Dodany: 18.08.2010 03:42|Autor: misiak297

Polska Jane Austen?


Maria Rodziewiczówna była osobą niezwykłą. Jej własny życiorys sam w sobie nadałby się na powieść. Miała zaledwie siedemnaście lat, kiedy umarł jej ojciec, a ona postanowiła spłacić rodzeństwo i samodzielnie prowadzić rodzinne gospodarstwo. Równocześnie podejmowała pierwsze próby literackie. W 1886 „Straszny dziadunio” zdobył wyróżnienie w konkursie pisma „Świt”, a następna powieść, „Dewajtis”, zajęła drugie miejsce w konkursie „Kuriera Warszawskiego”. Z czasem Rodziewiczówna zdobyła sławę jako pisarka, jej powieści rozchodziły się jak przysłowiowe świeże bułeczki. Ona sama stała się aktywistką kobiecych stowarzyszeń i redagowała pismo „Ziemianka”. Nigdy nie stanęła na ślubnym kobiercu, nosiła męskie stroje i krótko obcięte włosy (co w tamtych czasach musiało być ekstrawagancją). Swoje życie wiązała z kobietami.

Zastanawia, dlaczego jej powieści – często ckliwe, mocno tendencyjne i zaludnione przez czarne lub białe postaci – do dzisiaj są tak popularne. Na empikowych półkach można znaleźć świeżutkie wydania, a w studenckich spisach figurują jako obowiązkowe lektury. A zatem nadal jest swoisty popyt na romanse Rodziewiczówny. Co sprawia, że po przeszło stu latach wiele osób nadal chętnie po nie sięga? Trudno mi określić ten fenomen. Być może czytelników nęci dawny świat z jasno określonymi zasadami i bohaterami po słusznej lub mniej słusznej stronie. A może o popularności decydują ciekawa tematyka, zgrabny warsztat i wyciskane przez wzruszające historie łzy? Po lekturze „Wrzosu” mogę powiedzieć jedno – to nie jest puste, banalne romansidło, a książka warta przeczytania, stawiająca Rodziewiczównę wyżej, niż zwykło się ją umieszczać.

Fabuła tej powieści przedstawia się nader prosto. Andrzej Sanicki i Kazimiera Szpanowska postanawiają się pobrać. Nie jest to jednak związek z miłości, raczej obustronny układ. Andrzej dostanie długo oczekiwany spadek po matce (warunkiem jego otrzymania był mariaż), a Kazia wyrwie się z domu, w którym króluje głupia i zła macocha. Oboje decydują się na ten związek, choć każde z nich nosi w sercu kogo innego; on - powabną mężatkę, pannę Celinę, ona zaś - studenta, Stacha Boguckiego, z którym jest (a raczej była) zaręczona, ale słuch po nim zaginął. Młodzi małżonkowie przenoszą się do Warszawy, gdzie Sanicki czuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie, natomiast Kazia zupełnie nie umie się odnaleźć.

Być może zresztą odnalazłaby się, i to całkiem dobrze, w nowej sytuacji, gdyby Rodziewiczówna dodała jej choć trochę charakteru, czy raczej charakterku. Tymczasem Kazia jest anielsko wręcz dobra, delikatna niczym tytułowy wrzos, jedyne ukontentowanie znajduje w pracy, nie cierpi próżniactwa i obłudy. To postać prawie święta, jednak tą świętością, która, choć może stanowiła wzór ponad sto lat temu, dziś może nieco bawić:

„- Pani dobrze klasztor wspomina. (…)
Twarz jej się ożywiła, oczy świeciły żartem i swawolą. Musiała być bardzo wesoła i dziecinna jeszcze w gruncie. Andrzeja zaczynała bawić.
- Bagatela! – roześmiał się – Więc bywają figle w klasztorze? A byli w to zamieszani studenci?
Kazia oburzyła się ogromnie.
- Studenci! Po co? Gdzie? Przecie to na wsi było, a nam wcale studenci nie byli w głowie! O, pan nie zna klasztorów i ich ducha! Pan wie, że jeśli w książce był zakreślony ustęp, tośmy go nie czytały. Za nic!”[1].

Kazia przypomina Kopciuszka z bajki. Tyranizowana przez złą macochę i nieznośną przyrodnią siostrę, znosi pokornie swój los, a pazurków nie pokazuje zapewne dlatego, że ich nie ma. Jednak ten, który ją wybawia, zasadniczo ani nie jest jej przeznaczony, ani nie przypomina bajkowego księcia. To bawidamek i hulaka afiszujący się ze swoimi kochankami. Również królestwo, do którego zabiera swoją „oblubienicę” nie jest wymarzonym dla niej miejscem. Kazia rychło przekonuje się, że Warszawa to siedlisko zblazowanych dekadentów, kochliwych artystów, kobiet fatalnych, wścibskich staruszek i najróżniejszej maści nędzarzy. Cała stolica żyje intrygami, romansami, skandalami i obmowami, a wszystko odbywa się w dorożkach, teatrach, cyrkach i na rautach. Kazi trudno się przystosować do tego środowiska. Okazuje się, że nawet dobroć i pogoda nie są w stanie zjednać ludzi i powstrzymać od plotkowania na jej temat. Nic dziwnego, że Kazia jest ciągle nieszczęśliwa i trwa w tej rozpaczy. Zdumiewa za to, że Rodziewiczówna – która pod wieloma względami przerastała swoją epokę – nie potrafiła wyposażyć tej bohaterki w odrobinę rumieńca. Kazia również przerasta swoją epokę, jest ponad niskimi pobudkami swoich warszawskich znajomych, jednak dobroć nie daje jej żadnej przewagi.

Nie chcę przez to powiedzieć, że „Wrzos” mi się nie podobał, bo uważam tę powieść za wybitną. Nie przepadam po prostu za posągowymi bohaterkami, dla których pisma religijne są lekturą najbardziej pasjonującą z możliwych. Kazi jednak, mimo iż jest jako ta lilia niewinna i jako ten wrzos delikatna i krucha (czyli tak święta, jak tylko polska heroina może być), nie sposób nie lubić. Z drugiej strony, dzisiejszemu czytelnikowi – udzie dwudziestego pierwszego wieku wyrośli już chyba dawno z literatury parenetycznej – nie przeszkadzają te wszystkie stołeczne modliszki, a rozliczne intrygi i plotki dodają powieści sporo pikanterii. Warszawa, którą opisuje Rodziewiczówna może przypomina kolejną proszącą się o deszcz siarki Sodomę, ale zasadniczo jest tak, jak w pewnym starym dowcipie – w piekle siedzi zawsze lepsze towarzystwo. I właśnie w portretowaniu tego obłudnego społeczeństwa Rodziewiczówna okazuje się prawdziwą mistrzynią… godną Jane Austen. Okazuje się, że ludzie są wszędzie tacy sami – czy akcja toczy się w dziewiętnastowiecznej Anglii, czy pozostaniemy w stolicy dwudziestego pierwszego wieku. I tu, i tu czytelnika czeka pyszna zabawa.

„Poczęto się żegnać bardzo uprzejmie, ale ledwie drzwi się zamknęły, Mania parsknęła śmiechem.
- A to sobie wynalazł indyczkę!
- A brzydka, a chuda! – dodała Wolska.
- Toć to nie ma o czym mówić z nią. Siedzi jak malowana.
- On znudzony, zły, bez humoru. Zestarzał się, zbrzydł.
- Tak się zmalować! Tak skończyć!
- Moja mamo, a któżby za niego poszedł! Któżby się naraził na śmieszność? Trzeba być wiejską gęsią lub nie mieć już krztyny ambicji”[2].

Czy to nie przypomina tego koszmarnego obmawiania, jakiemu panna Bingley i pani Hurst poddały Elizabeth Bennet w „Dumie i uprzedzeniu”? Angielska pisarka umiała wszakże również wspaniale obnażać głupotę ludzką. Jej ironia nie miała sobie równych i zapewniła takim postaciom, jak głupiutka pani Bennet, gadatliwa panna Bates, przemądrzała pastorowa Eton, komiczny Collins, zimny pan Darcy czy zawadiacki Henry Crawford stałe miejsce w literaturze. Jednak i Rodziewiczówna potrafi się zdobyć na może nieco mniej lekki, ale równie wyrafinowany sarkazm:

„Dzień pani Dąbskiej rozpoczynał się późno, około jedenastej, zwykle wizytą której z sióstr lub kuzynek, których miała cały legion.
Zrywała się z łóżka i w szlafroku rozpoczynała się śmiać, paplać i miotać po domu, zawsze coś gubiąc, czegoś szukając, popędzając służbę, słuchając ploteczek i nowinek odwiedzającej i powtarzając bezustannie:
- Mój Boże, co ja mam na dzisiaj roboty, jak ja wydołam!
Tak biegając i paplając myła się, czesała, piła kawę, dysponowała służbie, robiła rachunek z kucharką, wreszcie przeprowadzała siostrę czy kuzynkę do przedpokoju i tam, gdy się wycałowały na pożegnanie, u drzwi samych stojąc kończyły gawędkę „dwa słowa”, które trwały do pierwszej. Płoszył je dzwonek nowej, już etykietalniejszej wizyty, przed którą kryła się pani Tunia do sypialni, wołając w odwrocie do lokaja:
- Proś do sali, Leontyno, prędzej, ubieraj mnie. Gdzie gorset, gdzie trzewiki? Mój Boże, czy przynieśli stanik od krawcowej? Żelazko do fryzowania! Co się stało z kluczami?
Jeśli gość miał ważny interes albo był naiwny, czekał na ukazanie się pani bardzo długo. (…)
Zwykle przyprowadzała ze sobą znowu którą z sióstr lub z legionu kuzynek, znowu gadały, gadały, gadały. Zawsze też wieczorem porywała się pani Tunia za głowę, spojrzawszy na zegar:
- Rany boskie! Miałam być o szóstej u Jóźwickich, a to już siódma! Leontyno, prędzej, ubieraj mnie! Gdzie fularowa suknia! Żelazko do fryzowania mi grzejcie! Mój Boże, ja nie wydołam doprawdy! Głowę trzeba stracić w tym odmęcie roboty!”[3].

I tu, i tu wreszcie wplatane są na poły zabawne, na poły prawdziwe porzekadła:

„- Wiesz, nie uwierzysz, ale i ja miałam z Julkiem przejście. Dowiaduję się, naturalnie przez mamę Wolską, że ma kochankę. Przeraziłam się, obejrzałam, że go zaniedbywałam i naturalnie błąd mój zaraz naprawiłam. Mieliśmy drugą edycję miodowych miesięcy.
- Za to, że cię zdradził?
- Ano, cóż zrobić? Tym się mężów trzyma, moja droga. Muchy na ocet się nie biorą!”[4].

„Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony”[5].

Jednak „Wrzos” nie jest pogodną bajeczką o Kopciuszku z happy endem, jak to bywa u Austen. Zbyt dużo u Rodziewiczówny nędzy, obłudy prowadzącej do frustracji, zbyt wielkie nagromadzenie negatywnych emocji, aby ciętego dowcipu demaskującego społeczeństwo nie spuentować jakimś zjadliwym morałem:

„Teatr był zatłoczony i jarzył się od strojów i klejnotów. Nikt nie słuchał uwertury, każdy zresztą umiał ją na pamięć i każdy tu był, żeby się pokazać spotkać znajomych, admirować toalety, podniecać się do flirtu, zabawy, rozpusty tą wystawą obnażonych ramion kobiecych, gorącem pełnym zapachu perfum i tonów muzycznych.
W tym ludzkim mrowiu skupionym ciasno i oświetlonym jaskrawym światłem gazu, wrzały wszystkie namiętności, a królowała ciekawość pusta, zawiść niska próżność nikczemna (…), a o uwerturze myślał tylko nieboszczyk Moniuszko w grobie”[6].

Austen również poruszała poważne, trudne tematy – między wierszami dostrzec można, jak ciężka była w tamtych czasach dola kobiet (np. „Rozważna i romantyczna”) i jak wielka konieczność zawarcia dobrego małżeństwa („Duma i uprzedzenie”), jak bardzo środowisko jest w stanie manipulować bezwolną osobą („Perswazje”), jak bawienie się cudzymi uczuciami może stać się przyczyną wielu przykrości („Emma”) – jednak wszystko wracało do względnego porządku, księżniczka znajdowała księcia i żyli długo i szczęśliwie, dopóki śmierć (u Austen zasadniczo nieobecna) ich nie rozłączyła. U Rodziewiczówny śmierć zbiera swoje żniwo, jednak pogrzeb nie niesie ze sobą żadnej zadumy, jest jedynie okazją do zaprezentowania nowej toalety, wymiany świeżutkich ploteczek i ewentualnego pomstowania na pogodę. [papla]We „Wrzosie” nie ma też happy endu – nawet jeśli ma się przez chwilę wrażenie, że pomiędzy „małżonkami z konieczności” może narodzić się szczere uczucie, autorka rozwiewa wszelkie złudzenia.[/[papla]

„Wrzos” jest książką demaskatorską, bezwzględną i wywołującą śmiech przez łzy. Może trochę to nie fair ze strony Rodziewiczówny czynić bohaterkę praktycznie bezsilną, wyposażoną jedynie w ogromny bagaż dobra, który nie na wiele się zda w pojedynku z rozplotkowanymi lokalnymi harpiami. Jednak taki portret na pewno lepiej obrazuje zepsucie ówczesnego społeczeństwa. Dodatkowym atutem jest brak ładunku patriotycznego – nie pojawia się on prawie wcale, ustępując miejsca ciekawej historii miłosnej.

Zachęcam do lektury „Wrzosu” – kto wie, może nie tylko ja odkryję w Marii Rodziewiczównie polską Jane Austen?



---
[1] Maria Rodziewiczówna, „Wrzos”, wyd. Spółdzielnia Księgarsko-Wydawnicza „Promocja”, Warszawa 1989, s. 17-18.
[2] Tamże, s. 66-67.
[3] Tamże, s. 69-70.
[4] Tamże, s. 102
[5] Jane Austen, „Duma i uprzedzenie”, przeł. Anna Przedpełska-Trzeciakowska, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2002, s. 5.
[6] Maria Rodziewiczówna, „Wrzos”, op. cit., s. 133.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 15933
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 19
Użytkownik: aleutka 18.08.2010 14:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Maria Rodziewiczówna była... | misiak297
Polska Jane Austen?? NAPRAWDE??

Gdzie u Rodziewiczówny jest bodaj slad LEKKIEJ ironii? Wszelkie kwestie spoleczne traktowane sa ze smiertelna powaga a ironia jest z ciezkiego dziala. Uderza wlasnie BRAK poczucia humoru, nawet w postaciach w zamierzeniu humorystycznych. Jakos to zdanie o drugiej edycji miodowych miesiecy nie smieszy mnie zupelnie, kojarzy mi sie jedynie z "glebokimi" madrosciami plot w maglu. Ach znamy sie na zyciu. A to zdanie z Austen po prostu blyszczy.

O naturalnosci tych dialogow i ich indywidualizacji a raczej braku tychze to juz nawet mi sie nie chce rozpisywac.

O tym jak to postacie sa jednoznacznie tylko dobre lub tylko zle tez nie. Sila Austen to wlasnie charakterystyka postaci, i to czesto posrednia, poprzez jezyk, zachowanie itp. U Rodziewiczowny wszystko na tacy podane.

U Austen jest pewna lekkosc ktorej kompletnie brak Rodziewiczownie. Nawet w happy-endowych historiach Rodziewiczowny happy endy sa smiertelnie powaznie i z namaszczeniem traktowane. Do Orzeszkowej byla w tym podobna, dosc zasadnicza w moim odczuciu.

Oczywiscie lubie Rodziewiczowne (jak moglabym nie lubic osoby, ktora do swoich ksiazek wklejala ekslibrisy z tekstem "Te ksiazke skradziono z ksiegozbioru Marii Rodziewiczowny"?), w swoim czasie czytalam Dziadunia i Dewajtis z plonacymi uszami ale moim zdaniem porownanie z Austen jest na wyrost. Mam wrazenie, ze z Rodziewiczowny sie wyrasta a potem powraca z czystego sentymentu, podczas gdy Austen nie przestaje zadziwiac.

Przypomina mi sie jak Malgorzata Musierowicz sie zoladkowala, kiedy ktos powiedzial, ze Austen to taka wiktorianska Helena Mniszkowna. Ani ona wiktorianska ani Mniszkowna... Samo to ze pisala o milosci i w dawnych czasach nie wystarcza do porownan. Rodziewiczownie tez do niej daleko wydaje mi sie.




Użytkownik: misiak297 18.08.2010 14:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Polska Jane Austen?? NAPR... | aleutka
Wykazałem tylko moim zdaniem jakieś punkty styczne:) Oczywiście, że Rodziewiczówna i Austen twórczo się od siebie znacznie różnią, a jednak mnie bawią niektóre ironie Rodziewiczówny (choć wymierzone w poważne kwestie społeczne) z "Wrzosu" - to rzecz gustu. Zgadzam się też, że Austen nie pokazuje paluszkiem - ta postać jest dobra, a ta zła. Jednak musisz przyznać, że obie - z mniejszą lub większą lekkością - poruszają ważne kwestie społeczne.
Nie wiem, czy z Rodziewiczówny się wyrasta - ja dopiero poznaję jej twórczość i ma w sobie coś urzekającego. Natomiast wiem, że z powieści Austen nie wyrosnę nigdy:)
Użytkownik: Monika.W 18.08.2010 19:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Wykazałem tylko moim zdan... | misiak297
A mnie się tutaj pięknie komponuje cytat z wątku równoległego: "A porównanie Prousta do Sienkiewicza... Nie wydaje mi się na miejscu, to jest zupełnie inna klasa" (O muzyce i uczuciach)
Użytkownik: misiak297 18.08.2010 20:13 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie się tutaj pięknie ... | Monika.W
Czy ja wiem... Sienkiewicz i Proust... A pisarstwo dwóch kobiet, które przerosły swoją epokę? Choćby w tym tkwi pewne podobieństwo.
Użytkownik: Monika.W 19.08.2010 08:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ja wiem... Sienkiewic... | misiak297
A czy Rodziewiczówna bardziej przerosła swoją epokę niż Sienkiewicz? Bo nie wydaje mi się.
Nie cenię specjalnie ani Rodziewiczówny, ani Sienkiewicza - ale dla mnie z pewnością Sienkiewicz jest pisarzem, zaś Rodziewiczówna to Grochola czy Kalicińska sprzed 100 lat.
Czytam teraz "sindbad wraca do domu" Marai'a - a tam piękne wywody na temat różnic mięzy pisarzem a osobą piszącą:).
Użytkownik: misiak297 19.08.2010 09:23 napisał(a):
Odpowiedź na: A czy Rodziewiczówna bard... | Monika.W
Nie widzę potrzeby licytowania się:) Dla mnie - sympatyzującego z ruchem feministycznym - Rodziewiczówna jest pewną ikoną (zresztą tak jak Austen). Poradziła sobie bez mężczyzny, miała swoje własne - na przekór społeczeństwu - zasady, a dodatkowo zrobiła karierę jako pisarka. Ja wiem, że jej książki powstawały taśmowo, były tamtejszą literaturą masową, ale to samo w sobie nie musi odbierać im pewnych wartości.
Użytkownik: Monika.W 19.08.2010 11:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie widzę potrzeby licyto... | misiak297
Ja też się nie chcę licytować, ale nie widzę powodu stosowania różnej miary dla kobiet-pisarzy i mężczyzn-pisarzy. Pewnie w ogóle bym się nie wypowiedziała, gdyby rónowlegle się nie toczyła ta druga dyskusja. Nie lubię relatywizmu.
Dla mnie ważne jest, czy pisarz jest dobry czy nie. A nie - czy jest kobietą, czy mężczyzną.
Użytkownik: aleutka 20.08.2010 12:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ja wiem... Sienkiewic... | misiak297
Alez jako pisarka Rodziewiczowna nie przerosla swojej epoki. O jej warsztacie itp mozna powiedziec NAJWYZEJ ze jest uroczo staroswiecki, "trzeba brac poprawke na epoke" itp (podobnie jak Orzeszkowej zreszta). U Austen odwrotnie - swiat przedstawiony staroswiecki, ale warsztat jak najbardziej nowoczesny, przerastajacy epoke, zdradzajacy oryginalnosc i stanowiacy inspiracje jezykowa do dzis.

Jesli chodzi o styl zycia to odwrotnie - Austen zyla zyciem bardzo typowym dla swojej epoki, generalnie mam wrazenie pewne zalozenia porzadku spolecznego traktowala wrecz na rowni z prawem natury, jesli kwestionowala to bardzo delikatnie i posrednio, winila raczej jednostke niz zalozenia jako takie. Rodziewiczowna i Orzeszkowa odwrotnie. Kwestionowaly, a ich ksiazki byly w sposob oczywisty tendencyjne, literatura pelnila role sluzebna do krzewienia pewnych idei.

Powtorze - sam fakt, ze pisaly o milosci i w dawnych czasach absolutnie nie wystarcza do porownan.
Użytkownik: misiak297 20.08.2010 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Alez jako pisarka Rodziew... | aleutka
Tu się z Tobą zgodzę. Być może jako pisarka Rodziewiczówna nie przerosła epoki - jej książki (te, które znam) są właśnie "uroczo staroświeckie" sprawnie napisane, niosą jakieś wartości. I przecież są czytane z zainteresowaniem do dziś. Jednak jako kobieta tę epokę przerosła. W ogóle biografie kobiet tamtych czasów mnie fascynują - zarówno Konopnicka jak i Orzeszkowa robiły tym czasom niejako "na przekór:)" I masz rację, że ich książki były mniej lub bardziej tendencyjne.
Austen jest równie fascynująca, choć trzeba to mierzyć angielską miarą. Jej książki są wciąż czytane z wypiekami na twarzach, sprawne literacko, pasjonujące.
A swoje luźne porównania opieram na tym sarkastycznym poczuciu humoru, jakiś prawdach życiowych, czy poprzez ciekawe postaci:)
Użytkownik: aleutka 20.08.2010 14:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Tu się z Tobą zgodzę. Być... | misiak297
No wlasnie o to mi chodzi, ze sarkazm i ironia u Rodziewiczowny sa zawsze powazne i z grubej rury.
Pamietam, jak ogladalam adaptacje Miedzy ustami a brzegiem pucharu" i bylam zaskoczona, ile humoru jest w tym filmie. Ile niesamowitej, LEKKIEJ ironii zupelnie nieobecnej w ksiazce. Czemu nie ma takich dialogow w ksiazce?? pytalam siebie ze zdumieniem. Dopiero w filmie widac ze MOZNA. Rodziewiczowna ma ciezkie, zasadnicze pioro, a humor naciagany. U Rodziewiczowny pelno umoralniajacych "prawd zyciowych" a u Austen ironiczna prawda o zyciu i naturze ludzkiej. To co innego.

Moze wlasnie dlatego tak mnie zaskakuje porownanie Rodziewiczowny do Austen. Wlasnie ten kostyczny, zdradziecko lekki angielski humor jest jednym z wyznacznikow stylu Austen, jednym z najbardziej nowoczesnych elementow jej spojrzenia. Rodziewiczowne?? Generalnie powazna, wrecz koturnowa niekiedy Rodziewiczowne porownywac do Austen, ktorej markowym znakiem jest humor??

W Anglii bywaly skandalistki, ktore przyprawilyby Rodziewiczowne o zdumienie - tylko tyle powiem. Nie przekonuje mnie zupelnie to zdanie o "angielskiej mierze". Austen po prostu nie byla rebeliantka, jeszcze jedna zasadnicza roznica w stosunku do Rodziewiczowny.

Jesli juz porownywac Rodziewiczowne do klasykow i pomnikow literatury - bardzo ryzykowne zajecie moim zdaniem - to predzej do Jane Eyre niz Dumy i uprzedzenia. W Jane tez jest mrok, niekiedy nedza, generalnie bardziej gotycko powaznie jest i wiecej chocby przyrody (u Austen ogrodki generalnie poukladane do spacerow). Ale nadal siostry Bronte sa od Rodziewiczowny NIEPOROWNYWALNIE lepsze warsztatowo. Nie bez powodu Austen i Bronte weszly do klasyki literatury swiatowej.
Użytkownik: misiak297 18.08.2010 15:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Polska Jane Austen?? NAPR... | aleutka
Poza tym ten tekst napisałem zasadniczo dlatego, że Dot w swojej recenzji "Nad Niemnem" wspomniała o Jane Austen. Pod tą samą recenzją wytoczyła się dyskusja o tym, czy Orzeszkowa mogła czytać powieści Austen. Niemniej sam znalazłem więcej wspólnego z Austen u Rodziewiczówny niż u Orzeszkowej.
Użytkownik: misiak297 13.09.2010 18:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Polska Jane Austen?? NAPR... | aleutka
Muszę Ci Aleutko tak w post scriptum powiedzieć, że nie jestem odosobniony w swoim skojarzeniu z Jane Austen. Jakież było moje zdziwienie, gdy dziś w "Empiku" sięgnąłem po jakąś książkę Rodziewiczówny, bo podobają mi się te najnowsze wydania, a tam co widzę u góry okładki? Tytuł mojej recenzji... "Polska Jane Austen":)
:)
Użytkownik: aleutka 14.09.2010 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Muszę Ci Aleutko tak w po... | misiak297
Och wiem, ilez juz takich notek widzialam! Jak mowilam - wystarczy ze ktoras kobieta pisala w dziewietnastym wieku i o milosci. Ja tu juz cytowalam kogos, kto nazwal Austen wiktorianska Mniszkowna. Ani ona wiktorianska, ani Mniszkowna, ale coz to ma do rzeczy?

Wydawcy wiedza, ze Austen jest popularna wiec takie porownanie moze zwiekszyc sprzedaz, nawet jesli dana pisarka niewiele ma z Austen wspolnego.

A mnie sie przypomina jak ktorys angielski pisarz rozeslal jakis fragment Austen po roznych wydawcach jako utwor debiutancki. JEDEN zaledwie z nich sie zorientowal. Co przeraza to fakt, ze wiekszosc odrzucala :)) Podobnie ktos zrobil z ktoryms mniej znanym utworem Lessing i Naipaula...

I inna rzecz - Emma Thompson mi sie przypomina i jej scenariusz do Rozwaznej i romantycznej. Musiala sporo pozmieniac, w ksiazce Edward i Eleonora na przyklad sa juz zakochani kiedy ich poznajemy, w filmie by to nie zagralo, wiec poznaja sie oficjalnie sobie przedstawieni i trzeba przedstawic rozwoj ich znajomosci. Emma moim zdaniem wspiela sie na wyzyny, slynna jest scena w bibliotece, gdzie Malgorzata chowa sie pod stolem a Edward i Eleonora probuja ja stamtad wyciagnac (ach, ten Nil ze zrodlami w Wimbledonie...). Emma cytowala swoja agentke literacka i jej najwiekszy komplement - otoz obejrzawszy te scene agentka stwierdzila, ze to bylo tak bardzo w duchu ksiazki(dosl. It reminded me so much of the book) Emma troche spuchla z dumy :)) Wiec mozna pisac w duchu austenowskim, ale niewielu sie to udaje :D
Użytkownik: misiak297 14.09.2010 10:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Och wiem, ilez juz takich... | aleutka
O tak, na sto procent takie książki się lepiej sprzedadzą!
Nie wiem, czy wiesz, że pojawiła się książka "Emancypacja Mary Bennett" autorstwa tej pani, która napisała "Ptaki ciernistych krzewów". Nie wiem, czy po to sięgnę. Raz, że "Ptaki ciernistych krzewów" to jeden z największych kiczoli jakie zdarzyło mi się czytać, dwa, że chyba za bardzo kocham "Dumę i uprzedzenie", żeby sobie psuć jej obraz, trzy, że z sequele rzadko mi się podobają (żenująca "Scarlett" Alexandry Ripley, niezbyt dobra "Pani de Winter" Susan Hill, względnie dobrzy "Forsyte'owie" Sulejki Dawson, no i całkiem w duchu Milne'a "Powrót do Stumilowego Lasu").
Ciekawe zresztą, czy nadal będę podtrzymywał swoją opinię z tej recenzji, kiedy będę poznawał Rodziewiczównę. Na pewno Ci o tym napiszę:)
Moc pozdrowień:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.08.2010 15:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Maria Rodziewiczówna była... | misiak297
Świetna recenzja!!! Jak już napisałam w innym wątku, aż tak dobrze "Wrzosu" nie zapamiętałam - teraz bierze ochota wrócić i odkryć to, na co się kiedyś nie zwróciło uwagi...
Użytkownik: jakozak 18.08.2010 21:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Maria Rodziewiczówna była... | misiak297
Polecam Wam Farsę panny Heni. Wprawdzie ma koniec nieco skopany, ale jest bardzo "nierodziewiczówna". :-)
Użytkownik: porcelanka 19.08.2010 10:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Maria Rodziewiczówna była... | misiak297
Doskonała recenzja, muszę koniecznie zapoznać się bliżej z powieściami Rodziewiczówny;)
Co do podobieństw między Rodziewiczówną a Austen, to widzę pewne, dlatego przeczytam "Wrzos" i "Dewajtis" po tym kątem. Zapowiada się ciekawa lektura.

Użytkownik: Tsukischiro 09.09.2010 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Maria Rodziewiczówna była... | misiak297
Powiem krótko- mnie recenzja zachęciła, również-a może zwłaszcza- porównanie do Jane Austen, którą darzę ogromną sympatią:)
Użytkownik: misiak297 09.09.2010 23:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Powiem krótko- mnie ... | Tsukischiro
:) Czekam na Twoje wrażenia:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: