Dodany: 06.08.2010 10:53|Autor: aleutka
Współczesne baśnie
Władysław Kopaliński to człowiek legenda. Słownik mitów i tradycji kultury to jedna z najlepszych książek napisanych w języku polskim. Więc kiedy ten erudyta wydał "125 baśni do opowiadania dzieciom" zarówno jego osoba jak i sam koncept - przedstawienie baśni w takiej formie, aby była możliwa do opanowania pamięciowego dla "współczesnego Wajdeloty" i przedstawienia dziecku w formie ustnej - przemówiły do mojego serca i z radością kupiłam owo dzieło.
Jakże żałuję.
Czego się spodziewałam? Przede wszystkim spodziewałam się szacunku dla baśni. Owszem, spodziewałam się oczywiście, że będą skrócone, ale nie tak brutalnie skrócone i poprzerabiane na modłę Reader's Digest, żeby się biedne dziecko nie musiało za bardzo skupiać; skrócone, ale nie pozbawione piękna. Skrócone, ale nie spłycone gdy w grę wchodzą symbole pełne złożonych znaczeń. Uwspółcześnione, ale nie przez uczynienie języka bardziej topornym i zmienianie realiów na siłę.
W miarę czytania rosła moja irytacja. Owszem, zgadzam się - dużo współczesnych książek dla dzieci napisanych jest byle jakim językiem albo szalenie sztucznie tłumaczonych. Mnie samej zdarza się przerabiać co okropniejsze kwiatki. Ale szczerze mówiąc, spodziewałam się, że Kopaliński będzie antidotum na to zjawisko, że będzie pielęgnował piękno i potoczystość historii. Spodziewałam się, że poszerzy się mój repertuar i będę miała więcej ciekawych baśni do opowiadania mojej córeczce przed snem. Zwłaszcza że wiele tu baśni z innych kręgów kulturowych, azjatyckich na przykład.
W odróżnieniu od pana Kopalińskiego uważam, że szacunek dla dziecka nie przejawia się w maksymalnym sprymitywizowaniu historii i języka. Owszem, dzieci dzisiaj mogą nie wiedzieć, że kiedyś żołnierzyki odlewało się w domu z ołowiu. Ale można im o tym opowiedzieć, nie trzeba żołnierzyka od razu przerabiać na plastik. A jeśli już przyjmiemy, że to dopuszczalna swoboda artystyczna to przerobienie tancerki na Barbie w kostiumie baletnicy i sprawienie, że w nocy, gdy wszystkie przedmioty ożywają radio zaczyna grać wesoły rap jest zdecydowanie ponad moje siły.
Są pisarze, którzy potrafią pisać baśnie posługując się współczesnymi sobie środkami. Andersen na przykład do takich należał - w jego baśniach jest stosunkowo dużo dziewiętnastowiecznych realiów, są baśnie o najskromniejszych przedmiotach codziennego użytku, igłach na przykład, imbrykach, latarniach. To dowodzi, że aby trafić do współczesnego sobie dziecka nie trzeba się łaskawie zniżać do jego poziomu. Po raz kolejny potwierdza się prawda Korczaka - nie wolno myśleć, że oto się zniżasz do dziecka, trzeba się raczej wspiąć na palce, aby próbować dorównać rozmachowi jego wyobraźni. Kopaliński tutaj niestety zawodzi.
PYTANIE - czy znacie współczesne baśnie dla dzieci, gdzie ich baśniowość nie jest okaleczana? Bardzo mi zależy.