Dodany: 25.06.2018 17:10|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Zabić mógł każdy, ale kto nasypał żyta?


Gdyby wskaźnik wykrywalności sprawców zbrodni wszędzie był tak wysoki, jak w powieściach Królowej Kryminału, przestępstwa najcięższego kalibru popełnialiby tylko ludzie maksymalnie zdesperowani, którym wszystko jedno, co zrobią z resztą swojego życia. Ale w tej powieściowej Anglii oprócz całego aparatu policyjnego ze stosunkowo jeszcze skromnymi możliwościami technicznymi – to dopiero połowa XX wieku – egzystuje kilka niezwykłych postaci, które zawsze, przypadkiem lub nie, znajdą się w miejscu, gdzie akurat uczyniono coś złego i wszystkie swoje niepowszednie talenty oddadzą, mniej lub bardziej oficjalnie, w służbę sprawiedliwości. Jedną z nich jest panna Jane Marple, która tym razem zjawia się zbyt późno, by zapobiec złu, lecz dość wcześnie, by zostało ono ukarane.

A co takiego się zdarzyło? Otóż londyński przedsiębiorca Rex Fortescue, pijąc herbatę w swoim biurze, gwałtownie i ciężko zaniemógł; przewieziony do szpitala, rychło zmarł. Wykryto, iż przyczyną śmierci była rzadko używana, choć pospolicie dostępna trucizna, zaś czas jej działania wskazywał, że zawierała ją nie owa nieszczęsna herbata, lecz spożyte w domu śniadanie. Udawszy się do wiejskiej posiadłości denata, inspektor Neele stwierdza, że motyw do popełnienia zbrodni mógł mieć praktycznie każdy członek rodziny. Ładna i próżna młoda żona, w sposób aż nadto oczywisty flirtująca ze swoim rówieśnikiem, typowym niebieskim ptakiem, który z pewnością byłby rad z odziedziczenia przez nią majątku. Starszy syn z pierwszego małżeństwa, zdominowany przez ojca i toczący z nim spory w sprawach zarządzania rodzinną firmą (młodszy co prawda był z nieboszczykiem w poważniejszym konflikcie, ale wyjechał z kraju i nie widuje się z bliskimi, więc tak jakby nie istniał). Jego żona, niedarząca teścia sympatią i przypisująca mu winę za to, że nie udało im się usamodzielnić. Najmłodsza córka, której adoratora, lewicowca bez grosza przy duszy, ojciec brutalnie odprawił z kwitkiem. Nawet sędziwa szwagierka, przekonana, że i mąż zmarłej siostry, i jego druga żona, i dzieci to zatwardziali grzesznicy, aż się proszący o karę boską. Właściwie tylko służba domowa nie miała powodu nienawidzić starego Fortescue ani liczyć na jakieś profity po jego śmierci. Tak czy owak, ktoś mu podsunął zatruty kąsek, ktoś – ten sam czy zupełnie inny? – jakby dla kawału nasypał żyta w kieszeń garnituru…

Ledwie inspektorowi Neele'owi uda się wytypować najbardziej podejrzanych, wydarzy się kolejna tragedia, wskutek której jego hipoteza spali na panewce, a pozostali przy życiu mieszkańcy Domku Pod Cisami poczują się zagrożeni. Zwłaszcza kiedy zostaną znalezione następne zwłoki. I wtedy przyjdzie czas na pannę Marple, która tym razem zjedzie na miejsce zbrodni z własnej inicjatywy, poruszona wyczytaną w gazecie wzmianką o śmierci znajomej osoby. W śledztwie bardzo się przydadzą jej dobra pamięć, dyplomacja i talent do wypytywania o drobiazgi, o których ludzie nawet nie wspominają policji…

Po raz kolejny odniosłam wrażenie, że jeśli ta powieść ma jakąś słabszą stronę, jest nią samo rozwiązanie intrygi; nie tyle w punkcie „kto” (choć przyznaję, że postaci tej jako sprawcy w ogóle nie brałam pod uwagę), co „jak”. Jak to możliwe, że w domu pełnym ludzi nikt nie zauważył manewrów niezbędnych do popełnienia zbrodni ani kogoś znajdującego się w miejscu, gdzie go być nie powinno? Nie pozostaje nic innego, jak tylko uwierzyć autorce, że tak być musiało i skupić się na tym, co prócz samej zbrodni może czytelnika zainteresować.

Środowisko, znów to samo, tak dobrze Lady Agacie znane: dwie z trzech ofiar i prawie wszyscy podejrzani należą do klasy „wyższej średniej” – ziemianie, finansiści, przemysłowcy – nieco spospolitowanej przez niestosowne mariaże (Adela Fortescue przed zamążpójściem była, o zgrozo, manikiurzystką!); „niższą średnią” reprezentują biuralistki z firmy panów Fortescue, narzeczony Elaine i absztyfikant Adeli, zaś gmin – Crumpowie, Gladys Martin, Ellen Curtis, a także Mary Dove, aspirująca jednak do wyższej pozycji społecznej, a przynajmniej robiąca takie wrażenie.

Parę odwiecznych konfiguracji relacji międzyludzkich, sprawdzających się jako motywy w praktycznie każdym gatunku literackim, od powieści psychologicznej po kryminał, od dramatu i eposu po farsę: bogaty wdowiec w wieku co najmniej średnim, poślubiający niewiastę w wieku swoich dzieci, która później używa życia za jego pieniądze… ale nie z nim; biblijny trójkąt – ojciec, posłuszny syn starszy i marnotrawny syn młodszy; ślepo zakochana kobieta, nieprzyjmująca do wiadomości sygnałów, że ukochany jest nią zainteresowany jedynie na tyle, na ile może liczyć na jej posag lub uzyskanie innych wymiernych korzyści.

I cała masa drobnych smaczków, podsuwanych czytelnikowi to przez wszechwiedzącego i mocno ironicznego narratora, to przez którąś z osób dramatu.

Gdy się tak człowiek zagłębi w studiowanie tej ludzkiej menażerii, gotów nawet nie dbać o to, kto i dlaczego zabił…


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 940
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: