Dodany: 26.12.2017 19:32|Autor: Krzysztof

Czytatnik: Zapiski

Matematyka, piękno i poznanie. Goethe i wartość prawd naukowych


Z książki Ponad granicami (Heisenberg Werner)

„(…) Dokonał Pitagoras słynnego odkrycia, że równo napięte drgające struny współdźwięczą harmonijnie, gdy ich długości pozostają do siebie w prostej proporcji wymiernej. Matematyczna struktura, mianowicie wymierna proporcja liczbowa, jako źródło harmonii – było to z pewnością jedno z najbardziej brzemiennych w skutki odkryć, jakich w ogóle dokonano w dziejach ludzkości. Harmonijne współbrzmienie dwóch strun daje dźwięk piękny. Ucho ludzkie odbiera dysonans, niepokój wywołany wahaniami amplitudy jako coś przykrego, natomiast spokój harmonii, konsonans – jako piękny. Stosunek matematyczny staje się więc także źródłem piękna.
Piękno jest, tak głosiła jedna z antycznych definicji, właściwą zgodnością części ze sobą wzajem i z całością. Częściami są tutaj poszczególne tony, całością jest harmonijny dźwięk. Stosunek matematyczny może więc dwie niezależne zrazu części zespolić w jakąś całość i w ten sposób wytworzyć piękno.”
Oto słowa Arystotelesa o pitagorejczykach:

„Dopatrując się w liczbach właściwości i podstaw harmonii, jako że wszystko inne całą swą naturą jawiło się im z liczb, naśladowanie liczby zaś tym, co w całej naturze pierwsze, ujęli elementy liczb jako elementy wszelkich rzeczy, cały zaś wszechświat jako harmonię i liczbę.”

Czy to ma sens? Czy nie ma tutaj li tylko swoistego mistycyzmu widzącego w liczbach czynnik sprawczy świata? Cóż, pitagorejczycy tworzyli związki na poły religijne, więc chyba jednak widzieli w liczbach boski pierwiastek, jednakże takie ich podejście, obce współczesnej nauce, nie przekreśla ich wpływu na naszą kulturę, w tym na badania przyrodnicze obecnych czasów.
Niżej przepisuję słowa Heisenberga, ciekawie wyjaśniającego myśl pitagorejczyków.

„Zrozumienie barwnej wielorakości zjawisk dochodzić więc ma do skutku przez to, że rozpoznajemy w niej jednolite zasady formalne, które mogą być wyrażone językiem matematyki. Zostaje wobec tego ustanowiona ścisła więź pomiędzy tym, co zrozumiałe i tym, co piękne. Jeśli bowiem to, co piękne, rozpoznaje się jako zgodność części między sobą i z całością i jeśli, z drugiej strony, wszelkie zrozumienie dojść może do skutku dopiero za sprawą tego formalnego związku, to przeżycie piękna staje się prawie identyczne z przeżyciem zrozumianego lub przynajmniej przeczuwanego związku.”

Każdy, kto mozolił się nad zrozumieniem teorii naukowej, czy niechby jednej zagadki przyrody, zna radość zrozumienia i pamięta chwilę dostrzeżenie piękna, o którym pisze tutaj Heisenberg, chciałbym jednak poznać antyczną analizę istoty piękna odczuwanego w kontakcie z przyrodą. W kontakcie bezpośrednim, bez aparatury naukowej, bez szkieł i równań.
Znalazłem słowa poety i uczonego żyjącego niedawno, ledwie 200 lat temu, oraz ciekawe myśli autora książki z zakresu filozofii nauki.

>>Dla Goethego początkiem wszelkiej obserwacji i wszelkiego rozumienia natury jest bezpośrednie doznanie zmysłowe; nie przeto przefiltrowane przez aparaturę i niejako siłą wydobyte z natury zjawisko jednostkowe, lecz bezpośrednio dostępne naszym zmysłom naturalne dzianie się. Weźmy dowolny urywek z rozdziału o barwach fizjologicznych z Goetheańskiej Nauki o barwach. Zejście pewnego zimowego wieczora z ośnieżonego Brockenu daje okazję do następujących obserwacji:
„Jeśli za dnia, przy żółtawym zabarwieniu śniegu, można już było zauważyć lekką fioletowość cieni, to teraz, gdy partie oświetlone rzucały odblask bardziej żółty, cienie te trzeba było określić jako intensywnie niebieskie. Gdy jednak słońce zeszło na koniec ku zachodowi i jego promienie, bardzo przez gęstszy opar przyćmione, oblokły świat wokół mnie w przepiękną purpurę, wówczas barwa cieni przeszła w zieleń, którą z morską, co do jasności, szmaragdową zaś, co do urody, można było porównać. Zjawisko stawało się coraz żywsze. Świat zdawał się zaczarowany, wszystko bowiem przybierało dwie żywe i tak pięknie harmonizujące barwy, aż na koniec wraz z zajściem słońca pyszne zjawisko zginęło w szarym zmierzchu stopniowo przechodzącym w noc księżycową i od gwiazd jasną.”<<

W rozdziale, z którego pochodzi ten cytat, Heisenberg podejmuje próbę wyjaśnienia niechęci i obaw Goethego wobec tworzenia abstrakcyjnych pojęć w naukach przyrodniczych, wobec techniczności naukowej obserwacji natury. Autor Fausta był także naukowcem, opis zmierzchu jest częścią jego dzieła z zakresu optyki, a odmienność patrzenia na świat uwidoczni się gdy uświadomimy sobie, że obecnie żadna praca naukowa nie zawiera takich opisów. Wszak byłaby „nienaukowa w formie”.
Warto dodać, iż obawy Goethego nadal są żywe, mimo upływu dwóch stuleci i tak głębokich przemian świata.

>>Goethe pojął, że postępujące przekształcanie świata przez sprzężenie techniki z przyrodoznawstwem jest nie do pohamowania. (…) W korespondencji z Zelterem czytamy: „Bogactwo i szybkość, oto, co świat podziwia i o co się każdy ubiega. Kolej żelazna, ekstrapoczta, parostatki i wszelkie możliwe facilites (ułatwienia – przyp. tłum.) w komunikacji – oto, w czym cywilizowany świat usiłuje się prześcigać, przecywilizować i przez to umocnić w miernocie. Jest to właściwie stulecie dla zdolnych głów, dla ludzi praktycznych bystrego pojęcia, którzy wyposażeni w niejaką zręczność czują się wyżsi ponad ciżbę, chociaż im samym najwyższych uzdolnień nie staje.”<<

>>Prawda była dla Goethego nieodłącznie związana z pojęciem wartości. Tak jak dla dawnych filozofów, jedynym możliwym kompasem, wedle którego ludzkość zdolna jest kierować się w poszukiwaniach drogi poprzez stulecia, było dla Goethego unum, bonum, verum – „Jedno, Dobre, Prawdziwe”. Nauka jednak, która jest tylko trafna, w której rozdzieliły się pojęcia „trafności” i „prawdy”, w której zatem boski porządek nie określa już sam z siebie kierunku, jest zbyt narażona, jest wystawiona, by znowu wspomnieć Fausta Goethego, na ingerencję diabła. Dlatego Goethe nie chciał jej zaakceptować. W świecie zmroczniałym, którego nie rozjaśnia już światło owego środka, „Jednego, Dobrego, Prawdziwego”, postępy techniki (…) nie są już właściwie niczym innym, jak tylko rozpaczliwą próbą, by uczynić piekło przyjemniejszym miejscem pobytu. Trzeba to podkreślić w odpowiedzi zwłaszcza tym, którzy sądzą, że upowszechniając cywilizację techniki i przyrodoznawstwa będzie można stworzyć wszelkie istotne warunki Złotego Wieku nawet w najodleglejszych zakątkach świata. Tak łatwo diabłu wymknąć się nie można.<<



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 290
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: