniu choćby jakiejś nici śladu. Dworzec, paręset ludzi, nagle pada strzał, którego nikt nie słyszy, nikt nie widzi człowieka strzelającego… Dziwne rzeczy się dzieją w tej Warszawie”[2].

Ofiara to Józef Danowski vel „Piękny Lolo”, związany z przestępczym półświatkiem. Sprawa wydaje się prosta, wszystko wskazuje na porachunki gangsterskie. A jednak gdy dwa tygodnie później na dworcu Warszawa Wileńska w podobnych okolicznościach zostaje zastrzelona Marianna Wieniek, nieszkodliwa handlarka, sprawa zaczyna się komplikować. Szczęsny przesłuchuje reprezentantów dwóch konkurujących ze sobą band przestępczych. Trafia na nowe poszlaki, stawia kolejne hipotezy. Czy idzie dobrym tropem?

Powieść pierwotnie ukazywała się na łamach gazety – i tę „gazetowość” w niej widać. „Skacząca” akcja, zamknięte w paru zdaniach zdarzenia, które domagałyby się rozwinięcia w osobną scenę, przyspieszenia fabularne – istnieniu tych mankamentów trudno zaprzeczyć. A jednak „Jaka śmierć jest cicha” pozostaje bardzo udanym kryminałem milicyjnym. Być może tożsamość sprawcy zbyt szybko staje się oczywista, ale to nie zmniejsza satysfakcji płynącej z lektury. Bo przecież dla wielu czytelników najważniejsze będzie to, że można się przenieść w tamte czasy – pamiętane lub nieznane, a dziś trochę egzotyczne. Do epoki, w której pociąg był najczęstszym wakacyjnym środkiem transportu (początkowa scena na dworcu opisana jest bardzo sugestywnie), a w ramach urlopu odwiedzano nadbałtyckie miejscowości albo wybierano się nad Morze Czarne czy Balaton. Do czasów, gdy pojawiały się nowe zdobycze kryminalistyki, obecnie już powszechnie stosowane. Tropienie takich smaczków – jak menu ówczesnych kawiarni czy repertuar kin, narzekanie na warszawską kawę („Niech pan powie, profesorze, dlaczego Węgrzy umieją zaparzyć ten boski napój, a u nas w Warszawie wciąż podaje się taką okropną lurę”[3]) – stanowi część przyjemności płynącej z lektury kryminałów milicyjnych. To możliwość znalezienia się w świecie, którego już nie ma.

I między innymi dlatego warto także dziś sięgać po kryminały milicyjne.


---
[1] Anna Kłodzińska, „Jaka śmierć jest cicha”, Wydawnictwo CM, 2016, s. 4.
[2] Tamże, s. 20.
[3] Tamże, s. 175.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 629
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: