Dodany: 10.11.2017 11:45|Autor: zsiaduemleko

O tym, że klasyka grozy


Tytułowi panowie są znani i ogólnie kojarzeni, bo Stevenson najwyraźniej miał szczęście do tworzenia dzieł, które ponad wiek później będą przytaczane w wielu kontekstach. No dobra, może przesadzam, ale jego "Wyspa skarbów" uchodzi za wzór powieści pirackiej, a i o dżentelmenach z omawianej nowelki również chyba każdy słyszał. Śpiewali o nich Borysewicz z Kukizem, jeszcze w czasach, gdy ten drugi życzył sobie być nagrywanym, bo teraz jest z tym różnie. O bohaterach Stevensona wrzeszczał także Michał Wiśniewski z zespołu Ich Troje, próbując tym sposobem wyrazić miłość i wytłumaczyć nieprzewidywalność swoich zachowań. "Doktor Jekyll i pan Hyde" to kanoniczna opowieść grozy, która w ciągu ostatniego wieku została przerobiona i zaadaptowana na chyba każdy możliwy sposób. Parodie, musicale, romantyczne komedie – praktycznie w każdym nurcie i każdej dziedzinie znajdzie się coś inspirowanego tym skromnym objętościowo dziełem. To z automatu daje nam jakieś pojęcie o jakości powieści, choć oczywiście jeszcze nie gwarantuje, że nam się ona spodoba jako lektura. Niezależnie od gustów wypada jednak oddać Stevensonowi co Stevensonowskie, bo swoją nowelką grozy wywarł ogromny wpływ na kulturę, również tę w wersji pop. Puszczenie w obieg tej opowieści wywołało efekt śnieżnej kuli, przez lata narastały wokół niej kolejne warstwy, adaptacje, ekranizacje, hołdy i obecnie kula ta jest tak ogromna, że nie sposób jej przegapić, a przynajmniej usłyszeć jak się toczy, skrzypiąc przy tym złowieszczo.

Odstawmy jednak na bok kult powieści, jej kanoniczność i zastanówmy się czy zwykły szary czytelnik ma powody, by w kierunku "Doktora Jekylla i pana Hyde'a" chciwie spoglądać. Zakładając oczywiście, że jeszcze go nie czytał. Bo nie oszukujmy się, chyba każdy (a przynajmniej ja) jeszcze przed lekturą zdaje sobie sprawę, czego się spodziewać i na czym polega główna wywrotka fabularna. Nie zamierzam więc w dalszej części tego tekstu być przesadnie ostrożnym w formułowaniu wrażeń, by przypadkiem nie zdradzić jakiegoś twistu. Nazwiska Jekylla i Hyde'a już od dawna są wręcz synonimem dwoistości natury ludzkiej i unikanie przeze mnie pewnych kwestii mogłoby przypominać próby zatuszowania faktu, że Drakula był wampirem, a nie zaledwie bladym i lekko ekstrawaganckim, choć towarzyskim gospodarzem opuszczonego zamczyska gdzieś w Transylwanii. Ale otwarcie niczego nie napiszę, bo nie jestem taki.

Losy doktora Jekylla i pana Hyde'a przyjdzie nam śledzić z perspektywy niejakiego pana Uttersona – wysoko postawionego i szanowanego prawnika, a jednocześnie bliskiego znajomego doktora Jekylla. Miejsce akcji? Ponieważ trudno o lepszą lokalizację dla powieści grozy niż dziewiętnastowieczny Londyn, mglisty, z mokrymi i świecącymi od deszczu ulicami – właśnie tam się znajdujemy. Tytułowi panowie stanowią swoje zupełne przeciwieństwo: jeden jest zadbanym, znanym i szanowanym bogaczem oraz filantropem, natomiast drugi to obmierzły typ budzący w ludziach podświadomą odrazę, zdeformowany (choć niekoniecznie fizycznie) człowiek ze skazą (także niekoniecznie fizyczną). No wiecie, jak to jest, gdy przyglądacie się czemuś i jesteście przeświadczeni, że coś z tym jest nie tak, choć nie potraficie określić co? Jakaś asymetria, nieuchwytna gołym okiem negatywna aura, coś burzącego nasze wewnętrzne poczucie kompozycji i budzącego w nas niechęć. Wystarczy dodać, że pan Hyde miałby ogromne problemy ze znalezieniem pracy, bo w rozmowach kwalifikacyjnych nie sprawiłby najlepszego wrażenia. Najbardziej pana Uttersona (czyli narratora) martwi fakt, że doktor Jekyll z powodzeniem mógłby zagrać w reklamie Snickersa, gdyż przestaje być sobą, kiedy jest gło... wróć... od kiedy w jego pobliżu zaczyna kręcić się pan Hyde.

I tyle, więcej fabuły nie zdradzę, bo za moment mogłoby się okazać, że streściłem całą historię. Dzieło Stevensona jest krótkie, zwięzłe i niewiele w nim miejsca na rozwlekłości, więc i ja wątku fabularnego tutaj rozciągać nie będę. Okres, w który zabiera nas autor to wiek fascynacji rozumem i nauką oraz przeświadczenia, że pozwolą nam one na wszystko, jeśli tylko odpowiednio je rozwiniemy. To wspaniały czas na osadzenie w nim wszelakich powieści grozy, bo pełny był mrocznych laboratoriów, szalonych naukowców, niemoralnych eksperymentów i marzeń człowieka o osiągnięciu poziomu Boga. O pokonaniu śmierci. To niezwykle żyzny grunt dla wszelakich opowieści o naturze i tożsamości zła, o ludzkich ambicjach, wygórowanych pragnieniach i poczuciu, że jest się o krok od osiągnięcia przełomu, bo huraganowe wręcz tempo rozwoju nauki zawróciło niektórym w głowie. "Doktor Jekyll i pan Hyde" budzi podobne odczucia jak "Frankenstein" Mary Shelley, choć dziełko Stevensona robi to na mniejszą skalę i mam wrażenie, że brakuje mu nieco intensywności (co prawdopodobnie wynika ze znacznie mniejszej objętości powieści). Niemniej to nadal klasyka grozy i żadna opinia – a w szczególności moja – już tego nie zmieni.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 938
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: