Mroczne historie Marka Krajewskiego
Widma w mieście Breslau (
Krajewski Marek (ur. 1966))
To już druga powieść z tej Mrocznej Serii. I tym razem nie do końca zrozumiałem wszystkie implikacje wątku kryminalnego. Ale mniejsza z tym. Przecież nie lubię kryminałów! Ale w tak dopracowanej pod względem topografii i kultury materialnej książce samymi morderstwami i mordercami się nie żyje, choćby byli nie wiem jak inteligentni.
Nareszcie Wrocław jest miastem z ciągłością historyczną, a nie wypadł nagle spod komunistycznego ogona. Narodowcy też nie będą zadowoleni, bo wali ich w antyniemieckie pyszczki, ba, chlasta je niemieckością. Moze kiedyś Krajewski umieści swoje opowieści w czeskim Wrocławiu, kto wie.
Mroczno, gorąco, stęchle. A do tego jadła, napitki, cygara i Eberhard Mock. Postać smutna, skażona traumą wojny, której jest ofiarą, chociaż nie bohaterem.
A do tego wachmistrz Smolorz i baronowa. Szkoda, że autor tej ostatniej poświęcił tak mało miejsca. No i jeszcze samo miasto. Mimo powojennej zawieruchy i niestabilności żyje i tętni. Otwarte są wielkie sklepy, dobrze się je i pije, pływa się po Odrze, uprawia miłość homo i heteroseksualną, a więc miasto w każdym calu.
Z drugiej strony trochę męczą niemieckie nazwy, bo ciągle trzeba sięgać do starych planów miasta, a ja nie mam do tego czasu ani oczu.
Pierwszą tego rodzaju topograficzną przygodę miałem z "Hannemanem" Chwina, ale to zupełnie inna bajka.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.