Dodany: 10.11.2017 11:07|Autor: Bibliomisiek

Nie chodzi o umieranie, tylko o życie


Ta książka w USA traktowana jest jak współczesna klasyka: wymieniana obok „Zabić drozda” i „Gron gniewu” jako jedna z najlepszych powieści-laureatek Pulitzera, uznawana w wielu rankingach za najlepszy literacki western, w Teksasie wielbiona jako stanowa epopeja, niczym w Georgii „Przeminęło z wiatrem”. Podobnie oparty na niej miniserial, jako bodaj jedyny w historii western telewizyjny, zestawia się nie z „Bonanzą”, ale z dziełami Forda, Penna, Peckinpaha i Eastwooda. Jej pierwsze polskie wydanie 26 lat temu przeszło w zasadzie bez echa, podobnie jak emisja miniserialu. Zdobyła jednak niewielkie, lecz wierne grono wielbicieli. Zresztą obojga płci, bo jak na bardzo konwencjonalny gatunek to powieść wyjątkowo uniwersalna.

Pozornie historia jest prosta: oto dwóch starzejących się emerytowanych Texas Rangers postanawia udać się z wielkim stadem bydła z Teksasu, gdzie niemal bezczynnie przeżyli ostatnie 10 lat, do Montany, gdzie czekają dziewicze pastwiska, regiony nieskażone jeszcze cywilizacją. Ich podróż angażuje na różne sposoby szereg bohaterów, dzięki czemu opowieść od kameralnego prologu rozszerza się do wielowątkowej, epickiej formy. W tym gronie nie zabraknie szeryfa ścigającego słynnego bandytę, pięknej kobiety niezbyt ciężkiego prowadzenia, hodowców bydła i koni, łowców bizonów, okrutnych Indian i oczywiście pokaźnej gromady kowbojów. Słowem – pełny przekrój westernowej menażerii. Nagromadzenie stereotypowych figur to tylko wyjściowa gra z czytelnikiem, gdyż żadna z postaci nie jest taka, na jaką na pierwszy rzut oka wygląda.

Warto pamiętać, że McMurtry to doświadczony autor powieści obyczajowych, na czele z klasyką melodramatu – „Czułymi słówkami”. Pisarz zbyt wyrafinowany, by zatrzymać się na poziomie prostej przygodowej opowieści o westernowym spędzie. Meandrująca narracja, chętnie zbaczająca w dygresje, koncentruje się w rzadko spotykanym w tym gatunku stopniu na wnikliwych portretach bohaterów, uwikłanych w uczuciowe zależności i pułapki, tłumiących niemożliwe do wyrażenia emocje. Marzenia i tęsknoty pchają zarówno kobiety, jak i mężczyzn do podejmowania decyzji o trudnych do przewidzenia konsekwencjach. Warto podkreślić, że wyczuwalny liryzm tych wątków nie osuwa się nigdy w melodramat. McMurtry w charakterystyczny dla siebie sposób niewesołą treść równoważy subtelnym humorem. Ciepło, z jakim portretuje swoich bohaterów, uwaga, jaką poświęca niuansom i sprzecznościom tkwiącym w człowieku, przekształcają pozornie stereotypowe sytuacje w nasycone zrozumieniem głębokie historie, dalekie od banału. Opisuje przeżycia, w których mimo gatunkowego sztafażu może przejrzeć się każdy z nas.

Osnucie fabuły wokół spędu bydła to z kolei wdzięczny punkt wyjścia do przewartościowania westernowych mitów. I o ile rzeczywiście ma ono miejsce, bo McMurtry podważa sens wędrówki wobec jej rosnącej kosztów, to jednak zacięcie psychologiczne autora przesuwa ciężar opowieści z odwracania wzorców gatunkowych na ponadczasową opowieść o cenie za obsesyjną realizację marzeń. Mimo wszystko wartej zapłacenia, nawet jeśli okaże się ceną najwyższą. I ten, i inne drobiazgowo rozpisane emocjonalne wątki sprawiają, że epicki wymiar opowieści nie przytłumia jej kameralnego, wręcz intymnego wydźwięku. Obie płaszczyzny pozostają do końca w idealnej równowadze, napędzając się nawzajem. Nie bez przyczyny Jacek Dukaj określa tego pisarza mianem „mistrza storytellingu”.

Swoista symbioza konwencji westernowej z wywiedzionym z melodramatu i powieści psychologicznej pogłębionym ładunkiem emocjonalnym, wzbogacona wiedzą o opisywanym środowisku kowbojskim (wszak McMurtry to potomek teksaskich ranczerów), pozwoliła przekształcić klasyczne gatunkowe motywy w uniwersalną opowieść o zmaganiu z losem, odpowiedzialnością, miłością i przemijaniem. Paradoksalnie też spod historii, w której nie brak gwałtownych zgonów, przebija – głównie dzięki mistrzowsko wykreowanej postaci Augustusa McCrae – wielka afirmacja życia we wszystkich jego, niełatwych nieraz do zaakceptowania, przejawach. Ta chodząca kwintesencja męskości w stylu hemingwayowskim to jedna z tych kreacji, które zapisały się trwale w historii literatury amerykańskiej, jak Philip Marlowe, Atticus Finch czy Randle Patrick McMurphy. Grający Augustusa w miniserialu Robert Duvall uważa go za swoją najlepszą rolę i postać na miarę Hamleta.

Dobrze się stało, że po ponad ćwierćwieczu ta opowieść ponownie trafia do rąk polskiego czytelnika. Jest szansa, że – niesłusznie zapomniana – odzyska swoje miejsce w pejzażu literatury amerykańskiej widzianym znad Wisły. Niebywale staranna nowa edycja (Vesper, 2017), idealnie trafiająca oprawą graficzną w nastrój powieści i pogłębiająca wrażenie autentyzmu, oddaje jej należytą sprawiedliwość.


[Recenzja pochodzi z mojego bloga]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2945
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: